Żołnierz PW Witold Kieżun, ps. "Wypad" w Muzeum Niepodległości; dodane teksty wystąpień
data:13 sierpnia 2012     Redaktor: Barbara Chojnacka

W czwartek, 2 sierpnia miało miejsce niezwykłe spotkanie z prof. Witoldem Kieżunem, żołnierzem Powstania Warszawskiego.
Poniżej spisany tekst ważnego wystąpienia prof. Witolda Kieżuna.

BC

Mała sala nie pomieściła wszystkich chętnych. Część osób stała, część siedziała w holu. Prelegent przed spotkaniem (także i po spotkaniu) podpisywał swoją najnowszą ksiązkę rzeszom chętnych, którzy ją nabyli.

dscn0006_800_550_04

dscn0004_800_550_03

 

Prof. Kieżun przedstawił własną koncepcję historii Powstania Warszawskiego, opartą na posiadanej przez Niego wiedzy. W koncepcji tej czołową rolę odgrywa F. D. Roosevelt.

 

Punktem pierwszym tej koncepcji jest problem Roosevelta czyli jego współpracy ze Stalinem. Jej ideą była wspólna ZSRR-USA walka z kolonializmem! Nasz kraj padł ofiarą tej walki.

Wiele było przejawów tej współpracy, np. Lend-Lease, ogromna pożyczka wojenna dla Sowietów (zwrotna tylko w małej części), bo do walki z kolonializmem potrzebny był Rooseveltowi silny ZSRR. Tajne porozumienia Roosevelt-Stalin, z pominięciem Churchilla, oszukiwanie sojuszników - to Teheran (1943).

Prof. Kieżun powiedział, że nasza tragedia zaczęła się 23 sierpnia 1939 r. od podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow, a tragedia Powstania Warszawskiego była integralną częścią rozpoczętego w ?39 roku spisku.

 

O decyzji rozpoczęcia Powstania Witold Kieżun powiedział, że była koniecznością. Podkreślił z mocą, że należy bronić dowódców Powstania przed atakami o nierozwagę, lekkomyślność i podobnymi oskarżeniami. Warszawa w przededniu powstania znalazła się w tragicznej sytuacji na miarę tragedii greckiej ? nie było żadnego dobrego wyjścia w zaistniałych okolicznościach (front sowiecki u bram Warszawy, Niemcy chcą zamienić miasto w twierdzę i wydają rozkaz wojenny do stawienia się do pracy 100 tyś Warszawiaków, za niewykonanie którego groziło rozstrzelanie). Następnie opisał jakie przełożenie na pomoc Powstaniu miały tajne konszachty Stalin-Roosevelt: m.in. niezgoda Stalina na lądowanie w strefie sowieckiej samolotów alianckich z zrzutami broni i zaopatrzenia dla walczących powstańców.

O swoich powojennych losach prof. Kieżun opowiedział bardzo skrótowo. Podkreślił jednak kilkakrotnie, że w obozach sowieckich śmiertelność była bliska 87% mimo, iż nie było tam masowych egzekusji i rozstrzeliwań!

Posłuchaj całej pasjonującej wypowiedzi prof. Kieżuna:

mp3  

 

Tekst wystąpienia:

Prof. WITOLD KIEŻUN – wykład, cz.1

                                                      Tajemnica Teheranu

            Dziś prezentuję swoją książkę ,,Drogi i bezdroża polskich przemian” i od razu zwracam uwagę na jej część trzecią, w której zawarte są dwa podstawowe opracowania związane z Powstaniem Warszawskim i z Armią Krajową. Jest to moje opracowanie na temat roli politycznej Powstania Warszawskiego w skali ogólnoeuropejskiej oraz moje wspomnienia z przeszłości, z okresu po powstaniu: siedziałem wówczas w więzieniu w Polsce, potem byłem internowany w Związku Radzieckim i przeżyłem obóz śmierci, w którym w ciągu czterech i pół miesiąca zmarło 86,4% więźniów, to jest dużo więcej niż w niemieckich obozach koncentracyjnych, gdzie średnio dożywało około 50% uwięzionych.

            Chciałbym tutaj przedstawić moją generalną koncepcję dotyczącą historii Powstania Warszawskiego, które nie zostało szczegółowo rozwinięte w badaniach historycznych, dlatego że jest sporo elementów trudnych do odnalezienia, ale mnie są one znane.

            Punktem wyjścia jest problem Roosevelta, prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tak się złożyło, że w latach siedemdziesiątych współpracowaliśmy z Fordham Catholic University (jezuicki uniwersytet w Nowym Jorku) kierowanym przez prezydenta (tak w USA nazywany jest rektor) Firleya, który zaszczycił mnie swoją przyjaźnią. Pierwsze informacje otrzymałem właśnie od niego i potwierdziły się one w odnalezionych dokumentach. Otóż po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej kardynał Francis Spellman (prymas katolicki USA nazywany amerykańskim papieżem, wielka postać) niesłychanie się zaniepokoił faktem, iż Stany Zjednoczone nawiązały współpracę ze Związkiem Radzieckim na zasadzie tzw. Lend-Lease, a więc na daleko idącym kredytowym zaopatrzeniu, zarówno zbrojnym, jak i gospodarczym, które umożliwiłoby sowietom walkę z Niemcami.

Muszę stwierdzić, iż w czasie mojego smutnego pobytu w ZSRR stale widziałem wszystko amerykańskie: w obozie druty były amerykańskie, jedzenie było amerykańskie, samochody amerykańskie, nawet lokomotywa pociągu, który nas wiózł, okazała się dieslowska, amerykańska; mało tego – młotki i gwoździe też były amerykańskie. Kiedy przebywałem w   więziennym szpitalu, otaczało mnie wszystko z napisem ,,Made in USA”. Jak widać całe zaopatrzenie bezpieki było amerykańskie, co daje podstawę do stwierdzenia, że miało ono ogromne znaczenie.

Otóż kardynał  Spellman poprosił o kontakt z prezydentem Rooseveltem i w czasie rozmowy z nim powiedział:

- Ale zawieramy sojusz z wrogiem naszej kultury, z wrogiem chrześcijaństwa, który wymordował całe duchowieństwo, który zburzył wszystkie kościoły. To jest szalone niebezpieczeństwo dla naszej chrześcijańskiej kultury.

Na to Roosevelt odrzekł:

- Wyjaśnię Waszej Ekscelencji moją politykę, ale pod jednym wszakże warunkiem, że zostanie to między nami, natomiast zgadzam się na ujawnienie po upływie 25 lat od mojej śmierci.

Tak się akurat złożyło, że rektor Fordham Catholic University był serdecznym przyjacielem Spellmana, który mu tę wiedzę przekazał, a 27 lat po śmierci Roosevelta, Firley opowiedział mi to wszystko; jest to udokumentowane, ponieważ ukazały się pamiętniki Spellmana zawierające ową wypowiedź prezydenta Roosevelta: ,,Pod koniec XVIII w., w 1775 r.,  rozpoczęliśmy walkę o wolność z najgorszym imperializmem światowym, mianowicie z imperializmem Wielkiej Brytanii i zwyciężyliśmy. Zbudowaliśmy wolne, demokratyczne społeczeństwo, ale nasza rola się nie skończyła: świat jest niesprawiedliwy, świat jest pełen kolonii, a największym krajem kolonialnym jest właśnie Wielka Brytania, jej imperium nie zachodzi słońce – ma kolonie na całej kuli ziemskiej. Poza tym są olbrzymie terytoria kolonialne francuskie, holenderskie, belgijskie, hiszpańskie, portugalskie i to jest tragedia świata. Walkę z nią podjęliśmy my – Amerykanie (i nasi przodkowie) i my musimy ją zwycięsko zakończyć. Moją rolą jest zlikwidowanie systemu kolonialnego. Otóż dowcip polega na tym, że w tym dziele mam tylko jednego sprzymierzeńca, którym jest Związek Radziecki, a naszym największym wrogiem z tego punktu widzenia jest nasz obecny aliant, mianowicie Wielka Brytania. Związkowi Radzieckiemu przyświeca ten sam cel, tj. likwidacja kolonializmu, w związku z tym będę współpracować z ZSRR”.

Na to kardynał Spellman rzucił pytanie:

- Gdzież tu jest walka o ideały chrześcijańskie?

- Stalin obiecał mi, że po wojnie wprowadzi system demokratyczny, a ponadto już wydał         zarządzenie w kwestii kształcenia nowych duchownych prawosławnych oraz zgodę na to, by prowadzili oni działalność duszpasterską w oddziałach Armii Czerwonej, a także decyzję o odbudowaniu cerkwi.

Nawiasem mówiąc to jest fakt (to już wiemy na pewno): ci nowi popi to był aparat bezpieczeństwa, który przez wiele lat był przygotowywany do walki z cerkwią. Specjaliści bezpieki byli dobrze ,,wytrenowani” w zasadach wiary, w szybkim tempie przechodzili przeszkolenie i w ten sposób wytworzyła się nowa ,,kadra” radzieckiego duchowieństwa prawosławnego.

Roosevelt zakończył swoją wypowiedź konstatacją:

- W związku z tym muszę prowadzić taką politykę, by zwycięzcą w tej wojnie okazał się Związek Radziecki, by był na tyle silny, żebyśmy mogli we współpracy z nim zniszczyć kolonializm brytyjski i kolonializm pozostałych w/w krajów.

W odniesieniu do tych argumentów i na ich tle należy rozważać naszą polską sprawę, w tym także cały problem Powstania Warszawskiego.

            Nasza tragedia rozpoczęła się 23 sierpnia 1939 r. paktem Ribbentop-Mołotow. Wkrótce zawiązany został nowy sojusz – Roosevelt-Stalin. Sprawa Katynia spowodowała, że Stalin zerwał stosunki dyplomatyczne z polskim rządem. W 1943 r. podczas spotkania w Teheranie był omawiany problem naszych wschodnich granic (niestety, w porozumieniu Wł. Sikorskiego z ZSRR ta sprawa nie była wyraźnie zaakcentowana). W Teheranie prezydent USA został poinformowany, iż ma tutaj dojść do zamachu na jego życie, w związku z czym Stalin zaproponował mu, żeby zamieszkał w ambasadzie Związku Radzieckiego, która jest najlepiej strzeżonym budynkiem w stolicy Iranu. Roosevelt wyraża na to zgodę i przyjmuje  propozycję spotkania się po kolacji (o czym nie będzie wiedział Churchill) w celu omówienia podstawowych spraw.

Mam stenogram tej rozmowy, opublikowanej w Stanach Zjednoczonych i muszę szczerze powiedzieć, że przeczytanie tego dokumentu spędza czytelnikowi sen z powiek. To jest coś potwornego! Stalin mówi tak:

- Oczywiście, sprawa jest dla mnie jasna: linia Curzona, ale Lwów i Borysław (zagłębie naftowe) miałyby zostać w Polsce? Na to się nie zgadzamy! Nie mogę się wyrazić zgody, ponieważ republika ukraińska będzie protestowała przeciwko temu, by Lwów – ukraińskie miasto – należało do Polski.

- Proszę bardzo, nie mam żadnych zastrzeżeń – ze stoickim spokojem odpowiada amerykański prezydent.

-  Więc jak się umawiamy?

- Umawiamy się, że wschodnia granica Polski to będzie linia Curzona bez Lwowa i okręgu Borysławskiego. Mam jednak jedną prośbę: czekają mnie wybory prezydenckie na trzecią kadencję, więc nie chciałbym, żeby dowiedzieli się o tym Amerykanie polskiego pochodzenia, jest ich przecież kilkanaście milionów, a poza tym mamy w USA Litwinów, Łotyszów i Estończyków. Umawiamy się, że to jest tajemnica, no i tymczasem - tajemnica również przed Churchillem.

Premier Wielkiej Brytanii nie miał żadnej wiedzy na temat tajnego porozumienia swoich dwóch aliantów. F.D. Roosevelt wraca do USA, zbliżają się wybory i podczas spotkania z Polonią stwierdza: ,,Obietnicę, którą złożyłem Waszemu Premierowi, W. Sikorskiemu, będę dyskutował, bo wiem, że Lwów i Zagłębie Borysławskie są dla Was bardzo ważne. W związku z tym bądźcie spokojni – tę sprawę dokładnie przeanalizuję” i każe się sfotografować. Piękne zdjęcie! Jestem w jego posiadaniu: na tle mapy Polski stoi F. Roosevelt, palcem wskazuje na Lwów, a za nim widnieją postaci dwóch przedstawicieli Polonii. Ta fotografia ukazuje się w amerykańskiej prasie wzbudzając wielki optymizm wśród Polonii.

Wreszcie twórca Nowego Ładu po raz trzeci zostaje prezydentem Stanów Zjednoczonych. Wkrótce pojawia się problem ,,przecieku” (okazuje się, że są one wszędzie, nie tylko w Polsce). W związku z tym jeden z członków Kongresu zadaje głowie państwa pytanie:,, Czy  w Teheranie były prowadzone jakieś rozmowy na temat wschodniej granicy Polski?”, na co prezydent odpowiada: ,,Absolutnie zaprzeczam! W Teheranie nie było żadnych rozmów o granicach Polski! Ta sprawa jest w dalszym ciągu otwarta”.

            Przedstawione wyżej fakty upoważniają do stwierdzenia, iż powstała nowa koncepcja:  alians  - USA, Wielka Brytania, Polska, Związek Radziecki (nie posiadający już stosunków dyplomatycznych z Polską) – zawiera drugi tajny alians, a mianowicie – Roosevelt-Stalin.

W czerwcu 1944 r. premierem RP został St. Mikołajczyk, który podczas spotkania z amerykańskim prezydentem znów mówił o polskich granicach, lecz w odpowiedzi nie usłyszał niczego nowego: ,,Tak, oczywiście, ta sprawa jest w dalszym ciągu otwarta, jeszcze do niej wrócimy”; ten tekst jest łatwy do odczytania i jest powszechnie znany.

Stanisław Mikołajczyk był bardzo spokojny, nadal przeświadczony (podobnie jak całe polskie kierownictwo w Londynie),że problem jest w dalszym ciągu rozpatrywany.

Powstanie Warszawskie skończyło się klęską. 13 października 1944 r. S. Mikołajczyk za namową W. Churchilla jedzie do Moskwy, by rozmawiać z przedstawicielami  komunistów na temat wschodniej granicy powojennej Polski. Rozpoczyna się dyskusja, w której biorą udział: W. Harriman (ambasador USA), W. Churchill, W. Mołotow i S. Mikołajczyk. Jej treść przytoczę za J. Karskim (,,Wielkie kraje Zachodu w stosunku do Polski”):
- Pierwszą sprawą jest sprawa granic Polski. Chcielibyśmy szczegółowo ją omówić – rozpoczyna debatę premier rządu RP.

Przerywa mu W. Mołotow:

- Sprawa jest już załatwiona.

- Jak to ,,załatwiona”? – pyta Mikołajczyk.

- Sprawa została załatwiona w Teheranie.

- Jak to? – powtarza pytanie Jan Karski oczekując zapewnienia, że to nieprawda, że na ten temat odbędzie się dysputa. W. Harriman oczy wbił w dywan, W. Churchill zamilkł, a potem cichym głosem powiedział:

- Tak, to prawda.

Jakże podła była polityka Roosevelta! Jak podły był to człowiek! W gruncie rzeczy swoją podłością dorównywał prawie Stalinowi. Co prawda trudno było dorównać w tej kwestii Stalinowi, ale była to ta sama koncepcja oszukiwania nas i zakłamania.

 

                                                     Powstanie Warszawskie

            Wielu z nas świetnie pamięta Niemców uciekających piechotą, ciągnących swoje mienie na wózkach. Wówczas (tj. w dniach 21 – 24 lipca 1944 r.) dostaliśmy pieniądze na kupowanie broni od uciekinierów; mnie się nie udało, ale podchorążemu Kowbojowi – tak: kupił karabin maszynowy od Niemca, który (jak wielu innych) był brudnym, nieogolonym dezerterem, pieszo przemierzającym Warszawę. Trudno mi zapomnieć pociągi pełne Niemców i samochody wiozące ich rodziny.

Wówczas byłem żołnierzem Armii Krajowej w stopniu kaprala podchorążego, ,,zasypanym”: mieszkałem w opuszczonym mieszkaniu przy ulicy Mickiewicza na Żoliborzu, w którym miałem skład broni. Z okien mojego domu widać było Plac Wilsona, stale pełen uciekających okupantów. 27 lipca ,,szczekaczki” ogłosiły wojenny rozkaz Fuhrera: sto tysięcy warszawiaków ma się zgłosić do budowy fortyfikacji. Moja pierwsza reakcja, podobnie jak i moich kolegów, była taka: ,,Zawracanie głowy! Oni przecież mają swoich szpiegów, dzięki którym wiedzą, że jest tutaj 40-tysięczna podziemna armia, więc nie chodzi tu o żadne fortyfikacje, lecz o to, żeby zgrupować 100 tys. młodych ludzi i coś z nimi zrobić – albo ich wywieźć, albo po prostu zlikwidować”. Reakcja dowództwa Armii Krajowej była natychmiastowa (jak się okazało, był to rozkaz gen. Chruściela ,,Montera”): w dwie godziny potem – mobilizacja. 28 lipca wszyscy zgłaszamy się z bronią w ręku w przewidzianych miejscach zbiórki. Moim był budynek, który później uległ całkowitemu zniszczeniu (a na jego miejscu, tj. na rogu Marszałkowskiej, Świętokrzyskiej i Moniuszki, wzniesiono obecną siedzibę PKO). Na drugim piętrze tegoż mieściła się fabryka niemieckich mundurów i bielizny. Niemieckie kierownictwo już uciekło, lokal był pusty; o godzinie ósmej miałem tam dostarczyć mój skład broni. Wieźliśmy ją dorożką, do celu dotarliśmy nocą (opis tej sytuacji autorstwa mojego kolegi – Jurka Niezgody – zawarłem w moim dzienniku): jakiż byłem szczęśliwy! Miałem przydzielony pistolet maszynowy (,,schmeizel”), dwa granaty niemieckie, dwa polskie, polski hełm. Zaczęło się niecierpliwe oczekiwanie na rozkaz. W tę noc z 28-go na 29-go lipca 1944 r., o godzinie trzeciej ciszę przerywa alarm lotniczy, jak się później okazało – lotnictwa radzieckiego. Sądziliśmy, że lotnictwo to bombarduje, więc na pewno zaraz dostaniemy rozkaz. Naszym zadaniem było zdobycie komendy policji. Alarm się skończył, a my nadal siedzimy bezczynnie. O godzinie ósmej przyszedł łącznik, który zakomunikował: ,,Broń zostawiacie tutaj, a sami wracacie do domu”. Już byliśmy zmobilizowani, a teraz znów wracamy (!).

29-ego lipca zadzwonił do mnie Olgierd Budrewicz (był w zupełnie wyjątkowej sytuacji – jego matka była Niemką, lekarzem niemieckim, bardzo przyzwoitą osobą, która uratowała masę Polaków, a po wojnie przeszła proces zakończony gratulacjami dla niej):,,Witek, przyjeżdżaj zaraz na Kaniewską! Przekażę ci coś niezwykłego!”. Przyjeżdżam, a on włącza radio-Moskwa przekazujące apel do mieszkańców Warszawy: ,,Walczcie przeciwko Niemcom! Warszawa już słyszy huk armat, które wkrótce przyniosą wyzwolenie Waszej stolicy! Nigdy się nie poddawajcie! Przepadnie wszystko, co nie będzie ocalone czynem! Bezpośrednia czynna walka na ulicach Warszawy, po domach, fabrykach, magazynach, nie tylko przyśpieszy dzień całkowitego wyzwolenia, ale dzięki niej ocalimy Wasz majątek narodowy i życie Waszych braci!”. Wynika z tego, że Armia Radziecka chce nam pomóc i domaga się, żebyśmy wystąpili do boju. Natychmiast jadę na miasta i nagle zatrzymuję się przerażony: dywizja ,,Hermann Goering” przejeżdża przez Warszawę – tysiąc żołnierzy i czołgi niemieckie!

30-tego znów dzwoni Olgierd: ,,Przyjeżdżaj natychmiast!”. Wykonuję polecenie i za chwilę słuchamy Polskiego Radia im. T. Kościuszki, które powtórnie wzywa: ,,Warszawa drży od huku dział! Wojska sowieckie w błyskawicznym tempie zbliżają się do Pragi! Przychodzą, żeby przynieść nam wolność! Wypierani Niemcy usiłują się bronić. Ludu Warszawy, do broni! Uderzcie na Niemców! Milion mieszkańców Warszawy niechaj stanie się milionem żołnierzy, który wypędzi niemieckich najeźdźców i zdobędzie wolność!”.

  

          W tym czasie w Warszawie jest Armia Ludowa (około sześciuset ludzi), jest Polska Armia Ludowa (około trzysta osób), a my jesteśmy bez broni, bo została na punktach zbiorczych. Czekamy, ale już wiemy, że nastąpi odwet: wraca administracja, a za niewykonanie rozkazu (bo zgłosiło się do budowy fortyfikacji 36 osób, a nie 100 tysięcy) była tylko jedna kara – kara śmierci. (...) Była to bardzo prosta manipulacja: jeśli wróciła administracja, to Niemcy mogą zrobić to, co dwukrotnie zorganizowali na Żoliborzu (o piątej rano otoczyli dzielnicę, wchodzili do każdego mieszkania i zabierali młodych ludzi, którzy nie posiadali Ausweis-u); powstanie już musi wybuchnąć.

Bez wahania można stwierdzić, że wybuch powstania to nie było następstwo rozkazu dowództwa AK, lecz była to wola ludu Warszawy. To my pierwsi powiedzieliśmy Niemcom ,,NIE” – był to jedyny przypadek (co można przeanalizować na bazie historii II wojny światowej) niewykonania tego typu zbiorowego wojennego rozkazu. To był początek powstania.

 

            Co by się stało, gdyby powstanie nie wybuchło? Niedawno odkryto, że istniała koncepcja, wedle której Warszawa – podobnie jak Mińsk Litewski, Poznań, Gdańsk czy Wrocław – miała być twierdzą, fortecą, a to oznaczało ewakuację ludności i walkę o miasto. W jej efekcie stolica byłaby całkowicie zniszczona, a młodzież poniosłaby straty fizyczne w dużo większym procencie. Praktycznie biorąc – nie było już możliwości odwrotu, ponieważ nie było wyboru. Można to nazwać – jak napisałem ostatnio w ,,Naszym Dzienniku” – tragedią grecką (jest to nazwa autorstwa profesora Gieysztora, który w 1992 r. ogłosił artykuł pod tym samym tytułem), gdyż tak jak w starożytnej tragedii greckiej, każde wyjście z tej dramatycznej sytuacji jest tragedią.

Dziś bardzo często mówi się: ,,Jak można było wydać taki rozkaz?! To zbrodnia!”, w prasie można przeczytać straszne oskarżenia; my musimy ostro występować przeciwko próbie szkalowania decyzji powstania, szkalowania naszych dowódców (...), jedna sprawa jest bowiem oczywista: decyzja o wybuchu powstania była koniecznością, była naszą decyzją, gdyż to my odmówiliśmy Niemcom wykonania wojennego rozkazu wojskowego, to my wydaliśmy wojnę Niemcom – musieliśmy się bić. Moim zdaniem jest to jedno z najważniejszych podstawowych stwierdzeń.

 

            Kto jest winien? Aby udzielić odpowiedzi na to pytanie należy wrócić do kwestii współpracy Roosevelt – Stalin.

25-ego lipca 1944 r. rząd polski w Londynie wystąpił do rządu brytyjskiego z żądaniem ogłoszenia już wybuchu powstania (bo tego dnia rząd angielski wydał decyzję, że powstanie może wybuchnąć), domagał się szerokiego rozpowszechnienia tej informacji, a także podania do publicznej wiadomości, iż żołnierze Armii Krajowej podlegają Konwencji Genewskiej, z której wynikało, że są członkami aliansu, a co za tym idzie mogą być brani do niewoli, ale nie wolno ich rozstrzeliwać. Oczywiście natychmiast pojawiła się próba uzyskania tego dokumentu z 25-ego lipca – pojawił się dopiero 30-ego sierpnia, bardzo cichutko, bez żadnego szerokiego rozpowszechnienia, a w związku z tym przez cały wrzesień Niemcy nas mordowali: na Czerniakowie wymordowali wszystkich jeńców, na Starówce wymordowali naszych chorych,

Drugim istotnym problemem jest pomoc lotnicza: nie było żadnego wsparcia ze strony lotnictwa amerykańskiego, latały tylko samoloty RAF-u, które nie mogły lądować na lotniskach radzieckich (!), a przecież Związek Radziecki był tak dalece uzależniony od dostaw amerykańskich i perspektywy dalszej współpracy z USA, że wystarczyłaby osobista interwencja F. D. Roosevelta, a los powstania oraz jego uczestników mógłby okazać się diametralnie inny (dopiero 18-ego września, dwa tygodnie przed klęską powstania, przyleciały sto cztery amerykańskie samoloty).

Dla nas, powstańców, najbardziej niebezpieczne były niemieckie czołgi – nie mieliśmy jednak odpowiedniej broni przeciwpancernej. Ratunkiem mogły okazać się stałe patrole samolotów radzieckich startujących z paru lotnisk znajdujących się pod Warszawą, wystarczyłby ostrzał artyleryjski, kiedy atakowały nas ,,ryczące krowy”.

Reasumując można z całą pewnością skonstatować, iż Roosevelt nie wykazał woli zdecydowanej pomocy swemu pierwszemu, najważniejszemu aliantowi (od nas ta wojna się zaczęła). W tej sprawie nie zrobił nic, nie chciał się absolutnie narażać Stalinowi. W żaden sposób nie da się wyjaśnić powodów, dla których prezydent USA nie podjął interwencji (pierwszą i ostatnią była ta z drugiej połowy września). I to jest efekt najbardziej tragicznego porozumienia Roosevelt – Stalin.

 

            Jeszcze jeden aspekt tej sprawy, tj. wizyta ST. Mikołajczyka w Moskwie, którą załatwił mu W. Churchill. Premier polskiego rządu w Londynie liczył na to, ze wybuch powstania będzie atutem w rozmowach ze Stalinem. Rzeczywistość okazała się zgoła inna: Stalin stwierdził, że w Warszawie nie ma żadnego powstania, a ,,z Wami będą rozmawiać przedstawiciele Związku Patriotów Polskich”(ZPP). 5-ego września dochodzi do spotkania s. Mikołajczyka z reprezentantami ZPP – Bolesławem Bierutem i Wandą Wasilewską (wielką sympatią Josifa Wissarionowicza, mającą w każdej chwili dostęp do wodza). Mikołajczyk stwierdził, że powstanie trwa i trzeba ratować bardzo niebezpieczną sytuację w Warszawie; sprawa porozumienia rządu londyńskiego z komunistami polskimi – to zupełnie inny problem, natomiast w tej chwili trzeba ratować stolicę. Wówczas Wasilewska oznajmiła: ,,Nie, my się nie godzimy na żadną współpracę z rządem emigracyjnym w Londynie”.

Tak wygląda rzeczywistość, która nie jest upowszechniona. Jestem przekonany, że olbrzymia większość słuchaczy tego wykładu o wielu faktach słyszy po raz pierwszy, a o współpracy Roosevelt – Stalin nikt nie wiedział, gdyż to zostało ukryte. Pamiętniki Spellmana rozeszły się w minimalnym nakładzie, prasa amerykańska nic na ten temat nie pisała i nie pisze. Naprawdę warto dokonać przeglądu prasy amerykańskiej i brytyjskiej z okresu II wojny światowej, wyłania się z niej bowiem przerażający obraz: Brytyjczycy kpią z nas (,,Głupi Polacy! Wywołali powstanie w zupełnie nie zorganizowany sposób!”), prezentują satyryczne, upokarzające nas rysunki (Polak w rozchełstanej koszuli, z szablą w ręku; drugi z karabinem maszynowym...na sznurku), natomiast Amerykanie nie piszą o Stalinie inaczej, jak ,,Uncle Joe” (wujaszek Józio).

 

            W swoim wystąpieniu przedstawiłem element prawdy historycznej i w związku z tym uważam, iż nasi historycy powinni się nim poważnie zająć, powinno to być szeroko upowszechnione, a Stanom Zjednoczonym należy postawić konkretne żądania i przypomnieć: ,,Zdradziliście nas w ohydny sposób, w najgorszym dla nas momencie. Wasz cel został osiągnięty – dekolonizacja Anglii stała się faktem w latach 60-tych i wszędzie była ona przeprowadzana przy pomocy Zwiazku Radzieckiego; F. D. Roosevelt swój cel osiągnął, ale kosztem zdrady swego pierwszego alianta”.

                                      

                                             Wspomnienia z obozu śmierci

            Druga część książki, którą chciałbym, żeby Państwo z zainteresowaniem przeczytali, to są moje wspomnienia z obozu. Uciekłem z niemieckiej niewoli, dlatego że w regulaminie jest powiedziane, iż żołnierz, który trafił do niewoli, powinien natychmiast uciekać. Zbiegłem z moim dowódcą, por. Biskupem, potem byłem przez pewien czas w partyzantce na Kielecczyźnie, następnie skierowano mnie do Krakowa, gdzie zostałem aresztowany przez wkraczającą Armię Czerwoną. Siedziałem w więzieniu, przeszedłem niesłychanie wyrafinowane dochodzenie (teraz już wiem dlaczego – dlatego, że zostałem ujawniony; zachowały się protokoły moich zeznań – przekreślone, z napisem ,,barachło”, czyli za przeproszeniem ,,gówno” – w których jestem tytułowany ,,Witold Kieżón, dowódca oddziału do zadań specjalnych przy dowództwie naczelnym Armii Krajowej, przy gen. Borze - Komorowskim”, co nie było prawdą, ale pewien zdrajca krakowski doniósł na mnie w takiej formie, żeby pokazać, jak ważną osobę przedstawia. A potem obóz: wiozą nas na pustynię Kara – kum (trzecia największa pustynia na świecie) – góry piachu, temperatura w lipcu 55 stopni Celsjusza, ale co najtragiczniejsze – pięć kilometrów od Morza Kaspijskiego, którego słona woda była naszym jedynym napojem. Efekt? W ciągu czterech i pół miesiąca zmarło 86,4% więźniów.

Warto o tym wiedzieć, gdyż Niemcy w obozach koncentracyjnych mordowali, torturowali, a tutaj nikt nas nie bił, nie mordował: po prostu człowiek nie może przeżyć w temperaturze 55 stopni pijąc słoną wodę, to jest niemożliwe. W związku z tym po cichutku wszyscy umierali, a w ciągu 4,5 miesiąca obóz został zlikwidowany. Mała grupa żyjących (14,5%) została przewieziona w lepsze warunki – ja do niej należałem.

Po wielu, wielu miesiącach jakoś do siebie doszedłem; przeżyli tylko ci najsilniejsi - nie fizycznie, a najsilniejsi duchem, ci, którzy mówili: ,,A co tam! Nie damy się przeklętej komunie!”. To nas trzymało.

Spisała: Dana

 

dscn0008_800_550_05

dscn0009_800_550_04

dscn0010_800_550_06

dscn0007_800_550_04

Nasza dobra znajoma, pani Ewa Kochanowska też była na spotkaniu.

 

Po wystąpieniu prof. Kieżun otrzymał wielkie brawa. Odpowiadał też na pytania uczestników. Na jedno z nich o sytuację bieżącą i związane z nią zagrożenia odpowiedział:

- My jesteśmy dzielnym narodem. Nie zginęliśmy i nie zginiemy.

Prof. Kieżun opowiedział też o pracy w Ruandzie i Burundi i misji katolickiej prowadzonej tam wtedy (w latach 80. i 90.) przez abp Hosera.

Posłuchaj całości:

mp3  
 
dscn0012_800_550_02dscn0011_800_550_07

 

Abp Hoser zabrał także głos. Mówił o pracy prof. Kieżuna, ale także o przyczynach zakończenia działalności ich obu w Afryce. Powiedział m.in.:

- Niestety, ta praca Pana profesora i nasza legły w gruzach przez ten dramat, ludzki dramat, który tam się dokonał. I chciałbym państwu w bardzo krótkich słowach powiedzieć, że analiza pana profesora dotycząca relacji amerykańsko-sowieckich i ich wpływu na oblicze świata po wojnie ciągnie się dalej. To nie jest rozdział zamknięty.

Abp Hoser mówił o dekolonizacji, dramacie neokolonizacji i roli amerykańsko-sowieckiej współpracy w tych zdarzeniach.

Wypowiedź abp Hosera:

mp3  

dscn0016_800_550_03

 

Rel. i foto: BC

Tekst wystąpienia prof. Witolda Kieżuna spisała Dana. Serdecznie dziękujemy.

 

 


Warto również zapoznać się z publikowanym u nas tekstem nt oceny PW:
http://solidarni2010.pl/3808-glupota-czy-madrosc.html

Przypominamy, że na naszej stronie od 1 siernia publikujemy w odcinkach wspomnienia wojenne Witolda Kieżuna:
http://solidarni2010.pl/729-mowia-powstancy---witold-kiezun---1-14.html

 

 

 






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.