J. Dobrzyńska: Jak ukraść społeczeństwu rozum. Czym jest edu.wł. Cz.3
data:22 stycznia 2023     Redaktor: Anna

W Polsce edukacja włączająca ukazywana jest jako wywodzone z Praw Człowieka prawo dzieci niepełnosprawnych do nauki w oddziałach ogólnodostępnych szkół masowych.

Któżby śmiałby przeczyć prawom dzieci niepełnosprawnych? Od ponad 30 lat ich rodzice mają w Polsce wybór posłania ich do szkoły specjalnej, integracyjnej bądź ogólnodostępnej. W szkole specjalnej otrzymają oni wsparcie w ramach określonej niepełnosprawności – opiekę, wychowanie, kształcenie, rehabilitację, resocjalizację, a gdy trzeba, przygotowanie zawodowe. Wypada wspomnieć, że za wybitnymi osiągnięciami pedagogicznymi wielu szkół specjalnych, takich jak choćby Instytut Głuchoniemych w Warszawie czy ośrodek dla niewidomych w Laskach, stoi wiekowa tradycja i nagromadzona wiedza. Niestety, współcześni inkluzjoniści chętnie piętnują te placówki, jako: „segregacyjne”, „wykluczające”, czy wręcz „dyskryminujące”, rozbudzając w rodzicach nieuzasdnione obawy o przyszłość swych pociech, wyłączonych z nurtu kształcenia masowego. O zamierającym modelu drugim, czyli szkołach i oddziałach integracyjnych uczniów niepełnosprawnych z pełnosprawnymi nie warto już dziś wspominać. Jako dobrowolny, wyparty został niemal zupełnie przez model trzeci – preferowaną dziś i promowną edukację włączającą. W  modelu tym uczeń niepełnosprawny uczęszcza wraz z dziećmi w normie do szkoły ogólnodostępnej i zwykłego oddziału szkoły masowej. Dyrektor placówki rejonowej nie może odmówić przyjęcia żadnego dziecka.
Mamy zatem w szkołach masowych dzieci z wszelkimi dysfunkcjami: niedowidzące i niewidome, głuchonieme, z afazją, niepełnosprawne ruchowo, upośledzone umysłowo w stopniu lekkim, umiarkowanym, znacznym i głębokim, dzieci autystyczne i z zaburzeniami zachowania, a także z wszelkiego rodzaju dysfunkcjami sprzężonymi. Zgodnie z ideą włączenia edukacyjnego wszystkie one winny się uczyć w szkołach ogólnodostępnych – podstawowych, ogólnokształcących, zawodowych – na równi z innymi uczniami, jednak w dostosowanym do ich możliwości zakresie programowym i metodzie. Program Edukacja dla wszystkich ma wspomóc nauczycieli szkół ogólnodostępnych w tym z gruntu niewykonalnym zadaniu. Ruszyły więc prace naukowe, kursy i szkolenia dla nauczycieli, kadry kierowniczej i samorządów, konferencje, seminaria oraz kampanie promocyjne edukacji włączającej. Na bazie szkół specjalnych powstało 16 Specjalistycznych Centrów Wspomagania Edukacji Włączającej. Nie wspierają jednak dzieci z dysfunkcjami, wspierają rządowy projekt włączenia edukacyjnego. Spoza granic spływają fundusze przebudowy polskiego systemu.
Trudno nie wysnuć wniosku, że zapraszając do szkół masowych dzieci z wszelkimi niepełnosprawnościami Polska zafundowała sobie problem, który z dużym zaangażowaniem społecznym i niemniejszym finansowym, przez szereg lat będzie rozwiązywała. Chyba, że… nie o rozwiązanie problemu tu chodzi.
Aby dowiedzieć czym jest faktycznie edukacja włączająca musimy wychylić się poza horyzont emocjonalnych odwołań do praw dzieci niepełnosprawnych.
Ogłoszona w 2012 roku Konwencja ONZ o prawach osób niepełnosprawnych zadecydowała o uczynieniu z edukacji włączającej jedynej formy kształcenia dzieci z dysfunkcjami. Nie przewiduje żadnego odstępstwa od zasady inkluzji („All means all!”). Prawo dzieci niepełnosprawnych do edukacji w szkołach masowych zostało ujęte jako obowiązek takiej edukacji. Szkolnictwo specjalne ma być likwidowane. Dzieci i młodzież z dysfunkcjami to kolejna mniejszość społeczna, w obronie której stanęli lewicowi przywódcy polityczni.
W polskim programie nie wskazano niepełnosprawności, które uniemożliwiają dziecku nauczanie w zwykłym oddziale szkoły masowej. A zatem, do szkół tych uczęszczają nawet dzieci z upośledzeniem umysłowym w stopniu ciężkim, które wcześniej ćwiczyły przystosowanie do życia w ośrodkach specjalnych. Nauczyciele dostali pod opiekę dzieci, które funkcjonują społecznie na poziomie trzylatka, porozumiewają się z otoczeniem na poziomie dziecka rocznego, zaś prosta obsługa sanitarna przerasta często ich możliwości. Kiedyś nazywane „dziećmi specjalnej troski” dziś stali się „uczniami”. Doznają nierzadko cierpień w imię równości społecznej i niedyskryminacji. Z pewnością nie o ich dobro zabiegają światowe agendy.
Z doświadczeń wiadomo, że rzeczywiste powodzenie włączenia dziecka niepełnosprawnego w nurt nauki i życia klasy ogólnodostępnej zależy od rodzaju i stopnia jego niepełnosprawności. O ile szkoła masowa może być dobrym miejscem kształcenia uczniów z problemami ruchowymi, to nie sprawdza się zupełnie w przypadku dzieci z zaburzeniami psychologiczno-społecznymi czy z niepełnosprawnością intelektualną. I nie o dystans do programu szkolnego tu chodzi, ale o brak przyjaciół, poczucie wyobcowania, samotność. Uczniowie „włączeni” wykazują większe niż ich rówieśnicy w szkołach specjalnych poczucie „wyłączenia”. O szkodliwych następstwach nieodpowiedzialnego włączenia edukacyjnego – nerwicach, apatiach, depresjach – mówią psycholodzy i psychiatrzy dziecięcy. Wskazują na to naukowe badania. Wiele dzieci niepełnosprawnych wymaga pracy w małych, bezpiecznych, w miarę jednorodnych grupach edukacyjno-terapeutycznych.
Niestety, wszelkie próby dociekań, który typ szkoły – masowa czy specjalna – tworzy środowisko bardziej sprzyjające rozwojowi dziecka z określonym rodzajem niepełnosprawności, wywołują gwałtowne protesty ideologów inkluzji. Ideologie nie znają odstępstw. Ideologie potrzebują jednak argumentów.
Konwencja ONZ o prawach osób niepełnosprawnych przyznała niepełnosprawności status pojęcia ewoluującego. Odtąd należy ją rozumieć jako „interakcję między osobami z dysfunkcjami a barierami wynikającymi z postaw ludzkich, które utrudniają tym osobom pełny i skuteczny udział w życiu społeczeństwa, na zasadzie równości z innymi osobami.” Mówiąc krótko, z definicji niepełnosprawności usunięty został jej biologiczny (zdrowotny) aspekt, a pozostawiony wyłącznie aspekt psycho-społeczny. Jest zmienny, a przez to sterowalny, wykorzystywany w procesie pożądanych społecznych przeobrażeń.
Współczesne studia nad niepełnosprawnością (disability studies) budują społeczny i kulturowy model niepełnosprawności nie uznając medycznych i pedagogicznych paradygmatów podziału ludzi na niepełnosprawnych i sprawnych. Nie ma choroby, nie ma osobistej tragedii, pozostają negocjowane pojęcia, postawy i wartości. Samoczynnie nasuwa się skojarzenie z ideologią gender i gender studies. Oba kierunki tkwią w tym samym postmodernistycznym kontekście eliminowania podstawowych dla nauki pojęć – natury i normy. W obu sytuacjach mamy do czynienia z mniejszościami społecznymi odrywanymi polityką ponadnarodową od ich struktur biologicznych i wykorzystywanymi do dewaluowania narodowych kultur i przeobrażania świata. To odwrotność ideologii komunizmu sowieckiego.

Jolanta Dobrzyńska: Jak ukraść społeczeństwu rozum
Źródło: ARCANA nr 168, Kraków (6/2022)
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.