Smoleńsk – dlaczego dzieli zamiast łączyć?
data:01 listopada 2024     Redaktor: GKut

         Jerzy Szmajdziński był aktywnym politykiem już w okresie PRL-u. W latach 1989 – 1990 był kierownikiem Wydziału Organizacyjnego Komitetu Centralnego PZPR. W latach 2001 – 2005 był Ministrem Obrony Narodowej a od roku 2007 Wicemarszałkiem Sejmu VI kadencji. W grudniu 2009 został ogłoszony przez Sojusz Lewicy Demokratycznej kandydatem na Urząd Prezydenta Polski.

                Sebastian Karpiniuk swoją polityczną karierę rozpoczynał w Kongresie Liberalno-Demokratycznym, następnie był działaczem Unii Wolności a od roku 2001 Platformy Obywatelskiej. Był posłem na Sejm V i VI kadencji, obiecującym politykiem młodego pokolenia. W jednym z wywiadów mówił, że panicznie boi się latać samolotami.

                Izabela Jaruga-Nowacka była posłem na Sejm, sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Była też pełnomocnikiem rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, Ministrem Polityki Społecznej oraz wicepremierem. Sprawowała nadzór nad Rządowym Centrum Studiów Strategicznych.

                Jolanta Szymanek-Deresz w latach 1979–1990 należała do PZPR.  Od roku 2000 zajmowała stanowisko podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta RP, a następnie od czerwca 2000 do października 2005 pełniła funkcję szefa KPRP. Była posłem na Sejm V i VI kadencji.

                Dlaczego przywołuję tych polityków w tym felietonie? A może inaczej, co łączy te osoby? Cała czwórka zginęła 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. Łączy też ich to, że wszyscy w notach biograficznych w Wikipedii mają umieszczoną informację: „zmarła / zmarł w Smoleńsku”. Nie zginęli ale zmarli. Słowo „zginął” określa jedynie gwałtowny charakter śmierci. Słowo to nie wskazuje w żaden sposób, czy śmierć nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku czy działania osób trzecich, zamachu. A mimo to autorzy wpisów, autorzy przekazu dla przyszłych pokoleń, dokonują subtelnego fałszerstwa.

                Żadna z wymienionych na wstępie osób nie była politykiem mojego wyboru. Byli ludźmi z formacji politycznych dalekich od moich poglądów i mojej wizji Polski. Ale właśnie przez fakt, że nie zmarli śmiercią naturalną, że zginęli, że zginęli uczestnicząc w oficjalnej delegacji państwowej do Katynia, że zginęli na służbie Ojczyźnie, należy im się pamięć. Podczas wszystkich uroczystości upamiętniających smoleńską tragedię, podczas marszy i nabożeństw, podczas odsłaniania tablic pamiątkowych i pomników, a uczestniczyłem w wielu takich uroczystościach, zawsze, ale to zawsze uczestnicy tych uroczystości otaczali pamięcią i modlitwą wszystkich, którzy zginęli 10 kwietnia 2010. Wszystkich bez wyjątku. Za życia różnili się bardzo, ale w ten sobotni poranek śmierć ich połączyła. Gwałtowna i niespodziewana, taka sama dla wszystkich. Śmierć ich połączyła, ale ludzie nie chcą tego uszanować i jeszcze po śmierci próbują ich dzielić. I nie robią tego ani organizatorzy ani uczestnicy wymienionych uroczystością. Robią to ci, którzy te uroczystości wyszydzają, atakują, postponują i zakłócają. Robią to ludzie pozbawieni człowieczeństwa. Wydaje im się, że atakują nieżyjącego Prezydenta, a w rzeczywistości atakują swoich nieżyjących przedstawicieli, swoich idoli politycznych. Okazują pogardę swoim wybrańcom. Okazują pogardę tak, jak okazali pogardę Rosjanie bezczeszcząc ciała tych, którzy zginęli pod Smoleńskiem. Rosjanie sprofanowali zwłoki wszystkich ofiar, bez segregowania według poglądów, wiary czy przynależności partyjnej. Sprofanowali wszystkich tylko za to, że byli Polakami.

                10-tego dnia któregoś miesiąca szedłem do warszawskiej Katedry na Mszę Świętą w intencji Ofiar smoleńskiej tragedii, na tak zwaną miesięcznicę. Całe Krakowskie Przemieście i Plac Zamkowy były odgrodzone kordonami policji. Podszedłem do jednego z mundurowych, by spytać, jak mogę dojść do Katedry. W tym samym momencie jakiś mężczyzna pytał tego samego policjanta, jak on może dojść do swojego domu. Usłyszawszy moje pytanie ów mężczyzna zwrócił się do mnie poirytowany mówiąc: to przez pana, to przez takich jak pan ja nie mogę wrócić spokojnie z pracy do domu. Wtedy spytałem go, czy codziennie, czy każdego miesiąca wraca tędy z pracy do domu. Odpowiedział, że tak, że od wielu lat, codziennie, tą samą trasą o podobnej godzinie. Wtedy powiedziałem mu, że ja co miesiąc chodziłem tędy do Katedry i nigdy się nie spotkaliśmy. Ja zawsze spokojnie szedłem na Mszę Świętą a on zawsze spokojnie wracał do domu. Nigdy sobie nie wchodziliśmy w drogę, nigdy nie byliśmy dla siebie wzajemnie przeszkodą. To dlaczego dzisiaj nie mogę przejść? - spytał rezolutnie.  Ano dlatego wyjaśniłem, że Władysław Frasyniuk z grupą opętanych fanatyków położył się na środku jezdni. Chcąc przeszkodzić Marszowi Pamięci doprowadził do paraliżu komunikacyjnego całej okolicy Starego Miasta. Po tym wyjaśnieniu uścisnęliśmy sobie z tym nieznanym mężczyzną dłonie i każdy próbował zmierzać w swoim kierunku, ja do Katedry, on do domu. I już obaj wiedzieliśmy, że ani ja nie stanąłem na jego drodze, ani on nie stanął na mojej. I obaj już wiedzieliśmy, że choć nasze drogi były różne, prowadziły w różnych kierunkach, to obie zablokował Frasyniuk i ludzie jego pokroju. Ludzie o mentalności homo sovieticusa, depczący pamięć tych, których połączyła gwałtowna śmierć w służbie dla Polski.

                Dlaczego Smoleńsk zamiast łączyć dzieli? Uczestnicy upamiętniających uroczystości wiedzą, czują podświadomie i instynktownie, że gwałtowna, niespodziewana śmierć połączyła tam w Smoleńsku wszystkie ofiary ponad doczesnymi podziałami. Ta dramatyczna i niespodziewana tragedia połączyła też Polaków w potrzebie Pamięci ponad doczesnymi podziałami. Ja zawsze podczas Mszy w intencji ofiar naszej Narodowej Tragedii myślę o wszystkich i modlę się za wszystkich, za Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, za Prezydenta na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, za kandydata na Prezydenta Jerzego Szmajdzińskiego, za polityków i parlamentarzystów wszystkich opcji politycznych, za pracowników BORu i załogę samolotu, za wszystkich uczestników tego lotu. Za wszystkich bez wyjątku. Ja nie dzielę, my nie dzielimy. Ci co atakują uroczystości, blokują marsze, profanują pomniki – to oni dzielą. Może nie tyle dzielą ile chcą podzielić, bo w rzeczywistości atakują wszystkich, atakują wszystkich bez wyjątku. Za to, że byli Polakami, za to, że chcieli tam w Katyniu uświadomić światu do czego prowadzi pogarda dla drugiego człowieka. Jeśli to zrozumiemy, jeśli odrobimy tę trudną lekcję ze współczesnej historii, to Smoleńsk połączy Polaków. A ci, którzy dalej będą atakować pamięć o tych co zginęli i dalej będą  próbować dzielić, wykluczą się z polskości, znajdą się na śmietniku historii.

Marcin Bogdan






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.