ESEJ O DUSZY
data:14 listopada 2022     Redaktor: GKut

   Książka profesora filozofii Ryszarda Legutki ( UJ) – „Esej o duszy polskiej” (Kraków, OMP, 2008) – była wydarzeniem na polu analiz historyczno-politycznych opublikowanych w dorzeczu Wisły. Jest to z pewnością książka, której  nie sposób odłożyć obojętnie na półkę.

 

W celnej recenzji Józef Darski ( vide „Gazeta Polska”, 26 listopada 2008 ) uwypuklił naczelną tezę tej książki. Oto jej autor udowadnia, że Polskę zamieszkują dwa narody : Polacy, stanowiący prześladowaną i zmarginalizowaną mniejszość narodową, oraz panującą większość Peerelczyków – naród poczęty w okresie komunizmu i hodowany w dojrzałej formie w już III RP.

Diagnozie tej nie można odmówić racji, a dyktatowi Peerelczyków wybitnie pomogło obalenie w r.1992 rządu Olszewskiego, bo tym samym usunięto embrion państwa polskiego, który rozwinąłby się po lustracji i dekomunizacji. A jak kształtowano społeczeństwo w okresie PRL-u prof. Legutko przedstawia w kilku rozdziałach, poprzedzających konkluzję o powstaniu owego narodu peerelowskiego. Warto prześledzić refleksje Autora od samego początku. Już pierwsze zdanie książki zwraca uwagę na istotny, a tragiczny rys sytuacji kraju po wojnie: „Polska, jaką znam i w jakiej żyłem od urodzenia, to Polska zerwanej ciągłości”. Chodzi oczywiście o zerwanie ciągłości w sensie poczucia historii, tradycji a także instytucji państwowych. Albowiem te, narzucone przez komunistów były (i są nadal) karykaturą instytucji. Np.sądy oraz prokuratura w III RP służą częściej do ochrony przestępców niż do ich karania. Trwa „iurokracja” czyli władza sędziów o profilu peerelowskim, a nie demokracja („Arcana”,2008, nr.83, str.24), nie jest to zatem państwo prawa. Istotnie, stalinizm doprowadził do destrukcji wymiar sprawiedliwości i z tej zapaści nie możemy wyjść nawet teraz, ponieważ stary układ blokuje reformę wymuszając prezydenckie weta. Wróćmy do książki, a w niej Legutko nie pomija lat okupacji : „Dramatyczne zerwanie zaczął wybuch II wojny światowej, zaś dopełniło go wprowadzenie komunizmu”. I tak było, jednak powrót do demokracji oraz tradycji byłby możliwy, gdyby nie sowieckie rządy na naszych ziemiach w epoce pojałtańskiej. Wiemy o tym doskonale, za rzadko atoli przypomina się fakt – a robi to Legutko – że od siedemdziesięciu lat Polacy są niemal wyłącznie przedmiotem, w znikomym zaś stopniu podmiotem historii (str.8). W rozdziale drugim „Kataklizm” przypomina też Legutko, że po wojnie odcięto połowę Polski, a ludność tam mieszkającą wymordowano, wywieziono lub zniewolono. Jak pisze: „Zabiegowi amputacji towarzyszył zabieg równie gigantycznego przeszczepu” ( str.10). I o tym wiemy, a jednak trzeba przypomnieć to nowym pokoleniom. I prof. Legutko nie owija w bawełnę faktów, podkreśla np. że „Polska stała się poczwórną ofiarą : agresji niemieckiej, komunistycznego zniewolenia, społecznej destrukcji oraz terytorialnego zaboru” ( str.10).

Prof. Legutko jakby pominął tu agresję sowiecką, która była może większą tragedią niż niemiecka, gdyż Sowieci wywieźli bowiem natychmiast prawie dwa miliony Polaków na Sybir, a gehenna tych ludzi przekracza wszelkie wyobrażenia. Straszliwa była też skala ludobójstwa we Lwowie i wielu miasteczkach, zajętych przez Armię Czerwoną. Myślę, że jednak Autor ową agresję Sowietów i ich zbrodnie pomieścił w „terytorialnym zaborze” naszych ziem kresowych, firmowanym hańbą Jałty. Podkreśla za to mocno Legutko, że Polska stała się ofiarą gwałtu, okrutnego i wielokrotnego. Cytuje też książkę Mikołajczyka „Gwałt na Polsce”. A w związku z refleksjami o utracie kresów, Wilna i Lwowa, Legutko pisze całkiem słusznie, że ojczyzna symboliczna Polaków znajduje się dziś poza obecną ojczyzną geograficzną ( str.12).

Analizując fazy zniewalania ( od fizycznego unicestwiania po upokorzenie w uległości ) autor akcentuje to, że władza nigdy nie osiągnęła najwyższej formy poddaństwa czyli miłości do Wielkiego Brata. Było to niemożliwe także z przyczyn historycznych, bo za „wielkością” polityczną Sowietów zionęła pustka kulturalna, a kiedy w wieku XVI Polska szczyciła się Złotym Wiekiem Rosja zaledwie wkraczała na arenę dziejów, w dodatku w oparach okrucieństw Iwana Groźnego. Rosyjską biblię wydano w Polsce w r.1580, gdyż w Moskwie nie było jeszcze drukarni w 130 lat od wynalazku Gutenberga. O tej wyższości narodowej kultury pamiętał nawet indoktrynowany obywatel PRL-u, określany czasem pochopnie jako „homo sovieticus” ( ks.Tischner), co Legutko ocenia słusznie jako niepoprawne. I niżej podpisany nie akceptował tego nieprawdziwego terminu, korygując go w latach 90-tych i proponując określenie „homo peereliensis”. Podobnie widzi to prof. Legutko, zatem w następnych rozdziałach pojawi się u niego pojęcia Peerelczyka, zresztą adekwatne w odniesieniu do politycznego kontekstu okresu. Natomiast z tej kategorii obywateli wyłoni się po roku 1989 ów „naród” ( jakby alternatywny!) Peerelczyków, a jego hodowli sprzyjały postanowienia okrągłego stołu, łącznie z tendencją grubej kreski, a też fanatyczny opór wobec lustracji i dekomunizacji, podsycany ze szczególnym animuszem w obozie Michnika i na łamach „Tygodnika Powszechnego”, też w mediach poddanych dawnym służbom

W rozważaniach Legutki niepoślednie miejsce zajmuje rozdział piąty pt. „Zbir i cham”, w którym komunista przejmujący władzę nad Polską był właśnie tym chamem i zbirem, ukształtowanym w dodatku w systemie sowieckim, który instalowano u nas siłą i terrorem a ponadto z błogosławieństwem Jałty. Dalej pisze autor o „diabolicznej sprawności komunistów”, co jednak wydaje się eufemizmem zważywszy okrucieństwo metod, strat wśród kombatantów, emigrację czy zmęczenie narodu wojną. Mimo tych okoliczności opór społeczeństwa przeciwko rządom PPR-u trwał przecież kilka lat, co chwalebnie świadczy o polskiej ocenie komunizmu, zwłaszcza „made in USSR”. Legutko pisze o terrorze tych lat, podkreśla też, iż nowa władza wprowadziła ogólne schamienie i barbaryzację życia. Odbiło się to i w języku, wulgarnie zaśmieconym a także w obyczajach, co nieraz widzimy w karczemnych awanturach w Sejmie. A peerelowska nomenklatura nie czuła żadnej więzi z polskim dziedzictwem i kulturą. W pustkę polityczną, powstałą po latach terroru, weszli ludzie z marginesu. A zatem cham oraz zbir, którzy przed wojną stanowili zaledwie margines społeczny, w epoce PRL-u stworzyli kadry rządu, instytucji państwa oraz aparatu przemocy. O bezradności ludzi z tamtych lat jest wiele świadectw, nie brak ich nawet w teatrze, by przypomnieć tu „Tango” Mrożka. Pan domu, inteligent w każdym calu, musi przyjąć zaproszenie do tańca od Edka, typowego prostaka-chama, który w nowych czasach dyktuje warunki. Czy coś się zmieniło w IIIRP? Chyba tylko to, że dziś jest to już warstwa „chamów wykształconych” nawet w moskiewskiej szkole MGiMO ( a czasem dzięki Fundacji Fulbrighta!) o agenturalnym rodowodzie, ale - jak wynika z afery podsłuchowej – nadal manipulują Polską! Dla takich ministrów nie pokrywają się pojęcia ojczyzny i państwa ( ważne spostrzeżenie majora Blicharskiego), gdyby nawet owo państwo istniało. A niepodległość jest też wyrazem obcym dla owych ministrów, wyłonionych z „masy etnicznej”, a nie z polskiego narodu, który – również zdaniem majora – stanowi zaledwie od 5 do 10% tejże etnicznej substancji. Uwagi majora Blicharskiego jakby potwierdzały smutny wniosek prof. Legutki o dominacji Peerelczyków nad Polakami, dominacji wymuszonej jednak siłą i sprawnością post-komunistycznego układu bardziej niż schyłkiem poczucia patriotyzmu, tak atakowanego przez michnikowszczyznę.

 

Marek Baterowicz


 
 
 

PS. Tak się składa, że właśnie 17 listopada br. prof. dr hab. Ryszard Legutko odebrał nagrodę im. ks. Idziego Radziszewskiego przyznaną mu na KUL-u w maju 2022 za wybitne osiągnięcia naukowe w duchu humanizmu chrześcijańskiego w r.2021. Ale nie dlatego przypominam jego przenikliwą analizę polskiej tragedii powojennej, lecz bardziej dla refleksji i opamiętania tych, którzy jakby nie pojmują że Polska wymaga solidarnej opieki i wszechstronnej terapii w ramach reformy RP, prowadzonej od 2015 r. przez rząd PiS-u mimo różnych nieprzyjaznych wobec niego poczynań i intryg, a także gwałtownych i bezsensownych tyrad totalnej opozycji.

 

 
 
 
Marek Baterowicz, ur.1944) jako poeta debiutował na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” (1971). Debiut książkowy - „Wersety do świtu” (W-wa,1976); tytuł był aluzją do nocy PRL-u. W 1981 r. wydał poza cenzurą zbiór wierszy pt. „Łamiąc gałęzie ciszy”. Od 1985 roku na emigracji, od 1987 w Australii. Autor kilku tytulów prozy(M.in "Ziarno wschodzi w ranie"-1992 w Sydney i 2017 w Warszawie) oraz wielu zbiorów poezji, jak np. „Serce i pięść” (Sydney, 1987), „Z tamtej strony drzewa” (Melbourne, 1992 – wiersze zebrane), „Miejsce w atlasie” (Sydney, 1996), „Cierń i cień” (Sydney,2003), „Na smyczy słońca” (Sydney, 2008). W 2010 r. we Włoszech ukazał się wybór wierszy - „Canti del pianeta”, następnie "Status quo" (Toronto, 2014), zbiór opowiadań – „Jeu de masques” (Nantes,2014),"Nad wielką wodą" (Sydney,2015) oraz e-book jego powieści marynistycznej, osadzonej w XVI wieku „Aux vents conjurés”.(www.polskacanada.com/aux-vents-conjures-par-marek-batter





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.