Bożena Ratter: Polska - Ukraina na wspólnym trakcie historii; "Czkawka" J.Janickiego - audio i cytatybook
data:19 maja 2022     Redaktor: Redakcja

Ileż to jeszcze naraz żarówek dowieźć wypadnie, żeby jasno było i wyraźnie na tym wspólnym trakcie historii....

 

Ciekawe, czy Jerzy Janicki oceniający 20 lat temu zachowanie Ukraińców wobec Polaków na podstawie faktów z dziejów Rzeczypospolitej, jak i zdarzeń, których był świadkiem, dołączony  zostanie przez rządzących i służących im publicystów do „ruskich agentów”, czyli tych, których ocena i troska o polską tożsamość  jest dzisiaj taka sama. Czy jego wspaniała spuścizna zostanie ocenzurowana jak Uśmiech Lwowa Kornela Makuszyńskiego w 1951 r.?

Wojny rosyjsko-ukraińskiej wtedy nie było.

Poniżej fragment z Czkawki Jerzego Janickiego:

Jechaliśmy starym polonezem z Krakowa do Lwowa, ciągnąc za sobą dwukołową przyczepę załadowaną pod wierzch składanymi ławkami szkolnymi.

Te ławki to był dar krakowskiej „Wspólnoty Polskiej" dla polskiej szkoły w Mościskach.

Okazuje się - nie samych tylko ławek szkole brakuje. A żaróweczki? To pierwsze pytanie, jakim wita panią Gąsowską stroskana kierowniczka szkoły. Czy aby na pewno pamiętała o żarówkach?

Albowiem kaganek oświaty rozjaśnia wprawdzie umysły, ale w żaden sposób nie da się go wkręcić w oprawkę zwisającą z sufitu. A takich pustych oprawek tyle, co klas w tej ubogiej szkole - siedem.

W tych klasach w zimowe wieczory lekcje nie równolegle biegną, ale jedna po drugiej. I tak wędruje ta jedyna żaróweczka-sierotka z klasy do klasy, i tak ją wykręcają z oprawki po kolei pani od polskiego, aby ją przekazać panu od rachunków, a ten koleżance od geografii. Czy taki los polskiego dziecka mógł się w ogóle przyśnić Konopnickiej albo Prusowi, co pospołu biadali nad dolą sierotki Marysi i dziatwy Ślimaka?

A można by łatwo uniknąć tej mitręgi: o rzut kamieniem od tej parterowej, nieogrzanej budy, co się przybytkiem wiedzy nazwała, stoi dwupiętrowy budynek. W nim i sala gimnastyczna, i pracownia chemiczna, i biblioteka jak się patrzy. Dzieciaki z tej sąsiedniej budy mają pełne prawo korzystać z tych wspaniałości, bo są pełnoprawnymi obywatelami Ukrainy. Ale w tamtej szkole językiem wykładowym jest mowa Szewczenki, a te nasze jakoś uparcie za radą pani Konopnickiej nie chcą pogrześć mowy, którą na co dzień posługują się w domu.

Zwiedzamy sobie z panią Gąsowską klasę trzecią. Na jednej ścianie cytaty po polsku, na przeciwległej jak w lustrzanym odbiciu te same po ukraińsku, jest i ślicznie wykaligrafowany katechizm polskiego dziecka:

Kto ty jesteś?

Polak mały.

Jaki znak twój?

Orzeł biały...

        Już z czystej ciekawości, jak brzmi to w tłumaczeniu, zerkamy na przeciwległą ścianę.

Chto ty chłopczyku takij?

Ukraineć mołodyj.

A jakij twij znak ridneńkij?

Łew ta tryzub zołoteńkij.

Cóż zatem za pożytek z tego, że przywieźliśmy cały karton żarówek? Minie lat pięć, może dziesięć i nikt już tu nie będzie wiedział, który wierszyk jest oryginałem, a który tłumaczeniem.

Są już takiego rozumowania całkiem świeże przykłady. Oto w dziele Historia ukraińskiej cerkwi donosi na stronie czterdziestej szóstej autor, ojciec Kostja Panas, że „o przewadze ukraińskiej kultury świadczy i to, że w tych czasach Polacy nie posiadali nawet własnego hymnu, ich wojska nauczyły się ukraińskiej modlitwy Bogurodzica Dziewica i śpiewali ją w bitwie pod Grunwaldem jako pieśń bojową". A w oryginale: „Pro perewahu ukraińśkoji kultury w toj czas swidczyt te, szczo polaki ne mały nawit swoho himnu, jich wijśka wywczyły ukraińsku mołytwu Bohorodyce Diwo i spiwały jiji w bytwi pid Hrunwaldom jak bojowu pisniu".

Taka interpretacja dziejów w nawyk zaczyna wchodzić, już raz autorem pomnika Mickiewicza z placu Mariackiego był nie Antoni Popiel, a Mychajło Paraszczuk i dopiero benedyktyńskiej, upierdliwej dociekliwości Witolda Szolgini było trzeba, aby wyszperał, że artysta Paraszczuk miał w tym czasie lat... jedenaście.

Okazało się także, że to nie Chodkiewicz, a Sahajdaczny rozgromił Turków pod Chocimiem. Ale żeby aż Bogarodzicę nam gwizdnąć? A może to kara boska za tego volksdeutscha Veita Stossa? Albo za pepika świętego Wojciecha?

Takie to nieskładne myśli krążą mi pod czaszką, jedna od Sasa, druga do łasa (bo niby jak ma się żarówka do Bogarodzicy ?), kiedy już opuściliśmy Mościska i polonez, podrygując na wybojach, zmierzał do Lwowa. Ileż to jeszcze naraz żarówek dowieźć wypadnie, żeby jasno było i wyraźnie na tym wspólnym trakcie historii...

Jerzy Janicki

(ur. 10 sierpnia 1928 w Czortkowie, zm. 15 kwietnia 2007 w Warszawie)


Wiek technologii komunikacyjnych nie tylko nie oświetlił tej drogi, a uczynił ją ciemniejszą, tylko dlaczego za sprawą nas samych? Czy aby Polacy nami rządzą?

Bożena Ratter

 

 

"...Jest wiec ta książka tylko substytutem, namiastką, nie do końca spłaconym wekslem zaciągniętym od Ziemi tam pozostawionej. Jest nieistniejącym notesem, którego z lenistwa czy zadufania nie chciało mi się prowadzić. I teraz odbija mi się to czkawką. Czkawka. Naukowo - singulis. I wcale nie zamierzam szukać na tę dolegliwość lekarstwa..."
Fragment ze Wstępu

 

Zdjęcia do artykułu :
Zdjęcia do artykułu :





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.