Dzisiaj mija 14-ta rocznica zamknięcia naszych stoczni! Komisja Europejska wydała decyzje skutkujące likwidacją Stoczni Szczecińskiej i Stoczni Gdyńskiej! A rząd Donalda Tuska nie zaoponował wobec tej antypolskiej operacji. Całkowita kapitulacja rządu PO-PSL sprawiła, że dzień 6 listopada 2008 okazał się sądnym dniem dla naszego przemysłu stoczniowego. Rząd Tuska mógł odwołać się od tej decyzji do unijnego sądu, istniała taka prawna możliwość. A jednak premier Tusk nie skorzystał z tej opcji – czy uległ presji unijnej czy niemieckiej ? Było przecież oczywiste, że ustępstwo w takiej sprawie dawało ogromne korzyści stoczniom niemieckim, które nagle pozostały bez konkurencji nad Bałtykiem!
Nie ulega więc kwestii, że ustępstwo premiera Donalda Tuska było na rękę stoczniom niemieckim, które z dnia na dzień dostały monopol na budowę okrętów w rejonie bałtyckim.
Dalszy bieg wydarzeń wskazuje, że rząd PO-PSL i Tusk nie mieli dobrej woli obrony polskiego przemysłu stoczniowego. Zamiast odwołać się od tej decyzji przystąpił natychmiast do likwidacji stoczni, także w wymiarze politycznym, albowiem już 5 grudnia 2008 doprowadził do głosowania w Sejmie, które również na tym forum zadecydowało o zamknięciu obu tych przedsiębiorstw. Wynik głosowania był prawdopodobnie przygotowany wcześniej, oto 197 posłów Platformy Obywatelskiej, 30 poslów Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz Klubu „Lewicy” ( dzisiaj to SLD) glosowało za likwidacją obu stoczni. Przeciwko tej haniebnej ustawie byli tylko posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Lewica wraz z Platformą ( neolewicą ) mściła się też za „Solidarność”, a na warszawskich salonach szeptano po 1989, że duże zakłady są niebezpieczne i że mogą wywrócić nową władzę. Zemsta ta dosięgła i Stocznię Gdańską, o czym warto wspomnieć przy innej okazji.
Pracę utraciło nagle ponad 11 tysięcy stoczniowców, ale i tysiące osób zatrudnione w firmach powiązanych ze stoczniami. Bezrobocie na Pomorzu Zachodnim i Środkowym podskoczyło o 5 do7 procent. Szacuje się, że straciło wtedy pracę około 30 tysięcy Polaków. Cynizm Platformy „Obywatelskiej” sięgnął szczytu, bo stoczniowcom proponowano przekwalifikowanie się na...psich fryzjerów! A Donald Tusk został nazwany „grabarzem polskiego przemysłu stoczniowego”, czego się podjął w interesie Niemiec. Z pewnością bardzo mu to pomogło w jego karierze unijnej, nie ulega wątpliwości. Zdumiewa to, że dziś ten „grabarz stoczni” może swobodnie włóczyć się po Polsce i udawać niewiniątko, które strofuje PIS, konfabulując piramidalne kłamstwa, a innym przypisuje swoje najgorsze cechy. Przecież to co robił rząd premiera Tuska było po prostu wojną ekonomiczną z Polakami, zaplanowaną w interesie niemieckim, a może i w rosyjskim. A oczywiste jest i to, że każda utrata własności prowadzi do utraty suwerenności. Donald Tusk był na tym polu specjalistą, obcinał całe przestrzenie tej suwerenności od stoczni poczynając, a kończąc na oddaniu śledztwa smoleńskiego Rosjanom. A polityczne ostrogi Tusk zdobył biorąc udział w obalaniu rządu Jana Olszewskiego, wtedy zawarł sojusz z ex-komunistami. Wybrał potem Platformę, bo zakładały ją dawne służby PRL-u. I – wykorzystując naiwność ludzi - nadal stroi „liberała”!? Ale że nikt jeszcze nie obrzucił go nieświeżymi skorupkami ? To prawdziwy rebus!
Marek Baterowicz
( wg „Wygaszanie Polski”, Biały Kruk, 2015, „Nocna zmiana” i inne źródła)