ZIELONA  WYSPA  I  POLSKIE DROGI
data:26 maja 2024     Redaktor: GKut

poezja Joanny Mądroszkiewicz – w 10. rocznicę zgonu

 

W tomiku „Zielona wyspa” ( Kraków, 2012 ) Joanny Mądroszkiewicz  znajdziemy strofy nasycone tęsknotą za Polską, subtelną syntezą muzyki i poezji, a są też wiersze dramatyczne o „kraju, co w sercach wieki trwał”. I są również wiersze, poświęcone ofiarom deportacji ( „zamarznięte rzeki Syberii”, str.59), wreszcie smoleńskiej rzezi.  Autorka jest znakomitą skrzypaczką, także poetką a od lat 80-tych żyje na emigracji w Austrii, koncertuje we Wiedniu lub Salzburgu, a także w wielu krajach Europy. Jej debiut w Filharmonii Narodowej ( w 1977 r.) ocenił entuzjastycznie Kazimierz Wiłkomirski: „...w dziedzinie wirtuozerstwa skrzypcowego Joanna Mądroszkiewicz jest zjawiskiem zupełnie wyjątkowym. Jej umiejętności techniczne zdają się nie mieć granic , a intensywność przeżycia procesu muzykowania, zasób i różnorodność środków ekspresji świadczą o niezwykłej wrażliwości na piękno dźwiękowe w jego nieskończonych postaciach” ( „Ruch Muzyczny”,01/1977). O sukcesach muzycznych Joanny można pisać wiele, w jej repertuarze jest ponad 40 koncertów skrzypcowych najsławniejszych kompozytorów czy nagrania wszystkich sonat i partit solowych Bacha, wysoko cenione przez  recenzentów. W roku 2005 otrzymała też nagrodę miasta Wiednia za najlepsze interpretacje utworów Mozarta. Jednocześnie propaguje muzykę polską, a jej nagrania Szymanowskiego lub Wieniawskiego zostały uznane za odkrywcze. W roku 2008 – z okazji 30-lecia pontyfikatu Jana Pawła II – przedstawiła we Wiedniu i w Rzymie program muzyczno-literacki własnego konceptu, w którym recytowano wiersze Karola Wojtyły. Wróćmy jednak do wierszy skrzypaczki-poetki, zamieszczonych w tomiku, a obejmuje on utwory powstałe na emigracji.

 

                                   CZARNA  SKRZYNKA

 

                            Chciałabym być czarną skrzynką

                            Przeżyłabym zamach

                            Wiedziałabym wszystko

                            Siedziałabym w niewoli

                            Ale moja pamięć

                            Działałaby długo

                            Aż do dnia

                            W którym by mi otworzono serce

                            I ktoś godny

                            Wyjąłby zeń

                            Ziarno prawdy

  Ten wstrząsający wiersz nie wymaga komentarzy, jest przecież lirycznym krzykiem  duszy zranionej masakrą z Tupolewa, którą pseudo-śledztwo stara się przedstawić jako „wypadek”. Rozwija to inny wiersz Joanny Mądroszkiewicz poświęcony pamięci ofiar, uwięzionych w zaplombowanych trumnach.

 

                                  PRAWDA

 

                          Płaczę nad Wami

                          którzy

                          w niewyjaśnionych

                          tajemniczych

                          niewiadomych

                          ukrytych

                          przemilczanych

                          zakłamanych

                          nieznanych

                          okolicznościach

                          Męczeńską śmiercią

                          Rozdarci

                          Spaleni

                          Rozerwani na kawałki

                          Może zastrzeleni

                          ( czy na pewno wiemy że nie ?)

                          spoczywacie w zaplombowanych trumnach

                          a może gdzie indziej

                          ( czy naprawdę wiemy gdzie ?)

                          Płaczę nad Wami

                          I Waszymi Rodzinami

                          które nie wiedzą

                          czują przecież

                          że to nie tak

                          a ból rośnie

                          proporcjonalnie

                          do rosnących kłamstw

                          tylko prawda

                          zdjęłaby ciężar

                          odkryła błotem pozlepiane

                                Szczątki

                           prawda Smoleńska

                           nie arcybolesna

                           tylko  ta jedna

                           czysta jak łza

Ta łza w jej wierszach unosi się nad Polską, umiłowaną do bólu przez poetkę, co ilustruje choćby cykl wierszy „mazurki”. I – jak pisze – wykres mazurka rysuje pracę polskiego serca.Ważnym kluczem jej poezji jest „słowo tęsknota/ słowo miłość / Polska” ( str.53). A w tytułowym wierszu „Zielona wyspa” jest wizja Polski w stanie dalekim od obiecanej nam szczęśliwości podczas pamiętnych wyborów w r.2007. Jej stan osiąga powoli pustkę zimnych pól, a w ludzkich sercach krzyże ( w wierszu „Był taki kraj...”, str.50). Inne niuanse tej niedoli odkrywamy w wierszach „Czas barbarzyńców” i „Krakowskie Przedmieście” ( str.48/49). To zestawienie nie jest chyba przypadkowe, a rysuje obraz współczesnych barbarzyńców, tajniaków, którzy osaczali ludzi broniących Krzyża na Krakowskim Przedmieściu:

                       w butach wyczyszczonych na błysk/

                       chlupie im smoleńskie błoto

                        oni – nasi bracia zdrajcy

którzy w sercu stolicy, na wprost samotnego Krzyża, proklamują cynicznie: „Polska jest nasza/ pijcie panowie!”.  Obok tych wierszy – jakby „obywatelskich” – są oczywiście liryki bardzo osobiste, zrodzone z palących do głębi iskier duszy. To zbiór poezji autentycznej, w niej serce jest filtrem i arbitrem, odrzuca agresję zła. Pozostaje w intymnej więzi ze Stwórcą: „pamiętam Boga/ sprzed czasów/ kiedy tworzył struktury” ( str.28). Bogactwo  odwołań odkryje czytelnik sam, powiedzmy jeszcze, że wiersze Joanny są jak żywe kwiaty, które pulsują szeroką gamą uczuć do Ojczyzny/Matki lub wyjaśniają decyzję opuszczenia ziemi, gdzie „całować każde napotkane drzewo” (str.56):

                             Zostawiłam sztorm

                             W połowie drogi do domu

                             Klęczeć nie mogłam już dłużej

                             Wszystkie palce

                             Rozerwał mi wicher

                             Skrzypce same wróciły do lasu

                             Gdzieś tam cicho zawodzą... ( str.33)

   W tym imponującym aliansie muzyki z poezją słowo nie ustępuje w finezji smyczkowi, a jako nadzieję i pociechę poetka proponuje nam „ognisko, którego nie zgaszą żadne łzy” ( str.24). Nosimy je – rozpalone lub przygaszone – pod sercem, i to ono – jak Feniks – jest źródłem każdej odnowy i odrodzenia człowieka, a również i narodów.

     W rok po tym debiutanckim  tomiku ukazał się w tej samej krakowskiej oficynie drugi zbiorek Joanny Mądroszkiewicz – „Polskie drogi” – będący swoistą kontynuacją poprzedniego. Oczywiście czytelnikowi, który nie zna „Zielonej wyspy” z trudem przyszłoby odkryć to continuum, widoczne zwłaszcza w wierszach podejmujących tematy lub obrazy ojczyźniane, ale w obu tomikach są także nurty osobne.  Oto w „Polskich drogach” pojawia się znaczący cykl wierszy miłosnych, lecz nie tylko „świeckich”, albowiem znajdziemy równiez wiersze przepełnione miłością do Pana Stworzenia, a zarazem Tego, który otwiera nam „wieczności bramy” ( str.72).

   W opisach polskich pejzaży nie tylko oko jest nam przewodnikiem, gdyż poetka-skrzypaczka włada słuchem absolutnym, co ilustrują np. te wersy:

                                Strumyk cichy

                                Szeleści odwieczną prawdę

                                Spadających liści...( str.10)

       Prawda jest zresztą jednym ze słów-kluczy tej poezji, a o wartości i cenie prawdy mówią najlepiej następujące wersy:

                                 Wolę szczerą garść popiołu

                                  Niż diament

                                  Fałszywej prawdy ( str.36)

        Innym ważnym słowem-kluczem jest miłość, zjawia się w wielu kontekstach i przenika tytuł jednego z cyklu wierszy tego tomiku: „Warkocze miłości”:

                                  Splatam i rozplatam

                                  Warkocze miłości ( str.66)

        Miłość jest wszechobecna i jakby poza wymiarem czasu ( „bez początku/ bez końca – str.78), wszechwładna ( str.79), ale bywa i niespełniona ( str.87). a czasem osiąga wymiar katastroficzny:  Apokalipsa miłości...( str.111).

        A niezwykłą i piękną definicję poezji odkrywamy w tych słowach:

                                  Poezja to wiatr w szalonych snach

                                  To szron błyszczący w butwiejących liściach

                                  I kwiat, i dłoń,  i warkocze ( str.34)

        Definicja to subtelna i pojemna, idzie dalej niż np. uboga propozycja Grochowiaka: „Oddechem poezji jest śnieg albo sadza”. A tak się składa, że wiatr i sen przenikają „Wesele” Wyspiańskiego, inne dzieło przepojone polskością. I  te trzy linijki Joanny Mądroszkiewicz mówią więcej o esencji poezji niż wywody Valéry’ego i wielu innych. Zdarza się poetom przeniknąć tajemnice poetyckiej kreacji, by jeszcze wspomnnieć tu choćby wiersz Lechonia „Poezja”, wart dłuższego omówienia.

       W drugim tomiku Joanny godny szczególnej uwagi jest utwór „Polska Litania” ( str.14/15), który jest kondensacją liryczną polskości, widzianej z perspektywy martyrologii, by oddać to bodaj tym fragmentem:

                                 Jesteśmy potomkami Wołynia

                                 Piaśnicy i Katynia/  Smoleńska...

                                 Dziećmi Syberii

                                 I Kazachstanu...

                                 I pogromów z czterech stron świata...

                                 Żyjemy wszędzie i nigdzie

                                 Od krańca do krańca

                                 Nieludzkich ziem...

      W tej poetyckiej litanii wibruje los tragiczny naszych serc, unicestwianych i udręczonych na szlakach Historii. W tej litanii brzmi dramatyczne przesłanie Poetki do nas, nosicieli polskich dziejów, tradycji i narodowej pamięci. Pod tym względem tomik Joanny zasługuje na nagrodę  IPN-u, gdyby taka istniała. Nie uciekniemy przecież przed pamięcią wspólnego losu, chyba że ktoś od polskiej i kruchej brzozy ceni bardziej „smoleńskie błoto”. Wnikając głębiej w wiersze Joanny możemy zgodzić się z Miłoszem, który sądził, że „prawdziwą dziedziną poezji jest kontemplacja (...) a jej przedmiotem cała rzeczywistość ludzka poddana niezmiennym koniecznościom miłości i śmierci...” ( vide „Oficyna Poetów”, 1967, nr.4). Ale u Joanny Mądroszkiewicz nie tylko rzeczywistość bywa przedmiotem kontemplacji, bo obejmuje ona  historię ( „Był kiedyś taki kraj/ w marzeniach/ w snach/ we krwi...”), czas ( „ To tylko zegar w moim sercu/ i znowu mija ta godzina...) albo Stwórcę („pamiętam Boga/ sprzed czasów/ kiedy tworzył struktury...”). Poetka wyznaje też, że nie ucieknie przed Panem, który „smaga ją co dzień/ na nowo/ łaską cierpienia” ( str.106). A my dziękujmy Panu, że dał nam taką artystkę skrzypiec i słowa. Joanna odeszła od nas 4 czerwca 2014 w Wiedniu, wiersze wydała w Krakowie, a spoczęła w rodzinnym grobowcu w Gdyni.I do końca piętnowała Polską Ośmiornicę – jak nazywała Platformę Obywatelską - która oplątała obywateli i jej ukochaną Polskę podstępnymi mackami i ciągnie Ją na dno.

    

                                                                                 Marek  Baterowicz

 

                                                                

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.