Wokół zeznań BahraNajistotniejsza chyba kwestia, jeśli chodzi o opowiadania polskiego ambasadora w Moskwie, to ta, że on, dostawszy się na pobojowisko od strony ul. Kutuzowa, otrzymuje telefonicznie z Polski informację o "katastrofie", zanim sam zdąży kogokolwiek z gabinetu ciemniaków o niej poinformować. Jest to zdarzenie wprost niezwykłe, zważywszy na to, iż powinna być sytuacja... odwrotna, wszak Bahr miałby być jednym z pierwszych świadków na "miejscu zdarzenia" (wedle jego relacji w ciągu paru minut dojechali "za strażą" w okolice pobojowiska). Bahr na pytanie: "i w którym momencie zadzwonił pan do Warszawy?" odpowiada tak:
"...pierwsza chwila to jest taka, kiedy bardziej człowiek musi zapanować nad własnymi jakimiś odruchami czysto fizycznymi, dlatego że to są jakieś przerażające widoki, ale zaraz potem, dosłownie w kilka minut minęło, kiedy zadzwoniono do mnie z centrum rządowego i wiado... już była wiadomość przekazana i mogłem w tym samym momencie zaraportować p. min. Sikorskiemu, co się stało." http://www.youtube.com/watch?v=o3V9JiGQtFc 6'23''W wywiadzie dla Torańskiej ten moment jest pokazany w nieco szerszej perspektywie:
"Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Trzęsły się tak, że nie mogłem ustać. Starałem się nad nimi zapanować. Mój kierowca dzwonił (?) ściągał BOR-owców z cmentarza w Katyniu. Krzyczał do telefonu, żeby natychmiast przyjeżdżali, że są potrzebni. Nie tam jest wasze miejsce - wołał - tylko tutaj. Uspokoiłem nogi. Powinienem kogoś poinformować. Odruchowo zadzwoniłem do mojej rodziny. Odebrała siostra. Powiedziałem dwa zdania. Że wydarzyła się katastrofa i że to, co widzę, jest przerażające. Usłyszałem jej krzyk. Następny telefon wykonałem do pani Czartoryskiej, mojej sekretarki w ambasadzie. - Nie do ministra Sikorskiego?
- Nie miałem przy sobie jego bezpośredniego telefonu, wziąłem nie tę komórkę. Po chwili odezwało się Centrum Operacyjne Rządu i połączyło mnie z ministrem Sikorskim.- Była godzina 8.55.
- Minister już wiedział. - Od siedmiu minut. Od dyrektora Jarosława Bratkiewicza z departamentu polityki wschodniej, a ten od swego naczelnika Dariusza Górczyńskiego, który zadzwonił do niego z płyty lotniska.
- Zameldowałem ministrowi, co widzę. Nie pamiętam, w jakich słowach. To była krótka rozmowa. Za miejscem, gdzie staliśmy, był wzgóreczek, rodzaj nasypu. Nie widzieliśmy, co za nim. Nie widziałem też żadnego kadłuba ani żadnych odwróconych do góry kół. Ze zdumieniem zobaczyłem je potem w telewizji." http://wyborcza.pl/1,75480,8941828,Startujemy.html?as=4&startsz=xTorańska tutaj wyręcza ambasadora w rozmowie, jeśli chodzi o rekonstrukcję szczegółów i tym samym ułatwia nie tylko sobie, ale i nam zadanie, ponieważ mimowolnie pokazuje fenomen "rozprzestrzeniania się" wieści o "wypadku", zanim jeszcze COKOLWIEK zostało obejrzane i ustalone. Nikt chyba nie zaprzeczy, iż sytuacja jest więcej niż kuriozalna, że jeden ze świadków dobiegających na miejsce dostaje po chwili telefon z Polski, że zdarzyła się "katastrofa". To tak jak z W. Baterem, który wie o "nieszczęściu", zanim do tego nieszczęścia dojdzie.
Całość wraz komentarzami tu:
http://freeyourmind.salon24.pl/318082,wokol-zeznan-bahra