POLECAMY! Sławomir Matusz: Pułkownik Zbigniew Herbert
data:02 sierpnia 2021     Redaktor: ArekN

Po śmierci Zbigniewa Herberta zaczęto dyskredytować jego osobę w licznych artykułach i książkach ...- pisze Sławomir Matusz; poeta, krytyk literacki i dziennikarz.

Pułkownik Zbigniew Herbert

Po śmierci Zbigniewa Herberta zaczęto dyskredytować jego osobę w licznych artykułach i książkach, często w bezmyślny sposób, przedstawiając go jako mitomana, człowieka napastliwego, niewdzięcznego, który miał zrażać do siebie przyjaciół. Jednym z celów było zyskanie uznania kosztem osoby Poety, który już nie mógł się bronić, a tłumaczono to tym, że go trzeba odbrązowić, by wyjaśnić prawdę o nim.

Niewinne na pozór ataki na Herberta zaczęła Joanna Siedlecka, lubująca się w wydawaniu kontrowersyjnych biografii pisarzy. W książce „Pan od poezji” zarzuciła Poecie, że nie znalazła nigdzie śladów jego związków z Armią Krajową. Powtórzyło to za nią wielu innych autorów, a także byłych przyjaciół, kwestionując przynależność Herberta do AK. Zarzucano mu, że nie wziął udziału w Akcji Burza i wyzwoleniu Lwowa.

Siedlecka pominęła jedną ważną rzecz. W podziemiu posługiwano się pseudonimami. AK wydawała legitymacje, na których było miejsce na wpisanie imienia, pseudonimu, a niżej nazwiska, które rzadko wpisywano w obawie o życie swoje i rodziny. Herbert nie ujawnił się i nie ujawnił, jakich pseudonimów używał w czasie wojny i po wojnie, dlatego próżno szukać żołnierza Zbigniewa Herberta. Ukrywając się przed NKWD i UB mógł używać różnych pseudonimów, często je zmieniać, jak robiło wielu oficerów i żołnierzy. Fakt złożenia przysięgi przez Zbigniewa Herberta potwierdził jego przyjaciel Leszek Elektorowicz, również żołnierz AK. Z Leszkiem Elektorowiczem miałem długą, prawie dwugodzinną rozmowę telefoniczną w listopadzie 2018 roku, kilka miesięcy przed jego śmiercią. Obaj w czasie wojny byli karmicielami wszy w Instytucie prof. Weigla we Lwowie.
Na brak udziału Zbigniewa Herberta w Akcji Burza trzeba spojrzeć szerzej. Poeta w styczniu 1941 roku złamał nogę na nartach. Leczenie okazało się na tyle skomplikowane, że Poeta do końca życia miał jedną nogę krótszą i dlatego kulał. W tym czasie leczenie złamań przebiegało inaczej i trwało dłużej. Dłużej trwała też rehabilitacja. Niesprawny Poeta nie nadawał się do noszenia broni. Ani Joanna Siedlecka, ani Andrzej Franaszek, nie wzięli też pod uwagę, że żołnierze AK mieli różne zadania: wywiadowcze, informacyjne, propagandowe, byli kurierami, zajmowali się zaopatrzeniem, zbieraniem pieniędzy na prowadzenie walki, fałszowaniem dokumentów itd. Nie wszyscy walczyli z karabinem czy pistoletem w ręku. Dowództwo Armii Krajowej i Rząd w Londynie też przewidywało, co może się stać po zakończeniu wojny, i szykowało różne plany. Była nadzieja na niepodległość. Ale były obawy, że trzeba będzie kontynuować walkę z Sovietami, a okupacja mogła trwać wiele lat.

Herbert też miał tego świadomość. Na tę walkę trzeba było przygotować ludzi i kadry, a nie wytracić wszystkich w jednym powstaniu czy w jednej akcji. Poza tym Herbert z rodziną przeżyli okupację soviecką, później niemiecką i wiedzieli, czego się spodziewać po Armii Czerwonej oraz jak będą wyglądały rządy Moskwy. Jak pisze Rafał Żebrowski, siostrzeniec poety, w książce „Zbigniew Herbert. Kamień na którym mnie urodzono:, Niemcy i Rosjanie wywieźli do obozów i łagrów lub zabili na miejscu niemal połowę szkolnych kolegów i koleżanek Poety. We Lwowie zmarł również dwunastoletni braciszek Poety, Januszek Herbert, co rodzina bardzo ciężko przeżyła. Decyzja o wyjeździe ze Lwowa lub pozostaniu i udziale w walce nie była łatwa. A rodzina już jednego syna straciła i szydzić z tego nie można. Stąd wynikła decyzja rodziny o wyjeździe ze Lwowa.
Herbert nie ujawnił się jako żołnierz AK, zmieniał miejsce zamieszkania, uciekał przed NKWD i UB: Proszowice, Kraków, Gdańsk, Sopot, Toruń, Warszawa. To los wielu Polaków w latach ‘40 i ‘50.


Przyglądając się postawie Zbigniewa Herberta i poznając jego twórczość, wydaje się, że wypełniał on testament gen. Leopolda Okulickiego, zwarty w rozkazie o rozwiązaniu Armii Krajowej: „Daję Wam ostatni rozkaz. Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa i ochrony ludności polskiej przed zagładą. Starajcie się być przewodnikami Narodu i realizatorami niepodległego Państwa Polskiego. W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą. W przekonaniu, że rozkaz ten spełnicie, że zostaniecie na zawsze wierni tylko Polsce oraz by Wam ułatwić dalszą pracę – z upoważnienia Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zwalniam Was z przysięgi i rozwiązuję szeregi AK. W imieniu służby dziękuję Wam za dotychczasową ofiarną pracę.
Wierzę głęboko, że zwycięży nasza Święta Sprawa, że spotkamy się w prawdziwie wolnej i demokratycznej Polsce.
Niech żyje Wolna, Niepodległa, Szczęśliwa Polska.
Dowódca Sił Zbrojnych w Kraju
/-/ Niedźwiadek
Gen. bryg.
M.p. 19 stycznia 1945”

Ten rozkaz nie oznaczał kapitulacji, a mówił o potrzebie dalszej walki. Rozwiązywał tylko Armię Krajową. Identyfikowanie się Herberta i ideałami Armii Krajowej jest w pełni zrozumiałe. Poezja staje się dla niego formą konspiracji i walki. W liście do M. i Z. Czajkowskich w 1969 Herbert pisze znamienne zdanie: „Reprezentuję poezję niepodległą podbitego kraju, zalanego przez hordy barbarzyńskie”. A więc poezja była dla niego tym obszarem, gdzie mógł zagwarantować sobie niepodległość, gdzie mógł walczyć o niepodległość Ojczyzny, zgodnie z testamentem generała. Ale realizowanie ostatniego rozkazu wiąże się z inną działalnością Poety.

Joanna Siedlecka i Andrzej Franaszek zarzucając Herbertowi megalomanię, wytykają, że używał pieczęci o treści: „Pułkownik Zbigniew Herbert”, a w listach tytułował się jako „Pułkownik Huzarów Śmierci”, nie wnikając, dlaczego tak robił, co to oznaczało. Wymienieni autorzy uważają to za rodzaj błazeństwa. Dzisiaj nie jest tajemnicą, że Herbert pisał o współczesnych problemach ukazując je w scenerii antycznej i używając pseudonimów. Kiedy pisze o zburzonej Troi, to opisuje zburzoną Warszawę, dając znak czytelnikom, że pisze o nas, o naszych sprawach. Jeżeli pisze o przesłuchaniu Anioła, to jest to byt prawdziwy, a nie malowany, zmyślony.
Z archiwum Muzeum Powstania Warszawskiego można się dowiedzieć, że w Powstaniu walczył harcerz, wtedy piętnastoletni Andrzej Biliński, ps. „Anioł”, jako członek „Bojowych Szkół” (BS), w 3-ej kompanii „Giewonta”, który wchodził w skład Baonu „Zośki”, a później, po tym, jak wszyscy członkowie kompanii „Giewonta” zginęli zasypani po wybuchu bomby, walczył w Batalionie „Zaremba-Piorun”. Po wojnie, w 1946 r. został aresztowany i był przez kilka miesięcy torturowany. W rozmowie z Małgorzatą Brama, przeprowadzonej 8 lutego 2008 roku Andrzej Biliński opowiedział, że przyszedł do oddziału jako harcerz, nosząc pseudonim „Skiba”, a z powodu młodego wieku i dziecięcego wyglądu koleżanki nazywały go „Naszym Aniołkiem”, skąd wziął się jego nowy pseudonim „Anioł”.
W kilku zwrotkach wiersza Herbert opisuje tortury fizyczne i psychiczne, jakim poddawany jest Anioł, a w dziewiątej strofie przytacza szczegóły, dzięki którym można zidentyfikować bohatera z dużą dozą pewności badając jego uzębienie:

język waha się
między wybitymi zębami
a wyznaniem

Wyznanie oznacza tu złożenie i podpisanie wymuszonych torturami zeznań, wsypanie kolegów z organizacji, zdradę. Andrzej Biliński w przytoczonej rozmowie wspomina: „Po paru dniach śledztwa skończyło się bicie w mordę. Na dobry wieczór – bo przyszli wieczorem – wybili mi trzy zęby”. Śladów DNA z wiersza nie da się wydobyć, ale trzy elementy: wybite zęby, młody wiek bohatera i ujawniony pseudonim pozwalają z dużą pewnością zidentyfikować człowieka, który posłużył za wzór w wierszu, był inspiracją do jego napisania.
Henryk Biliński po wojnie działał w konspiracyjnych, nielegalnych organizacjach wojskowych, utrzymywał kontakt z rządem w Londynie i był kurierem. W rozmowie z Małgorzatą Brama, przeprowadzonej 8 lutego 2008 roku były żołnierz Powstania opowiedział o tajnej organizacji wojskowej, dla której pracował po wojnie:

„W latach sześćdziesiątych powstała tajna organizacja, której twórcą – po wyjściu z więzienia – byli pułkownik Pluta-Czachowski, Rybicki – szef „Kedywu” warszawskiego pseudonim „Stary”, Lopek Kummant „Ryski”, Zbyszek Brym, oraz generałowie Abraham i Borta-Spiechowicz, ci dwaj ostatni nadawali rangę niezależnym uroczystościom patriotycznym – nazywało się to „Seniorat”. „Gdzie konia kują, tam żaba nogę podstawia” – podstawiłem i ja swoją. Byłem jednym z ludzi organizujących przerzuty materiałów do Londynu. Miałem kontakt tylko z pułkownikiem Irankiem-Osmeckim – to była moim zdaniem najlepsza głowa na emigracji. Moim rozprowadzającym – że tak powiem – był porucznik Draczyński. Spotykaliśmy się w metrze. Przychodził pułkownik Iranek-Osmecki, Draczyński mówił: „Czołem!”. – „Czołem!”. [Wtedy] przekazywałem dokumenty. Kto przekazywał, kto dawał te dokumenty – na pewno dawał między innymi Reiff. Wszystkie wyroki sądów, odpisy – szły na Zachód, do Instytutu Polski Podziemnej (...).Nie tylko ja jeździłem. Byłem jednym z organizatorów kanałów – to nie był jeden kanał, o innych osobach nie powiem. Wówczas współpracowałem z Barbarą Wavell-Craven, żoną brytyjskiego lorda, oraz ze sławnym pilotem generałem Skalskim. Cały „Seniorat” zajmował się sprawami oficjalnymi i nieoficjalnymi. Nieoficjalne były kontakty z Londynem. Nie ma ani jednej tablicy akowskiej – może parę jest – której by nie załatwiał „Seniorat”. Wszystkie msze za Marszałka – Lopek. Uporządkowanie cmentarza w Radzyminie – my. [Jako kurier jeździłem] w późnych latach sześćdziesiątych i we wczesnych siedemdziesiątych. Pierwszą naszą olbrzymią akcją było przekazywanie Krzyży Armii Krajowej. Najpierw jechały wnioski, potem przeszmuglowano z powrotem Krzyże – kosztowało coś około funta razem ze wstążeczką. Wykonywaliśmy wówczas ostatni rozkaz (chyba nr 508) generała Okulickiego. Tego szło naprawdę setki. Ubecy zdzierali to nam na cmentarzu w czasie rocznicy Powstania, nie wolno było tego nosić”.


Seniorat Wojska Polskiego miał nie tylko charakter organizacji kombatanckiej, informował rząd w Londynie o wyrokach i toczących się procesach, nadawał odznaczenia. Powszechne było wtedy oczekiwanie na III wojnę światową, która przyniesie Polsce wyzwolenie. Zbigniew Herbert zadebiutował tomikiem w Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik”, gdzie redaktorem był Wojciech Ziembińskiego (1925-2001). Ziembiński działał w czasie wojny w konspiracyjnych organizacjach "Pobudka" i "Walka". W 1942 został aresztowany przez Niemców i osadzony w obozie w Karlsruhe. Po wojnie przedostał się do Wielkiej Brytanii i służył w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, a do Polski wrócił w 1947 roku. Po powrocie został redaktorem w Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik, gdzie wydawał Herbert. Ziembiński był sekretarzem Senioratu, który skupiał wysokich rangą oficerów Wojska Polskiego, utrzymując ich w gotowości na wypadek III wojny światowej, a także nadawał odznaczenia wojskowe. To by wyjaśniało, dlaczego Herbert tytułował się pułkownikiem, a trzeba zauważyć, że dużo podróżował po Europie i utrzymywał wiele kontaktów z Polakami na emigracji.
Ziembiński był kilka razy aresztowany i jako doświadczony konspirator nie tworzył żadnych list członków Senioratu, by nie wydać organizacji. Do Senioratu należeli generałowie Mieczysław Boruta-Spiechowicz i Roman Abraham. Prawdopodobnie decyzją Senioratu Herbertowi nadano stopień pułkownika za zasługi dla tej organizacji wojskowej i dla Polski. Za przynależność do tajnej organizacji wojskowej, której celem było obalenie komunistycznego rządu, groziła w tym czasie kara śmierci. By nie wydały się związki Poety z tajną organizacją wojskową, któryś z usłużnych poetów nie podsłuchał i nie doniósł SB, trzeba było wymyślić parawan. Do pasjonata historii doskonale pasował stopień pułkownika Huzarów Śmierci. Nie budził żadnych podejrzeń o chęć obalenia ustroju czy złe zamiary wobec okupanta. Warto pomyśleć, by Wojsko Polskie przyjęło pośmiertnie pułkownika Zbigniewa Herberta w swoje szeregi, a wraz z nim innych członków tajnego Senioratu Wojska Polskiego.


Jeszcze dwie rzeczy trzeba wyjaśnić. Wytyka się poecie nadużywanie alkoholu i dwukrotny pobyt w szpitalu psychiatrycznym w związku z manią prześladowczą i zaburzeniami psychicznymi. Dzisiaj pojęcia zespołu stresu pola walki nie trzeba wyjaśniać. Herbert przeszedł wojnę, brał udział w konspiracji, był inwigilowany przez SB, był świadkiem upadku moralnego elit polskich, komunistycznego zaprzaństwa. Nie zapisał się do partii, nie podjął współpracy z SB, co by ułatwiło mu życie. Dźwigał krzyż, dokonywał trudnych wyborów. Był świadomy tego, że wielu z jego znajomych, literatów i poetów, wybrało inną drogę, inwigilowało i donosiło. Niemal w każdej redakcji ktoś współpracował z SB. Wiem z własnego doświadczenia, że pobyt w szpitalu ratował przed aresztowaniem i lekarze w ten sposób pomagali „porządnym ludziom”.
Osobny szkic o wierszu Herberta „Przesłuchanie Anioła” ukaże się w jednym z najbliższych numerów „Arcanów”.

Sławomir Matusz


Sosnowiec, 1 sierpnia 2021, godz. 17.00

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.