Na COP26 (tak, to już dwudziesty szósty taki spęd) warto spojrzeć się z nieco innego punktu widzenia. Żadne tak liczne, międzynarodowe spotkanie, nie ma szans na sukces, jeżeli oparte jest na półprawdach przedstawianych jako dogmaty. Dwutlenek węgla, metan, populacja ludzka przedstawiana jako źródło kłopotów, które należy ograniczać w swojej aktywności... wreszcie katastroficzne wizje klęsk żywiołowych, zatopienia lądów, rzekomo ścisłe wyliczenia procentowe i czasowe.
Niestety, żadnen lider nie ośmielił się powiedzieć, że król jest nagi. Rzekomy konsensus co do szkodliwości działań człowieka opiera się na tezach, które budzą poważne wątpliwości u wielu naukowców. Badania klimatu wciąz raczkują; ciężko nawet przewidzieć prognozę pogody na najbliższy tydzień - a tymczasem na mównicę wychodzą kolejni mędrcy i szczegółową nas instruują, co będzie za rok, za dziesięć lat i za pięćdziesiąt. Jasnowidze? Nie, raczej dogmatycy nowej wiary, fanatyczni w swym zaślepieniu, gotowi dążyć po trupach do założonego celu.
Owym celem jest znaczące ograniczenie produkcji przemysłowej i zakazanie używania tradycyjnych źródeł energii. Oczywiście, najlepiej by było, gdyby populacja ludzka skurczyła się na przykład o połowę, ale tego nikt (jeszcze) nie odważył się powiedzieć. Prawidła nowej wiary splątane są z licznymi lobbystycznymi interesami oraz celami poszczególnych państw - kapitał ma narodowość, a i Rosja nie bez powodu z ochotą wspiera organizacje ekologiczne.
Katastrof klimatycznych ogłaszano już wiele. Większość z nas pamięta histerię dotyczącą powiększającej się dziury ozonowej. Co pozostało z tej sprawy? Co słychać o teorii powszechnego niedoboru żywności i wyczerpania paliw kopalnych? Głucha cisza i obranie innych celów. Po dwutlenku węgla i metanie przyjdzie czas na tradycyjne rolnictwo, walkę o powszechny wegetarianizm albo zakaz używania prywatnych samochodów - wyobraźnia ludzka jest nieograniczona, jeżeli chodzi o znajdywanie uzasadnień dla realizacji określonych interesów.
Zauważyć jednak trzeba, że duża część polityków na szczycie doskonale rozumie prawidła tej gry. Oficjalnie przytakują wszystkiemu, podpisują kolejne dokumenty... i jadą do domu. Jedynym osiągnięciem COP26 jest zakaz finansowania budowy nowych kopalni poza terenem danego kraju - jednak co z tego, skoro Chiny planują właśnie budowę kilkuset (!) nowych kopalni, a i Wielka Brytania po wielu latach zdecydowała się na budowę kolejnej. Niemcy - lider zielonej propagandy - w najlepsze wydobywają węgiel, podobnie jak wszystkie inne państwa. Najmocniej obrywają państwa słabsze, ale to dotyczy też każdej innej sprawy.
Jako sukces COP26 wymienia się Indie, które zobowiązały się do osiągnięcia neutralności klimatycznej. Nieco ciszej o tym, że ma to być rok 2070... Wygląda na to, że szalona ofensywa ekoterrorystów zderzyła się wreszcie z rzeczywistymi interesami narodów; w tym starciu - mimo potężnego aparatu propagandy i hojnego dotowania - nie mają większych szans.
A Polska? Jesteśmy w trudnej sytuacji; dwaj potęzni sąsiedzi mają interes w tym, żeby osłabić naszą niezależność gospodarczą, wykorzystując między innymi przykazania nowej ekologicznej religii. Podpisujemy, negocjujemy, sprzeciwiamy się... W planach jest budowa elektrowni atomowych, co poważnie wzmocniłoby naszą pozycję. Równolegle trwa walka o własne, niezależne od Rosji i Niemiec, zaopatrzenie w gaz. Trzeba przeczekać, kluczyć i robić swoje - COP26 pokazał, że wciąż mamy trochę czasu. A może za kilka lat wahadło przechyli się w drugą stronę i silniejsi od nas zrobią porządek z lewackimi utopiami?
AN