Bozena Ratter: Chrześcijańska Caritas zwyciężyła już tutaj bolszewizm
Chrześcijańska Caritas, która przeżarła obcość jednostek, dalekość klas społecznych, zwyciężyła już tutaj bolszewizm
Gdy miała 9 lat, 10 lutego 1940 roku nastąpiła pierwsza wielka zmiana w życiu Karoliny i rozpoczęła się wędrówka. Tej nocy, oficer NKWD kazał rodzinie pakować się – dając im 2 godziny. Mariampolskich przewieziono na stację kolejową, gdzie stały transporty deportacyjne- swoją matkę, Karolinę Kaczorowską, Pierwszą Damę RP na Uchodźstwie, małżonkę ostatniego Prezydenta RP Ryszarda Kaczorowskiego, wspomina córka podczas pogrzebowej Mszy św. w kościele św. Franciszka z Asyżu w Willesdenn Green w Londynie.
Karolina - z domu Mariampolska – urodziła się w Małopolsce Wschodniej , blisko Stanisławowa, 26 września 1930 roku. Mieszkała na rodzinnym gospodarstwie z matką Rozalią, ojcem Franciszkiem i starszym bratem Józefem. Bracia Marian, Czesław i Jan nie przeżyli dzieciństwa. Karolina – znana w domu jako “Linka” chodziła do szkoły im. Adama Mickiewicza w Stanisławowie a w niedziele rodzina chodziła na mszę wojskową w stanisławowskim kościele farnym na rynku. Wspominała swoje wychowanie w kochającej rodzinie, w duchu patriotyzmu i wiary w Boga- o matce córka Alicja Jankowska. Transport na Sybir trwał około miesiąca. Ojca Karoliny– Franciszka – zabrano na ciężkie roboty do łagru. Mama Rozalia została z dziećmi w nieludzkich warunkach.
Karolina Kaczorowska urodziła się w Małopolsce Wschodniej a nie na Ukrainie Zachodniej jak „neutralni naukowcy” ukraińscy i wspierający ich „antypolscy” znawcy tematu (trwa to od zakończenia II wojny światowej, obecnie utożsamiający się ze środowiskami kresowymi powielają ten fałsz) na co zwracał uwagę prof. Waldemar Rezmer podczas Konferencji we Lwowie w 2010 roku:
Ostatni konflikt światowy był wyjątkowo tragiczny dla Wołynia i Małopolski Wschodniej (określanych w historiografii ukraińskiej jako Ukraina Zachodnia). Dotychczasowi mieszkańcy tych terenów - Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Czesi, Rosjanie, Ormianie - ponieśli ogromne straty. Nastąpiła całkowita eksterminacja znacznej części ludności zamieszkującej do września 1939 r. południowo-wschodnie ziemie Rzeczypospolitej. Z terenów o mieszanej strukturze narodowościowej całkowicie znikła obecna tam od wieków społeczność żydowska oraz niemal cała ludność polska. (prof. Waldemar Rezmer)
Fałsz dotyczy narzuconej (jakim prawem w państwie polskim?) ostatnio przez Ukraińców zmiany z „na Ukrainie” na „w Ukrainie”. To, że nie znają oni twórczości Cypriana Kamila Norwida wydaje się zrozumiałe ale pozostali?
W liście do Karola Ruprechta Cyprian Kamil Norwid w1868 roku pisał:
Nie mówi się ani pisze po polsku „w Batignolles” (przedmieście Paryża) dla tych samych powodów i tej samej reguły, dla jakiej nie pisze ani mówi się w Żmudzi -w Ukrainie -w Litwie (nawet), ale mówi się: na Ukrainie, na Żmudzi, na Litwie (nawet - lubo Litwa autonomię swą miała). Linde stary, lubo nie wszechstronnie wystarczający, wiedział i nauczał o tum, iż „w” odnosi się do środkowych, osiowych, wewnętrznych punktów, do stolic i stołecznych ziem, gdy „na” do prowincji… (Cyprian Kamil Norwid)
„Nasz pociąg dojechał do Lwowa, pierwszy przystanek po opuszczeniu domu. Przez kratę w dziurze-okienku widziałam niezliczoną ilość ciemno - czerwonych bydlęcych wagonów, normalnie używanych do przewożenia zwierząt a teraz nas. Pomału doszła do nas świadomość, że jesteśmy więźniami, za co zostaliśmy pozbawieni wolności? Moja babcia lat 86 co przewiniła? Moja mama o pięknym głosie sopranowym co zawiniła? Mój brat Jerzy, który lubił grać w piłkę nożną latem a w hokeja zimą, ja chciałam być pianistką oraz malować, co zawiniliśmy? Powiedziano nam ,że tatuś został zgładzony jako przestępca polityczny (strzałem w tył głowy w Katyniu).W ciszy przyglądaliśmy się naszemu kochanemu miastu Lwów - kiedyś obronionemu przez dzieci, „Słynne Orlęta”. Patrzyłam na budynki, zatrzymałam wzrok na konserwatorium, gdzie co roku w czerwcu przyjeżdżałam ze swoją nauczycielką gry na pianinie, panią Szczepanowicz, na roczny egzamin. Pamiętam ostatni egzamin, na którym grałam Chopina Nokturn i wyrok - zdałam z wyróżnieniem i byłam gotowa do brania udziału w koncertach - a teraz?” – fragment wspomnień do wystawy malarstwa Sybiraczki, Alicji Moskalukowej Edwards osiedlonej po wojnie w Ameryce.
„Na drugi dzień 12 lutego (1940 r.) popłoch padł na Lwów. Na wszystkich dworcach zjawiały się coraz to nowe pociągi, długie rzędy wagonów bydlęcych stawały na torach. Rozlegały się śpiewy….Ludność miejska i podmiejska spontanicznie rzuciła się na dworce. Jeśli wagonów pilnował Kirgiz czy Kałmuk, to rady nie było; jeśli stał tam Moskal, udawał nieraz, że nic nie widzi, czasem nawet sam podawał wodę czy strawę, mleko czy lekarstwo przez malutkie zakratowane okienko. Zimno było straszliwie. Pociągów na dworcach ciągle przybywało.
Wagony były zamknięte, zezwalano tylko - i to nie zawsze - na wyrzucanie zwłok. Zbierano je wieczorem na torach. Dużo było wśród nich zamarzniętych dzieci. Pociągi przybywały z okolic na zachód i na północ od Lwowa, a wiadomości przychodziły zewsząd, ze wszystkich województw i powiatów zaboru…. „Z ust do ust leciały wiadomości, gdzie stoją transporty, przemykaliśmy się między wartującymi sołdatami i podawaliśmy do „tiepłuszek” jedzenie, picie, odzież czy pieniądze. Gdy odjechali znajomi, niosło się nieznajomym, wszyscy byli nasi” -pisze Zofia Stankówna.
Dr Zych podaje, iż spośród wywożonych z Małopolski Wschodniej zmarło w drodze od 10% do 15%, zwłaszcza dzieci i starców, a ponad 50% odmroziło sobie ręce, nogi i uszy podczas lutowej wywózki. „Chóralnym „Jeszcze Polska nie zginęła” żegnały setki pociągów oddalający się w przeszłość Lwów. A Lwów, a swoja ziemia , żegnała je łzami, modlitwą i zaciśniętymi pięści. Po tygodniu, ze wschodniej republiki Kazachstanu, od Głodnego Stepu, od Gór Ałtajskich, spod przyległej pustyni Gobi, zaczęły przychodzić listy.
Listy z glinianych, mongolskich lepianek, ze szczegółami nędzy, zbyt ciężkiej pracy, poniewierki. Listy pełne płaczu po umarłych dzieciach, nieutulonych z zimna i chłodu. Listy ze słowami dzikiej jak stepy tęsknoty. Ale także listy prostej wiary, że wszystko ma ukryty Boży sens i że każda męka buduje zręby przyszłej Polski.
Lwów reaguje – wielkością. Bohaterstwem miłosierdzia. Ten sam Lwów, który stał się we wrześniu gospodą polskiego nieszczęścia, w którym dozorcy ukrywali przebranych we własne ubrania oficerów, w którym sługi utrzymywały dawne swe panie, a chłopi nocą, chyłkiem dowozili dawnym swym panom mąkę i słoninę – ten sam Lwów porywał się na dzieło wyżywienia tych tysięcy o dziesięć tysięcy kilometrów odległych ośmiokilogramowymi paczkami żywnościowymi. Wysyłało się paczki bliskim i dalekim, znanym i nie znanym, tysiące ludzi wysprzedaje się do ostatniego, wyrzekając się wygody. Mimo zakazów, rewizji i konfiskat idą do Kazachstanu tysiące paczek. Naprawdę możemy chlubić się, że chrześcijańska Caritas, która przeżarła obcość jednostek, dalekość klas społecznych, zwyciężyła już tutaj bolszewizm.” -pisze w wydanej 3 lata później, we Lwowie, konspiracyjnej poezji lat wojny i okupacji, doc. Stefania Skwarczyńska.
Bożena Ratter
foto: IPN
[foto_duzy_2]

[/foto_duzy_2]
[foto_duzy_3]

[/foto_duzy_3]
[foto_duzy_4]

[/foto_duzy_4]
[foto_duzy_5]

[/foto_duzy_5]
[foto_duzy_6]

[/foto_duzy_6]
[foto_duzy_7]

[/foto_duzy_7]
[foto_duzy_8]

[/foto_duzy_8]
[foto_duzy_9]

[/foto_duzy_9]