Budyń78 - Spirala milczenia: sondaże a wyniki wyborów
data:20 czerwca 2011     Redaktor:

Ile osób zagłosuje w październiku na PO, jednocześnie przeklinając swój los, drożyznę i lęk o pracę?

Wyobraźcie sobie kraj, w którym działają dwie silne partie polityczne, partia A i partia B, mające dość zbliżone poparcie społeczne. Zwolennicy jednej z tych partii dumnie obnoszą się ze swoimi poglądami, zwolennicy drugiej boją się do nich przyznawać, nie są też chętni do publicznej obrony swoich przekonań. Częściej za to obawiają się, że mogą paść ofiarą agresji. Mimo zbliżonego poparcia panuje powszechna opinia, że zbliżające się wybory wygra pierwsza z partii. Co to za kraj? To Niemcy w latach 60.

To zjawisko to polityczne perpetuum mobile - może nakręcać się samo. Opisuje je w książce "Spirala milczenia" niemiecka socjolog Elisabeth Noelle-Neumann. Gdy wzrasta liczba osób przekonanych o tym, że wygra partia A, wzrasta też liczba osób uważających, że większość popiera partię A. Efekt widzimy przy urnach wyborczych. W ostatniej chwili prawie 10% wyborców decyduje się poprzeć tę partię, której zwycięstwo wszyscy uważają za bardziej prawdopodobne. Tak się też dzieje.

W gronie osób zajmujących się polityką na co dzień, w gronie blogerów czy użytkowników kilku forów internetowych, możemy pisać sobie "kogo obchodzą sondaże", możemy wmawiać sobie, że nie mają tak naprawdę znaczenia. Kłopot w tym, że tak naprawdę stanowimy wciąż elitę odbiorców krajowej polityki, elitę w sensie wiedzy i znajomości (i tak przecież mocno niepełnej) jej mechanizmów, wreszcie - w sensie tej zdrowej nieufności, będącej towarem mocno, coraz mocniej, deficytowym. Dla większości osób, polityką nie zainteresowanych, sondaże i tworzony przez nie klimat mogą być wystarczającym bodźcem, by tak, a nie inaczej głosować w kolejnych wyborach. Pamiętam swoje rozmowy przed wyborami w roku 2000. Wie osób uważało wówczas, ze sprawy idą w złym kierunku (dziś ponoć sądzi tak 88% Polaków!), a i tak głosowali na Kwaśniewskiego, ponieważ "wszyscy będą głosować na Kwaśniewskiego". Pamiętam też rozmowę z kolegą w roku 2005. Kolega ten mówił mi, że choć być może bliżej mu do Kaczyńskiego, głosować będzie na Tuska, ponieważ "Tusk i tak wygra". Po długiej rozmowie ze mną zadeklarował głosowanie na Kaczyńskiego, w wyborach głosował na Tuska, później nie miałem już okazji wrócić do tematu. Jednak wpływ klimatu na decyzje wyborcze przykład ten pokazuje chyba wyraźnie. Ile osób zagłosuje w październiku na PO, jednocześnie przeklinając swój los, drożyznę i lęk o pracę? Ilu powie sobie "Wszyscy kradną, żaden nie spełnia obietnic, ale ci i tak wygrają"? O wiele więcej osób, niż chcemy to przed sobą przyznać. Autorzy sondaży świetnie zdają sobie z tego sprawę i gdy my piszemy o niskiej wiarygodności, błędach metodologicznych i historii polskich demoskopów, oni kształtują opinię publiczną na dole, tam, gdzie docierają jedynie nagłówki, wielkie tytuły i żółty pasek.

Warto wspomnieć o innym jeszcze prawidłowości, teoretycznie sprzecznej z opisanym powyżej zjawiskiem, a prawie zawsze wyraźnym w polskich sondażach z ostatnich lat. Tuż przed wyborami deklarowane poparcie dla PiS zaczyna rosnąć. Moim zdaniem paradoksalnie mamy jednak do czynienia z tym samym mechanizmem - w okresie kampanii wyborczej bowiem również politycy mniej popularnej w społeczeństwie (lub jego medialnym obrazie, co wychodzi de facto na jedno) partii zaczynają być bardziej widoczni, razem z nimi widać zwolenników, wyborców na spotkaniach. Nie przyznający się dotąd z obawy przed społecznym odrzuceniem wyborca orientuje się, że nie jest odosobniony ze swoimi preferencjami politycznymi i łatwiej mu się do nich przyznać.

Oczywiście zjawisko "spirali milczenia" może być - w polskich warunkach na pewno jest - wspierane z zewnątrz. Najgorsze jednak, ze tak naprawdę wystarczyć może niewielkie pokierowanie kilkoma pierwszymi badaniami, by sprawę puścić w ruch. Zmanipulowanie sondażu zaś jest bezpieczniejsze i prostsze, niż sfałszowanie wyborów. Z drugiej strony, przy fałszerstwo potwierdzające tendencje z sondaży jest o wiele łatwiejsze do uwiarygodnienia. Zwłaszcza w kraju, w którym w prawie wyborczym znajduje się furtka w postaci przepisu, pozwalającego zalegalizować sfałszowane wybory pod warunkiem, że fałszerstwo "nie zmieniło ostatecznego wyniku" - użyta już w kilku przypadkach podczas wyborów samorządowych. W kraju, w którym w przypadku wyborów dwudniowych działacz partyjny partii rządzącej na danym terenie wyznacza osoby do pilnowania urn wyborczych w nocy dzielącej dwa dni głosowania.

Budyń78





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.