Sławomir Matusz: Zdrada Powstania Warszawskiego. W obronie jego przywódców  
data:04 sierpnia 2021     Redaktor: Anna

Po II wojnie Polakami targają dwie sprzeczności związane z Powstaniem Warszawskim. Z jednej strony jest to podziw dla odwagi powstańców, a z drugiej - kwestionowanie jego sensu, połączone z próbą potępienia przywódców i obwinianiem ich za zniszczenia i wielkie straty wśród ludności cywilnej, szacowane na 200 tys. osób. Zarzuca się im, że dla ambicji politycznych narazili Stolicę i jej mieszkańców.


Podziw powstańcom się należy, ale nie doszukujmy się u nich szaleństwa, czy straceńczej wręcz odwagi. Ta odwaga, i poświęcenie miały sens, którym było właśnie ocalenie Warszawy i jej mieszkańców. Co nie jest sprzeczne z celami politycznymi, jakimi było wyzwolenie własnymi siłami i doprowadzenie do uznania naszej niezależności politycznej od ZSRR przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię.

Powstanie miało jeszcze inny, praktyczny sens. Było próbą ocalenia miasta i ludności przed zniszczeniem i kompletną zagładą. W lipcu 1944 roku Niemcy zaczęli ewakuować z miasta fabryki i zakłady, wywozić co cenniejsze urządzenia. W połowie miesiąca stolicę zaczęła opuszczać cywilna administracja niemiecka. Około 20 lipca wyjechali z miasta niemiecki starosta warszawski Ludwig Leist, a kilka dni później gubernator Ludwig Fischer. 29 lipca Niemcy wezwali 100 tys. mieszkańców do budowy wałów i umocnień, gdyż chcieli ogłosić Warszawę w twierdzą. Oznaczało to „brankę”, długotrwałe walki, trwające wiele tygodni lub nawet miesięcy. Być może nawet walkę z polską armią Zygmunta Berlinga i Armią Czerwoną. Skutkiem tych walk o Stolicę byłoby zniszczenie miasta i duże straty ludności cywilnej. Powstanie było koniecznością, by uniknąć bratobójczych walk Polaków z Polakami, z Armią Czerwoną, dla ratowania miasta, fabryk, ocalenia ludzi.
Powstanie miało również duże militarne, taktyczne znaczenia dla armii Zygmunta Berlinga, gdyby tylko chciał z tego skorzystać. Cały obszar lewobrzeżnej Warszawy objęty powstaniem był jednym wielkim przyczółkiem. Powstańcy nie tylko byli realnym militarnym wsparciem dla 1 Armii WP, ale znali świetnie miasto: uliczki, zaułki, przejścia, kanały. Wiedzieli, gdzie są oddziały niemieckie i stanowiska ogniowe – co było dużym ułatwieniem dla regularnych wojsk, bo pozwalało uniknąć pułapek, dużych strat i ciężkich walk w mieście. Nie trzeba było walczyć o przyczółki, wystarczyło się tylko przeprawić polskie wojsko pod osłoną powstańców. Żołnierz chcieli iść na pomoc powstaniu. Było kilkaset przypadków dezercji z armii Berlinga – żołnierze na własną rękę przeprawiali się przez Wisłę i przyłączali się do powstania. Jednak Berling i Popławski – dowodzący 1 Armią WP nie tylko z tego nie skorzystali z okazji szybkiego zajęcia miasta, jaką stworzyło powstanie, i czekali, aż powstanie upadnie, ale przez prawie 4 miesiące przyglądali się zagładzie miasta, wyburzaniu i paleniu, egzekucjom na mieszkańcach.
To nie gen. Tadeusza Bór-Komorowskiego i gen. Leopolda Okulickiego należy obwiniać o tak duże ofiary wśród ludności cywilnej i zniszczenia w Stolicy, ale Zygmunta Berlinga i Popławskiego. Był to oczywisty, nie budzący wątpliwości akt ich zdrady.
Obowiązek udzielenia pomocy miastu i mieszkańcom wynikał ze złożonej przysięgi i z wojskowego punktu widzenia, niezależnie od decyzji Stalina. Zobowiązywały ich do tego honor, racja stanu, ludzkie odruchy – których generałowie Berling i Popławski nie okazali.
Nie można przerzucać odpowiedzialności na Stalina za to, że nie pomógł powstaniu. Jednoznacznie można stwierdzić, że tragedii miasta winni są generałowie w polskich mundurach, dowódcy 1 Armii WP w równym stopniu, co Niemcy. – Oni świadomie i cynicznie pozwolili na to Niemcom.
1 Armia WP zajęła prawobrzeżną część Warszawy już w połowie września 1944 roku, 18 września powołano na prezydenta gen. Mariana Spychalskiego. Berling i Popławski mieli pod bronią 91 tys. żołnierzy. W skład 1 Armii WP wchodziły brygada pancerna i pułk czołgów ciężkich, 6 brygad artylerii i haubic, brygada pontonowo-mostowa. Żołnierze mieli sprzęt, jakiego powstańcy nie mogli mieć, a byli biernymi świadkami tragedii miasta. Dlatego samowolnie przechodzili Wisłę, by pomóc powstańcom. Honor i patriotyzm zobowiązywały ich do udzielenia pomocy. To nie była kwestia politycznych decyzji Stalina, ale ich własnego wyboru i żołnierskiego honoru.
Można się zastanawiać, jakie konsekwencje ponieśliby dowódcy 1 Armii WP, gdyby złamali rozkazy Stalina i pospieszyli na pomoc Powstaniu, ratowali miasto i mieszkańców. Być może Stalin by ich odwołał ze stanowisk, być może zdegradował na niższe stopnie. Ale możliwe było, że wcale tak by się nie stało, gdyż groziło to otwartą wojną z Polską i poważnym konfliktem z Aliantami. Żołnierze by nie pozwolili na aresztowanie bohaterów, jakimi niewątpliwie by się stali. Sądzę, że Armia Czerwona nie odważyłaby się wejść do Warszawy zajętej przez Polaków. Jak by się dalej potoczyła wojna? Nie wiemy.
Jednak Berling, Popławski i Spychalski tylko się przyglądali, czekając aż tragedia Warszawy dobiegnie końca. To oni grali w polityczną grę, kosztem własnego narodu. Trzeba jeszcze przypomnieć, że wszystkie polskie ośrodki związane z Moskwą wzywały do powstania, licząc, że opowiedzą się oni po stronie komunistów. Radiostacja Kościuszko 29 lipca wzywała mieszkańców takimi słowami: „Ludu Warszawy! Do broni! Niech ludność całą stanie murem wokół Krajowej Rady Narodowej, wokół warszawskiej Armii Podziemnej. Uderzcie na Niemców, Udaremnijcie ich plany zburzenia budowli publicznych. Pomóżcie Armii Czerwonej w przeprawie przez Wisłę. Milion mieszkańców Warszawy niechaj się stanie milionem żołnierzy, którzy wypędzą niemieckich najeźdźców i zdobędą wolność” (Andrzej Albert: Najnowsza historia Polski 1914–1993. T. I. Londyn: Wydawnictwo Puls, 1994). Wymienienie Armii Podziemnej warszawiacy mogli rozumieć jako obietnicę pomocy i współpracy z Armią Krajową. I o to komunistom chodziło – by mieszkańcy w to uwierzyli. Było to świadome oszustwo. Wcześniej jeszcze, bo 13 sierpnia gen. Michał Rola-Żymierski wydał rozkaz nr 6, w którym obiecywał pomoc Wojska Polskiego i Armii Czerwonej dla powstania w Warszawie. Czym w takim razie było późniejsze czekanie gen, Berlinga na zagładę miasta, jak nie zdradą, za którą powinien stanąć po wojnie przed sądem i ponieść najsurowszą karę? Berling 17 stycznia 1944 roku nie wyzwolił Warszawy. Berling wszedł do ruin, których mieszkańców Niemcy wymordowali lub wzięli do niewoli. Zygmunt Berling zdradził Warszawę i powstanie! Berling, Popławski, Żymierski, Spychalski – są to nazwiska generałów na zawsze w oczach Polaków zhańbionych jako żołnierze i jako Polacy.
Jest jeszcze jedna, bardzo ważna okoliczność, którą należy wziąć pod uwagę. Tuż przed Powstaniem Warszawskim zakończyło się wyzwalanie Lwowa, w którym wzięła udział Armia Krajowa współpracując z Armią Czerwoną. 30 lipca 1944 odbył wiec ludności miasta na który przybyli Nikita Chruszczow i marszałek Iwan Koniew. Polskich dowódców zaproszono na spotkanie z gen. Michałem Rolą-Żymierskim do Kijowa, gdzie miały być omówione zasady dalszej współpracy z Rosjanami, którzy deklarowali wspólną walkę z Niemcami i obiecali uzbroić AK w nowoczesną broń. 31 sierpnia 1944 polskie dowództwo poleciało samolotem do Kijowa, gdzie nad ranem 2 sierpnia 44, a więc już po wybuchu Powstania Warszawskiego, wszystkich podstępnie aresztowano, w tym: pułkownika Filipkowskiego, ppłk. Henryka Pohoskiego, płk. Franciszek Studzińskiego„Rawicz”– komendanta Okręgu AK Tarnopol (od 30 czerwca 1944 zastępca komendanta Obszaru Południowo-Wschodniego), ppłk dypl. Stefan Czerwińskiego, ps. „Stefan” – komendanta Okręgu AK Lwów, desygnowanego na dowódcę 5 dywizji AK oraz ppor. Zygmunta Łanowskiego ps. „Damian”.
   Jeszcze 1 sierpnia 1944 gen. Bór-Komorowski mógł się spodziewać, że wyzwolenie Warszawy będzie miało podobny przebieg do Akcji „Burza” we Lwowie, Armia Krajowa będzie zgodnie współpracowała z Armią Czerwoną i 1 Armią WP Berlinga, oczyszczając miasto z Niemców. Trzeba było liczyć się ze zdradą Armii Czerwonej i Żymierskiego we Lwowie i Berlinga w Warszawie, ale trzeba było podjąć próbę zdobycia niepodległości. Zdrada była zaplanowana przez polskich generałów na usługach Stalina. Komuniści nie chcieli politycznych rozstrzygnięć po Powstaniu, dlatego woleli wydać Powstańców na pastwę Niemcom, zdradzić. Dodać trzeba, że aresztowany we Lwowie Henryk Pohoski po wojnie zdradził i podjął współpracę z UB i SB.
Trzeba przywrócić dobre imię przywódcom powstania warszawskiego: gen. Tadeusza Bór-Komorowskiego, gen. Antoniego Chruściela, gen. Tadeusza Pełczyńskiego i gen. Leopolda Okulickiego – prawdziwym obrońcom Warszawy. Los generała Okulickiego, który zmarł 24 grudnia w więzieniu w Moskwie, w trakcie słynnego „Procesu Szesnastu” – przywódców polskiego państwa podziemnego, podstępnie zwabionych na rozmowy, porwanych i wywiezionych, jest swoistym dopełnieniem historii Powstania warszawskiego. Zrobiono to „rękami” NKWD. Ale generał Okulicki był w Warszawie niewygodnym świadkiem hańby gen. Berlinga, żywą legendą – dlatego musiał zginąć. Generałowie Bór-Komorowski, Pełczyński i Chruściel przeżyli, bo trafili do niewoli, zostali wywiezieni w głąb Niemiec i wyzwolili ich Amerykanie.
Te kłamstwa o Powstaniu warszawskim i jego przywódcach pokazują, jak łatwo w fałszywym świetle przedstawić każdą prawdę lub wydarzenie, w oderwaniu nie tylko od faktów, ale i logiki. Bo w oskarżaniu przywódców powstania nie ma żadnej logiki, są tylko sposoby, opisane przez Schopenhauera w Erystyce – sposób 16 argumenta ad hominem, zmienić przedmiot dyskusji – argument 18, albo bezczelnie powtarzać kłamstwo jako dowiedzione – sposób 14, fallacia non cause ut causasae. Te proste sposoby przez dziesięciolecia wystarczyły, by oszukiwać intelektualistów, historyków, polityków – tak zwanych użytecznych idiotów – a dzięki nim Polaków. Niestety, te kłamstwa na temat powstania próbuje się potarzać w mediach do dzisiaj. Jedni dlatego, że są użytecznymi idiotami, inni robią to celowo.

Powstanie Warszawskie

jak powstać kiedy
nogi ugrzęzły w ciepłej
bryi w ciemnej studzience

uwięzione pod
gorącym gruzem
spalonej ściany domu

we krwi zmieszanej
z kałem z rozerwanego
odłamkiem brzucha

a zdrajcy czekają
za Wisłą aż Niemce
zrównają miasto z ziemią

gęste dymy połykają
światło dnia a płomienie
nocą czynią dzień

płonie teatr wielki jakby
to był spektakl – za Wisła błyskają
soczewki lornetek

przyjaciele poniosą
nas do niewoli – nogi
już niepotrzebne zostaną

(na nich
stanie miasto)

Sławomir Matusz

[foto HD: 5.08.2021 r. Pomnik Poległym Niepokonanym - Cmentarz Wolski, Warszawa]





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.