Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie…
data:26 października 2021     Redaktor: GKut

Niedawno (17 października) minęła kolejna smutna rocznica zgonu Fryderyka Chopina, niestety musieliśmy odpierać agresję UE i obleśnych sojuszników z PO, SLD czy ruchu Hołowni, atakujących Polskę, a także codzienne napaści na białoruskiej granicy...

Zabrakło więc czasu i energii na wspomnienie o Nim, który muzyką nasz kraj rozsławił na całej planecie. Ale trwał właśnie kolejny konkurs szopenowski w Warszawie, a wśród uczestników nie zabrakło pianistów z Chin czy Japonii. I to oni sięgnęli po laury...Nie można jednak pominąć zastrzeżeń prof. Marka Dyżewskiego, od 25 lat stałego komentatora, który wytknął decydentom, że przy kwalifikacjach do kolejnych etapów konkursu skrzywdzono kilku pianistów.
 
 
Jak reagował duch Fryderyka na te werdykty ? Bo z całą pewnością był w Warszawie i słuchał interpretacji swych utworów...Niestety nie miał wpływu na jury. A jak sądził André Gide, wybitny znawca muzyki, „z mniejszym czy większym powodzeniem można interpretować Bacha, Scarlattiego, Beethovena, Schumanna, Liszta lub Faurego...natomiast zdradzić można tylko Chopina, bo każda modulacja w jego muzyce, nigdy banalna i zawsze nieprzewidywalna jest...”. U Chopina każda nuta była świeża i tajemnicza, a jego dusza podążała nieznanymi ścieżkami... Niełatwo więc zebrać tak uduchowione jury, aby potrafiło sprawiedliwie ferować oceny. Może w jury tych konkursów powinni zasiąść ci, którzy uwielbiali i SŁYSZELI grę Fryderyka ? A więc Schumann, Klara Wieck, Mendelssohn, Liszt, Hiller, Kalkbrenner, Berlioz i tylu innych...ale i Heine, Balzac, de Custine, Delacroix, Legouvé ( i inni krytycy), a także Mickiewicz, Norwid czy wreszcie George Sand ( a znała i tryb jego komponowania ) oraz jej córka Solange, która widziała w Chopinie „duszę anioła strąconą na ziemię w umęczone ciało, aby dokonać w nim tajemniczego odkupienia”...To byłoby idealne jury dla konkursów szopenowskich, niestety to niemożliwe i musimy się zadowolić tym, co oferuje nam współczesność.
Wszyscy podziwiali grę Fryderyka, a o paryskim debiucie ( 26 luty 1832) tak pisał do rodziny Antoni Orłowski: „...duch chopinowskiej wirtuozerii wszystkich tutejszych fortepianistów zabił na śmierć, cały Paryż ogłupiał”...A recenzent Fetis w „La Revue Musicale” rozpływał się w superlatywach: „Oto zjawia się młody człowiek, który ulegając swym osobistym wrażeniom i nie naśladując nikogo, znalazł jeśli nie sposób całkowitego odnowienia muzyki fortepianowej, to przynajmniej cząstkę tego, czego od dawna na próżno szukamy w sztuce, a mianowicie obfitość oryginalnych pomysłów, jakich nie spotyka się nigdzie indziej(...) Jest dusza w tych melodiach, jest fantazja w tych pasażach, a wszędzie jest oryginalność...” A przy innej okazji krytyk Commetant odnotował: „Trzeba by pióra Szekspira, by opisać grę Chopina...” Z kolei 21 września 1934 „Gazette Musicale de Paris” głosi, że „Chopin czy to w mechanizmie sztuki fortepianowej czy też w poezji muzycznej wzniósł się ponad wszystkich swoich współczesnych”.
Widziano w Nim więc nie tylko geniusza ( poczynając od Schumanna!) , ale i poetę fortepianu, co powtórzy potem Guy de Pourtalès w słowach: „był poetą, który się przeglądał w hebanowym lustrze fortepianu” ( „Chopin ou le poète”, Gallimard,1927, str.9). I oczywiście wszyscy zgodnie akcentowali dominującą rolę duszy, by zacytować tu np. Heinego – „jego palce są tylko sługami jego duszy” – albo markiza de Custine ( autora słynnych listów o Rosji, które tak zirytowały cara ) : „to już nie fortepian, ale dusza i jaka dusza!”. Przy okazji dodajmy, że Chopin jako pianista był fenomenem na niezwykłą skalę, obdarzony nadzwyczajnym talentem nie potrzebował żmudnych ćwiczeń na instrumencie, a nawet z racji wielce towarzyskiego stylu życia nie miał na nie czasu. Bywał na koncertach, u przyjaciół lub przyjmował ich u siebie. Wiele godzin wypełniały mu nieraz lekcje, a chętnych uczniów i uczennic stale przybywało. W końcu i komponowanie zajmowało mu wiele czasu, a zatem jedynie podczas improwizacji dla przyjaciół mógł ćwiczyć swoje palce.
Pomimo ogromnej życzliwości markiza de Custine czy serdecznej przyjaźni malarza Delacroix Fryderyk najlepiej czuł się wśród „swoich” jak nazywał rodaków. I to wizyty Mickiewicza lub Norwida ( mogli się zjawić o każdej porze) były dla Chopina największą radością. Wtedy, nawet osłabiony, wstawał z łóżka i improwizował na polską nutę, domyślając się tylko, że Mickiewicz płacze albo że Norwid ociera łzy. Podziwiał Mickiewicza, a Norwida kochał. Kiedyś widząc go w lichym i postrzępionym spencerku, uprosił go, aby pozwolił naprawić odzienie i zaniósł je swej konsjerżce, która zacerowała spencerek. Oddając go potem Norwidowi Fryderyk włożył do kieszeni sporo pieniędzy, fortel się udał i Norwid wyszedł. Jednak zaprzestał na jakiś czas wizyt, co zmartwiło Chopina. Myślał, że poeta się obraził, bo nigdy nie prosił Fryderyka o pożyczki. Swoje obawy i żal opisał nawet w liście do Delfiny Potockiej. Za jakiś czas jednak Norwid wrócił, zrozumiał serdeczny gest Chopina, znanego zresztą z wielkiej hojności wobec rodaków.
A gdy nadszedł śmiertelny czas choroby (te „dni przedostatnie”) Norwid bywał u Fryderyka prawie codziennie i zabierał go – dopóki siły pianisty pozwalały – na spacery do Lasku Bulońskiego. Czasem woził tam Fryderyka markiz de Custine. Nie chciałbym tu opisywać rozdzierających serce chwil agonii Chopina, która trwała cztery dni i noce. Opisał ją ks. Aleksander Jełowicki...Wspomnieć za to trzeba, że 15 października przybyła z Nicei, wezwana depeszą, Delfina Potocka i śpiewała głosem pełnym łez „Hymn do Matki Boskiej’ Stradellego i „Psalm” Marcelego. – Bóg opóźnił moje wezwanie, abym mógł panią jeszcze zobaczyć i usłyszeć! – zawołał umierający, choć prywatnie byli na ty...Wszyscy padli na kolana, tłumiąc szloch, a ksiądz udzielił Mu sakramentów... Następnego dnia Fryderyk zapragnął słuchać muzyki, więc księżna Marcelina Czartoryska z wiolonczelistą Franchomme’m zagrali Mozarta, a potem sonatę na wiolonczelę i fortepian Chopina. Siostrze Ludwice wyznał, że pragnie, aby jego serce spoczęło w Warszawie...Prosił, by spalić nieukończone kompozycje. Później odmawiano już litanię, a córka George Sand Solange podawała mu wodę do picia...O drugiej w nocy, 17 października 1849 roku dusza genialnego artysty opuściła ten padół i wróciła do Boga.
Pogrzeb odbył się 30 października, w kościele św. Magdaleny wykonano – na prośbę Fryderyka – Requiem Mozarta, ale uroczystość rozpoczął jego marsz żałobny z sonaty b-moll, wreszcie organista zagrał preludia e-moll i h-moll Chopina. Kondukt żałobny szedł na cmentarz Père Lachaise, otwierali go Czartoryscy. Wielkiego muzyka i wielkiego Polaka pochowano w ciszy, zgodnie z Jego życzeniem. A niezawodny Norwid pożegnał go „Fortepianem Szopena” i jeszcze innym utworem, z którego przytoczmy tę zwrotkę:
 
 
Wszędzie jest –
bo w Ojczyzny duchu mądrze przestawał –
i w Ojczyźnie spoczął,
bo jest wszędzie.

Marek Baterowicz
 





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.