Nawet gdybym nie był Polakiem, zostałbym Powstańcem Warszawskim - 3/ I
data:30 lipca 2011     Redaktor: Barbara Chojnacka

Powstanie'44 kulisy podjęcia decyzji o Godzinie W cz.1
Powstanie Warszawskie oczyma Witka Piekarskiego.

Gen. Tadeusz Bór-Komorowski; foto: wikipedia.org
 

"Unikajmy w przyszłości rad prowokatorów i nie przelewajmy krwi i nie niszczmy kraju dla wywołania propagandowych efektów"  Stanisław Cat-Mackiewicz, wybitny pisarz polityczno-historyczny*.

Prawie każdy z nas wie, że Powstanie Warszawskie rozpoczęło się 1-szego sierpnia (1944 r.) o Godzinie W czyli o 5-tej popołudniu. Znacznie mniej osób zdaje sobie sprawę z przypadkowości tej daty i tego, że nawet godzina rozpoczęcia walk została w ostatniej chwili zmieniona z od dawna zaplanowanej 2-iej w nocy na znaną nam i upamiętnioną 17-tą. Oraz z tego, że Powstanie wcale nie musiało wybuchnąć, a co najmniej na pewno nie na początku sierpnia'44.

Do połowy lipca samodzielne wyzwolenia Warszawy przez oddziały Armii Krajowej w ramach Akcji "Burza" nie było brane pod uwagę, w marcu'44 stolica została z niej wyłączona z uwagi na ryzyko wysokich strat ludzkich i materialnych.
Jeszcze 7.7.1944 Komendant Główny AK rozkazał przekazać do oddziałów partyzanckich na wschodzie Polski w celu wzmocnienia tamtejszej "Burzy" 900 pistoletów maszynowych produkcji konspiracyjnej "Błyskawica". W Warszawie zostało tylko 600 sztuk tej podstawowej broni przewidzianej do walki w mieście, również przez regulaminy AK. A zgodnie z planem powinno było ich być 2300 (tyle, ile drużyn bojowych AK okręgu warszawskiego)!

Niepowodzenia militarne i polityczne próby samodzielnego wyzwolenia Wilna 7-13.7.1944 (w końcu zostało one wyzwolone wspólnie z Armią Czerwoną, która następnie rozbroiła i "internowała" swoich niedawnych, kilkudniowych sojuszników - ZSRR nie utrzymywał z polskim rządem, ani żadną jego agendą stosunków, od czasu wpłynięcia sprawy Katynia) spowodowały zmianę decyzji w sprawie Warszawy - pod naciskiem wysłannika Naczelnego Wodza Sosnkowskiego generała Okulickiego i innych przekonanych przezeń "jastrzębi" Komendant Główny AK gen. Tadeusz Komorowki "Bór" podjął 21.VII decyzję o wyzwoleniu stolicy własnymi AK-owskimi siłami przed dotarciem do niej wojsk sowieckich.

22.7.44 obecni na naradzie oficerowie Komendy Głównej AK podzielili się na zwolenników bezwzględnego, jak najszybszego podjęcia walki i mających wątpliwości, postulujących ostrożność i rozwagę, zwłaszcza w doborze momentu rozpoczęcia powstania. Najbardziej aktywnymi "jastrzębiami" był wspomniany gen.Okulicki "Kobra", z-ca Bora gen. Pełczyński (były oficer wywiadu, tzw. Wydziału Drugiego - "dwójki" - Sztabu Generalnego WP), komendant warszawskiej AK pułkownik Chruściel "Monter" - późniejszy faktyczny dowódca Powstania Warszawskiego i szef BIP (= PR powiedzielibyśmy dziś) płk. Rzepecki - m.in. przełożony Władysława Bartoszewskiego - to bardzo ciekawa postać, dlatego zwrócę na nią uwagę w cz.II.

Do rozsądku nawoływali m.in.: najinteligentniejszy zdaniem przełożonych i kolegów oficer KG AK, dlatego też mianowany na zastępcę szefa sztabu AK - płk. dyplomowany Bokszczanin (m.in. b.dowódca plutonu w 4 pułku huzarów Armii Ochotniczej gen.Denikina), komendant Obszaru warszawskiego (jakby województwa) gen. Skroczyński (oświadczył Borowi: "nie ma pan prawa podejmować decyzji, która jest niczym innych niż samobójstwem"), płk. artylerii Płuta-Czachowski, nawet umiarkowany zwolennik wystąpienia zbrojnego płk.Szostak (przypomniał, że bez pomocy lotniczej aliantów i przysłania Brygady Spadochronowej nie osiągnie ono powodzenia) i szef wywiadu AK płk. Kazimierz Iranek-Osmecki ps."Heller" .

27.7  wieczorem (wg innych źródeł popołudniu) płk Chruściel, wobec niemieckiego wezwania stawienia się ludności do kopania okopów, samowolnie przeprowadził mobilizację podległej mu warszawskiej AK, narażając wielu ludzi na dekonspirację, a słabo uzbrojone oddziały na przedwczesną walką, co oznaczałoby ich zagładę. Postawił całą organizację w stan pogotowia bojowego, które wg planów stanowiło przedostatni krok przed wystąpieniem zbrojnym i nie mogło być cofnięte. Pasywne zachowanie Niemców nie spowodowało straszliwych konsekwencji tej decyzji. Następnego dnia anulowano tą decyzję.

28.7 ppłk Muzyczka wraz z legendarnym dziś szefem Dywersji Emilem Fieldorfem-Nilem przedłożyli gen. Borowi memorandum krytykujące plany wybuchu powstania wobec wrogiej postawy ZSRR do AK i jej "słabości w porównaniu z Niemcami". Obecny przy tym "jastrząb" Okulicki ostro skrytykował dokument i postawę protestujących, mówiąc, że nad rozkazem się nie dyskutuje, decyzja została podjęta i "odmaszerować". Dodał, że "widzi szansę wygrania bitwy o Warszawę".

29.7 podjęto jeszcze jedną ryzykowną (wg niektórych szaleńczą) decyzję - zmieniono godzinę wybuchu walk z pory nocnej (2:00) na popołudniową (17:00). Argumentacja - krótszy upływ czasu czasu od wydania ostatecznego rozkazu "Do boju" do jego wykonania. I mętne tłumaczenie, że Niemcy wiedzą o nocnym planie ataku, więc w biały, jasny dzień nie spodziewają się go. Zmiana ta pozbawiła atakujących największego ich atutu i zasłony - ciemności. Miała ona być szansą choćby jakiegokolwiek zrównoważenia olbrzymiej dysproporcji uzbrojenia i wyszkolenia dla prawie bezbronnych, ale znających "każdy kąt" miejscowych. (Co też do końca tak nie było, przykład - nie wykorzystanie podczas ataków podziemnych przejść licznych w starej Warszawie). Dzięki zmianie zmniejszyła się możliwość wprowadzenia w szeregi wroga zamieszania, nieprzejrzystości, chaosu. Do tego zapomniano o wyłączeniu Niemcom telefonicznej łączności... Popołudniowy termin skracał dodatkowo o kilka godzin czas na mobilizację ludzi i przetransportowanie nielicznej broni z konspiracyjnych magazynów. Dla pułkownika Chruściela najważniejsze było, aby Armia Czerwona nie ubiegła go w zajęciu Warszawy. Nie wiedział, że ani sił, ani chęci (pierwszoplanowych celów) ona ku temu nie ma.

Jednocześnie zmieniono miejsce planowanego pobytu KG AK na czas powstania - z Mokotowa na Wolę, co przyniosło za sobą konieczność przebazowania tam jako ochrony najlepszej jednostki warszawskiej AK - Zgrupowania Dywersji płk. Radosława-Mazurkiewicza (bataliony "Zośka", "Parasol", "Czata", "Miotła", "Pięść"), która w dniu rozpoczęcia walk 1-szego sierpnia nie miała tam istotnych celów do zrealizowania. A na Mokotowie zostawiła konkretny i realny plan zawładnięcia niemieckimi redutami, ważnymi strategicznie i bogatymi w broń...

29.7 dotarł w końcu do KG AK emisariusz rządu (premiera Mikołajczyka) i Naczelnego Wodza (gen. Sosenkowskiego) Jan Nowak-Jeziorański. Jego późne spotkanie z gen.Borem było spowodowane niepowiadomieniem w czas przez odpowiedzialnego za to gen. Tatara z Londynu. Po wojnie w bardzo podejrzanych okolicznościach wrócił on do PRL (wraz z 350 kg złota i 2,5 mln U$D Funduszu Obrony Narodowej, za co został przez Bieruta odznaczony Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski. Tatar nie poinformował również gen.Bora o odmowie udzielenia pomocy lotniczej przez Brytyjczyków). Emisariusz przekazał informacje o politycznych postanowieniach teherańskich (podział Niemiec i Europy na 2 strefy wpływów - aliancką i sowiecką) oraz rozwiał nadzieje generała na wsparcie Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego, a nawet na masowe zrzuty broni, której podziemna armia była praktycznie pozbawiona. Przekazując te wiadomości miał jednak Jan Nowak wrażenie, że "przybył za późno" i "decyzja o walce została już powzięta wypadki przybrały bieg nieodwracalny. Obecni zastanawiają się wyłącznie nad tym czy już zaczynać czy jeszcze czekać". ( J.Nowak "Kurier z Warszawy" str.311)

W tej kwestii zapamiętał wypowiedź płk. Bokszczanina "Sęka" : "Dopóki Rosjanie nie położą ognia artyleryjskiego na lewym brzegu Wisły, nie wolno nam się ruszyć". Zapytany przez gen.Bora dodał m.in.: "Odwody pancerne, które Niemcy kierują pod Warszawę są pełnowartościowe i świadczą, że będą bronić się na przedmieściach. Dopóki sowieckie zamiary natarcia i zajęcia miasta nie są widoczne, nie powinniśmy zaczynać. Pojawienie się jakiegoś tam oddziału sowieckiego na krańcach Pragi o niczym jeszcze nie świadczy. Prowadzą po prostu rozpoznanie". Wcześniej ów były wychowanek rosyjskiej armii i antybolszewicki żołnierz Białej Rosji powiedział prorocze słowa: "Jeżeli powstanie zostanie rozpoczęte za wcześnie, Stalin wstrzyma natarcie swych wojsk i zostawi AK sam na sam z Niemcami". Znał dobrze perfidię bolszewików, wiedział, że można oczekiwać od nich wszystkiego. Dodał, że "walkę można zacząć gdy Sowieci zajmą Pragę, zgromadzą odpowiednie środki przeprawy (wobec niechybnego zniszczenia mostów) i sforsują Wisłę nad lub pod Warszawą". Gen.Bór zgodził się z jego postulatami. Dziwnym jednak trafem płk. Bokszczanin został w następnych dniach wysłany poza Warszawę, tak jak inny przeciwnik powstania gen. Skroczyński. Żeby nie przeszkadzał ?

29. i 30.07 polskojęzyczne radiostacje z Moskwy i PKWN z Lublina nadawały wezwania do ludności Warszawy o okazanie pomocy Armii Czerwonej w wyzwoleniu stolicy. Lewicowa Polska Armia Ludowa w swojej gazetce informowała fałszywie, że gen. Bór i cała KG AK uciekła z Warszawy i wzywała do walki pod swym kierownictwem. Wywołało to duże wzburzenie Komendanta Głównego.

30.7 na codziennej naradzie sztabu KG AK Okulicki niezadowolony z odwlekania decyzji o początku walki przez gen. Bora agresywnie skrytykował jego postawę porównując ją do niezdecydowania i tchórzostwa wodza Powstania Listopadowego gen. Krukowieckiego (Skrzyneckiego?) i grożąc podobnym potępieniem przez Historię. Obecni oficerowie oniemieli oczekując co najmniej wyrzucenia z narady podkomendnego, który tak zachował się w stosunku do swego przełożonego. Spokojny i kulturalny jak zwykle Tadeusz Komorowski nie zareagował. Widać było jednak, że słowa te zrobiły na nim wrażenie, jakby ugiął się pod ich ciężarem.

31.07 na porannej odprawie KG AK wobec informacji szefa wywiadu płk. Iranka-Osmeckiego, że Niemcy skutecznie powstrzymali ataki Sowietów i przeszli do natarcia oraz wniosków typu: "najbliższe dni nie przyniosą przełomu w sytuacji przed Warszawą", Komendant Główny AK zapowiedział: "walka nie zostanie podjęta 1 sierpnia i najprawdopodobniej też nie 2-go sierpnia". Wobec tego najżarliwszy zwolennik natychmiastowej walki płk. Rzepecki powiedział głośno: "w tych warunkach nie przyjdę na popołudniową odprawe (o 18-tej), można być pewnym, że nie zapadnie żadna decyzja, a ja nie mam czasu".

Co się więc stało, jakim cudem następnego dnia Warszawa zabrzmiała hukiem wystrzałów Godziny W? Opowiem o tym w kolejnej notce. Wraz z kilkoma uwagami na temat głównych sprawców tej decyzji.

Witek Piekarski

* [przypis redakcji portalu]
Stanisław Cat-Mackiewicz kontaktował się w latach 40. i 50. podczas pobytu na emigracji w Wielkiej Brytanii z tajnymi służbami komunistycznej Polski i choć odmówił formalnej współpracy, udzielał im informacji i przyjmował od nich pieniądze. Więcej TUTAJ.
Zdjęcia do artykułu :
Zdjęcia do artykułu :
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.