Tytuł właściwy: "Siedzieć cicho i nie pouczać przełożonych! A gdy trzeba na śmierć iść po kolei?"
Temat: Przebieg szturmu na Dworzec Gdański oddziałów żoliborskich i staromiejskich Armii Krajowej Grupy "Północ" w nocy z 21 na 22 sierpnia 1944 r.
(Kontynuacja mojego poprzedniego postu "Podłoże Szturmu na Dworzec Gdański" poprawiona dzięki uprzejmości eksperta PW - whatfor'a)
Na Żoliborz przedarł się kanałami ze Starówki zastępca Bora, szef sztabu KG AK "Grzegorz", generał teoretycznie piechoty* - Tadeusz Pełczyński. "Objechał" ostro dowódcę wczorajszego nieudanego natarcia majora "Okonia" (A.Kotowski) z Grupy Kampinos za fatalne dowodzenie*, jednak w kilka godzin nie zdołał wprowadzić efektywnych polepszeń.
Mający wzmocnić siłę bojową nacierających partyzantów i świeżych ochotników - doświadczeni weterani Starówki z oddziału por. Trzaski* dotarli kanałami ściekowymi tak bardzo zmęczeni, że nie nadawali się do użycia w akcji.
Zajmowanie pozycji wyjściowych do natarcia odbyło się w atmosferze nerwowości i bałaganu, niektóre oddziały wyruszyły na rozkaz dowódców (gen. Grzegorza ? -pytanie m.in. do wf) wcześniej tj. ok.2:30, inne, do których nowe rozkazy nie dotarły - o zaplanowanej 3:10. Pozwoliło to dobrze przygotowanym Niemcom kierowanie zabójczego ognia na poszczególnego oddziały i po zniszczeniu jednych, przerzucanie go na kolejne, będące jeszcze daleko od ich pozycji.
Mimo to impetem i brawurą polskiego "hurra" zdołano dotrzeć do niektórych bunkrów i wytłuc ich załogi granatami. Jednak położony natychmiast ogień zaporowy nie pozwalał wesprzeć tych bohaterów posiłkami i zostali oni niemal do ostatniego wybici ostrzałem z moździerzy. Do walki włączyły się armaty i inny ciężki sprzęt pociągu pancernego, co przemieniło ten szturm w kolejną rzeź.
Powstanie Warszawskie: Żołnierze 206 plutonu Zgrupowania "Żaglowiec" na barykadzie u wylotu ulicy Towiańskiego (dzisiejsza ulica Wieniawskiego) na Al. Wojska Polskiego. Od lewej: strz. "Młody", por. "Prawdzic", st.strz. "Ted" oraz St. Strz. "Tarzan". Zdjęcie wykonane przez łączniczkę z punktu sanitarnego przy ul. Kozietulskiego 1, 14 letnią harcerkę Elżbietę Łaniewską "Czarną Elkę" z żoliborskiej drużyny "Żywioły" z zastępu "Pędziwiatry" na kilkanaście godzin przed wyruszeniem do natarcia na Dworzec Gdański. Źródło: wikipedia.
Jeszcze tragiczniej wyglądało on od strony oblężonej Starówki. Doborowe i doświadczone kompanie baonu "Zośka" i Armii Ludowej (pod dowództwem kapitana "Hiszpana" H. Woźniak*) zajęły pozycji punktualnie i bezproblemowo. Wcześniej niż było planowane, usłyszano kanonadę z Żoliborza. Czekano spokojnie dalej. Weterani konspiracji wiedzieli, że punktualność jest podstawą sukcesu. Nadeszła zaplanowana godzina szturmu (3:10), jednak rozkazu do ataku dalej nie wydano. Nie ma go nawet gdy nasila się kanonada od strony atakowanego dworca (ale skierowana w przeciwną stronę - przeciw oddziałom Żoliborza). Kiedy dowódcy szturmujących kompanii sugerują dowodzącym pułkownikom, że teraz moment do ataku jest najlepszy i za chwilę będzie za późno - "po ptakach", otrzymują odpowiedź:
"Siedzieć cicho i nie pouczać przełożonych!"
Na takie dictum karnie odsalutowują i wracają do słuchania opowieści kapitana z AL o hiszpańskiej wojnie domowej 1936-39, która z niekompetencji dowódców i diabelnej skuteczności "sztukasów" oraz okrucieństwa wobec cywilnej ludności przypominała trochę Ich Powstanie?
Gdy strzały od Żoliborza cichną i rozwidnia się, że ciemności nie zasłaniają już odkrytych żołnierzy, nadchodzi zdumiewający rozkaz "Naprzód!".
Dwudziestokilkuletni, ale z wielkim doświadczeniem bojowym dywersji, partyzantki i ostatnich 20 dni tej specyficznej, nieprzerwanie krwawej walki* nie mają złudzeń co do szans powodzenia szturmu w tych warunkach. Są jednak zdyscyplinowani i klnąc "na czym świat stoi" (po cichu, bo większość to harcerze dbający o postawę i kulturę języka), wychodzą do akcji.
Pierwsza grupa uderzająca od strony Stawek ma trochę więcej szczęścia. Po opanowaniu pierwszej linii obrony niemieckiej zostają potężnie ostrzelani przez nieniepokojonych już szkopów z broni maszynowej i moździerzy, jest kilku zabitych i wielu rannych, ale kompania zalega przed linią zagłady i po otrzymaniu rozkazu cofa się.
Druga grupa atakująca bliżej boiska "Polonii" nim rozwinie się w ataku, dostaje morderczy ostrzał z moździerzy, przed którym na płaskim terenie nie ma osłony. Kilkunastu ciężko rannych chłopców zalega murawę boiska. Niemcy udzielają im "humanitarnej" pomocy miażdżąc ich gąsienicami czołgów. Jeden z leżących ciężko rannych Eugeniusz Boguszewski "Malarz" 8 postrzałów w pierś - widząc jak konwencje genewskie dotyczące rannych wypełniają przedstawiciele europejskiego narodu o tysiącletniej kulturze, postanawia drogo sprzedać swoje życie. Znajduje u zabitych kolegów 3 granaty, w tym jeden przeciwczołgowy, odbezpiecza go i zamierza zdetonować w chwili, gdy niemiecki Panzer zacznie na niego najeżdżać. Czołg przejeżdża obok niego kilkakrotnie, ale jakimś dziwnym trafem losu wybiera inne "cele". A ranny nie ma sił się przemieszczać.
Po zmiażdżeniu wszystkich - jak im się zdaje - rannych, Niemcy opuszczają boisko, a Malarz do zmroku leży w palącym słońcu z 8 ranami w sobie. Największym jego problemem jest teraz odbezpieczony granat, który trzeba odpowiednio trzymać, aby nie wybuchł! Tak zwanym nadludzkim wysiłkiem, które stawką było własne życie doczołguje się w nocy do kolegów razem z tym granatem, który za pomocą jakichś nieznanych sił uratował go. Przynosi też opowieść o tragicznym końcu rannych kolegów, która w tamtych dniach nie była czymś szczególnie niewiarygodnym.
*We wszystkich trzech atakach na Dworzec Gdański (był jeszcze wcześniej jeden wykonany tylko siłami Starówki) wyraźnie ukazały się najważniejsze wady dowodzenia operacyjnego w Powstaniu Warszawskim. Były to wg pułkowników AK - A. Borkiewicza oraz AK i LWP - J. Kirchmayera m.in.:
- nieliczenie się z realiami
- zbyt poważne traktowanie nominalnych sił bojowych "baonów" i "kompanii", które naprawdę przypominały plutony (siłą ognia).
- brak dyscypliny czasowej zaplanowanych natarć;
- słabe wykorzystanie nielicznej, ale posiadanej broni maszynowej,
- fatalna łączność i sposób przekazywania rozkazów;
- przecenianie znaczenia wartości ducha bojowego nad lepsze uzbrojenie i perfekcyjną bezwzględność organizacją nieprzyjaciela;
- brak konsekwencji w planowaniu i przeprowadzaniu akcji zaczepnych
i brak koordynacji uderzeń między różnymi grupami Powstańców.
Te nieudolne próby przełamania oblężenia Starego Miasta wyrwały z szeregów powstańczych kilkuset młodych, gotowych na wszystko żołnierzy.
"Nadziei starczyło na dwie krótkie sierpniowe noce, goryczy i rozczarowania zostało na długie lata" - napisał Stanisław Jankowski Agaton "cichociemny", porucznik baonu "Pięść" na Woli, wysłany do Kampinosu z misją koordynowania pomocy dla Powstania, uczestnik tego szturmu, ochotnik do "piekła Starówki", przyszły adiutant Bora.
I pomyśleć, że mogło być inaczej, gdyby ppłk "Victor" (Ludwik Wiktor Kowalski) okazał w nocy z 15-ego na 16-ego sierpnia* cojones [ =jaja] ? Może dlatego Jeszua Ha Nocri powiedział, że"tchórzostwo jest największą ułomnością człowieka".
* zaznaczone * kwestie są umyślnymi skrótami myślowymi autora, zachęcającymi do dyskusji, która z powodów częściowo od niego niezależnych nie odbyła się pod poprzednim postem. Zapraszam do poruszania tematów i zadawania pytania. No i wytykania błędów, jeśli się takowe uchowały.
/.../
Pieśń nad Pieśniami - ciekawe są komentarze na youtubie pod nią, nie zawsze salonowe, ale szczere, prawdziwe.
Materiał filmowy Nr 1
Witek Piekarski