Artur Adamski: Dzień gniewu  cz.2. - Konkurs "Wojna z Narodem - 13.12.81"
data:15 lutego 2022     Redaktor: Redakcja

Opowiadanie "Dzień gniewu" otrzymało Nagrodę Główną II EDYCJI Konkursu "Wojna z Narodem - 13.12.81".

Artur Adamski

DZIEŃ GNIEWU

cz.2

Parę miesięcy później okazało się, że oczywiście wiosna wcale nie była „nasza”. Wielu odczuwało z tej przyczyny gorycz. Moja gorycz miała inne powody. Przyszła ze strony, z której nigdy bym się jej nie spodziewał. Pierwszy powiedział o tym ojciec Katarzyny:

- Frasyniuk wymyślił rzecz najgłupszą z możliwych! Kilkuminutowe strajki! Rozumiecie? O wyznaczonej godzinie każdy ma wyłączyć maszynę i przez tych kilka minut nie pracować! Od dwóch tygodni wzywał do tego ulotkami i dzisiaj właśnie mieliśmy tę miesięcznicę stanu wojennego. Przed dwunastą hala zaroiła się od ludzi z dyrekcji, wojskowych z komendantury, którą w naszym zmilitaryzowanym zakładzie przecież teraz mamy i innych, zapewne ubeków. I tylko się rozglądali patrząc, kto pierwszy wyłączy tokarkę. Wyłączyło kilku i już ich nie ma! Wszystkich wyprowadzili błyskawicznie, w roboczych ubraniach wsadzili do ciężarówek i tyle ich widzieliśmy! Kierownik powiedział, że wszyscy zwolnieni dyscyplinarnie i w areszcie czekają, jutro mają stanąć przed sądem Śląskiego Okręgu Wojskowego!

Ojciec Katarzyny usiadł ciężko i kręcąc głową dawał do zrozumienia, jak bardzo nie mieści mu się w niej tak absurdalna forma protestu:

- Przecież to jest idealny sposób na rozpoznanie wszystkich najodważniejszych, wszystkich potencjalnych prowodyrów! Przecież nawet esbecja nie wymyśliłaby niczego bardziej po jej myśli! Jeden strajk według takiego scenariusza i mają wszystkich najwierniejszych Solidarności! Jeden strajk w tak durnowatej formie i pozbywają się z zakładu wszystkich, którzy do prawdziwego strajku zakład ten byliby zdolni poprowadzić!

Potwornie było słuchać tych słów mocno podszytych prawdziwą rozpaczą. Czołgi tratujące strajki były czymś w rzeczywistości nacechowanej konfrontacją jakby logicznym. Bezcelowe, szkodliwe, przeciw skuteczne  kroki solidarnościowego przywództwa były czymś jeszcze gorszym. Podcinającym skrzydła, obezwładniającym, odbierającym nie tylko wiarę w związkowych liderów, ale zabijającym gasnące przekonanie w celowość stawiania oporu.

Absurd Frasyniukowych strajków i fale rozlewających się wraz z nimi represji były częstym tematem tamtych miesięcy. W kwietniu przyszło nam się przekonać, że najgorsze było dopiero przed nami. Zepchnięta do podziemia Solidarność wszystkich regionów wezwała do ulicznych demonstracji w dniach 1 i 3 maja. Wszystkich, oprócz dolnośląskiego. O decyzji tej dyskutowali wszyscy. W mojej szkole podzieliliśmy się na dwa obozy. Jedni uważali, że to błąd, że nie można siedzieć w domu, kiedy na ulice wyjdą w całej Polsce. Padały gorączkowe pytania: „Jeśli nie demonstracje – to co? Co w zamian? Jaka alternatywa?” Ktoś przypomniał historię, która Wrocławiem wstrząsnęła w Sierpniu 1980. Strajk na Wybrzeżu trwał już wtedy od tygodnia, dochodziły wieści o przyłączających się do protestu zakładach z innych miast kraju. Po Wrocławiu krążyły ulotkowe wydania „Biuletynu Dolnośląskiego”, wzywające do czynnego poparcia robotników Gdańska, Gdyni, Szczecina. Słyszało się o próbach zainicjowania strajków w Pilmecie, Aspie, Dolmelu. Prawdziwego poparcia Wrocław jednak nadal nie udzielał. Aż któregoś dnia  przyjechał do Wrocławia pociąg towarowy, na którego wagonach wypisane były hasła, wieść o których całym miastem wstrząsnęła do głębi. Jakim cudem udało się tak wymalowanym wagonom dotrzeć aż na Dolny Śląsk? A może nie były one dziełem Pomorzan, lecz ktoś napisał je już tutaj? Ważniejsza jednak od autorstwa, które jednak powszechnie przypisywano strajkującym stoczniowcom, była treść tych napisów, wymalowanych na burtach kolejowych węglarek. A brzmiała ona dokładnie tak: „Wrocławiacy i Ślązacy – chuje nie Polacy”. Tylko tyle i aż tyle. Pamiętam, że w pamiętnym Sierpniu o tych słowach mówiło się na każdym kroku. Zdumiało mnie wtedy, że nikt nie czuł się tą obelgą dotknięty. To znaczy – słowa te poruszyły każdego, ale w sposób taki, że „należały się nam, zasłużyliśmy na nie”. I krótko potem Wrocław stanął. I to stanął totalnie, wraz z tramwajami, autobusami, fabrykami wielkimi i małymi, z biurami, wszelkiego rodzaju spółdzielniami, chyba ze wszystkim, co tylko mogło strajkować. Ważkim składnikiem ówczesnego nastroju było to, że hańba – zmyta! A niespełna dwa lata później scenariusz zdawał się powtarzać. Stąd wielu przypominało o tym pociągu z hasłami, które w Sierpniu 1980 tak poruszyły mieszkańców naszej części kraju. Wiele wskazywało na to, że w maju 1982 tamta wstydliwa sytuacja na Dolnym Śląsku miała się powtórzyć. Inni odpowiadali na to, że Frasyniuk przecież musi wiedzieć, co robi. Że był na strajkach w grudniu, że wymykał się obławom, że otoczony jest gronem mądrych ludzi. Spór ten toczony był wtedy chyba wszędzie. Część uważała, że kierowany przez Frasyniuka Regionalny Komitet Strajkowy popełnia straszliwy błąd. Inni uważali, że decyzja ta musi być wynikiem jakiejś przemyślanej strategii. Nikt nie potrafił jednak choćby w przybliżeniu powiedzieć – jakiej. A najwięcej było zdezorientowanych, nie wiedzących co o zaistniałej sytuacji sądzić. Tak doczekaliśmy pełnych goryczy pierwszych dni maja 1982 roku…

We Wrocławiu sił ZOMO znacząco większych, niż było to na co dzień, w dniach tych nie było. Zapewne większość wrocławskich skoncentrowano w miastach, w których podziemna Solidarność wezwała do demonstracji. U nas milicja zgarnęła z ulicy kilkunastu młodych ludzi, próbujących zgromadzić się na Grabiszyńskiej, pod tablicą upamiętniającą wydarzenia Sierpnia 1980. Podobnie skończyła się próba przekształcenia w manifestację tłumu wychodzącego po mszy świętej z katedry na Ostrowie Tumskim. Na domiar złego tym spontanicznym próbom sformowania demonstracji towarzyszyły krzyki w rodzaju: „Prowokacja!” Nie było jasne, czy wykrzykiwali je agenci komunistycznych służb czy zgodnie z decyzją RKS – u uważający, że żadnego ulicznego zgromadzenia we Wrocławiu ma nie być. Obojętnie, jak było, kalumnie pod adresem ludzi wleczonych do radiowozów były czymś po prostu potwornym. Okazało się jednak, że najgorsze było dopiero przed nami. Już w połowie dnia zarówno zachodnie rozgłośnie radiowe, jak i radiowo – telewizyjny aparat komunistycznej propagandy zaczęły przynosić wiadomości z Gdańska, Szczecina, Warszawy, Nowej Huty… Niezależna pochody uformowały się na ulicach dziesiątek miast. Wszystkie zostały zaatakowane przez ZOMO, w wyniku czego wywiązały się burzliwe rozruchy. W pokazujące te wydarzenia ekrany telewizorów wpatrywaliśmy się pełni wstydu, z bólem nieobecności, nie - uczestnictwa. Kac alkoholowy przy tym uczuciu to przysłowiowy Pikuś. W kręgu kolegów ze szkoły nie było już sporu. Czuliśmy się jak dezerterzy. Stwierdzenie, że łatwiej reżimowi było pacyfikować demonstracje na Wybrzeżu, bo Dolny Śląsk dał w tym zakresie zomowcom wolną rękę, powtarzano na wiele sposobów. Pytanie o to, jak RKS Frasyniuka mógł podjąć taką decyzję, też podnoszone było wiele razy. Nikt już jednak nie próbował na nie odpowiadać, nikt nie szukał dla decyzji takiej uzasadnienia. Krótko potem zaczęło się mówić o rozłamie, do jakiego dochodzić miało w łonie Regionalnego Komitetu Strajkowego.  Świadczyła o nim też treść majowych wydań „Z Dnia na Dzień”. W końcu gruchnęła wieść: jest nowa organizacja, która się nazywa Solidarność Walcząca i ona wzywa do demonstracji w dniu, w którym mijać będzie pół roku od wprowadzenia stanu wojennego. I pamiętnego 13 czerwca 1982 rozmiar wydarzeń na ulicach Wrocławia przerósł przewidywania każdej ze stron.  Zabarykadowanie kilku ulic i zaciekła ich obrona przed kolejnymi szturmami milicyjnych szpalerów oraz samochodów pancernych doprowadziły do sytuacji, w której fragment miasta został jakby wyłączony spod komunistycznej okupacji. Tłum przez kolejne godziny gromadzący się na Placu Pereca cieszył się krótkotrwałym wyzwoleniem. I tak właśnie skandował – że tu jest wyzwolona Polska.  Na zgromadzonych spadały gazowe granaty, wystrzeliwane z ulic opanowanych przez ZOMO. Dziesiątki kartonowych tulei przelatywały nad dachami, po czym chwytane przez demonstrantów często lądowały w wypełnionym wodą basenie przeciwpożarowym. Starcia przeciągnęły się do późnych godzin nocnych. Towarzyszyło im zrzucanie na milicyjne kolumny płyt chodnikowych, wożonych windami na dachy dziesięciopiętrowych bloków oraz bicie w dzwony kościoła św. Elżbiety. Od tego dnia ulicę Grabiszyńską, w ślad za koncentracją na niej wprost kolosalnych sił Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej, nazywać zaczęto Zomostrasse. A nazwę Plac Pereca, za sprawą ogromnych ilości zrzuconych w tym miejscu środków chemicznych, od tego czasu powszechnie zastępowano nowym mianem - Gazplatze. 13 czerwca 1982 otworzył też nowy rozdział w historii Wrocławia. Od tego dnia uliczne demonstracje i rozruchy stały się w tym mieście niemal codziennością. Pierwsza próba sformowania nowej manifestacji miała miejsce już 14 czerwca. Następna, o wielokrotnie większej skali i skupiająca olbrzymie ilości milicji i wojska, z trudem został stłumiona 28 czerwca. I tak to się działo do sierpnia, kiedy w coraz powszechniej dostępnych podziemnych gazetkach i ulotkach pojawiło się wspólne wezwanie Solidarności Walczącej i Regionalnego Komitetu Strajkowego. Dowiedzieć się z niego było można, że 31 sierpnia, czyli rocznica podpisania Porozumienia Gdańskiego, uważana być powinna za coroczne Święto Solidarności. I w związku z tym tego właśnie dnia o godzinie 15.30 spod budynku pierwszej siedziby dolnośląskiej Solidarności przy Placu Czerwonym ruszy manifestacja, której celem być miała ulica Mazowiecka, znana jako związkowe centrum, w pierwszym dniu stanu wojennego spacyfikowane i doszczętnie zdemolowane przez oddziały ZOMO.

cdn.

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.