Marcin Bogdan: A co Panu gaz rosyjski się źle pali w kuchence gazowej czy w piecu?
data:01 sierpnia 2022     Redaktor: ArekN

 
W 2010 roku po podpisaniu wyjątkowo niekorzystnej dla Polski umowy gazowej, uzależniającej nas całkowicie od Rosji, wicepremier rządu PO-PSL Waldemar Pawlak spytał prześmiewczo dziennikarza polskiego radia: „A co Panu gaz rosyjski się źle pali w kuchence gazowej czy w piecu?”  Panie Premierze Pawlak, nie tyle źle się pali ale w ogóle się nie pali. Ruscy kurki zakręcili! Można by sparafrazować utwór Kazika Staszewskiego i zespołu Kult i spytać: Panie Waldku, pan się Boga i historii nie boi? Czy to Putin i cały naród rosyjski murem za panem stoi?

 

Oceniając decyzje polskich i europejskich polityków dotyczące energetyki należy przyjrzeć się zmianom w technologii transportu gazu. Po pierwsze trzeba odróżnić gaz ziemny LNG od gazu LPG (Liquefied Petroleum Gas). LPG jest płynną mieszaniną propanu i butanu pozyskiwaną w wyniku procesu rafinacji ropy naftowej. Gaz ziemny jest zaś surowcem naturalnym zawierającym ok. 98% metanu. Dlatego w niektórych językach, jak na przykład w angielskim, określany jest mianem gazu naturalnego – Natural Gaz NG - zaś w postaci skroplonej LNG - Liquefied Natural Gas. Pierwszego skroplenia gazu dokonał w roku 1823 brytyjski fizyk i chemik Michael Faraday. Okazało się, że po oczyszczeniu gazu ziemnego z węglowodorów ciężkich, dwutlenku węgla oraz wody, pod wpływem wysokiego ciśnienia i bardzo niskiej temperatury (-163 °C) gaz zmienia stan skupienia na płynny.


Najważniejszym efektem skroplenia gazu do postaci płynnej (LNG) jest aż 630-sto krotne zmniejszenie jego objętości bez utraty zawartej w nim energii. To oznacza, że po regazyfikacji, czyli powrotnym przejściu ze stanu płynnego do postaci lotnej gaz ziemny nie traci w żadnej mierze swych wartości energetycznych. Jednak przez wiele lat odkrycie Faradaya nie przekładało się na zastosowania praktyczne o skali przemysłowej ze względu na barierę niskiej temperatury samego skroplenia jak i magazynowania oraz transportu gazu w tej postaci. Dlatego dystrybucja gazu odbywała się poprzez sieci gazociągów łączących dostawców z odbiorcami. Budowa gazociągów była relatywnie kosztowna, ograniczeniem były odległości przesyłu, początkowo gazociągi były prowadzone jedynie drogą lądową co wymagało też spełnienia wielu procedur jak chociażby posiadanie praw do gruntu. Ale kluczowym, wręcz strategicznym problemem było to, że – mówiąc w uproszczeniu – rura ma dwa końce, a więc gaz przesyłany do odbiorcy gazociągiem pochodził od jednego dystrybutora, który mógł wpływać na politykę sprzedaży. To stwarzało pokusę szantażu energetycznego ze strony dostawcy.


Jednak z upływem czasu rozwój technologii dawał coraz większe nadzieje na stworzenie realnej alternatywy dla przesyłu gazu rurociągami. W 1914 roku amerykański fizyk Godfrey Cabot opatentował barkę do przewozu gazu w postaci skroplonej a więc LNG. Patent ten znalazł praktyczne zastosowanie dopiero w roku 1959, kiedy to przebudowany na gazowiec statek „Methane Pioneer” przetransportował z USA do Wlk. Brytanii 5000 m³ skroplonego gazu ziemnego. Rok później uruchomiono w Algierii pierwszą instalację do skraplania gazu dla transportu morskiego a w roku 1964 uruchomiono pierwszą stałą linię transportową pomiędzy Algierią a Wlk. Brytanią obsługiwaną przez dwa gazowce. Dalszy rozwój technologii, w tym opracowanie nowych konstrukcji zbiorników, spowodował, że na przełomie XX i XXI wieku pływało po morzach i oceanach już ok. 200 gazowców zwanych też metanowcami. Współczesne gazowce średniej wielkości przewożą ponad 90 tys. ton skroplonego gazu co po regazyfikacji daje 120 mln m³ gazu w postaci lotnej. Największe metanowce mogą przewozić ok. 125 tys. ton czyli 170 mln m³ po regazyfikacji ale są to już tak olbrzymie jednostki, że nie mogą przepływać przez kanały Sueski i Panamski.


Rozwój technologii skraplania i transportu gazu LNG nie tylko drogą morską ale także lądową (kriogenicznymi cysternami samochodowymi i kolejowymi) stworzył szansę na dywersyfikację dostaw ale także wpłynął na obniżenie kosztów pozyskiwania gazu. Obecnie w celu zapewnienia dostaw gazu ośrodkom oddalonym od sieci gazociągów przesyłowych taniej jest zbudować lokalną stację regazyfikacji i dowozić gaz w postaci skroplonej LNG niż rozbudowywać sieć gazociągów. Można by spytać, czy politycy polscy i europejscy nie dostrzegali tego procesu? Myślę, że doskonale zdawali sobie z tego sprawę, dlatego kraje takie jak Rosja próbowały temu przeciwdziałać. Czy rozwój transportu skroplonego gazu był przesądzony czy można było to zablokować? Wiadomo, że w biznesie nowe, nawet obiecujące technologie mogą zostać zablokowane jeśli sztucznie zahamujemy popyt co doprowadzi do wycofywania się kapitału i stopniowej degradacji danego projektu. Na to liczyła Rosja decydując się na budowę gazociągów Nord Stream 1 a następnie Nord Stream 2. Na to liczyli też Niemcy przystępując do tego projektu. I Rosja i Niemcy miały nadzieję, że uzależnią Europę od gazociągów Nord Stram hamując zarazem rozwój technologii transportu LNG. Jeden producent, jeden dystrybutor i sieć uzależnionych odbiorców. I w tym kontekście należy rozpatrywać przywołaną na wstępie umowę podpisaną przez rząd PO-PSL.


Ale stało się inaczej. Niektóre kraje – w tym Polska po objęciu władzy przez Zjednoczoną prawicę – postawiły na nową technologię i próbę uniezależnienia się od rosyjsko – niemieckiego monopolu. Korzystanie z gazu skroplonego to dokładnie odwrotna formuła – jeden odbiorca i wielu dostawców, kwintesencja gospodarczej niezależności. Choć gazowce, będące gigantycznymi „termosami” utrzymującymi temperaturę -163 °C budowane są w zaledwie 10-ciu krajach to ich liczba w XXI wieku wzrosła z ok. 200 do prawie 500 jednostek. W jednym tylko roku 2021 stocznie zakontraktowały zamówienia na 90 metanowców. W odbiorze skroplonego gazu przoduje Hiszpania, 1/3 odbieranego przez Europę LNG przechodzi przez hiszpańskie porty.


A jak to wygląda w Polsce? Obecnie terminal w Świnoujściu im. Lecha Kaczyńskiego, który był inicjatorem jego budowy, może przyjąć rocznie 6,2 mld m³ gazu (po regazyfikacji). To blisko 1/3 potrzeb naszego kraju – zużycie gazu w Polsce wynosi ok. 20 mld m³. Gazoport w Świnoujściu przyjmuje więc rocznie ok. 50 gazowców średniej wielkości. Kupujemy LNG w USA, Katarze oraz Nigerii. Lista potencjalnych dostawców rośnie, już na wszystkich kontynentach w kilkunastu krajach powstały terminale skraplania i ekspedycji gazu. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) jest też wyłącznym użytkownikiem należącej do litewskiej spółki stacji przeładunkowej LNG w porcie w Kłajpedzie. Ze stacji tej gaz transportowany jest kriogenicznymi cysternami do tzw. sieci wyspowych czyli lokalnych stacji regazyfikacyjnych obsługujących odbiorców oddalonych od sieci gazociągowych i pozbawionych przez to dostępu do gazu. Sam gazoport w Kłajpedzie różni się od tego w Świnoujściu.

Terminal LNG w Świnoujściu zbudowany jest na lądzie, jest polską własnością i może być użytkowany przez kilkadziesiąt lat. Terminal w Kłajpedzie jest tzw. terminalem pływającym, czyli statkiem FSRU (Floating Storage and Regasification Unit) służącym do magazynowania i regazyfikacji LNG. Statek ten jest dzierżawiony przez państwo litewskie na okres 10 lat. Jest to całkowicie inna forma terminalu niż w Świnoujściu ale ten w Kłajpedzie powstał w niecałe dwa lata od podpisania umowy. Jego zdolność regazyfikacji przekracza 3 mld m³ rocznie. To o połowę mniej niż terminal w Świnoujściu ale ta ilość gazu zaspokoi w 80% potrzeby nie tylko Litwy ale także Łotwy i Estonii.


Czy Polska mając własny terminal do przyjmowania i regazyfikacji LNG i podpisane długoterminowe umowy z kilkoma dostawcami jest całkowicie niezależna? Słabym ogniwem może być jeszcze sam transport a więc ryzyko dyktowania warunków przez armatorów metanowców. Żeby temu zapobiec PGNIG zawarła z norweską firmą armatorską Knutsen OAS Shipping umowę czarteru ośmiu nowych metanowców o ładowności ponad 80 tys. ton co odpowiada blisko 110 mln m³ po regazyfikacji. Będą one użytkowane przez PGNiG na zasadzie wyłączności przez okres 10-ciu lat w formule FOB (Free on Board), czyli z prawem do dostawy gazu do dowolnego portu na całym świecie. Pierwszy gazowiec „MS Lech Kaczyński” został zwodowany w czerwcu br. a regularne rejsy rozpocznie w przyszłym roku. Kolejna jednostka produkowana na polskie potrzeby to „MS Grażyna Gęsicka”. W ten sposób Polska zabezpieczając sobie gazową niezależność jednocześnie upamiętnia tych, którzy o tę niezależność zabiegali.


Gdy rozpoczynała się budowa gazociągów Nord Stream Niemcy byli głusi na apele o solidarność energetyczną. Teraz sami o tę solidarność się upominają. Posunęli się do tego stopnia, że europoseł CSU Markus Ferber zakomunikował: „Na wypadek wstrzymania dostaw rosyjskiego gazu do Europy kraje takie jak Polska, która ma swoje magazyny pełne w 98%, powinny mieć obowiązek dzielenia się gazem”. Europa oddalając się od swych chrześcijańskich korzeni zapomniała przesłania płynącego z przypowieści „O pannach roztropnych i nierozsądnych”. Zapomniała też, że zanim poprawność polityczna zaczęła wdzierać się do nazbyt otwartego Kościoła przypowieść ta mówiło po prostu o pannach mądrych i głupich. Gdy panny głupie, które nie zapewniły sobie oliwy (dzisiaj można by powiedzieć gazu) zaczęły kołatać do zamkniętych już drzwi usłyszały głos Oblubieńca: „Zaprawdę powiadam wam, nie znam was”.


Marcin Bogdan






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.