Po złożeniu pokłonów I darów Bożej Dziecinie trzej królowie zbierali się w drogę powrotną do swoich krajów. Kiedy opuszczali Betlejem zatrzymały ich jednak straże i umieściły na kwarantannie w opuszczonej szopie. Okazało się bowiem, że w tych stronach wybuchła zaraza. Królowie jechali incognito, podając się za kupców, a korony ukryli pod turbanami. Nie mogli więc protestować i powoływać się na swój majestat, tym bardziej że przyczyną ich zatrzymania nie była byle jaka zaraza, ale tajemniczy wirus przywleczony gdzieś z Dalekiego Orientu, który siał spustoszenie w okolicy. Strach padł także i na ich koronowane głowy. Zgodzili się na kwarantannę byle tylko ocalić życie. Pod dachem szopy nie było wprawdzie kandelabrów, ale w blasku świec mogli spożywać podróżne zapasy, podlane winem z bukłaków.
- Nie ma tu nawet sadzawek do kąpieli, a spać nam przyjdzie na jakichś barłogach...- mruczał Baltazar.
- Na co nam przyszło! – podjął Melchior – ja nie zdzierżę takich warunków...
- To ruszaj w drogę i tak cię zawrócą...- poradził mu Kacper.
- A może ta zaraza nie taka groźna i jakoś przemkniemy ? - zastanawiał się Baltazar.
- Wiadomo to ? – odparł Kacper – coś jest na rzeczy, bo Izraelici nie są w ciemię bici, a szczepią się na potęgę! I to dwukrotnie, a nie wykluczają i trzeciej dawki...
- No właśnie – poparł go Melchior – to chyba najlepszy dowód, że zaraza ta śmiertelnie poważną być musi... Inaczej by tak nie postępowali...
- Tak, a nawet dzieci szczepią! – dorzucił Kacper - i całe Betlejem jest w lockdownie...
- W czym ? – zagadnął Melchior.
- Lockdown...czyli w zamknięciu – objaśnił Baltazar, co znał obce języki.
- Znaczy to, że żeśmy więźniami Heroda ? – oburzył się Melchior – to nam nie przystoi!
- Masz rację, bracie, niestety...Oby tylko nie spadły deszcze, bo w dachu tym widzę dziury...- westchnął Kacper.
- O, Panie na wysokościach...- jęknęli razem - a jak długo nas tu trzymać będą ?
- Oto jest pytanie, a nowiny mam z kraju, że moi poddani na inflacyję się skarżą i wyszli na ulice... – stęknął Melchior.
- O, nieroztropni, przecie inflacyja teraz wszędzie nastała i to z powodu owej zarazy przeklętej – przerwał mu Baltazar – niechże się ludzie cieszą, że jeszcze mogą znaleźć coś do zjedzenia, bo pewnie i głód nastąpi jak ustaną transporty...
- Niestety, wielce to możliwe – dodał Kacper – a w mojej monarchii połowa ludu maszeruje na stolicę, to nagle gorączka afrykańska ich zmogła...Szykuje się wojna domowa...
- A w moim królestwie z kolei zimno, bo na północy leży, i lud też się burzy, że ceny gazu poszły w górę...- wyznał Baltazar - a w dodatku ościenne państwo wysłało wojsko, aby spokój zaprowadzić w mojej stolicy! To szczyt obrazy...
- Sami widzicie, bracia – wtrącił Kacper – że świat stoi nad przepaścią, nie widzę przyszłości dla wielu królestw! Są i tacy tyrani, co odpalają dziwne pociski w przestworza i grożą sąsiadom...Inni odgrażają się rajskim wyspom...
- Ba, ale i dla nas samych nie widzę ratunku – zauważył Melchior – bo jak się nam skończą zapasy, to z głodu pomrzemy w tej szopie...
- Na to wygląda, bo gdzież kupić tu jakieś godziwe jadło ? – poparł go Kacper.
- Nigdzie, co najwyżej podpłomyki marne tu sprzedają – stwierdził Baltazar – a jak skończy się wino, to gdzie napełnimy bukłaki ?
- Martw się raczej tym, by wody nam nie zabrakło...- skwitował Kacper.
W tym momencie mocne łomotanie do drzwi się rozległo...Trzej królowie zdążyli ukryć pachnące kebaby, gdy na progu stanęli uzbrojeni strażnicy.
- Waszmościowie kupcami są, prawda to ?
- Ano prawda, dlatego podróżujemy...
- A czym handlują ?
- Mirrą, wonnościami, złotem...I jeszcze...
- W takim razie nasz król Herod do pałacu prosi, by dobić targu z waszmościami!
- Będziemy radzi zadowolić królewską mość...- odparł za trzech Baltazar.
- Ale, ale... Czy waszmościowie się szczepili ? Bez tego do pałacu nie wpuszczamy...
- My nie wiemy dobrze na czym to polega...- odpowiedział Kacper.
- O, to przyślemy wam tu medykusów, oni się tym zajmą! – i strażnicy odeszli.
Trzej królowie jakby skamienieli w milczeniu.
- To chyba i królestwo Heroda w kryzysie, jeśli chcą z nami handlować! – zaśmiał się w końcu Melchior.
- Któż to wie – odparł Baltazar – a ukryjmy lepiej te nasze korony pod turbanami, bo jak się wyda...
- Słusznie – poparł go Kacper – ale nie mamy towaru, bo wszystko zostawiliśmy Dzieciątku!
- Nie szkodzi – uspokoił ich Melchior – po prostu przyjmiemy zamówienie na dostawę i wypuszczą nas po towar! To da się załatwić...
- Rzeczywiście, lepiej być nie może, ale odradzam brać zaliczkę od króla, bo mógłby się obrazić i zgnijemy w lochu...- ostrzegł Baltazar.
- Racja – zgodził się Kacper – ale ja boję się tej szczepionki !
- My też ! – zawołali Baltazar i Melchior.
- Mam pomysł zatem – rzekł szeptem Kacper – możemy przekupić medykusów i dadzą nam certyfikaty bez tego szczepienia! Co wy na to ? Nie może się wydać, że złożyliśmy hołd Jezusowi...
- Przednia to myśl, Kacprze, musimy to oblać uroczystym toastem – zawołali. I otworzono bukłak z winem.
Marek Baterowicz