Bożena Ratter: Wychowała nas ta sama wielce patriotyczna i prężna atmosfera uczelni wyższych
data:21 listopada 2024 Redaktor: Redakcja
Chcę się dostać do walczącego Lwowa, do „mego" Lwowa, gdy linia Przemyśl-Lwów jest przecięta przez Ukraińców -próbuję dostać się od południowej strony przez Podkarpacie. …Jeszcze tego samego dnia obejmuję dowództwo kompanii krośnieńskiej, bo tak się będzie nazywała- wspominał rok 1918 Generał Dywizji Wojska Polskiego, prekursor polskiej broni pancernej, honorowy obywatel Holandii Stanisław Maczek.
Co za pierwszorzędnych chłopaków w niej zastałem! Podporucznicy i podchorążowie: Kulczycki z Krosna i Bartosz z Jasła, obaj z armii austriackiej, legionista ze Szczypiórna Czerniatowicz i legionista Szmidt ze Lwowa. A strzelcy? Pół na pół stary żołnierz z przeróżnych frontów i zdarzeń armii austriackiej czy legionów, i chłopcy nieletni, niedorostki, wprost z ławy szkolnej lub spod opiekuńczych skrzydeł matki. Był zapał, entuzjazm i gdy rano, witając się z kompanią, a nie znając dobrze polskich regulaminów i zwyczajów, rzucałem kompanii okrzyk „ochota jest - chłopcy?“ - to w gromkiej odpowiedzi „ochota jest panie poruczniku” - było tyle kapitału zaufania, że na wszystko można było się odważyć z taką kompanią.
Nic, że połowa nie umiała używać sprzętu bojowego - nawet ładować karabinu; nic, że taki student inteligent z Krosna, gdy w pierwszym boju wygarnął wręcz na kilka kroków z karabinu, to na widok osuwającego się ciała rozbeczał się na głos i trzeba było niemal bitwę przerwać by go uspokoić; nic, że ubrane to było pożal się Boże, a uzbrojone jeszcze prymitywniej; nic to wobec tej ochoty, tego zapału, który zrozumie tylko ten, kto przeżywał podobne chwile w tym jedynym listopadzie 1918 roku, w Polsce.
A kilka dni później, 20 listopada, ruszyła wyprawa na odsiecz Lwowa . Może nie najbardziej błahym szczegółem dla mych wspomnień jest, że urodziłem się w Małopolsce Wschodniej, w powiecie lwowskim-fakt, który nadał dużo kolorytu moim przeżyciom wojennym w latach 1918/20 i 1939 r. Kształtowała mnie, mój charakter, moją mentalność, a nawet poniekąd i moją sylwetkę żołnierską ta sama rzeczywistość przedwojenna przed rokiem 1914 i potem lata wojny do 1920 roku.
Ta sama rzeczywistość w Małopolsce, która urabiała równolegle typ akademika lwowskiego i krakowskiego, typ przyszłego legionisty i typ oficera rezerwy armii austriackiej. Wychowała nas ta sama wielce patriotyczna i prężna atmosfera uczelni wyższych i średnich zakładów naukowych, to samo rozczytywanie się najpierw w Sienkiewiczu, a potem w mistrzach „Młodej Polski”, Kasprowiczu, Wyspiańskim, Żeromskim i innych. I jak przez chorobę wieku dziecinnego przechodziliśmy wszyscy od Skrzetuskiego do Kmicica, od Judyma do Rozłuckiego itd. (Od podwody do czołga Generał Stanisław Maczek).
Polacy na tym terenie przez siedem pokoleń marzyli i walczyli o odrodzenie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. 1 listopada 1918 r. przedstawiciele Polskiej Komisji Likwidacyjnej z Krakowa mieli przejąć władzę we Lwowie w imieniu odradzającej się ojczyzny. Nagle Polacy obudzili się w ukraińskim Lwowie, Tarnopolu czy Stanisławowie. Dla wielu z nich był to koszmarny sen. W wyniku przeciwdziałania polskiego i wielkiej ofiarności patriotycznej setek młodzieży ze Lwowa, Warszawy, Radomia, Częstochowy, Krosna, Bytomia, Katowic itp. - wszystkich dzielnic Polski- oraz odsieczy wojsk polskich ( Wielkopolski), wojska ukraińskie wycofały się ze Lwowa 22 listopada 1918 r. Ta wojna trwała do 16 lipca 1919 r. kiedy to oddziały Ukraińskiej Halickiej Armii zostały wyparte za Zbrucz.
W czasie tych dziewięciu miesięcy żołnierze UHA popełnili wiele zbrodni na żołnierzach i cywilach polskich. Palono i rozstrzeliwano polskie wsie. Zamordowani jeńcy polscy mieli wyłupione oczy, wydarte języki i obcięte uszy. Mordowano lekarzy i sanitariuszki, zakopywano żywcem, gwałcono zakonnice, profanowano kościoły.
Czytając opisy zbrodni, słusznie przychodzi na myśl, że może te barbarzyńskie okrucieństwa nieco przesadnie przedstawiono, może kultura Gontów i Żeleźniaków obecnie w XX wieku uległa zmianie – pisała w 1926 r. Wanda Mazanowska, wiceprezydent Straży Mogił Polskich Bohaterów w II RP. Niestety- nie! Dla zbadania okrucieństw ukraińskich delegowano komisję sejmową.
Przesłuchano do 60 świadków i zeznania ich spisano protokolarnie i podano do publicznej wiadomości w broszurze zatytułowanej „Z krwawych dni Złoczowa 1919 r.“, z której czerpiemy materiał. Ekshumację i oględziny sądowo-lekarskie przeprowadzono w obecności misji aliantów 5 i 6 czerwca 1919 r. Zdjęcia fotograficzne ekshumowanych zwłok mieszczą się w aktach dochodzeń sądowych i złożone zostały komisji sejmowej dla badania okrucieństw ukraińskich. Oględziny sądowo- lekarskie uskutecznił Sąd okręgowy w Złoczowie wobec delegatów ówczesnego Namiestnictwa i wojskowości, wobec delegatów misji amerykańskiej: Smitha i porucznika Br. Hohendorfa, F. F. O. Donella, delegata misji angielskiej (Wanda Mazanowska).
Jakie talenty rodziły się lub przybywały do tego królewskiego polskiego grodu przez 600 lat!!! Zygmunt Rucker, zainteresowany naukami ścisłymi, studiował farmację i chemię. Zdobytą wiedzę oraz swoje „opętanie ideą pozytywistycznego myślenia i szacunek dla pieniędzy i ich przewagi nad muszkietem i karabelą „ zainwestował w aptekę „Pod Srebrnym Orłem” przy Krakowskiej 26 we Lwowie. A gdy „w czasie wojny francusko-pruskiej w 1871 roku Niemcy zaprowadzili w swym wojsku nowość, tzw. Erbwurst, jako bardzo wygodny, pożywny i zdrowy artykuł aprowizacyjny wojska, wszedł w kontakt z lekarzem sztabowym niemieckim i nabył od niego recepturę tej spożywki”, protoplasty dzisiejszych „Gorących kubków” (Jerzy Janicki “Krakidały”).
I tak Zygmunt Rucker założył we Lwowie wielką fabrykę konserw. Fabryka Ruckera większa była nawet od fabryki Baczewskiego. Doceniając siłę reklamy i promocji prezentował Zygmunt Rucker swoje wyroby niezwykle pomysłowo, o czym pisał w pamiętniku:
„Zbliżała się stuletnia rocznica powstania kościuszkowskiego i bitwy pod Racławicami. Celem uczczenia tej wiekopomnej zaszłości historycznej miasto Lwów postanowiło urządzić wielką wystawę krajową(…) Oczekiwany był przyjazd cesarza, który przyjął protektorat nad wystawą…, postanowiłem, przeto wystąpić na wystawie z mojemi dwoma przedsiębiorstwami, tj. z apteką i fabryką jak najefektowniej. Powiodło mi się to wszystko w pełnej mierze, bo nie tylko, że szersza publiczność zainteresowała się żywo moimi wyrobami, które nie tylko otrzymały najwyższe odznaczenia i medale, ale największy triumf czekał mnie z okazji przyjazdu Franciszka Józefa, który przechodząc koło mego stoiska wystawowego przedstawiającego obóz polowy wojenny, w którym bardzo udanie manekiny żołnierzy austriackich gotowały i spożywały zupę wyrobu fabryki, przystanął i przez kilka minut rozmawiał ze mną na temat rozmiarów przedsiębiorstwa. Odchodząc odezwał się cesarz do swego otoczenia, że firmę należy popierać. (Jerzy Janicki “Krakidały”).
Kminkowa zupka Pana Zygmunta wyparła w tamtych czasach z rynku w Turcji niemiecki koncern „Knorr”. Rozkwit firmy przypada na czasy II RP, właściciel firmy dzierżawi folwark, na którym uprawia składniki konserw warzywnych i marmolad, buduje własną bekoniarnię, z której wychodzą znane za oceanem szynki „Polish Hams” i sponsoruje najstarszy lwowski klub sportowy „Czarni”.
Gdy wybucha II wojna światowa, kolejny właściciel fabryki, syn Pana Zygmunta, Jan Jerzy Rucker i jego małżonka, Stefania, z domu Markheim (córka dyrektora banku) chronią się w Krośnie. Niestety, wskutek głodowej gruźlicy kości żona Pana Jana Jerzego traci obie nogi. I gdy do miasta zbliżają się sowieci, Pan Jan Jerzy Rucker, „lwowski nabab, kapitalista i burżuj, posiadacz całego taboru samochodowego” zawozi osobiście, na taczce, żonę do domu dla niepełnosprawnych, prowadzonego przez siostry klaryski. I również w tym przypadku kościół dochował wierności człowiekowi.
To jedna z wielu sag lwowskich, które byłyby doskonałą kanwą dla filmu, literatury, reportażu gdyby nie zmowa milczenia. A przecież tak wiele zawdzięczamy Polakom, urodzonym na utraconych polskich Ziemiach II RP, a którym udało się uniknąć śmierci z rąk oprawców niemieckich, sowieckich, ukraińskich, litewskich, łotewskich i ubeckich. Oni nam służyli i służą w gospodarce, nauce, sztuce, oświacie, rozrywce…Polacy wypędzeni z prastarych polskich Ziem I i II Rzeczypospolitej, tam wykształceni, wychowani, dziedziczący talenty wiedzy i umiejętności, zamieszkali na terenie Warszawy, Wrocławia, Torunia, Trójmiasta, Opola, Wałbrzycha, Krakowa, Gliwic, Bytomia i wielu innych miast, miasteczek, wsi czy poza granicami Polski. Chwała im za to, przecież ograbieni, umęczeni, osieroceni, okaleczeni psychicznie i często fizycznie, z pochodzeniem wyklętym przez nienawistne rządy powojennej Polski, skazani na niepamięć do dzisiaj, a jednak z serdecznością i humorem, jak na batiarów kresowych przystało. I pomyśleć, jaki byłby nasz kraj gdyby nie zbrodnicza polityka wobec naszego narodu Niemców, Rosjan, Ukraińców oraz ten okrutny komunistyczny reżim, który przyniósł śmierć 60 milionom ludzi różnych narodowości, spowodował największy exodus ludności a przede wszystkich dokonał spustoszenia w umysłach i duszach.
Bożena Ratter
foto: Centrum Lwowa, fotografia lotnicza, 1928 r.
Redakcja poleca:
https://kuriergalicyjski.com/widoki-lwowa-z-lotu-ptaka/
[foto_duzy_2]
[/foto_duzy_2]
[foto_duzy_3]
[/foto_duzy_3]
[foto_duzy_4]
[/foto_duzy_4]
[foto_duzy_5]
[/foto_duzy_5]
[foto_duzy_6]
[/foto_duzy_6]
[foto_duzy_7]
[/foto_duzy_7]
[foto_duzy_8]
[/foto_duzy_8]
[foto_duzy_9]
[/foto_duzy_9]