Bożena Ratter: Państwo powinno szanować swoje własne przepisy...
data:23 września 2022     Redaktor: Redakcja

Państwo powinno szanować swoje własne przepisy, które głoszą, że działalność neonazistowska podlega karze

Postać mężczyzny z garnącą się do niego gromadką dzieci - symbolizuje solidarność ofiar ludobójstwa dokonanego na narodzie tyko z powodu, iż należały do znienawidzonego narodu. Śmierć okrutna w komorze gazowej. To pomnik Janusza Korczaka, w parku świętokrzyskim, w centrum Warszawy. Tłumy obcojęzycznych turystów, zwłaszcza z tego narodu, zmierzających na ulicę Próżną i Plac Grzybowski, by obejrzeć wystawę z getta warszawskiego poznaje historię, a przecież tak drastyczną…
 
Jest kilkadziesiąt tysięcy dołów śmierci z ofiarami ludobójstwa dokonanego z niewyobrażalnymi po ludzku cierpieniami na narodowości polskiej. Dzieci przed śmiercią tuliły się do matek. Były z nimi mordowane tylko dlatego, że były Polakami.
 
Pomnik Andrzeja Pityńskiego nie doczekał się odsłonięcia, choć od holocaustu na obywatelach polskich (Polakach, Żydach, Ormianach) dokonywanego przez nacjonalistów ukraińskich, minęło 80 lat. Zbyt okrutny w wyrazie? Taka była rzeczywistość. Tak samo okrutna była komora gazowa.
 
W centrum Warszawy nie ma wystawy z mapą zlikwidowanych przez nacjonalistów ukraińskich 2000 polskich kolonii po zamordowaniu mieszkańców, by nie został żaden ślad po Polakach, którzy żyli tam od wieków? Czy polscy księżą pochylają się nad tysiącami dołów śmierci ze szczątkami zamordowanych Polaków tak, jak czynią to nad grobami walczących z Rosją?
 
Na Placu Grzybowskim nie ma wystawy z historią Przebraża, placówki samoobrony, miejsca schronienia i obrony polskiej ludności (do 10 tys., głównie dzieci z matkami) uciekającej przed zbrodniarzami OUN UPA STEPANA BANDERY czy ANDRIJA MELNYKA. Nie ma śladu po miejscowości Przebraże. O to zadbali spadkobiercy, dbają nadal o to, by nigdzie na Ukrainie nie wisiała polska flaga. Mimo konwojów humanitarnych z Polski.
 
Rektor Uniwersytetu Poznańskiego, profesor Stanisław Kasznica podczas tułaczki wojennej mieszkał we wsi Lipie. W dzienniku odnotował: w Nowy Rok 1945 r. wpadła do nas pani Sadowska, do leśniczówki Antoniówki wpadła banda Ukraińców, zgwałcili i zamordowali żonę gajowego, zamordowali parobka i panią Marsową. Oddział ich już w połowie grudnia zakwaterował się w Św. Annie. Wobec wybryków jakich się dopuszczali, na żądanie niemieckiego zarządu tartaku wysłano ich do Dąbrowy, skąd zrobili wypad na Antoniówkę… W tydzień później (8.I.1945) jeden z nich zginął, w myśl zasady niemieckiej uczynili odpowiedzialnymi mieszkańców Przyrowa, wymordowali kilkadziesiąt ludzi na oślep złapanych. Zapalono dom i wrzucono do niego jeszcze żywych. Groza padła na cała okolicę. (Wspomnienia spisane na podstawie notatek).
 
Zajęcie powiatu tomaszowskiego przez wojska sowieckie w trzeciej dekadzie lipca 1944 r. zakończyło ostatecznie okupację niemiecką. Euforia trwała jednak bardzo krótko. W Tomaszowie Lubelskim rozpoczęło się tworzenie komunistycznego aparatu represji, za co odpowiadał kpt. Teodor Duda, absolwent szkoły NKWD w Kujbyszewie, Ukrainiec z pochodzenia. Pierwsze kadry bezpieki w Tomaszowie Lubelskim tworzyli byli członkowie Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, którzy nie mieli związków z Polską. Do najbardziej znanych należeli: Aleksander Żebruń, Adam, Edward i Wanda Umerowie (Humerowie), Mikołaj Głowacki, Jan Leluch, Józef Kijko, Bazyli Faryna czy Józef Soroka. Niektórzy z nich we wrześniu 1939 r. tworzyli Komitety Rewolucyjne i budowali bramy triumfalne na wschodzie na powitanie Armii Czerwonej. Teraz ponownie wystąpili przeciwko państwu polskiemu. Niemal cała władza w powiecie tomaszowskim trafiła w ręce niewielkiej, powiązanej rodzinnie i etnicznie grupy osób. W grudniu 1944 r. kadry MO składały się z 83 Ukraińców i 17 Polaków. Podobna sytuacja miała miejsce w tomaszowskim UB. W latach 1944-1945 zatrudniono około 80 funkcjonariuszy, ponad 25 procent z nich to byli Ukraińcy.
 
Nie rozpłynęli się. Zawdzięczamy komunizującym mniejszościom narodowym eksterminację polskiej elity różnych stanów, cenzurowanie i fałszowanie historii od zakończenia II wojny światowej, cenzurowanie literatury i wykluczanie dzieł naukowych, wspomnień, pamiętników z prawdziwą historią (Koneczny, Mackiewicz, Makuszyński, Dunin, Kossak, Skarbek, Lipińska, Goetel, Ossendowski, Jabłonowski, Szajnocha, Twardowski, Teodorowicz, Tatarkiewicz, Chomyszyn, Balzer, Vincent, Poliszczuk, Romer, Miączyński, Kasznica… i tysiące innych prawdziwych, utalentowanych i merytorycznych ). Te same mniejszości mają od wieków niechętny, delikatnie mówiąc, stosunek do Polaków i Polski. Wciąż są wśród nas, w rządzie i samorządach, medycynie i prawie, w szkołach i uniwersytetach. Nie dziwmy się oporowi przeciw książce profesora, nie dziwmy się szkalowaniu i braku działania w interesie narodu polskiego przez rządzących wszystkich opcji, PO PSL KO PIS, nie dziwmy się niszczeniu Kościoła. Mniejszości narodowe są i mają decydujący wpływ na obecną sytuację. Są też w mediach.
 
Szymon Wiesenthal, dzięki któremu udało się wytropić i osądzić 1200 zbrodniarzy wojennych napotykał wiele przeszkód. W styczniu 1988 roku w Austrii wystąpił w telewizyjnym programie na żywo. W trakcie mówienia o zbrodni w Auschwitz-Birkenau z galerii ktoś krzyknął „kłamstwo” i posypały się ulotki zaprzeczające tej zbrodni. Rzucali je wydawcy pisma Halt. Szymon Wiesenthal: „Halt” jest - jak to podkreśla w każdym wydaniu (nakład 30 tysięcy j egzemplarzy), czymś „więcej niż gazetą!”. „Halt” jest „walką przeciwko kłamstwu”. Kłamstwa, przeciwko którym walczy, to przede wszystkim kłamstwo o komorach gazowych, które jakoby miały istnieć w Trzeciej Rzeszy. Na dowód kłamliwości tego twierdzenia „Halt” cytuje rzekomy dokument z 1948 roku, z którego wynika, że ani w Mauthausen, ani w innych obozach nie zabijano za pomocą trującego gazu. Dokument podpisany jest przez niejakiego „majora Mullera” oraz, za zgodność, przez pewnego „Lachoud”. Obaj mieli być członkami „wojskowej służby policyjnej przy alianckim dowództwie wojskowym”. Według informacji austriackiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych placówka taka nigdy nie istniała. Podobnie bezsensowne są niemal wszystkie artykuły „Halt”.
 
Czy mimo to powinno się walczyć przeciwko takim czasopismom? Czy powinno się z nimi procesować? Czy powinno się ich zakazać? Moim zdaniem - tak. Młodzież, która je czyta, wie bardzo niewiele o Trzeciej Rzeszy. Na wielu z tych czytelników tego rodzaju pasztet, faszerowany łgarstwem i rzekomymi dokumentami, wywrzeć może spore wrażenie. Przede wszystkim zastanowi ich fakt, że nikt nie występuje przeciwko tym tekstom, z czego mogą wnioskować, iż zawierają one prawdę. Do takich wniosków nie wolno nam dopuścić. Poza tym sądzę, że państwo powinno szanować swoje własne przepisy, które głoszą, że działalność neonazistowska podlega karze. Czasopismo „Halt” stanowi „ciągłe przestępstwo” działalności neonazistowskiej. Jest to oczywiste dla każdego, nawet jeśli autorzy zawartych tam publikacji używają stale określonych sformułowań ochronnych, mających przedstawić ich wynurzenia jako dyskusję naukowo-historyczną. (Szymon Wiesenthal , Wspomnienia)
 
Tak dzieje się w temacie relacji polsko - ukraińskich i polsko – żydowskich. Czy naszym państwem rządzą Polacy?
 
Bożena Ratter





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.