Hanna Dobrowolska: Nieobecni
data:12 listopada 2021     Redaktor: Redakcja

Od Marszu Niepodległości minęło nieco czasu. Po emocjach, radosnym uniesieniu, zostało ciepło w sercu i otucha na kolejne dni, tygodnie, może miesiące. Ale rodzą się też refleksje.

Było nas ponoć około 150 tysięcy. Dużo i … mało. Stolica liczy wszak blisko 2 miliony mieszkańców. Ilu było wśród nas warszawiaków, czy przypadkiem nie garstka w tej płynącej patriotycznej rzece?

Podczas Marszu dociera do mnie sporo opowieści z innych miast. Obok nas, Solidarnych2010, maszeruje  grupa Legii Akademickiej z Krakowa w charakterystycznych czapkach, wytrwale śpiewając pieśni z czasu I wojny światowej. Dalej idą mazowieccy rolnicy. Młodzież Wszechpolska z całego kraju. Liczna grupa Węgrów z okazałym transparentem.

Podchodzą znajomi z Zielonej Góry, Lublina, Bydgoszczy. Z Warszawy także, ale znam wielu  takich, którzy mimo identyfikacji z patriotyczną tradycją, a nawet mimo deklarowanego kultu Piłsudskiego, Dmowskiego czy Paderewskiego konsekwentnie omijają Marsz. Dawniej – z obawy przed zadymą i napiętnowaniem, przed „obciachem”, a dziś – z przyzwyczajenia, wygody, zniechęcenia, obojętności?

Wyszłam z metra, gwarnego i tłocznego, przeciskając się wśród drzewców flag, przystrojonych na biało-czerwono dziecięcych wózków i rozgadanej młodzieży wracającej z Marszu. Na stacji Nowy Świat nie wysiadło wielu, wszyscy zmierzali do centrum, na Dworzec Centralny i dalej…

Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście w ten świąteczny wieczór 11 Listopada wydały mi się dziwnie ponure i smutne. Przechodnie snuli się leniwie w rytualnym rytmie tradycyjnego weekendowego spaceru. Wszyscy w zwykłych burych, jesiennych okryciach. Każdy osobno. Przypominali sylwetki z teatru cieni, tak samo nieprawdziwe.

Gdzie podział się biało-czerwony szyk wianków, kotylionów, opasek na ramię, czapek i szalików, trąbek i rac, transparentów i flag? Gdzie podziała się narodowa jedność, solidarność, duma, entuzjazm i zapał? Gdzie znikła pomysłowość w tworzeniu własnych haseł, wypisywanych pracowicie na tekturowych tabliczkach, poczucie humoru i zadziorność? Zostały na błoniach Stadionu Narodowego, pomknęły pociągami w głąb Polski.

Tu w centrum Warszawy, w półmroku przesuwały się szare sylwetki, szarych obywateli stolicy, którzy przeczekali uroczystości na Placu Piłsudskiego, przedrzemali Marsz Niepodległości ze smartfonami w garści, pojedli w knajpach i wyszli, jak co piątek czy sobota. Po prostu - wyszli z domów. Dziś też narzekają na szefa, na brak perspektyw, na „ten kraj”. Wspólnota bierności i pesymizmu.

W przemówieniu rozpoczynającym Marsz Robert Bąkiewicz słusznie wskazał na konieczność rozpoczęcia pracy nad Polską i jej naprawy - od siebie. Nie wystarczą hasła skandowane jak zaklęcia raz do roku: Bóg-Honor-Ojczyzna, by Ona zmieniła na lepsze swoje oblicze i ocaliła tożsamość.

Od nas zależy, jak spędzimy ten rok.

Od nas zależy, ilu nas będzie na następnym Marszu Niepodległości.

 

Hanna Dobrowolska

W naszym stylu






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.