Czerwiec 2024
Gdy opadły maski...
Pod koniec marca minionego roku w oficjalnej witrynie niemieckiego rządu – Bundesregierung zamieszczono komunikat „Corona-Schutzmaßnahmen laufen aus” (Środki ochronne dotyczące koronawirusa przestają obowiązywać). Napisano w nim, że „Ramy prawne dotyczące środków ochronnych przed koronawirusem tracą ważność 7 kwietnia. To znaczy, że wszystkie dotychczasowe wymagania nie będą już obowiązywać – takie jak noszenie maski FFP2 podczas wizyty w szpitalu lub domu opieki. Nie ma już również żadnych wymagań w innych przypadkach. (...) 2 lutego zniesiono obowiązek stosowania masek w dalekobieżnym transporcie pasażerskim. Od 1 marca pracownicy i pensjonariusze placówek służby zdrowia są zwolnieni z obowiązku testów i maskowania. Eliminuje to także podstawę prawną, zgodnie z którą landy mogły decydować o własnych środkach ochronnych przed koronawirusem w zależności od sytuacji związanej z pandemią. Ponadto wygasa rozporządzenie dotyczące podróżowania w związku z koronawirusem. Oznacza to, że ze względu na koronawirusa nie ma już żadnych wymagań dla podróżnych”. Tydzień po zniesieniu niemieckiego nakazu paradowania w namordnikach na portalu The Telegraph poinformowano, że „No evidence face masks protected vulnerable from COVID, health officials admit” (Nie ma dowodów na to, iż maski na twarz chronią przed COVID, jak przyznają urzędnicy do spraw zdrowia). Potwierdzono zatem to, co już wielokrotnie wykazano przedtem w pracach naukowych. Dodam zatem tylko, że dwa miesiące wcześniej w The New York Times ukazał się artykuł „The Mask Mandates Did Nothing. Will Any Lessons Be Learned?” (Nakazy dotyczące masek nic nie dały. Czy zostaną wyciągnięte jakieś wnioski?), a po upływie dwóch tygodni na łamach Daily Mail „Were masks in hospitals a waste of time? Hated NHS policy made no difference to COVID infection rates, study finds” (Czy maski w szpitalach były marnowaniem czasu? Znienawidzona polityka NHS nie wpłynęła na wskaźniki zakażeń COVID, wynika z badania). Polskie władze jednak dopiero po kilku miesiącach ogłosiły „Zakończenie stanu zagrożenia epidemicznego” i to, że „Od lipca nie trzeba już zakładać maseczek w szpitalach, przychodniach, aptekach i innych placówkach medycznych”. W Japonii zaś trwały wtedy organizowane od maja specyficzne kursy. Do udziału w nich zachęcano, między innymi, w serwisie jednego z dwóch najbardziej poczytnych dzienników anglojęzycznych The Asahi Shimbun: „Many turn to smiling lessons as society begins to go maskless” (Wiele osób korzysta z lekcji uśmiechu, gdy społeczeństwo zaczyna pozbywać się masek).
Po trzech latach zasłaniania twarzy, nawet w przypadku osób, które maskowały się 24 godziny na dobę, każdy może oczywiście odzyskać umiejętność uśmiechania się w ciągu kilku dni. O wiele więcej czasu z pewnością trzeba poświęcić na to, by nadrobić zaległości wynikające z tego, iż „Masken verzögern Sprachentwicklung” (Maski opóźniają rozwój mowy) – o czym informowano w kwietniu 2022 roku na portalu Frankfurter Allgemeine Zeitung: „Noszenie masek przez opiekunów wpłynęło na rozwój społeczny i językowy małych dzieci. Wskazuje na to brytyjski nadzór szkolny (Ofsted) po rozmowach w 70 placówkach opiekuńczych. Według wyników badań, które zostały opublikowane w poniedziałek, dzieci często mają problemy z nawiązywaniem przyjaźni i mówieniem. Zaobserwowano u nich ograniczone słownictwo i brak umiejętności reagowania na najprostszą mimikę twarzy. Dzieci, które tej wiosny skończyły dwa lata, »były otoczone przez dorosłych w maskach przez całe swoje życie i dlatego nie widziały ruchów ust i ich ułożenia« – czytamy w raporcie, który powstał na podstawie relacji przedszkolnych nauczycieli. Opóźnienia w rozwoju języka spowodowały »brak kontaktu między dziećmi na oczekiwanym poziomie«. Oprócz problemów komunikacyjnych zauważono brak pewności siebie. Wiele dzieci jest bardziej nieśmiałych i niespokojnych, ponieważ nie są przyzwyczajone do widoku innych twarzy. Aby nauczyć dzieci wyrażania uczuć, niektóre przedszkola wprowadziły »karty emocji«. Można na nich zobaczyć zdjęcia z dziećmi pokazującymi różne miny. (…) Raport wskazuje również, że wiele dzieci późno uczy się raczkowania i chodzenia. Czasami potrzebują też pomocy w ubieraniu się lub wydmuchiwaniu nosa, chociaż powinny już zrobić to samodzielnie. Jest to bardzo niepokojące”. Podobnie jak to, że „Covid face masks devastating bird populations all over the world” (Covidowe maski na twarz powodują spustoszenie w populacji ptaków na całym świecie) – co ogłoszono w sierpniu 2022 roku na internetowych łamach The Telegraph: „Ptaki wplątują się w maski na całym świecie, są również zagrożone na wszystkich kontynentach z powodu zanieczyszczenia plastikiem. (…) Oszacowano, że w szczytowym momencie pandemii na całym świecie miesięcznie używano 129 miliardów masek na twarz i 65 miliardów rękawiczek. Większość jednorazowych masek jest wykonana z tworzywa sztucznego, które nie ulega biodegradacji, ale może rozpaść się na mikroplastik, który rozprzestrzenia się w środowisku. Z wcześniejszych badań wynikało, że 1,6 miliarda jednorazowych masek trafiło do oceanu w 2020 roku. (…) Pomimo zniesienia nakazu maskowania w różnych regionach świata, miliardy jednorazowych śmieci związanych z pandemią niewłaściwie składowane podczas covidu pozostaną w naszym środowisku lądowym i wodnym przez dziesięciolecia”.
Dwa miesiące później w National Library of Medicine, a więc największej na świecie bibliotece medycznej prowadzonej przez rząd federalny Stanów Zjednoczonych – co przypominam ze względu na szokujące wręcz wnioski – zamieszczono pracę naukową „Migration of Microplastics and Phthalates from Face Masks to Water” (Migracja mikroplastików i ftalanów z masek na twarz do wody). Jej autorzy stwierdzili, że „Mikroplastiki zostały uwolnione z masek na twarz w postaci włókien i fragmentów o różnej wielkości, przy czym głównymi wykrytymi polimerami był polipropylen, poliamid i poliester. Ponadto z masek na twarz uwalniały się również ftalany, w tym DBP, BBP, DNOP i DEHP. Uwolnione ilości zostały porównane z dostępną bibliografią i sugerują, że niewłaściwa utylizacja masek na twarz może stanowić pojawiające się zagrożenie dla środowiska, biorąc pod uwagę ogromną liczbę masek używanych i znajdujących się w zbiornikach wodnych”. Dziwne zatem nie jest, że „Microplastics found deep in lungs of living people for first time” (Mikroplastik po raz pierwszy został znaleziony głęboko w płucach żywych ludzi) – o czym informowano w witrynie The Guardian już dwa lata temu: „Mikroplastik został po raz pierwszy wykryty w ludzkiej krwi w marcu, co pokazuje, że cząsteczki mogą przemieszczać się po ciele i osadzać w narządach. Wpływ na zdrowie nie jest jeszcze znany. Naukowcy są jednak zaniepokojeni, ponieważ mikrodrobiny plastiku uszkadzają ludzkie komórki w warunkach laboratoryjnych, a cząsteczki zanieczyszczeń powietrza są już znane z tego, że dostają się do organizmu i powodują miliony wczesnych zgonów rocznie. (…) W niedawnym przeglądzie oceniono ryzyko zachorowania na raka i stwierdzono, że pilnie potrzebne są bardziej szczegółowe badania nad tym, jak mikro- i nanoplastiki wpływają na struktury i procesy organizmu ludzkiego oraz czy i jak mogą przekształcać komórki i indukować karcynogenezę, szczególnie w świetle wykładniczego wzrostu produkcji tworzyw sztucznych”. W tamtym mniej więcej okresie, na stronie National Library of Medicine ukazała się również publikacja „Face mask – A potential source of phthalate exposure for human” (Maska na twarz – potencjalne źródło narażenia człowieka na ftalany), w której napisano: „W tym badaniu wykryto dwanaście ftalanów w 56 próbkach pobranych z masek z różnych krajów. (…) Szacowane dzienne pochłanianie (EDI) ftalanów z masek wahało się od 3,71 do 639 ng/kg masy ciała/dzień, a EDI ftalanów z masek dla małych dzieci było około 4–5 razy wyższe niż dla dorosłych. (…) 89,3% próbek z masek wykazywało potencjalne działanie rakotwórcze na ludzi”.
Szkodliwość maskowania związana jest jeszcze z tym, co zostało określone jako „The Foegen effect: A mechanism by which facemasks contribute to the COVID-19 case fatality rate” (Efekt Foegena: mechanizm powodujący, że maski na twarz przyczyniają się do wzrostu śmiertelności w przypadku COVID-19) – zgodnie z tytułem opracowania, które od 2022 roku wisi na stronie National Library of Medicine. A także z tym co wykazano w wynikach wielu innych badań również zamieszczonych w tej witrynie. Przed rokiem było to na przykład „Fungal contamination of medical masks among forensic healthcare workers in the COVID19 era” (Skażenie grzybicze masek medycznych wśród pracowników medycyny sądowej w dobie COVID19), a dwa lata temu „Bacterial and fungal isolation from face masks under the COVID-19 pandemic” (Wyizolowanie bakterii i grzybów z masek na twarz używanych podczas pandemii COVID-19).
Stosowanie ryjochronów wiąże się też, jak wiadomo, z wdychaniem CO2, co ma niestety również fatalne skutki. Potwierdzono to choćby w pracy naukowej „Carbon dioxide rises beyond acceptable safety levels in children under nose and mouth covering: Results of an experimental measurement study in healthy children (Dwutlenek węgla przekracza dopuszczalny poziom bezpieczeństwa dla dzieci po zakryciu nosa i ust: wyniki eksperymentalnego badania pomiarowego zdrowych dzieci) zamieszczonej dwa lata temu również w National Library of Medicine. A w kwietniu minionego roku pojawiła się tam „Possible toxicity of chronic carbon dioxide exposure associated with face mask use, particularly in pregnant women, children and adolescents” (Możliwa toksyczność przewlekłej ekspozycji na dwutlenek węgla związana z używaniem masek na twarz, szczególnie u kobiet w ciąży, dzieci i młodzieży). Kilka dni później w Daily Mail poinformowano o tym, co ustalili autorzy tej pracy naukowej w artykule „Face masks may raise risk of stillbirths, testicular dysfunction and cognitive decline due to build-up of carbon dioxide” (Maski na twarz mogą zwiększać ryzyko urodzenia martwego dziecka, dysfunkcji jąder i pogorszenia funkcji poznawczych z powodu zgromadzonego dwutlenku węgla).
W efekcie końcowym, który został oceniony w metaanalizie „Wearing face masks as a potential source for inhalation and oral uptake of inanimate toxins” (Stosowanie masek ochronnych jako potencjalnych źródeł wdychania i wchłaniania doustnego toksyn nieożywionych), która dwa miesiące temu została udostępniona w National Library of Medicine, stwierdzono: „Po przeprowadzeniu przeglądu 1003 badań (przeszukano bazę danych PubMed/MEDLINE, dokonano oceny jakościowej i ilościowej)”. Że „Obowiązek noszenia masek podczas pandemii SARS-COV-2 niewątpliwie wygenerował dodatkowe źródło potencjalnie szkodliwej ekspozycji na toksyny o właściwościach zagrażających zdrowiu i rakotwórczych na poziomie populacji”. A na początku tego miesiąca ogłoszono w Daily Mail, iż „Dr. Anthony Fauci confesses he made up covid rules including 6 feet social distancing and masking kids” (Doktor Anthony Fauci wyznaje, że wymyślił zasady dotyczące covidu, w tym zachowanie dystansu społecznego wynoszącego 6 stóp oraz maskowanie dzieci). Nawet w The Washington Post ubolewano z tego powodu: „In the pandemic, we were told to keep 6 feet apart. There’s no science to support that” (Podczas pandemii kazano nam utrzymywać odległość 6 stóp od siebie. Nie ma na to żadnego naukowego potwierdzenia) – dodając: „W trakcie wystąpienia w Kongresie ekspert do spraw chorób zakaźnych Anthony S. Fauci scharakteryzował to zalecenie jako »decyzję wynikającą z przekonania, która nie była oparta na danych«”.
Gdyby COVID-19 był chorobą bardziej dokuczliwą od grypy, można by było uznać, że decydenci w ferworze walki z zarazą popełnili błędy, ale mieli szlachetne intencje. Na podstawie danych ze statku Diamond Princess ustalono jednak już przed ogłoszeniem pandemii, iż jest to dolegliwość lajtowa. Potwierdziły to zresztą kolejne badania, których wyniki opublikowano w następnych miesiącach 2020 roku. Tak jak i to, że najpóźniej w sierpniu 2020 roku, wszyscy powinni o tym wiedzieć, ponieważ właśnie wtedy na stronie National Library of Medicine udostępniono analizę „Public Health Lessons Learned From Biases in Coronavirus Mortality Overestimation” (Wnioski dotyczące zdrowia publicznego wyciągnięte z błędów w przeszacowywaniu śmiertelności z powodu koronaawirusa). Jej autorzy ujawnili, iż to przeszacowanie było 10-krotne w stosunku do faktycznego zagrożenia, odwołując się przy tym do tego, iż „Dowody z WHO potwierdziły, że przybliżony CFR koronawirusa nie jest na ogół wyższy niż w przypadku grypy sezonowej”. Potwierdzeniem tego są wyniki badań zamieszczone dwa lata później również w National Library of Medicine jako „Comparison of critically ill COVID-19 and influenza patients with acute respiratory failure” (Porównanie krytycznie chorych pacjentów z COVID-19 i grypą z ostrą niewydolnością oddechową), w którym stwierdzono, że „Istniało niewiele różnic w cechach klinicznych krytycznie chorych pacjentów z COVID-19 i grypą. Przypadki grypy miały gorszy stan sprawności i nasilenie choroby. Nie było istotnej różnicy w śmiertelności szpitalnej między pacjentami z COVID-19 a chorymi na grypę”. Co jest równoznaczne z tym, iż COVID-19 może doprowadzić do śmierci wyłącznie w przypadkach skrajnych. Aczkolwiek tylko pośrednio, jak każda infekcja dróg oddechowych, która jest niebezpieczna dla osób z obniżoną odpornością z powodu innych poważnych chorób lub sędziwego wieku. Gdyby było inaczej, do zwalczania skutków zakażenia wirusem SARS-COV-2 nie wystarczałaby aspiryna. A to wykazano już pod koniec kwietnia 2020 roku w pracy naukowej „Protective Effect of Aspirin on COVID-19 Patients” (Ochronny wpływ aspiryny na pacjentów z COVID-19), która znajduje się w witrynie National Library of Medicine. Jej autorzy ustalili, że „wczesne stosowanie aspiryny u pacjentów z COVID-19, która ma działanie hamujące replikację wirusa, zapobiega agregacji płytek, działa przeciwzapalnie i zapobiega uszkodzeniu płuc, pozwola ograniczyć częstość występowania ciężkich i krytycznych przypadków u pacjentów, skrócić czas pobytu w szpitalu i ograniczyć występowanie powikłań sercowo-naczyniowych”. Ale zamiast trąbić o tym w telewizjach, wciskano ludziom, że nie ma leków, które mogłyby pomóc w przypadku COVID-19 i nakręcano panikę, a tym samym zapotrzebowanie na szczepionki. Wiele osób, które załapały koronawirusa i mogłyby się wyleczyć w początkowej fazie infekcji, trafiło więc do szpitala, a potem zmarło, ponieważ nie zaaplikowały sobie zwykłej aspiryny. Nie dotyczy to oczywiście tylko tego leku.
W listopadzie 2020 roku w National Library of Medicine ukazał się raport „Influence of conflicts of interest on public positions in the COVID-19 era, the case of Gilead Sciences” (Wpływ konfliktu interesów na zajmowane stanowiska publiczne w erze COVID-19, przypadek Gilead Sciences). Napisano w nim: „Finansowanie i prezenty od przedstawicieli przemysłu farmaceutycznego mają wpływ na decyzje podejmowane przez lekarzy i ekspertów medycznych. W przypadku epidemii choroby koronawirusowej 2019, dostępnych jest kilka metod leczenia pacjentów zakażonych wirusem. Niektóre są chronione patentami, jak remdesivir, inne nie, jak hydroksychlorochina. Chcieliśmy prześledzić ewentualną korelację pomiędzy faktem, dotyczącym lekarza i specjalisty akademickiego w dziedzinie chorób zakaźnych, korzystającego z finansowania ze strony firmy Gilead Sciences, producenta remdesiviru, a publicznymi stanowiskami zajmowanymi przez tego lekarza wobec hydroksychlorochiny. Nasze wyniki pokazują korelację (test Spearmana, p = 0,017) między kwotą otrzymaną od firmy Gilead Sciences a publicznym sprzeciwem wobec stosowania hydroksychlorochiny we Francji. Powinno to otworzyć debatę na temat roli powiązań interesów lekarzy z firmami farmaceutycznymi w medycznej i naukowej debacie publicznej”. Powinno, ale do tego nie doszło, chociaż także w listopadzie 2020 roku na łamach British Medical Journal ogłoszono, że „WHO Guideline Development Group advises against use of remdesivir for COVID-19” (Zespół Opracowujący Wytyczne WHO odradza stosowanie remdesiviru w przypadku COVID-19). Mimo to specyfik ten był aplikowany aż do odwołania pandemii, chociaż we wrześniu 2021 roku w publikacji „Remdesivir plus standard of care versus standard of care alone for the treatment of patients admitted to hospital with COVID-19 (DisCoVeRy): a phase 3, randomised, controlled, open-label trial” (Remdesivir plus standardowa opieka w porównaniu z samą standardową opieką podczas leczenia pacjentów hospitalizowanych z powodu COVID-19 (DisCoVeRy): randomizowane, kontrolowane, otwarte badanie fazy 3), napisano wprost, że „Nie zaobserwowano żadnych korzyści klinicznych ze stosowania remdesiwiru u pacjentów, którzy zostali przyjęci do szpitala z powodu COVID-19, mieli objawy przez ponad 7 dni i wymagali wspomagania tlenem”.
Powołując się na prace naukowe, a także artykuły, można wymienić jeszcze wiele innych ogólnodostępnych oraz tanich specyfików zapewniających szybką i zazwyczaj bardzo skuteczną terapię w przypadku zakażenia SARS-COV-2. Rok temu na przykład w Daily Mail poinformowano, że istnieje „The all-natural cure for COVID and the flu: Common kitchen staple kills off viruses with 99 per cent effectiveness, Australian study finds” (Całkowicie naturalne lekarstwo na COVID i grypę: Australijskie badanie wykazało, iż zwykła kuchenna przyprawa zabija wirusy z 99-procentową skutecznością), dodając, że „W pierwszych na świecie badaniach przeprowadzonych w Doherty Institute w Melbourne stwierdzono, że unikalne odmiany czosnku są w stanie zredukować zakaźność wirusów nawet o 99 procent”. A w tym miesiącu okazało się, że wystarczy „Rapid initiation of nasal saline irrigation to reduce severity in high-risk COVID+ outpatients” (Szybkie rozpoczęcie płukania nosa solą fizjologiczną w celu złagodzenia ciężkości choroby u pacjentów ambulatoryjnych z grupy wysokiego ryzyka z powodu COVID) – zgodnie z tytułem publikacji zamieszczonej w National Library of Medicine. Jest to więc kolejny dowód, który świadczy o tym, że COVID-19 jest zwykłą chorobą przeziębieniową. Tak jak to, że wskutek zarażenia koronawirusem oprócz infekcji może dojść do komplikacji neurologicznych – czym permanentnie epatowano społeczeństwo. Najbardziej nagłaśniano utratę węchu i smaku, jako wyjątkowe rzekomo objawy. Chociaż są to niemal typowe powikłania, na co wskazuje już sam tytuł tekstu „Brak węchu i smaku po infekcji grypowej” z 2013 roku, opublikowanego na portalu Medycyna Praktyczna, który jest serwisem największego polskiego centrum informacji medycznej dla lekarzy. Specjalistka otolaryngologii Agata Szołdra-Seiler napisała w nim: „Zmysł węchu i smaku są ze sobą ściśle powiązane. Pogorszenie węchu z reguły upośledza też doznania smakowe. (…) W chorobach wirusowych, najczęściej po przebytej infekcji grypowej, pacjenci zgłaszają upośledzenie węchu (hiposmia), jego brak (anosmia) lub rzadko kakosmię, czyli uczucie nieprzyjemnego zapachu. W czasie infekcji wirusowej może dojść do toksycznego uszkodzenia nabłonka węchowego i/lub nitek węchowych, czyli uszkodzenia receptora i/lub nerwu węchowego, co może skutkować trwałym ubytkiem węchu”.
Podobnym działaniem zastraszającym było również nawijanie ludziom na uszy narracji na temat Long COVID. Tak długo, aż w nią uwierzyli i sami zaczęli się tym hipnotyzować. Ten fenomen dawno został rozpoznany i określony jako masowa choroba psychogenna oraz zdefiniowany, co można sprawdzić choćby w anglojęzycznej Wikipedii pod hasłem „Mass psychogenic illness” i dowiedzieć się, że na podstawie kilkudziesięciu publikacji naukowych wyszczególnionych w przypisach stwierdzono, iż „Jest to szybkie rozprzestrzenianie się oznak i objawów chorobowych występujących wśród członków spójnej grupy, pochodzących z zaburzeń układu nerwowego, obejmujących pobudzenie, zanik lub zmianę funkcji, przy czym dolegliwości fizyczne, które pojawiają się pod wpływem emocji, nie mają odpowiadających im znanych przyczyn organicznych. (…) MPI różni się od innych typów urojeń zbiorowych tym, że obejmuje objawy fizyczne. (…) Timothy F. Jones z Departamentu Zdrowia Tennessee zestawia następujące objawy w oparciu o ich powszechność w przypadku epidemii występujących w latach 1980–1990: „Ból głowy, zawroty głowy lub oszołomienie, mdłości, skurcze lub ból brzucha, kaszel, zmęczenie, senność lub osłabienie, ból lub pieczenie gardła, hiperwentylacja lub trudności w oddychaniu, łzawiące lub podrażnione oczy, ucisk w klatce piersiowej/ból w klatce piersiowej, niezdolność do koncentracji/problemy z myśleniem, wymioty, mrowienie, drętwienie lub paraliż, niepokój lub nerwowość, biegunka, kłopoty ze wzrokiem, wysypka, utrata przytomności/omdlenie, swędzenie”. A więc takie jak w przypadku Long COVID.
Warto dodać, że we wrześniu 2022 roku w National Library of Medicine zamieszczono pracę naukową „Psychogenic epidemic – mass hysteria phenomena in Portugal” (Epidemia psychogenna – zjawisko masowej histerii w Portugalii). Opisano w niej przypadek, który można uznać za kluczowy pod względem generowania oczekiwanych reakcji: „W maju 2006 roku młodzi ludzie oglądający serial telewizyjny, w którym bohaterowie zarazili się wirusem, mieli podobne objawy w prawdziwym życiu. Po raz pierwszy fikcyjna choroba z telewizji wywołała chorobę w prawdziwym życiu”. A wiadomo przecież, że covidowy serial nadawany przez dwa lata we wszystkich telewizjach oglądało na bieżąco kilka miliardów ludzi na całym świecie. I to codziennie. Powszechne urojenie nie było więc niczym nadzwyczajnym. Dodatkowo w raporcie „Self-Reported Long COVID and Its Association with the Presence of SARS-COV-2 Antibodies in a Danish Cohort up to 12 Months after Infection” (Long COVID zgłaszany przez pacjentów i jego związek z obecnością przeciwciał SARS-COV-2 w duńskiej kohorcie po upływie nawet 12 miesięcy od zakażenia), który w grudniu 2022 roku udostępniono w National Library of Medicine, wykazano, że „Większość objawów długiej choroby koronawirusowej (COVID) nie jest specyficzna dla COVID-19 i można je wytłumaczyć innymi schorzeniami”. Trzy miesiące później w tej samej witrynie zamieszczono wyniki badań dotyczących tego fenomenu, jako „Prevalence and Characteristics Associated With Post–COVID-19 Condition Among Nonhospitalized Adolescents and Young Adults” (Częstość występowania i cechy związane ze stanem post-COVID-19 wśród niehospitalizowanych nastolatków i młodych dorosłych). Na ich podstawie naukowcy „Stosując definicję przypadku post-COVID-19 (PCC) podaną przez Światową Organizację Zdrowia” stwierdzili, że „utrzymujące się objawy w tej grupie wiekowej są powiązane z czynnikami innymi niż zakażenie SARS-COV-2, a zatem kwestionują przydatność definicji przypadku PCC przyjętej przez WHO. (…) Nasilenie objawów na początku badania było głównym czynnikiem ryzyka i korelowało z cechami osobowości. Niska aktywność fizyczna i samotność były również związane z wynikiem. Wyniki te sugerują, że czynniki często określane jako psychospołeczne powinny być uważane za czynniki ryzyka uporczywych objawów”. Trzy miesiące temu natomiast w The Telegraph ogłoszono: „There is no such thing as Long COVID, say health officials” (Urzędnicy do spraw zdrowia twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak Long COVID), dodając: „Lekarze w Queensland wykazali, że schorzenie to nie różni się od żadnego zespołu powirusowego”.
Istotnym elementem wzbudzania lęku było też rozpowszechnianie fałszywych przekazów na temat braku miejsc w szpitalach, co wykorzystywano jako argument uzasadniający konieczne jakoby sanitarne nakazy i zakazy oraz lockdowny. Także w bundesrepublice, gdzie trwało to niezmiennie nawet po ujawnieniu na internetowych łamach dziennika Bild tego, że „Wiele klinik celowo zgłaszało mniejszą ilość bezpłatnych łóżek intensywnej opieki niż ich posiadało, w celu ściągania pieniędzy od podatników” – o czym informowano w czerwcu 2021 roku pod nagłówkiem „Unsere Angst darf nicht missbraucht werden” (Nie wolno niecnie wykorzystywać naszego strachu): „To skandal, o którym rząd federalny wiedział od miesięcy i ukrywał przed obywatelami”. Nie wszędzie oczywiście były takie luzy. Przede wszystkim dlatego, że w lazaretach przebywali zbyt często ludzie, których w ogóle nie powinno tam być. Większość z nich miała bowiem tylko pozytywne wyniki testów bez jakichkolwiek objawów lub lajtowe zaledwie dolegliwości. Już w marcu 2020 roku w serwisie Medonet ostrzegano przed konsekwencjami takiej polityki: „Ministerstwo Zdrowia skierowało w czwartek (12.03) do opublikowania rozporządzenie, które wprowadza obowiązek poddania się hospitalizacji osób, u których stwierdzono zarażenie SARS-COV-2 lub chorobę COVID-19 wywołaną tym koronawirusem. Eksperci boją się, że przez to oddziały zakaźne w ciągu kilku dni zostaną zablokowane”. I tak się właśnie stało w tak zwanych placówkach covidowych. Rok później, również na portalu Medonet, opublikowano wywiad „Prof. Piotr Kuna: lockdown jest złem, skróci nasze życie”, w którym rozmówca Moniki Zieleniewskiej powiedział: „Jeżeli pacjent, który ma dodatni wynik testu i niewielki kaszel, zostaje przyjęty do szpitala i położony na 5-osobowej sali, gdzie wszyscy mają COVID-19, drzwi są zamknięte na klucz, nie ma toalety, a pierwszej nocy umierają trzy osoby, na których miejsce przychodzą zaraz nowe, to powiem tylko – ci pacjenci wytwarzają taki aerozol wirusa, który zabije każdego. Wiemy, że ciężki przebieg COVID-19 bierze się z narażenia i nasilenia ekspozycji na wirusa. Im więcej wirusa inhalujemy, tym cięższa choroba. Więc jeżeli ktoś, kto ma łagodne objawy, dostanie się w takie warunki, to nic dziwnego, że po siedmiu dniach dostaje niewydolności oddechowej, jedzie na OIOM, a tam umiera. To są często ci młodzi ludzie, co to młody zdrowy, a umarł. Dlaczego? Bo dostał taką dawkę wirusa, że nawet młodego zabije”. Na szczęście niewielu młodych ludzi dało się zamknąć w takich umieralniach. W normalnych zaś warunkach zarażenie SARS-COV-2 w ich przypadku skutkowało najczęściej objawami porównywalnymi ze zwykłym przeziębieniem, co wykazałem w poprzednich rozdziałach tego tomu. Tak jak i to, że średni wiek osób, których zgony zaklasyfikowano jako konsekwencje COVID-19 w różnych krajach był wyższy niż 70, a nawet 80 lat. Pod koniec listopada 2023 roku w witrynie amerykańskiej telewizji ABC ogłoszono wręcz, że „More than 90% of COVID deaths occurring among elderly adults” (Ponad 90% zgonów z powodu COVID występuje wśród osób starszych), dodając, iż „Amerykanie w wieku 65 lat i starsi odpowiadają za 92% wszystkich zgonów z powodu wirusa. (…) »Konkluzja jest taka, że wiek jest najpotężniejszym czynnikiem ryzyka zgonów z powodu COVID-19 i od początku o tym wiedzieliśmy« – powiedział ABC News doktor Peter Chin-Hong, specjalista chorób zakaźnych na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco”. Przypomnę jednak, że w metaanalizie „Age-stratified infection fatality rate of COVID-19 in the non-elderly population” (Wskaźnik śmiertelności zakażeń COVID-19 w podziale na wiek w populacji osób nie będących w podeszłym wieku) zamieszczonej w styczniu minionego roku w National Library of Medicine, wykazano jakie jest „dokładne oszacowanie wskaźnika śmiertelności (IFR) z powodu infekcji COVID-19 w przypadku braku szczepienia lub braku wcześniejszej infekcji. (…) W 29 krajach IFR miały medianę równą 0,034% dla populacji w wieku 0-59 lat i 0,095% dla populacji 0-69 lat. Mediana IFR wyniosła 0,0003% w wieku 0-19 lat, 0,002% w wieku 20-29 lat, 0,011% w wieku 30-39 lat, 0,035% w wieku 40-49 lat, 0,123% w wieku 50-59 lat i 0,506% w wieku 60-69 lat”.
Powyższe dane świadczą o tym, że relacje medyków, którzy pracowali w szpitalach covidowych nie były zgodne z prawdą. Bezsprzecznie jednak nie wszyscy z nich świadomie fałszowali rzeczywistość. Wielu zapewne harowało w prawdziwych umieralniach. Mogli więc mieć wrażenie, że grypopodobnych zachorowań było o wiele więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Tkwili bowiem w bańce informacyjnej, której wnętrze uznali za obraz ogólny, choć był wyrywkowy. I dlatego właśnie budzące grozę opowieści z pierwszej linii frontu walki z pandemią były zgodne z oficjalną narracją. Ale nie ze stanem faktycznym, co wykazywali ci, którzy monitorowali całość. Na przykład w artykule „Our Most Reliable Pandemic Number Is Losing Meaning” (Nasza najbardziej wiarygodna liczba pandemiczna przestaje mieć znaczenie), który ukazał się we wrześniu 2021 roku w witrynie prestiżowego magazynu The Atlantic. Ogłoszono w nim bez owijania w bawełnę, że „prawie połowa osób hospitalizowanych z powodu COVID-19 to łagodne lub bezobjawowe przypadki”. Ten proceder był prowadzony także w innych krajach. Trzy miesiące później meldowano o tym chociażby w kanadyjskim Toronto Sun, gdzie ukazała się relacja „Brampton mayor speaks out on Ontario's misleading COVID hospital data” (Burmistrz Brampton wypowiada się na temat wprowadzających w błąd danych dotyczących szpitala w Ontario w związku z pandemią COVID-19), w której odnotowano, że jest „To zjawisko, o którym lekarze i urzędnicy wiedzieli od miesięcy, ale nie było o nim zbyt głośno. Są to tak zwane przypadkowe hospitalizacje – czyli osoby, które są uwzględnione w dziennym wykazie osób hospitalizowanych z powodu COVID-19, prowadzonym przez rząd Ontario, mimo iż w rzeczywistości nie przebywają w szpitalu z powodu wirusa. Przyjęto je z powodu innych schorzeń i tak się złożyło, że po przybyciu na miejsce uzyskali pozytywny wynik testu na obecność wirusa, ale wcale nie cierpieli z tego powodu”. Natomiast w styczniu 2022 roku, na portalu niemieckiej telewizji publicznej ZDF, zamieszczono artykuł „Was die Zahlen bedeuten? Wegen oder mit Corona in der Klinik?” (Co oznaczają liczby? Z koronawirusem czy z jego powodu w klinice?). Napisano w nim, że „Doświadczenia z innych krajów, takich jak Wielka Brytania, Dania czy RPA pokazują, iż coraz więcej pacjentów covidowych przebywających w klinikach nie trafiło do szpitala z powodu koronawirusa, tylko z innych powodów i mają tę przypadkową diagnozę z powodu powszechnego testowania. (…) Przypadkowe diagnozy prawdopodobnie również zwiększają wskaźnik hospitalizacji w Niemczech”. Mimo tego procederu nie udało się doprowadzić do całkowitego kollapsu w służbie zdrowia. A miesiąc później w serwisie dziennika Bild obwieszczono: „Lauterbach: Intensivstationen waren nie überlastet!” (Lauterbach: Oddziały intensywnej terapii nigdy nie były przeładowane!), co przyznał wymieniony z nazwiska w tytule niemiecki minister zdrowia. Starania jednak trwały. Bo po kolejnych ośmiu miesiącach znów na łamach dziennika Bild zwrócono uwagę na to, że „Kliniken sollen Corona-Patienten endlich richtig zählen” (Kliniki powinny wreszcie zacząć poprawnie liczyć pacjentów z koronawirusem). Ale nic pod tym względem nie zmieniło się. Chyba nigdzie. Jeszcze w styczniu 2023 roku w The Washington Post meldowano: „We are overcounting covid deaths and hospitalizations. That’s a problem” (Zawyżamy liczbę covidowych zgonów i hospitalizacji. To jest problem).
Po upływie sześciu kolejnych miesięcy w National Library of Medicine ukazał się raport „Reports of deaths are an exaggeration: all-cause and NAA-test-conditional mortality in Germany during the SARS-COV-2 era” (Doniesienia o zgonach są zawyżone: śmiertelność z jakiejkolwiek przyczyny i śmiertelność z powodu określonego testem NAA w Niemczech w erze SARS-COV-2), w którym napisano: „Relacje medialne na całym świecie na temat pandemii COVID-19 nie mają sobie równych przy jakimkolwiek wydarzeniu z ostatnich lat, ani prawdopodobnie kiedykolwiek wcześniej. W związku z tym zebrano i przeanalizowano mnóstwo danych w celu uzyskania informacji i wiedzy statystycznej na temat dynamiki infekcji, a także kluczowych wskaźników wydajności w zakresie jej powstrzymywania. Dramatyczna liczba zwiększonej śmiertelności była jednym z najważniejszych argumentów polityków za nałożeniem na ludność rygorystycznych środków społeczno-ekonomicznych. W tej pracy naszym celem było zbadanie rzekomo wysokiego EM w latach 2020 i 2021. W przeciwieństwie do szacunków WHO mówiących o 101 500-195 000 dodatkowych zgonów w Niemczech w ciągu tych 2 lat, ustaliliśmy, że wskaźnik śmiertelności netto wynosi nawet –11 500, co oznacza, że nie wydarzyło się nic poza »umieraniem jak zwykle«, jeśli spojrzeć na statystyki we wszystkich kohortach wiekowych. Z naszej analizy wynika, że szacunki WHO były przesadne. (…) W jaki sposób nadmierne, niepotwierdzone rachuby dotyczące EMC pod auspicjami WHO mogły zostać zaakceptowane na tak dużą skalę? Czy rozwiązania polityczne nie powinny zostać poddane ponownej ocenie w świetle dostępnych obecnie realistycznych i wiarygodnych danych? Dlaczego władze niemieckie przynajmniej od połowy 2023 roku nie przeprowadziły żadnych obliczeń tego rodzaju, jakie tu przedstawiono?”. A dodać należy, że nie tylko niemieckie przecież. Do tej pory nie rozliczono bowiem w żadnym państwie tych, którzy wprowadzali lockdowny i sanitarne restrykcje, ograniczając podstawowe prawa obywatelom, wbrew logice i wiedzy wynikającej z wcześniejszych badań naukowych oraz tych, które to potwierdziły już w pierwszych miesiącach po ogłoszeniu pandemii.
W październiku 2022 roku na łamach dziennika The Guardian opublikowano artykuł „Australia’s Covid lockdown rules found to have lacked fairness and compassion” (Australijskie regulacje dotyczące covidowych locdownów były niezgodne z zasadami sprawiedliwości i współczucia). Pięć miesięcy później w The Telegraph
ogłoszono: „The evidence is in. Lockdowns kill people – and the more you lock down, the more you kill” (Są na to dowody. Lockdowny zabijają ludzi – a im więcej lockdownów, tym więcej zabitych). Po trzech tygodniach w National Library of Medicine zamieszczono pracę naukową „Forced social isolation and lockdown during the COVID-19 pandemic: depression, anxiety, trauma-distress and coping mechanisms of a Greek sample” (Przymusowa izolacja społeczna i lockdown podczas pandemii COVID-19: depresja, lęk, trauma-stres i mechanizmy radzenia sobie w próbie greckiej). Jej „Wyniki świadczą o tym, że 21,3% respondentów zgłaszało lęk od umiarkowanego do skrajnie dużego, 33% depresję od umiarkowanej do bardzo ciężkiej, stres od umiarkowanego do wielkiego 31,8%, a stres związany z traumą u 38% był klinicznie istotny”. Rok temu w polskiej edycji Business Insider podano, że „Naukowcy z amerykańskiego Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa oraz Uniwersytetu w Lund w Szwecji przeanalizowali prawie 20 tysięcy badań dotyczących środków podjętych na całym świecie w celu ochrony populacji przed COVID-19. Według ich ustaleń, drakońskie środki miały »znikomy wpływ« na śmiertelność z powodu tej choroby w porównaniu z mniej rygorystycznymi działaniami przyjętymi przez takie kraje jak Szwecja i były »ogromną porażką polityczną«”. Nastomiast we wrześniu minionego roku w Daily Mail potwierdzono, że „Lockdowns have created a ticking cancer timebomb: Doctors warn it'll be YEARS before death rates return to pre-pandemic levels – because hospitals focused on Covid” (Lockdowny doprowadziły do powstania tykającej nowotworowej bomby zegarowej: Lekarze ostrzegają, że miną LATA, zanim wskaźniki śmiertelności powrócą do poziomu sprzed pandemii – ponieważ szpitale koncentrowały się na covidzie). A trzy miesiące temu w The Telegraph ujawniono, że „German officials warned lockdowns cause more harm than good, documents show” (Z dokumentów wynika, iż niemieccy urzędnicy ostrzegali, że blokady przynoszą więcej szkody niż pożytku). Ale politycy to ignorowali. Nie tylko w Niemczech. Uniemożliwiali ludziom normalne funkcjonowanie. Zastraszali obywateli, posługując się kłamstwem. Zmuszali ich do maskowania. Zabraniali im przebywania w różnych obiektach i miejscach oraz spotykania się, a także podróżowania, chociaż nie mieli żadnych dowodów świadczących o tym, iż może to być niebezpieczne. Sami zresztą w ogóle nie stosowali się do wydawanych zakazów i nakazów. Jednym z bardzo wielu przykładów tego jest sytuacja opisana przez dziennikarzy portalu Onet: „Koronawirus wciąż nie odpuszcza. W Polsce nadal pozostają zamknięte szkoły, instytucje kultury, galerie handlowe, restauracje, kawiarnie czy granice. Rząd wydał szereg obostrzeń, do których mają stosować się obywatele. Wśród nich jest między innymi nakaz zachowania dwumetrowego odstępu między sobą, a także zakaz organizowania zgromadzeń powyżej dwóch osób. Niepokojący widok można było jednak zobaczyć podczas uroczystości związanych z 10-tą rocznicą katastrofy smoleńskiej. 10 kwietnia 2020 roku delegacja między innymi partii rządzącej, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, wyruszyła pod pomnik smoleński w Warszawie by uczcić pamięć ofiar tragedii sprzed dekady. Niestety, miała się nie zastosować do nałożonych na obywateli obostrzeń”. Ale można przypomnieć jeszcze chociaż kilka takich przypadków: „Gesundheitsminister Spahn und Hessens Regierungschef Bouffier drängelten sich trotz der Coronakrise mit anderen in einem vollen Aufzug” (Minister zdrowia Spahn i premier Hesji Bouffier wpychali się z innymi osobami do zatłoczonej windy pomimo kryzysu koronawirusowego) [wrzesień 2020, Der Spiegel), „Czechy: Minister zdrowia łamał zakazy związane z pandemią” [październik 2020, Onet], „Grecja: Premier Mitsotakis złamał restrykcje związane z koronawirusem” [grudzień 2020, Euractiv], „Emilewicz nie jest wyjątkiem. Władza łamie własne zakazy” [styczeń 2021, OKO.press], „Boris Johnson złamał restrykcje covidowe uczestnicząc w quizie świątecznym” [grudzień 2021, Forsal]. A w zeszłym roku w serwisie Interia ukazał się artykuł „Media ujawniły film z imprezy torysów podczas lockdownu”, który dotyczy wydarzeń z okresu najgorszego rzekomo zagrożenia, bo jak podano: „Nagranie opublikowane przez Daily Mirror pochodzi z 14 grudnia 2020 roku, gdy w Wielkiej Brytanii obowiązywały restrykcje. Zakazane były wszelkie spotkania towarzyskie w pomieszczeniach zamkniętych, z wyjątkiem osób z własnego domu, natomiast jakiekolwiek spotkania były możliwe wyłącznie na zewnątrz w grupach maksymalnie sześcioosobowych”.
Politycy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że obostrzenia są całkowicie zbędne. Może nie wszyscy, ale kanadyjscy z pewnością. Inni też mogli więc się dowiedzieć. Wystarczy bowiem zajrzeć na stronę Parliament of Canada i odszukać na niej wideo-relację ze spotkania Stałego Komitetu do spraw Zdrowia „HESA COMMITTEE MEETING WEDNESDAY, FEBRUARY 5, 2020” i posłuchać tego, co mówiła Theresa Tam, która wtedy była – i nadal jest – główną przedstawicielką do spraw zdrowia publicznego Kanady oraz zastępcą przewodniczącego Agencji Zdrowia Publicznego Kanady. Theresa Tam oświadczyła wówczas wprost, że wbrew przypuszczeniom „Wszelkie środki ograniczające są znacznie mniej skuteczne. Dane dotyczące zdrowia publicznego wykazały, że wiele z nich w rzeczywistości nie jest w ogóle skutecznych”. A „WHO odradza wszelkiego rodzaju ograniczenia w podróżowaniu i handlu, twierdząc, że są one niewłaściwe i mogą w rzeczywistości spowodować więcej szkód niż pożytku, jeśli chodzi o globalne wysiłki na rzecz powstrzymania pandemii”. W czerwcu 2022 roku ówczesny polski premier Mateusz Morawiecki powiedział natomiast, że „Lockdowny były potrzebne, ponieważ wtedy połowa społeczeństwa się dramatycznie obawiała zakażeń” – co odnotowano między innymi na portalu Polsat News. Zapomniał tylko dodać, że ten lęk był konsekwencją zastraszania ludzi w ramach systemowej dezinformacji, co stało się z czasem oczywiste. Idealnym tego przykładem jest przekaz z Onetu, dostępny w sieci od sierpnia 2021 roku: „Badanie mające sprawdzić obecność koronawirusa w miejscach transportu publicznego przeprowadzono dwukrotnie na czterech głównych stacjach w Anglii. Testy wykazały, że ani na powierzchniach dotykanych przez wiele osób, ani w powietrzu, nie było koronawirusa”. A trzy miesiące później w National Library of Medicine zamieszczono pracę naukową „COVID-19 transmission in fitness centers in Norway – a randomized trial” (Transmisja COVID-19 w centrach fitness w Norwegii – badanie z randomizacją). Napisano w niej, iż „nie stwierdzono zwiększonego ryzyka zakażenia SARS-COV-2 w centrach fitness w Oslo w Norwegii u osób bez chorób współistniejących z COVID-19”. I to nie było żadną nowością, o czym świadczy wypowiedź profesora Hendrika Streecka w audycji niemieckiej telewizji publicznej, z kwietnia 2020 roku. Można ją obejrzeć na kanale ZDFheute Nachrichten w serwisie YouTube, gdzie została zamieszczona jako „Virologe Streeck kritisiert bei Lanz Corona-Maßnahmen” (Wirusolog Streeck krytykuje u Lanza koronne środki zapobiegawcze). Relację z tej rozmowy zamieszczono na portalu Yahoo! pod tytułem „Virologe klärt bei Markus Lanz auf: Ist ein Mundschutz-Zwang wirklich sinnvoll?” (Wirusolog wyjaśnia u Markusa Lanza. Czy obowiązkowa maska na twarz naprawdę ma sens?”: „Sąsiadujący z nami kraj, Austria, wprowadził obowiązek zasłaniania twarzy z powodu pandemii. (…) Niedawno Jena stała się pierwszym niemieckim miastem, które poszło w ich ślady. Od najbliższego poniedziałku każdy wchodzący do supermarketu lub transportu publicznego będzie musiał zakrywać dolną połowę twarzy. Rozsądna strategia? »Nie« – powiedział we wtorek wieczorem znany wirusolog Hendrik Streeck u Markusa Lanza. (…) »Nie ma udowodnionej infekcji podczas zakupów lub u fryzjera« – mówił Streeck, profesor wirusologii i dyrektor Instytutu Wirusologii i Badań nad HIV na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu w Bonn. Obowiązek noszenia maski w takich sytuacjach jest zatem bezużyteczny”. Dlatego Streeck – co zaakcentowano: „jest krytyczny wobec przymusu, zwłaszcza że wirus w bardzo niewielkim stopniu może przetrwać na powierzchniach”.
We wrześniu 2022 roku na portalu Politico opublikowano sprawozdanie „How Bill Gates and partners used their clout to control the global COVID response”. Jego tłumaczenie ukazało się dwa dni później w serwisie Onet pod tytułem „Jak Bill Gates i jego partnerzy kontrolowali reakcję świata na pandemię COVID-19. Śledztwo dziennikarskie”. W następnym miesiącu na stronie National Library of Medicine zamieszczono raport „Is the Network of World Economic Forum Young Global Leaders Associated With COVID-19 Non-Pharmaceutical Intervention Severity?” (Czy sieć młodych globalnych liderów Światowego Forum Ekonomicznego jest powiązana z nasileniem interwencji niefarmaceutycznych przeciwko COVID-19?), w którym napisano: „Światowe Forum Ekonomiczne (WEF) stworzyło globalną sieć elit zwaną Young Global Leaders (YGL) mającą znaczący wpływ na duże korporacje, politykę, środowisko akademickie i media. Niniejszy artykuł analizuje pogląd, zgodnie z którym WEF poprzez tę sieć miał znaczący wpływ na skalę i zakres interwencji niefarmaceutycznych (NPI) wdrażanych w odpowiedzi na kryzys COVID-19”. Przy czym interwencje niefarmaceutyczne to lockdowny i wszystkie pozostałe restrykcje sanitarne z nakazem maskowania włącznie. Autorzy raportu po przeprowadzeniu analizy „pod kątem powiązań między ilością YGLs na poziomie każdego kraju a intensywnością i czasem trwania wdrożonych NPI wyrażających się poprzez wskaźnik nasilenia reakcji rządu (GRSI)”, stwierdzili, że „Istniała wysoce znacząca dodatnia korelacja między całkowitą liczbą YGL w danym kraju a medianą (ρ = 0,36, p = 2,5×10-7) i maksymalnym (ρ = 0,34, p = 1,6×10-6) GRSI podczas drugiej fali pandemii. (…) Całkowita ilość YGL była również istotnym czynnikiem predykcyjnym wyższej mediany GRSI podczas drugiej fali pandemii w najlepiej dopasowanym (czterostopniowym) modelu regresji wielomianowej (p
W czerwcu minionego roku na internetowych łamach tygodnika Newsweek ukazał się artykuł „America's COVID Response Was Based on Lies” (Reakcja Ameryki na COVID była oparta na kłamstwach). Ale dotyczy on tego, co się działo także w innych krajach. Jego autorem jest doktor nauk medycznych Scott W. Atlas, wysokiej rangi specjalista do spraw polityki zdrowotnej w Instytucie Hoovera na Uniwersytecie Stanforda, który zaczął od tego, że „Prawie wszyscy amerykańscy przywódcy stopniowo wycofywali swoje nakazy, wymagania i lockdowny związane z COVID – nawet w stanach takich jak Kalifornia, które nałożyły najbardziej rygorystyczne i najdłużej trwające ograniczenia na społeczeństwo. Jednocześnie media coraz częściej przyznają, że publikowane są badania, które całkowicie obalają rzekome powody tych ograniczeń. Ta ewidentna zmiana jest fałszywie przedstawiana jako efekt »uczenia się« lub pozyskania »nowych dowodów«. Trudno znaleźć przykłady przyznania się do błędu. W ogóle zaś nie dostrzega się jakichkolwiek publicznych przeprosin za rozpowszechnianie fałszywych informacji lub oczernianie i delegitymizację ekspertów z dziedziny medycyny i naukowców, takich jak ja, którzy zgodnie z prawdą wypowiadali się na temat danych oraz standardowej wiedzy dotyczącej infekcji wirusowych, pandemii i podstaw biologii. (…) Wielu ekspertów – w tym John Ioannidis, David Katz i ja – wzywało w mediach krajowych do ukierunkowanej ochrony, która byłaby bardziej bezpieczną alternatywą dla powszechnych lockdownów, począwszy od marca 2020 roku. Ta propozycja została odrzucona. (…) Tragiczna porażka wynikająca z lekkomyślnie wprowadzonych, bezprecedensowych blokad, które były sprzeczne z naukowymi ustaleniami dotyczącymi pandemii oraz dodatkowe ogromne szkody, jakie ta polityka wyrządziła dzieciom, osobom starszym i rodzinom o niższych dochodach, są niezaprzeczalne i dobrze udokumentowane w licznych badaniach. Było to największe, najbardziej tragiczne i najbardziej nieetyczne bankructwo we współczesnej historii zarządzania zdrowiem publicznym. W demokracji, a właściwie w każdym etycznym i wolnym społeczeństwie, prawda jest niezbędna. Społeczeństwo amerykańskie musi poznać prawdę – fakty wolne od politycznych zniekształceń, przeinaczeń i cenzury. Pierwszym krokiem jest jasne przedstawienie brutalnej prawdy w możliwie najostrzejszych słowach. Wypowiadano kłamstwa. (…) Kłamstwa te były jawnie sprzeczne z dowodami, uzyskaną w ciągu dziesięcioleci wiedzą na temat pandemii wirusowych i od dawna ustalonymi podstawami biologii. Oto 10 największych kłamstw – i od lat wiadomo, że nie mają one nic wspólnego z prawdą, a nie dopiero od niedawna – promowanych przez amerykańskich liderów zdrowia publicznego”. W tekście znalazły się oczywiście kłamstwa na temat zbawiennych rzekomo masek, lockdownów i zakazów przemieszczania się oraz wyolbrzymionego zagrożenia z powodu SAR-COV-2, które władze stosowały w celu zastraszenia i pacyfikowania ludności, w tym takie, że „Osoby bezobjawowe są głównymi motorami transmisji wirusa”. Ale też łgarstwa dotyczące wakcynacji: „Szczepionki przeciwko COVID powstrzymują rozprzestrzenianie się infekcji”; „Ochronę immunologiczną zapewnią tylko szczepionki”.
W zestawie Scotta Atlasa zabrakło bardzo istotnego i okrutnego wręcz oszustwa, jakim było wmawianie tego, że wstrzykiwane ludziom preparaty przeciwko COVID-19 są bezpieczne. O ich skutkach ubocznych informowano już przecież dużo wcześniej. Warto więc uzupełnić ten wątek, począwszy od tego, iż w lipcu 2021 roku na łamach Le Parisien ogłoszono, że we Francji „Les pompiers concernés par l’obligation vaccinale mais pas les policiers et les gendarmes” (Strażacy są objęci obowiązkiem szczepień, ale policjanci i żandarmi nie). Miesiąc później w witrynie telewizji BBC ukazał się artykuł „Lisa Shaw: Presenter's death due to complications of COVID vaccine”. (Lisa Shaw: Śmierć prezenterki z powodu komplikacji po szczepionce przeciwko COVID). Trudno zatem uznać, że taki produkt jest bezpieczny, albo zadowalający. Nikt bowiem nie chciałby z pewnością zaliczyć takiego zgonu oprócz tych może, którzy intensywnie myślą o samobójstwie. A przecież nie był to przypadek jednostkowy, tylko nagłośniony. Ponieważ denatka była osobą znaną, lekarze, którzy zajmowali się nią, wykorzystali ten fakt i ujawnili przyczynę jej śmierci. Ilu jednak ludzi zmarło z powodu wakcynacji przeciwko COVID-19, tego nie wie nikt. Trzeba jednak przyznać, że niektórzy starali się to ustalić. W sierpniu 2021 roku w Die Welt podano, że „Heidelberger Chef-Pathologe fordert mehr Obduktionen von Geimpften” (Główny patolog z Heidelbergu wzywa do wykonywania większej ilości sekcji zwłok zaszczepionych). Pięć miesięcy później w Rzeczpospolitej zakomunikowano, że „Wątpliwości co do przyczyn śmierci pomogłyby rozwiązać sekcje zwłok zakażonych COVID-19 i niedawno zaszczepionych. Rutynowo się ich jednak nie wykonuje”. Ponownie w Die Welt pod koniec 2022 roku ogłoszono, że wiceprzewodniczący Bundestagu z liberalnej FDP Wolfgang „Kubicki fordert Obduktionen von kurz nach COVID-Impfung Verstorbener” (Kubicki wzywa do wykonywania sekcji zwłok tych, którzy zmarli wkrótce po szczepieniu przeciwko COVID). Ale nic to nie dało. Nie ma więc oficjalnych danych świadczących o tym ile tak naprawdę osób na świecie dokonało żywota wskutek wakcynacji. Ale każdy z pewnością wie, czy bliska mu osoba przed śmiercią poddała się szprycowaniu. Z najnowszych zaś badań wynika, że wśród tych, którzy zmarli po przyjęciu preparatów, aż „73,9% zgonów było bezpośrednio spowodowanych szczepieniem przeciwko COVID-19 lub znacząco się do niego przyczyniło, z czego główne przyczyny zgonów obejmują nagłą śmierć sercową (35%), zatorowość płucną (12,5%), uszkodzenie mięśnia sercowego i zawał serca (12%) i VITT (7,9%), zapalenie mięśnia sercowego (7,1%), wieloukładowy zespół zapalny (4,6%) i krwotok mózgowy (3,8%)” – co stwierdzono w pracy naukowej „A Systematic REVIEW of Autopsy findings in deaths after COVID-19 vaccination” (Systematyczny PRZEGLĄD wyników autopsji w przypadku zgonów po szczepieniu przeciwko COVID-19) opublikowanej w tym miesiącu w ScienceDirect – jednej z największych na świecie bibliotek internetowych, należącej do wydawcy prestiżowego czasopisma medycznego The Lancet. Dwa miesiące temu natomiast w National Library of Medicine udostępniono raport „Increased Age-Adjusted Cancer Mortality After the Third mRNA-Lipid Nanoparticle Vaccine Dose During the COVID-19 Pandemic in Japan” (Zwiększona śmiertelność dostosowana do wieku z powodu nowotworów po trzeciej dawce szczepionki mRNA z nanocząsteczkami lipidowymi podczas pandemii COVID-19 w Japonii), w którym napisano: „W pierwszym roku pandemii (2020) nie odnotowano znaczącej nadwyżki śmiertelności. Jednakże w 2021 roku zaobserwowano pewne nadwyżki zgonów z powodu nowotworów po masowych szczepieniach pierwszą i drugą dawką szczepionki, a także znaczący wzrost zgonów w przypadku wszystkich nowotworów i niektórych określonych rodzajów nowotworów (w tym raka jajnika, białaczki, raka prostaty, raka wargi/jamy ustnej/gardła, raka trzustki i raka piersi) po masowym szczepieniu trzecią dawką w 2022 roku”. W konkluzji zaś dodano: „Ten szczególnie wyraźny wzrost wskaźników śmiertelności z powodu nowotworów wrażliwych na ERα można przypisać kilku mechanizmom szczepienia mRNA-LNP, a nie samej infekcji COVID-19 lub ograniczonej opiece onkologicznej z powodu izolacji”. Zostało to potwierdzone w pracy naukowej „Review: N1-methyl-pseudouridine (m1Ψ): Friend or foe of cancer?” (Recenzja: N1-metylo-pseudourydyna (m1Ψ): przyjaciel czy wróg raka?) zamieszczonej w ubiegłym miesiącu również w National Library of Medicine, w której wykazano, że „szczepionki mRNA przeciwko COVID-19 mogą wspomagać rozwój nowotworu”.
W tej samej witrynie można znaleźć również publikacje świadczące o tym, że „Real-world evidence from over one million COVID-19 vaccinations is consistent with reactivation of the varicella-zoster virus” (Rzeczywiste dowody z danych obejmujących ponad milion szczepień przeciwko COVID-19 potwierdzają reaktywację wirusa ospy wietrznej i półpaśca); że przeprowadzona została „Analysis of COVID-19 mRNA Vaccine-induced Mouth Ulcers Using the Japanese Adverse Drug Event Report Database” (Analiza owrzodzeń jamy ustnej wywołanych szczepionką mRNA przeciwko COVID-19 przy wykorzystaniu japońskiej bazy danych z raportów dotyczących niepożądanych zdarzeń po przyjmowaniu leków); że „Prenatal Exposure to COVID-19 mRNA Vaccine BNT162b2 Induces Autism-Like Behaviors in Male Neonatal Rats” (Prenatalna ekspozycja na szczepionkę mRNA przeciwko COVID-19 BNT162b2 wywołuje zachowania autystyczne u noworodków samców szczurów); że występują „Neurological Adverse Reactions to SARS-COV-2 Vaccines” (Neurologiczne reakcje niepożądane na szczepionki przeciwko SARS-COV-2); że istnieje „A potential association between COVID-19 vaccination and development of alzheimer's disease” (Potencjalny związek między szczepieniem przeciwko COVID-19 a rozwojem choroby Alzheimera); że „Autoimmune skin disorders and SARS-COV-2 vaccination” (Autoimmunologiczne choroby skóry i szczepienie przeciwko SARS-COV-2) też mają ze sobą związek, podobnie jak „Thyroid function and associated mood changes after COVID-19 vaccines in patients with Hashimoto thyroiditis” (Funkcjonowanie tarczycy i wynikające z tego zmiany nastroju po szczepionkach przeciwko COVID-19 u pacjentów z zapaleniem tarczycy typu Hashimoto) oraz „COVID-19 vaccine-related psychiatric adverse events: Mechanisms and considerations” (Psychiatryczne zdarzenia niepożądane związane ze szczepionką COVID-19: mechanizmy i względy), a także „Telogen effluvium after COVID-19 vaccination among public in Saudi Arabia” (Łysienie telogenowe po szczepieniu przeciwko COVID-19 wśród społeczeństwa w Arabii Saudyjskiej), jak również „Multifocal Necrotizing Encephalitis and Myocarditis after BNT162b2 mRNA Vaccination against COVID-19” (Wieloogniskowe martwicze zapalenie mózgu i mięśnia sercowego po szczepieniu mRNA BNT162b2 przeciwko COVID-19); „New Onset and Exacerbations of Psoriasis Following COVID-19 Vaccines” (Ponowne pojawienie się i zaostrzenie łuszczycy po szczepionkach przeciwko COVID-19); „Innate immune suppression by SARS-COV-2 mRNA vaccinations” (Tłumienie odporności wrodzonej spowodowane szczepieniami przeciwko SARS-COV-2 mRNA) lub „Onset of various CNS inflammatory demyelination diseases following COVID-19 vaccinations” (Początek różnych zapalnych chorób demielinizacyjnych ośrodkowego układu nerwowego po szczepieniach przeciwko COVID-19). A wszystko to z powodu walki z lajtowym przecież wirusem, o czym dodatkowo świadczą wyniki badań opublikowane pod koniec marca 2022 roku w Nature jako „Safety, tolerability and viral kinetics during SARS-COV-2 human challenge in young adults” (Bezpieczeństwo, tolerancja i kinetyka wirusa SARS-COV-2 przy prowokacji zakażenia młodych dorosłych ludzi). Polegało to na tym, że „36 ochotnikom w wieku 18–29 lat, bez dowodów wcześniejszej infekcji lub szczepienia, zaaplikowano donosowo 10 TCID 50 dzikiego wirusa”. Taką więc ilość, jakiej nigdzie normalnie nie można załapać. 10 TCID 50 to bowiem stężenie nieporównywalnie większe, niż to które występuje w warunkach naturalnych. „Po zaaplikowaniu uczestnicy zostali umieszczeni w miejscu kwarantanny o wysokim stopniu ochrony, z 24-godzinnym ścisłym monitoringiem medycznym i pełnym dostępem do opieki klinicznej wyższego poziomu. Głównym celem badania było określenie dawki inokulum, która wywołała dobrze tolerowaną infekcję u ponad 50% uczestników, a drugorzędnymi celami była ocena kinetyki wirusa i objawów podczas infekcji. Wszystkie z góry określone cele główne i drugorzędne zostały osiągnięte. Dwóch uczestników zostało wykluczonych z analizy, zgodnie z protokołem, wskutek serokonwersji między badaniem przesiewowym a inokulacją, zidentyfikowanej post factum. Osiemnastu (~53%) uczestników zostało zarażonych, a miano wirusa (VL) gwałtownie wzrosło i osiągnęło szczyt około 5 dni po zaaplikowaniu. (…) Nie wystąpiły żadne poważne zdarzenia niepożądane. Łagodne, do umiarkowanych objawy zgłosiło 16 (89%) zakażonych uczestników, które rozpoczęły się 2–4 dni po zaaplikowaniu, podczas gdy dwóch (11%) uczestników pozostało bezobjawowych”. Potwierdziło się to w kolejnych tego rodzaju badaniach, opisanych w artykule z maja tego roku, który został również zamieszczony w witrynie Nature pod wymownym tytułem „Scientists tried to give people COVID – and failed” (Naukowcy próbowali zarazić ludzi koronawirusem – i nie udało im się”. Można w nim przeczytać, że „Pierwsi uczestnicy otrzymali tę samą niewielką dawkę prymarnego szczepu SARS-COV-2, co uczestnicy poprzedniego badania. Gdy u nikogo nie wystąpiła trwała infekcja, badacze zwiększali dawkę w kolejnych grupach uczestników, aż osiągnęła poziom 10 000-krotności dawki początkowej. U kilku ochotników rozwinęły się krótkotrwałe infekcje, które jednak szybko ustąpiły”.
Można zacytować jeszcze wiele fragmentów z ogromnej ilości prac naukowych, w których potwierdzono, że COVID-19 nie jest chorobą bardziej niebezpieczną od grypy i że wstrzykiwane ludziom preparaty przeciwko SARS-COV-2 są nieskuteczne oraz szkodliwe. Przykładem tego może być choćby jeszcze raport „Serious adverse events of special interest following mRNA COVID-19 vaccination in randomized trials in adults” (Poważne zdarzenia niepożądane będące przedmiotem szczególnego zainteresowania po szczepieniu mRNA przeciwko COVID-19 w randomizowanych badaniach dotyczących dorosłych), który ukazał się we wrześniu minionego roku w ScienceDirect. Wykazano w nim, że „Szczepionki mRNA są związane z nadmiernym ryzykiem poważnych zdarzeń niepożądanych o szczególnym znaczeniu. (…) Definicja poważnego zdarzenia niepożądanego (SAE) została podana w protokole każdego badania i zawarta w materiale uzupełniającym tej publikacji. Pfizer i Moderna stosowały niemal identyczne definicje, zgodne z oczekiwaniami regulacyjnymi. SAE zdefiniowano jako zdarzenie niepożądane, które powoduje którykolwiek z następujących stanów: śmierć; zagrożenie życia w chwili zdarzenia; hospitalizacja lub przedłużenie istniejącej hospitalizacji; trwała lub znacząca niepełnosprawność/niezdolność; wada nabyta/wada wrodzona; wydarzenie ważne z medycznego punktu widzenia, oparte na ocenie lekarskiej. (…) Badanie dotyczyło zdarzeń niepożądanych będących przedmiotem szczególnego zainteresowania (AESI) w oparciu o konkretną wersję szczepionki i zdarzenia niepożądane związane z wcześniejszymi szczepionkami w ujęciu ogólnym”. Podstawowym założeniem autorów było to, że „Racjonalne kształtowanie polityki powinno uwzględniać potencjalne szkody obok potencjalnych korzyści. Aby zilustrować tę potrzebę w obecnym kontekście, przeprowadziliśmy proste porównanie szkód i korzyści, bazując na danych z badań porównujących nadmierne ryzyko poważnego AESI ze zmniejszeniem częstości hospitalizacji z powodu COVID-19. Stwierdziliśmy, że nadmierne ryzyko poważnych AESI przekracza redukcję liczby hospitalizacji z powodu COVID-19 zarówno w badaniach dotyczących preparatów firmy Pfizer, jak i Moderna”. A pamiętać trzeba, że większość tych hospitalizacji i tak była zbędna oraz szkodliwa, co wyklarowałem już dobitnie. Doprowadziła do większej ilości zakażeń i komplikacji. To zaś skutkowało tym, że „u wysokiego odsetka osób, które wymagały pomocy respiratora podczas infekcji COVID-19, rozwinęło się również wtórne bakteryjne zapalenie płuc i jest ono odpowiedzialne za wyższy wskaźnik śmiertelności niż koronawirus” – o czym w języku polskim poinformowano rok temu wyłącznie na jednym z portali Interii, powołując się na wyniki konkretnych badań: „Nasze dane sugerują, że śmiertelność związana z samym wirusem jest stosunkowo niska, ale inne rzeczy, które mają miejsce podczas pobytu na oddziałach intensywnej opieki medycznej, takie jak wtórne bakteryjne zapalenie płuc, równoważą to”. Pracę naukową, na podstawie której ogłoszono te rewelacje, można znaleźć w National Library of Medicine pod hasłem „Machine learning links unresolving secondary pneumonia to mortality in patients with severe pneumonia, including COVID-19” (Uczenie maszynowe powiązało nieleczone wtórne zapalenie płuc ze śmiertelnością u pacjentów z ciężkim zapaleniem płuc, włącznie z COVID-19). Ale w tej samej witrynie już we wrześniu 2021 roku zamieszczono wyniki badań wskazujące jednoznacznie na „Secondary Bacterial Pneumonias and Bloodstream Infections in Patients Hospitalized with COVID-19” (Wtórne bakteryjne zapalenie płuc i zakażenia krwi u pacjentów hospitalizowanych z powodu COVID-19), w których wykazano, że „czynniki ryzyka tych zakażeń (intubacja i przewody centralne) oraz patogeny sprawcze są konsekwencją świadczenia opieki zdrowotnej, a nie efektem specyficznym dla COVID-19. (…) Klinicyści, zwłaszcza klinicyści OIT, powinni przestrzegać standardowych najlepszych praktyk w zakresie zapobiegania i leczenia wtórnych zakażeń u pacjentów hospitalizowanych z powodu COVID-19”.
Można więc było uniknąć bardzo wielu zgonów, które niezgodnie z prawdą uznano za skutki zakażenia wirusem SARS-COV-2. Zwłaszcza że nawet jeśli po podłączeniu do respiratora pacjenci nie załapali wtórnego bakteryjnego zapalenia płuc, to zazwyczaj umierali z powodu stosowania tej metody. W maju 2023 roku na łamach Die Welt ukazał się wywiad „In Deutschland wird zu häufig künstlich beatmet” (W Niemczech zbyt często stosuje się sztuczne oddychanie), w którym pulmonolog Thomas Voshaar powiedział: „W Niemczech inwazyjna wentylacja doprowadziła do niepotrzebnych zgonów. Inne kraje już na przełomie marca i kwietnia 2020 roku wątpiły w przydatność wentylacji inwazyjnej. W tym samym czasie w Niemczech naprawdę rozpoczęto strategiczną wentylację mechaniczną. Głównym powodem było zalecenie WHO dotyczące jak najwcześniejszej intubacji chorych. Tak napisano w oficjalnych wytycznych. (…) Wprowadziło to szpitale w kryzys decyzyjny. Czy sprzeciwiać się wytycznym? Czy może lepiej trzymać się naszych doświadczeń i oszczędzić młodszym ludziom podłączanie sztucznego płuca? Wymagało to odwagi i kręgosłupa. Nie jest rzeczą błahą działać wbrew wytycznym i władzom zajmującym się intensywną opieką medyczną. Wiele osób wolało trzymać się oficjalnej linii”. Główną przyczyną tej rozmowy była analiza, której dokonał Thomas Voshaar. „Wraz z innymi pulmonologami opublikował pan właśnie pracę naukową, w której oszacowaliście ilość zbędnych wentylacji i zgonów. Według tych ustaleń z okresu pandemii w Niemczech jest to 20 000 ofiar respiratorów, które nie powinny były umrzeć. Na ile sprawdzona jest ta liczba?” – zapytał dziennikarz. Voshaar wyjaśnił to w następujący sposób: „Jeśli na niemieckich oddziałach intensywnej terapii śmiertelność wynosiłaby średnio 50 procent, a w przypadku leczenia nieinwazyjnego śmiertelność wynosiłaby 10 procent, to byłoby to około 20 000. To bardzo przybliżone obliczenie i prawdopodobnie zbyt niskie”. Przyznał też, że przy stosowaniu tej metody „czynniki finansowe naturalnie odgrywają pewną rolę. Wentylacja inwazyjna wymaga dużych nakładów finansowych. Leczenie szpitalne kosztuje średnio 5000 euro, podczas gdy za mechaniczną wentylację intensywną można zapłacić 38 500 euro, a w niektórych przypadkach nawet 70 000 euro”. Dodać do tego jeszcze trzeba, że „W Niemczech wskaźnik śmiertelności na oddziałach intensywnej terapii był nawet trzykrotnie wyższy niż w innych krajach UE” – o czym poinformowano we wstępie do wywiadu.
Niezgodnie z prawdą za skutki COVID-19 uznawano też – i do tej pory to trwa – różnego rodzaju powikłania poszczepienne. Począwszy od zapalenia mięśnia sercowego. Autorzy pracy naukowej „The Incidence of Myocarditis and Pericarditis in Post COVID-19 Unvaccinated Patients – A Large Population-Based Study” (Częstość występowania zapalenia mięśnia sercowego i zapalenia osierdzia u nieszczepionych pacjentów po COVID-19 – duże badanie populacyjne) zamieszczonej w kwietniu 2022 roku w National Library of Medicine, udowodnili jednak, że „nie ma wzrostu częstości występowania zapalenia mięśnia sercowego i zapalenia osierdzia u pacjentów, którzy wyzdrowieli z COVID-19, w porównaniu z niezakażoną grupą kontrolną”. Pół roku temu natomiast w tej samej witrynie udostępniono metaanalizę „Autopsy findings in cases of fatal COVID-19 vaccine-induced myocarditis” (Wyniki sekcji zwłok przypadków śmiertelnego zapalenia mięśnia sercowego wywołanego szczepionką przeciwko COVID-19), w której napisano: „Nasze dane są spójne z całą literaturą epidemiologiczną [wyszukiwarka PubMed dla (szczepionka przeciwko COVID-19) + (zapalenie mięśnia sercowego) = 994 artykuły] dotyczącą zapalenia mięśnia sercowego wywołanego szczepionką przeciwko COVID-19, gdzie kryteria Bradford Hill 40 potwierdzają związek przyczynowy z perspektywy epidemiologicznej. Obejmuje to wiarygodność biologiczną, powiązanie czasowe, ważność wewnętrzną i zewnętrzną, spójność, analogię i odtwarzalność z każdym kolejnym raportem dotyczącym śmierci spowodowanej zapaleniem mięśnia sercowego po szczepieniu przeciwko COVID-19. (…) Dominującym mechanizmem śmierci jest najprawdopodobniej nagła arytmia, taka jak częstoskurcz komorowy lub migotanie komór. (…) Dane te są niepokojące, jeśli weźmie się je pod uwagę w świetle młodych osób, zwłaszcza sportowców płci męskiej, których nagła śmierć nastąpiła po szczepieniu. (…) Wśród zawodowych i półprofesjonalnych europejskich sportowców w wieku poniżej 35 lat, w porównaniu ze stabilnym okresem przed pandemią, roczny wskaźnik nagłych zgonów od czasu wprowadzenia szczepionek przeciwko COVID-19 wzrósł 10-krotnie”. Ale było – i jest to nadal w dużej mierze – ukrywane. W lipcu 2022 roku na internetowych łamach Berliner Zeitung alarmowano: „Schwere Nebenwirkungen: Gesundheitsministerium veröffentlicht falsche Zahlen” (Poważne skutki uboczne: Ministerstwo Zdrowia publikuje nieprawidłowe dane) i „Wie Impfschäden immer noch heruntergespielt werden” (Jak szkody poszczepienne są wciąż bagatelizowane). Nic pod tym względem nie zmieniło się w kolejnych miesiącach, bo w marcu 2023 roku w polskiej edycji Deutsche Welle informowano: „Niemcy. Pomijane ofiary powikłań poszczepiennych”. W innych krajach zastosowano również takie metody. Nie wszędzie oczywiście udało się to wykazać, tak jak choćby w Kanadzie, gdzie w czerwcu minionego roku ogłoszono w Toronto Sun, że „Privy Council advocated downplaying COVID vaccine injuries or deaths” (Tajna rada popierała bagatelizowanie szkód lub zgonów spowodowanych przez szczepionki przeciwko COVID-19). W tym samym miesiącu także w Daily Mail podano, że „UK's medical watchdog is accused of disturbing obfuscation of COVID vaccine death toll by two prominent Oxford University experts” (Brytyjski organ nadzoru medycznego został oskarżony o niepokojące zatajanie ilości ofiar śmiertelnych szczepionki przeciwko COVID przez dwóch wybitnych ekspertów z Uniwersytetu Oksfordzkiego). A już od lipca 2022 roku alarmowano, że w Zjednoczonym Królestwie „Excess deaths are on the rise – but not because of COVID” (Nadmierna liczba zgonów wzrasta – ale nie z powodu COVID” – zgodnie z nagłówkiem w The Telegraph i stwierdzeniem: „Dane Office for National Statistics spowodowały, iż eksperci do spraw zdrowia wzywają do pilnego zbadania, co jest przyczyną nadmiernej śmiertelności”. Po dwóch miesiącach na portalu The Independent zameldowano: „Excess deaths continue to soar despite COVID deaths decreasing” (Nadmierna liczba zgonów nadal rośnie, mimo że liczba zgonów z powodu COVID maleje). Ale nie jest to wyłącznie specyfika brytyjska.
W 2022 roku na łamach Die Welt w artykule „Übersterblichkeit mit Ansage” (Nadumieralność z komunikatem), obwieszczono, że „Według Federalnego Urzędu Statystycznego na początku października śmiertelność w Niemczech była o 20% wyższa od średniej w latach 2018-2021. Niezwykle wysokie wskaźniki śmiertelności pochodzą z całej Europy, przy średnim wzroście około 10%”. Miesiąc później w serwisie dziennika Bild potwierdzono, że nikt nie wyjaśnił „Warum sterben im Moment so viele Menschen?” (Dlaczego obecnie umiera tak wiele osób?) dodając, że jest to „Rätsel um Übersterblichkeit” (Zagadka nadmiernej śmiertelności). W tym samym okresie w El Mundo podano, że „España registra un gran exceso de muertes y Sanidad no sabe la causa” (Hiszpania odnotowuje dużą liczbę zgonów, a Ministerstwo Zdrowia nie zna ich przyczyny). W styczniu 2023 roku okazało się jednak, że jest jeszcze gorzej. Najpierw w Wielkiej Brytanii. Na portalu telewizji BBC pojawiło się info: „Excess deaths in 2022 among worst in 50 years” (Nadmiar zgonów w 2022 roku jednym z największych od 50 lat). A po dwóch miesiącach w The Sun ze zdziwieniem przekazano wieści z antypodów: „Mystery as Australians dying at levels not seen in 80 years” (Tajemnicza śmiertelność Australijczyków na poziomie niespotykanym od 80 lat”. W kwietniu natomiast w witrynie radia Tok FM zameldowano, że „Co dwie godziny do szpitala trafia ktoś z udarem. W Łódzkiem statystyki są zatrważające”. „Brits are dying in their tens of thousands - and we don't really have any idea why” (Brytyjczycy umierają w dziesiątkach tysięcy – i tak naprawdę nie mamy pojęcia, dlaczego) – przyznano w maju na internetowych łamach dziennika The Mirror. Kilka dni później na portalu telewizji Sky News ujawniono: „Astonishing rise in Britons with an irregular heartbeat” (Zdumiewający wzrost liczby Brytyjczyków z nieregularnym biciem serca). W czerwcu w serwisie Yahoo! informowano, że „Annual numbers of excess deaths in the US relative to other developed countries are growing at an alarming rate” (Roczna liczba nadmiernych zgonów w USA w stosunku do innych krajów rozwiniętych rośnie w zastraszającym tempie). W Financial Times odnotowano zaś „The unexplained rise of cancer among millennials” (Niewyjaśniony wzrost zachorowań na raka wśród milenialsów). A w witrynie British Heart Foundation „Nearly 100,000 more deaths involving heart conditions and stroke than usual since pandemic began” (Prawie 100 000 więcej zgonów z powodu chorób serca i udaru mózgu niż kiedykolwiek od początku pandemii). W sierpniu z kolei na portalu USA Today pytano, nie ukrywając irytacji: „More young Americans are dying – and it's not COVID. Why aren't we searching for answers?” (Więcej młodych Amerykanów umiera – i to nie jest COVID. Dlaczego nie szukamy odpowiedzi?). A pod koniec ubiegłego roku w serwisie Wirtualnej Polski ukazał się artykuł „Dziwne raki. Lekarze mówią o lawinowym wzroście chorych” i o tym, że mamy „Nowotworowe tsunami wśród młodych”. Napisano w nim: „Paweł Kabata, chirurg onkolog z Wojewódzkiego Centrum Onkologii Copernicus mówi o wysypie »dziwnych raków«. (…) »Coraz częściej widzimy wyjątkowo agresywne nowotwory, bardzo rzadkie postaci nowotworów, albo takie, które przebiegają w sposób zupełnie inny, niż by nakazywała wiedza medyczna odnośnie do samej biologii nowotworów. Jest też bardzo dużo zaawansowanych nowotworów. Mamy młode osoby z bardzo agresywnymi postaciami. Mamy osoby starsze, 90-letnie z tak agresywnymi postaciami, że kiedyś w ogóle nikt by nie przypuszczał, że może to dotyczyć pacjenta w tak podeszłym wieku, bo jest pewna określona biologia nowotworów« – wskazuje doktor Kabata. Chirurg onkolog przyznaje, że trudno wyjaśnić przyczyny tego zjawiska”. W tym samym okresie na stronie internetowej Fox News ogłoszono, że „We’ve never seen dying at this rate” (Nigdy nie widzieliśmy umierania w takim tempie). A na portalu The Hill pytano: „This is bigger than COVID: Why are so many Americans dying early?” (To coś większego niż COVID. Dlaczego tak wielu Amerykanów umiera przedwcześnie?). No właśnie.