Polexit się zbliża?
data:05 września 2021     Redaktor: ArekN

 
Problem jest poważny: dążyliśmy do czlonkowsktwa w Unii Europejskiej w nadziei na skok cywilizacyjny i poprawę w sferze gospodarki. Co otrzymaliśmy w zamian?

 
Nie ma najmniejszego sensu przytaczać założeń, idei, deklaracji. Polityka jest wyjątkowo zmienna i wypada przyjrzeć się stanowi faktycznemu. Jaki on jest?
 
Zacznijmy od polityki. Wstępowaliśmy do Unii Europejskiej jako wspólnoty narodów, w nadziei, że wspólny wysiłek przyniesie obfite owoce. Jesteśmy jednak świadkami, jak wygląda rzeczywistość. Do głosu doszły (a w zasadzie zawsze go miały) największe państwa Unii, czyli Niemcy i Francja. Nie ma sensu zrzucać winy na traktat lizboński- wykluczał on decydowanie przez Unię o kluczowych aspektach polityki wewnętrznej. Niestety, polityka jest bardziej złożna: liczą się nie traktaty a wpływ poszczególnych mocarstw.
"Branie Polski głodem" ((premier Saksonii Michael Kretschmer) to tylko symbol. Chodzi o takie dostosowanie unijnj praktyki politycznej, która pozwoli na dowolną interpretację wszelkich traktatów. Podpisaliście coś? Dobrze, ale rzeczywistość jest inna i musicie się ugiąć. Nieważne stają się interpretacje prawne polskiego rządu, bez znaczenia są krajowe przepisy. Liczy się tylko wola nadrzędnych decydentów, wyrażona formalnie w postaci wyroków TSUE. A że to sprzeczne z traktatami? Nie rozumiemy konieczności dziejowej.
 
Problem w tym, że ową "konieczność dziejową" przerabialiśmy jako Polacy wielokrotnie. Mieliśmy być niezdolni do utrzymania państwa (zabory), niegodni do posiadania terytorium (Niemcy), skazani na kulturę postępu (sowieci), muszący się starać o podanie ręki przez prawdziwych decydentów (obóz mentalnych niewolników, potrzebujących pana, wciąż bardzo aktywny). Wszystko to już znamy i być może dlatego wypowiedzi unijnych polityków wzbudzają euforię u ludzi cierpiących na syndrom szczęśliwego niewolnika, natomiast zupełnie nie przekładają się na sondaże.
Trzeba powiedzić to jasno: nie chcemy superpaństwa decydującego o naszch sprawach, ponieważ zbyt wiele krwi przelaliśmy, aby odzyskać podmiotowość. Iidea eurokołchozu jest Polakom wstrętna i żadne zachęty, poparte górnolotnym przekazem wzmacnianym przez media, tego nie zmienią.
 
Gospodarczo sprawa jest niejednoznaczna. Wolny rynek był takim tylko przez jakiś czas, przynajmniej w naszym wyobrażeniu. Z jednej strony eksport do UE ma się bardzo dobrze, z drugiej ciążą coraz to nowe ograniczenia i regulacje. Polityka klimatyczna w obecnym kształcie to katorga dla polskiej gospodarki i ubożenie obywateli, kosztem państw czerpiących z tego profity. Ograniczenia wolności gospodarczej są bardzo duże, inspirowane przez lewicowe idee środowiskowe. Zapowiadane są dalsze restrykcje, bardzo niekorzystne dla polskiej gospodarki.
Tu jednak wypadałoby być bardziej optymistycznym: po pierwsze Polacy doskonale się odnajdują w sztucznie regulowanym rynku, a po drugie, społeczeństwa zachodnie również dostają po kieszeni i zapewne niedługo wykażą zauważalny opór. Tylko, czy o to nam chodzi?
 
Sytuacja jest bardzo trudna i coraz częściej zerkamy na Anglików, którzy postanowili rządzić się własnymi prawami i całkiem dobrze na tym wychodzą. Do wyjścia Polski z Unii Europejskiej potrzebna jest chyba jednak wyraźna "zachęta" do takiego posunięcia ze strony Niemiec i Francji, na co się nie zanosi. Na razie cierpimy kolejne upokorzenia w oczekiwaniu zmian na lepsze- jednak jestem dziwnie spokojny o to, że w przypadku ostatecznej konfrontacji Polacy opowiedzą się za suwerennością.
 
AN





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.