Zbliża się 40 rocznica wprowadzenia stanu wojennego przez władze PRL. Powracają wspomnienia z tamtych dni. Wydawało się, że po zorganizowaniu się w dziesięciomilionowy ruch „Solidarności”, Polacy mogą odzyskać władzę. Wprawdzie pojawiały się niepokojące doniesienia o ruchach wojsk, ale wydawało się, że „Solidarność” będzie w stanie strajkiem sparaliżować decyzje władzy komunistycznej. Wprowadzenie stanu wojennego było jednak zaskoczeniem dla społeczeństwa, chociaż my, członkowie „Solidarności” mieliśmy przekonanie, że władze Związku mają plan działania na taką okoliczność. I niektóre duże zakłady przemysłowe przystąpiły do strajku. Pracowałem w tym czasie w Przedsiębiorstwie Systemów Komputerowych „Mera-System”. Była to firma zatrudniająca w dużej mierze inżynierów i techników, inteligencję techniczną. Jednak postulat kilku z nas, by ogłosić strajk solidarnościowy z innymi zakładami nie znalazł uznania we władzach związku. Byłem tym rozczarowany, bo miałem przekonanie, że należy poprzeć robotników, którzy biorą na siebie ciężar walki o wolną Polskę. Ja byłem młody i wydawało mi się, że tak właśnie trzeba działać. Władze związku stanowiły trochę starsze osoby i nie chciały ryzykować utraty pracy; ich doświadczenie czasów stalinowskich skłaniały ich do większej ostrożności. Niemniej byłem przekonany, że w ten sposób nie wygramy. Za krótko trwał czas „Solidarności”, by utrwaliły się postawy wzajemnej odpowiedzialności za siebie i by nabyć przekonania, że inni staną w naszej obronie, gdyby taka była potrzeba; lęk sprawił, że tworzyło się zabezpieczenia na poziomie lokalnym.
Śmierć ofiar stanu wojennego i szybka pacyfikacja strajków w zakładach pracy dała poczucie porażki, słabości Związku i siły władzy. I mimo że uczestniczyło się później w ulicznych protestach, to zmniejszała się ilość osób w nich uczestnicząca wobec ich nieskuteczności i kolejnych ofiar. Może władze Kościoła słusznie starały się zredukować nastroje walki, by w tych bratobójczych walkach nie zginęło wiele ofiar, które w przyszłości ciążyłyby na próbach pojednania. Władze komunistyczne musiały się wykazać wobec ZSRR, że kontrolują sytuację; w przeciwnym razie natychmiast zostałyby wymienione. Konstatacja tego okresu była taka: robotnicy narażają się i podejmują walkę, ale mają małe wsparcie w inteligencji. Oprócz tego, jak się okazało później, byli zawodowi rewolucjoniści, którzy gotowi byli na więzienie, by budować mit wokół własnej osoby, a w stosownym czasie go zdyskontować. Byli też tacy, którzy zostali donosicielami: informowali komunistów o tym, co się dzieje w Związku. I byli też tacy w Związku (bądź jego doradcy), którym bliżej było do władz komunistycznych niz aspiracji narodu i starali się tak działać, by aspiracje Polaków nie mogły się zrealizować. Wielu z nas, młodych było zwolennikami radykalnych działań. Może na to miał wpływ wiek, ale również ulotki, literatura podziemna (jej charakter i od jakich środowisk), która do nas docierała. Do walki zawsze gotowa jest mniejszość; większość przygląda się i ewentualnie poprze walkę, gdy nie będzie to wymagało większych wyrzeczeń. Ujawniło się całe spektrum postaw, wynikających z lęku, poczucia zagrożenia, zabezpieczenia środków na utrzymanie rodziny, ambicji zawodowych. Oczywiście, są różne formy walki i mądrzy przywódcy narodu przekonują do takich czy innych działań.
A jak jest obecnie? Czy nie jest tak, że władza w Polsce nie jest suwerenna, że wykonuje polecenia z zewnątrz. Część z nich wymuszana jest przez władze UE, ale część to zakulisowe naciski, których mocodawców nie widać. Tak się dzieje wokół tzw. pandemii. Najpierw władze deklarują, że nie będzie przymusu tzw. szczepień, a następnie stwierdzają, że pewne grupy zawodowe będą miały obowiązek się zaszczepić. A co się stanie, gdy zabraknie nauczycieli, czy można sobie pozwolić na osłabienie wojska? Żadne przesłanki nie uzasadniają wprowadzenia dodatkowych obostrzeń, a mimo to są wprowadzane. Tak jakby ktoś z zewnątrz nakazywał, co w danej chwili robić.
I znowu, spora część społeczeństwa poddaje się tym ograniczeniom, bądź podejmuje przyjmowanie preparatów terapii genetycznej z lęku. Media poprzez zmasowaną propagandę potrafią ten lęk wyzwolić (a przecież lęk zmniejsza odporność organizmu); ci zaś, którzy kwestionują zasadność działań władzy w tym zakresie, nie są dopuszczani do mediów (i to zarówno publicznych, jak i prywatnych), by ich głos nie był słyszany, gdyż mogłoby to osłabić przekaz propagandowy. Czyż nie podobnie było 40 lat temu? I również podobnie jak wtedy, mniejszość podejmuje walkę o wolność człowieka, by mógł sam decydować jak ma dbać o zdrowie, jak ma się leczyć, a nie by decydowała o tym władza.
Warto w tym kontekście posłuchać Ł. Warzechy:
oraz P. Lisickiego:
i rozważyć, co każdy indywidualnie oraz wspólnotowo może zrobić, by przeciwstawić się tym złym działaniom władzy.
Wiedząc o różnych negatywnych skutkach przyjmowania preparatów zwanych szczepionkami, choćby w poufnych raportów firmy Pfitzer, władza powinna chronić swoich obywateli przed tymi skutkami, powinna wstrzymać proces szczepień i oczekiwać wyjaśnień od producenta. Dopóki nie będzie zadowalających wyjaśnień nie powinna wystawiać na zagrożenia swoich obywateli.
Przed 40 laty Polacy mieli zdrowy instynkt i bojkotowali telewizję; obecnie trudno zrezygnować z mediów zarówno prywatnych. jak i publicznych, choć nikt nas nie zmusza do oglądania; znacznie bardziej jesteśmy uzależnieni.
I znowu: mniejszość podejmuje walkę; wspierajmy ich bo w naszym imieniu działają; jeśli nie jesteśmy gotowi stanąć do walki o wolność to choć rozprzestrzeniajmy ich argumentację, mówmy o nich życzliwie, czasami wspierajmy środkami finansowymi i choć w ten sposób pomagajmy w tej walce. Po 40 latach zatoczyliśmy krąg, choć obecnie jesteśmy w trudniejszej sytuacji: ośrodki globalne mają znacznie większą możliwość oddziaływania; nie ma podziału na dwa przeciwstawne obozy, a nowoczesna technologia umożliwia znacznie skuteczniejszą kontrolę. Zb. Brzeziński głosił tezę o konwergencji, tzn., że przeciwstawne obozy będą się do siebie upodabniać. I czyż tak nie jest? Czy USA i zachodnia Europa nie przypomina wcześniejszych krajów komunistycznych i sposobów traktowania obywateli?
Nie traćmy jednak ducha, walczmy o wolność i współdziałajmy z innymi w tym celu, a Bóg nam w tym dopomoże! Arcybiskup C. M. Viganò pisze, że ci, którzy sprzeciwiają się NWO, otrzymają pomoc i ochronę Boga: Arcybiskup Viganò o NWO, o znamieniu bestii, pandemii, paszportach szczepionkowych [za: bibula.com].
Zb.