Ordo Iuris: Jednym ruchem wprowadzają gender i cenzurę
data:01 sierpnia 2022     Redaktor: ArekN


Współcześni ideolodzy nie potrafią pogodzić się z tym, że część narodów Europy nie życzy sobie narzucania im rozwiązań przeciwnych narodowej kulturze, tradycji i zwyczajnej... normalności. Dlatego konsekwentnie dążą do ograniczenia suwerenności państw i wzmocnienia unijnych organów tak, by kolejne absurdalne pomysły mogły być narzucane pomimo sprzeciwu obywateli i rządów.
 

 

W mediach niewiele się o tym mówi. Tymczasem w maju Parlament Europejski zatwierdził „radykalną przebudowę Unii Europejskiej” w ramach „Konferencji o Przyszłości Europy”. Unijni politycy zagłosowali za zniesieniem prawa weta, za unijną armią i za utworzeniem ponadnarodowych list wyborczych do Parlamentu Europejskiego. W czerwcu Komisja Europejska potwierdziła, że wypłata unijnych funduszy dla Polski będzie uzależniona od realizowania „Kamieni milowych”, wśród których znalazło się wdrażanie polityki gender w kulturze, sztuce, telewizji czy teatrze. Wcześniej Prezydent Francji Emmanuel Macron wezwał do wpisania aborcji do Karty Praw Podstawowych.

To ideologiczne szaleństwo nie zwalnia. Teraz urzędnicy UE postanowili przełamać opór wielu krajów wobec Konwencji stambulskiej. Komisja Europejska przyjęła już projekt dyrektywy, która ma wprowadzić genderowe rozwiązania konwencji „tylnymi drzwiami”. Projekt napisany językiem lewicowych ulotek za szczególnie narażonych na „przemoc wobec kobiet” uznaje transwestytów, a przemocowe działania przypisuje wprost „prawicowym ugrupowaniom ekstremistycznym”. Jedno jest pewne – tak nie pisze się skutecznego prawa poważanie przeciwdziałającego społecznym problemom.

Wiążąca prawnie dyrektywa to zresztą coś więcej niż powtórzenie treści znanych z szeroko krytykowanej Konwencji stambulskiej. Dyrektywa pozwoli Komisji Europejskiej zdyscyplinować chroniące rodzinę państwa Europy Środkowej. Jeżeli wejdzie w życie, Unia będzie mogła nakładać finansowe kary na państwa takie jak Polska, która nadal nie wdraża wszystkich ideologicznych założeń Konwencji.

Jakby tego było mało, projekt dyrektywy zobowiązuje wszystkie państwa członkowskie UE do karania obywateli za krytykę genderowej doktryny. Taki atak na nasze wolności osobiste i polityczne powinien wywołać huragan sprzeciwu, jednak media milczą, a unijni ideolodzy do granic wykorzystują moment wojennego zaangażowania naszego rządu.

Dlatego prawnicy Ordo Iuris przygotowali już analizę prawną projektu dyrektywy. Obnażyliśmy w niej wszystkie ideologiczne treści i ataki na podstawowe wolności narodów Europy. Opinię przekażemy na ręce posłów do Parlamentu Europejskiego, którzy będą wkrótce głosować nad przyjęciem dokumentu. W odpowiedzi zbieramy liczne wyrazy wdzięczności i solidarności. Jeśli prace nad dyrektywą nie zostaną teraz zablokowane, będziemy dążyć do powstrzymania tej inicjatywy na forum Rady Unii Europejskiej. Już uruchomiliśmy budowaną przez lata międzynarodową koalicję „Sojusz na rzecz Dobra Wspólnego”, z której pomocą dotrzemy do przedstawicieli rządów państw członkowskich z naszymi analizami i protestem.

Nadal walczymy też o wypowiedzenie Konwencji stambulskiej przez Polskę. Do Trybunału Konstytucyjnego trafiła przygotowana przez naszych prawników opinia „przyjaciela sądu”, w której wykazujemy niezgodność Konwencji z polską ustawą zasadniczą. Nawiązaliśmy też współpracę z prorodzinnym think tankiem z Izraela, którego przedstawiciele mieli wpływ na odrzucenie Konwencji stambulskiej miesiąc temu przez państwo żydowskie. Teraz wyślą anglojęzyczną opinię „przyjaciela sądu” do polskiego TK. Jestem przekonany, że ten zaskakujący głos wprowadzi zwolenników polityki gender w konsternację.

Niezależnie od prac Trybunału Konstytucyjnego, naciskamy na posłów, od których decyzji zależą dalsze prace nad złożoną przez nas obywatelską inicjatywą „Tak dla rodziny, nie dla gender” o wypowiedzeniu Konwencji stambulskiej.

Najbliższe tygodnie będą wymagały od nas pełnego skupienia przede wszystkim na wspomnianej genderowej dyrektywie Komisji Europejskiej. Dlaczego? Ponieważ jej przyjęcie będzie oznaczało, że nawet jeśli Polska wypowie Konwencję, to jej ideologiczne przepisy nadal będą nas obowiązywać. Dyrektywa KE będzie wiążącym prawem dla wszystkich państw unijnych. Przyjętym ponad naszymi głowami, z naruszeniem podstawowych zasad samostanowienia narodów i suwerenności państw.

Nadal mamy jednak czas na zablokowanie tej inicjatywy i wierzę, że z Pana wsparciem może nam się udać.

 

Ideologia nie pomoże ofiarom przemocy

Na ideologiczne podłoże Konwencji stambulskiej zwracamy uwagę od samego początku istnienia Instytutu Ordo Iuris. Pierwsze publikacje na jej temat przygotowaliśmy jeszcze przed ratyfikacją dokumentu przez Polskę. Przez lata nagłaśnialiśmy genderowy charakter dokumentu Rady Europy, budując realną debatę publiczną na ten temat.

Opublikowaliśmy obszerny raport pod hasłem „Dlaczego Polska powinna wypowiedzieć Konwencję stambulską?”, w którym dokładnie przeanalizowaliśmy jej ideologiczne tło i wykazaliśmy nieskuteczność opartej na doktrynie gender strategii walki z przemocą domową i przemocą wobec kobiet. Badania unijnej Agencji Praw Podstawowych, Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie czy Światowej Organizacji Zdrowia dowodzą, że w państwach, które od lat stosują perspektywę gender w walce z przemocą, realnej przemocy jest... najwięcej. Również badania przeprowadzone przez amerykański Departament Sprawiedliwości wykazały, że kobiety pozostające w związkach pozamałżeńskich stają się częściej ofiarami przemocy ze strony swoich partnerów.

Sejm blokuje projekt Ordo Iuris

W samym środku pandemicznych obostrzeń, w szerokiej koalicji organizacji społecznych, udało nam się zebrać ponad 150 000 podpisów pod projektem ustawy Ordo Iuris, upoważniającej polskie władze do wypowiedzenia przez Polskę Konwencji stambulskiej i zastąpienia jej prorodzinną alternatywą. W ubiegłym roku nasza inicjatywa trafiła do Sejmu, gdzie odbyło się pierwsze czytanie projektu ustawy.

Ostatecznie nasz projekt został pozytywnie zaopiniowany przez posłów w pierwszym czytaniu i trafił do dalszych prac w komisjach sejmowych, które do dziś się jednak nie rozpoczęły. Wcześniej, pod wpływem nacisku Komitetu Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej „Tak dla rodziny, nie dla gender”, premier Mateusz Morawiecki skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie konstytucyjności Konwencji.

Na tym etapie nasze działania to budowanie społecznego nacisku na posłów, aby wreszcie podjęli zamrożoną inicjatywę obywatelską. Z drugiej strony, musimy wesprzeć sędziów TK w wypracowaniu najlepszej argumentacji za niekonstytucyjnością genderowej konwencji. Kluczowe dla rozpoczęcia nacisków na szybkie rozpoznanie sprawy było niedawne doręczenia sędziom Trybunału przygotowanej przez prawników Ordo Iuris opinii „przyjaciela sądu”.

Dlaczego Konwencja stambulska jest niekonstytucyjna?

W przesłanej do Trybunału Konstytucyjnego blisko siedemdziesięciostronicowej opinii zwracamy między innymi uwagę na to, że Konwencja została przyjęta z naruszeniem prawa. Sejm głosował bowiem nad polskim tłumaczeniem tekstu Konwencji, które zasadniczo różniło się od wersji oryginalnej – przygotowanej w języku angielskim. A to właśnie ta wersja jest dla Polski wiążąca.

W oryginalnym dokumencie aż 25 razy pojawia się słowo „gender”, które zostało przetłumaczone jako „płeć społeczno-kulturowa”. W polskiej wersji językowej tego terminu użyto jednak tylko dwa razy. W pozostałych przypadkach „gender” przetłumaczono jako „płeć”, co wypacza znaczenie tekstu.

Wykazujemy też niekonstytucyjność szeregu przepisów dokumentu Rady Europy. Opisując szczegółowo pięć zarzutów dotyczących niekonstytucyjności tekstu Konwencji wskazujemy przykładowo na art. 14, który mówi o konieczności wprowadzania do programów nauczania, na wszystkich etapach edukacji, treści dotyczących „niestereotypowych ról społeczno-kulturowych”. Podkreślamy, że wprowadzanie tego typu programów jest sprzeczne z art. 48 Konstytucji RP, który gwarantuje rodzicom „prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”.

Europejczycy przeciw genderowej konwencji

Nasz sprzeciw wobec ideologicznej konwencji nie jest odosobniony. Do dziś nie podpisały jej choćby Węgry, Czechy, Słowacja, Litwa, czy Łotwa. W Bułgarii Trybunał Konstytucyjny wprost uznał Konwencję za niezgodną z ustawą zasadniczą właśnie ze względu na rozumienie płci jako płynnego, zależnego od subiektywnych odczuć konstruktu.

- Ujęcie „płci” jako konstrukcji społecznej (gender) prowadzi do relatywizacji płci biologicznej. Jeśli społeczeństwo traci zdolność do odróżniania kobiety od mężczyzny, zwalczanie przemocy wobec kobiet staje się niewykonalnym zobowiązaniem – czytamy w wyroku bułgarskiego TK.

Nawet tam, gdzie Konwencja została już ratyfikowana, jej przyjęcie było poprzedzone niejednokrotnie znacznym sprzeciwem społecznym. W Chorwacji protest przeciw Konwencji zgromadził na ulicy ponad 100 000 ludzi. Skalę ponadnarodowego sprzeciwu pokazuje także nasza międzynarodowa petycja „Stop gender convention”, pod którą podpisało się 60 000 obywateli i ponad 30 organizacji pozarządowych z całej Europy.

O ile racjonalny człowiek odczytałby tak szeroki opór wobec konwencji jako argument za jej odrzuceniem, to lewicowi radykałowie z UE tym bardziej chcą zmusić wszystkie narody państw członkowskich do zaakceptowania ideologicznych i nieskutecznych rozwiązań „polityki gender”.

Komisja przepycha ideologię gender ponad naszymi głowami

Dlatego Komisja Europejska postanowiła wprowadzić założenia Konwencji do wiążącego prawa UE, ignorując dotychczasowy sprzeciw licznych państw członkowskich z Europy Środkowej. Zresztą, autorzy dyrektywy nawet nie ukrywają, że taki jest jej prawdziwy cel. Już we wstępie możemy przeczytać, że Konwencja stambulska jest „ważnym punktem odniesienia” dla projektu dyrektywy, która „służy osiągnięciu celów konwencji”. Komisja stwierdza też, że „podjęcie działań jest konieczne zarówno w państwach członkowskich, które ratyfikowały konwencję stambulską, jak i w tych, które tego nie uczyniły”. W ten sposób wszystkie państwa UE mają zostać zmuszone do dostosowania swojego prawa do genderowej wizji walki z przemocą.

A jak wygląda ta wizja? Proszę pozwolić, że przytoczę tylko kilka znamiennych cytatów z omawianego dokumentu, napisanego językiem politycznych manifestów a nie językiem poważnych aktów prawnych:

- „w internecie kobiety systematycznie stają się celem ataków ze strony brutalnych prawicowych ugrupowań ekstremistycznych i grup terrorystycznych, które chcą szerzyć nienawiść wobec nich”,

- „na zwiększone ryzyko doświadczania przemocy ze względu na płeć narażone są w szczególności lesbijki, kobiety biseksualne, transpłciowe, osoby niebinarne, interseksualne i queer (LBTIQ)”,

- „państwa członkowskie powinny wprowadzać środki mające na celu zapobieganie kultywowaniu szkodliwych stereotypów płci, tak aby wyeliminować koncepcję niższości kobiet lub stereotypowe role kobiet i mężczyzn.”

- „biorąc pod uwagę, że dzieci od bardzo młodego wieku mają styczność z rolami płciowymi, które kształtują ich postrzeganie siebie oraz wpływają na ich wybory w zakresie edukacji i pracy, a także oczekiwania odnośnie do ich roli jako kobiet i mężczyzn przez całe życie, kluczowe znaczenie ma zajęcie się stereotypami płci już na etapie wczesnej edukacji i opieki nad dzieckiem.”

To tylko kilka wybranych cytatów, ale dokument jest pełny podobnych stwierdzeń, z których wyłania się absurdalna wizja „przemocy wobec kobiet” jako przemocy prawicowych ekstremistów prześladujących „osoby LGBT”. A jedynym sposobem na zatrzymanie tej „fali przemocy” ma być „wyeliminowanie stereotypowych ról kobiet i mężczyzn”, na czele z rolą matki i ojca – i to najlepiej już na etapie przedszkola...

 

Cenzura w pakiecie

Każda ideologia potrzebuje cenzury. W przeciwnym razie prawda powoli obali i skompromituje ideologiczne uproszczenia i prostackie recepty na szybkie zaprowadzenie „raju na ziemi”, w tym na zniesienie przemocy.

Tak samo prawda i rzetelna krytyka jest śmiertelnym zagrożeniem dla ideologii gender. Autorzy dyrektywy przekonują o rzekomym nasilaniu się „publicznego nawoływania w internecie do przemocy i nienawiści ze względu na płeć metrykalną lub społeczno-kulturową”. Dlatego dyrektywa zaproponowana przez Komisję Europejską zakłada... znane nam dobrze z historii cenzorskie instrumenty.

Autorzy dyrektywy chcą, by „nawoływanie do przemocy lub nienawiści skierowanej przeciwko grupie osób, którą definiuje się według płci metrykalnej lub społeczno-kulturowej, lub przeciwko członkowi takiej grupy poprzez rozpowszechnianie za pomocą technologii informacyjno-komunikacyjnych treści zawierających takie nawoływanie podlegało karze jako przestępstwo”.

Z doświadczenia doskonale wiemy, że „mowa nienawiści” czy „nawoływanie do nienawiści” to wytrych prawny, umożliwiający cenzurę wszelkiej krytyki postulatów genderowych ideologów. Termin ten nie jest bowiem precyzyjnie zdefiniowany w żadnym wiążącym akcie prawa międzynarodowego, a Komisja Europejska pisząc w swoich dokumentach o skali zjawiska „mowy nienawiści” powoływała się na... statystyki Facebooka, którego „Standardy społeczności” jako „mowę nienawiści” traktują miedzy innymi „wyrażenia mówiące o byciu mniej niż odpowiednim”, „wyrażenia mówiące o odstępstwie od normy”, „przyznanie się do nietolerancji na podstawie cech chronionych, w tym między innymi: homofobii, islamofobii” czy wreszcie „treści wyrażające odrzucenie, w tym między innymi: nie uznaję, nie lubię, nie zależy mi”.

Jeśli stwierdzenie „nie zależy mi” ma być mową nienawiści, to jest to dowód na to, że pole do interpretacji tego terminu będzie nieograniczone. A to oznacza, że nieograniczone będą też możliwości cenzury.

Wierzący w naszą naiwność urzędnicy Komisji będą przekonywać, że praktyki Facebooka nie będą miały żadnego przełożenia na sposób w jaki owe „nawoływanie do nienawiści” będzie interpretowane przez unijnych urzędników. Czytając treść dyrektywy, nie mam jednak złudzeń, że zmierza to w tym samym kierunku. Projekt zawiera bowiem między innymi takie zdanie:

„Język używany w tego rodzaju nawoływaniu do nienawiści nie zawsze odnosi się bezpośrednio do płci metrykalnej lub społeczno-kulturowej osób będących celem tego nawoływania, ale stronniczej motywacji można domyślać się na podstawie ogólnej treści lub kontekstu wypowiedzi.”

To nie żart. UE chce ograniczyć wolność słowa na podstawie „domyślania się” naszych „stronniczych motywacji”. To ewidentna zapowiedź „myślozbrodni" opisanych w ponurej wizji Orwella w jego słynnej książce „Rok 1984”.

Jeżeli nie powstrzymamy tej inicjatywy, dystopia Orwella stanie się prawem.

W pojedynkę nie damy rady. Musimy działać wspólnie

Cała dyrektywa jest nie tylko pełna absurdalnych i niebezpiecznych treści, ale jest też próbą obejścia unijnych traktatów, które jednoznacznie stanowią, że ujednolicanie przepisów karnych państw członkowskich musi być przyjmowane jednomyślnie. Tymczasem dyrektywa jest procedowana zgodnie ze zwykłą procedurą ustawodawczą, co oznacza, że państwom członkowskim nie przysługuje prawo weta.

Dlatego będziemy alarmować polskich i zagranicznych decydentów o bezprawnym i groźnym ideologicznie charakterze dokumentu. Do wszystkich członków Parlamentu Europejskiego trafi przygotowane przez prawników Ordo Iuris memorandum, w którym wykażemy zagrożenia związane z dyrektywą oraz nadużywanie kompetencji unijnych organów. Liczę na to, że nasze analizy wpłyną na wynik głosowania w Europarlamencie, do którego może dojść już w trakcie najbliższej sesji PE.

Jeśli jednak dyrektywa zostanie przegłosowana w Parlamencie Europejskim, będziemy interweniować na poziomie rządów wszystkich państw członkowskich UE, do których trafią nasze analizy, licząc na to, że europejscy liderzy zablokują tę inicjatywę na dalszym etapie jej procedowania. W organizacji międzynarodowego sprzeciwu pomogą nam nasi partnerzy z zaprzyjaźnionych z nami organizacji pozarządowych z całej Europy. Będziemy też namawiać ich do przyjęcia wspólnego stanowiska przeciwko unijnej cenzurze i ideologizacji problemu walki z przemocą. Bez wspólnej, skoordynowanej akcji nie będziemy w stanie zablokować dyrektywy. Sprzeciw jednego lub dwóch państw nie będzie tym razem wystarczający.

Ale obserwując rosnący w całej Europie opór wobec Konwencji stambulskiej, wierzę w to, z Pana pomocą uda nam się dotrzeć do przedstawicieli wszystkich europejskich rządów i nakłonić jak największą część z nich do zablokowania tej groźnej i szkodliwej dyrektywy.  (...)

adw. Jerzy Kwaśniewski, Prezes Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris.






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.