Marek Baterowicz: DEGRADACJA
data:25 lipca 2021     Redaktor: GKut

z daleka lepiej widać...

17 lip 1945 – 2 sie 1945
 

Tym razem nie chodzi nam o ustawę o degradacji peerelowskich generałów, nieszczęśliwie zawetowaną przez prezydenta Andrzeja Dudę. Dosadnie i krytycznie ocenili to weto już m.in. panowie Andrzej Gwiazda, Witold Gadowski, prof. Aleksander Nalaskowski czy dr Jerzy Targalski. Słowo użyte w powyższym tytule dotyczy bowiem samowolnej degradacji Stanów Zjednoczonych, której dopuścił się prezydent F.D. Roosevelt ( wspólnikiem był Churchill) podczas konferencji w Teheranie i Jałcie. Oddał w nich ciężko wywalczone przez wszystkich Aliantów owoce zwycięstwa tylko jednej stronie – Stalinowi! Skala ustępstw wobec ZSRR była tak rozległa i strategicznie niebezpieczna, że można z powodzeniem nazwać ją niemal samobójczą autodegradacją Zachodu. Niewątpliwie, przyznanie Stalinowi tylu korzyści – terytorialnych i politycznych – graniczyło z rozrzutną aberracją, która w niedalekiej przyszłości przyniosła fatalne konsekwencje dla USA, a także dla całego wolnego świata. Ustępstwa te oznaczały stworzenie warunków dla powstania sowieckiego imperium i to w szybkim trybie, zaraz po konsumpcji przez Sowiety geograficznych pożytków, których rozmiary budziły oszołomienie.  Oddano Stalinowi w jasyr połowę Europy, a nawet połowę Niemiec czy wschodnie tereny II RP, co stworzyło warunki dla budowy wielkiego imperium, które wkrótce pokazało zęby Zachodowi. Wśród Anglosasów chyba tylko Churchill mógł przewidzieć skutki jałtańskich koncesji, lecz to Roosevelt miał więcej do powiedzenia, kierowany w dodatku animozją wobec resztek brytyjskiego imperium.   Krótkowzroczność Roosevelta była niestety główną przyczyną fatalnych dla świata i także dla Europy ustaleń jałtańskich. Churchill, a zwłaszcza Eden także do końca nie przejrzeli Rosjan. W zatrutych klauzulach obu konferencji posiano w dodatku ziarno przyszłych wojen, które wybuchną niebawem na półwyspie koreańskim, a później w Wietnamie. Zbliża się też kolejna rocznica konferencji w Poczdamie ( 17 lipca-2 sierpnia 1945), która zatwierdziła te fatalne dla Zachodu ustalenia i przypieczętowała tragiczny los Polski i wschodniej Europy, wtrąconej w strefę sowieckiej dominacji. Wprawdzie w Poczdamie USA reprezentował już prezydent Harry Truman, to jednak głównym architektem degradacji USA i Zachodu był Roosevelt, który w poprzednich konferencjach przyznał Stalinowi koncesje trudne do wycofania.

Tak serdeczna troska Roosevelta o rosyjskie interesy ( choćby kosztem ziem polskich najechanych 17 września 1939 ) może zdumiewać i z powodów etycznych. Oto ZSRR – państwo, które do spółki z Hitlerem rozpoczęło okrutną wojnę światową – zostało hojnie nagrodzone nowymi terytoriami, a nawet krajami, które stały się fundamentem szybko powstałego sowieckiego imperium. Te rozległe geograficzne nabytki Kreml wykorzystał cynicznie dla brutalnej ekspansji, grabieży i kolonizacji. Czechosłowacja, Polska, Węgry, Rumunia, Bułgaria i oczywiście wschodnie Niemcy – padły łupem Sowietów. Niemiecką okupację zastąpiły rosyjskie bazy. A bastion DDR ( Wschodnie Niemcy) był szczególnie ważnym elementem imperium szachując z jednej strony kraje zachodniej Europy, jak i wschodniej na wypadek buntów w okupowanych po 1945 roku krajach. Pół Europy znalazło się nagle pod okupacją rosyjską, niemniej okrutną. Alianci pokonali nazistów, lecz pół Europy wtrącono w kleszcze  zbrodniczego reżimu Stalina. Opresję brunatnego faszyzmu zastąpiły okrucieństwa czerwonego faszyzmu. Szczególny opór stawiła Polska, pierwsza ofiara wojny rozpętanej przez Hitlera i Stalina. Antysowieckie powstanie w powojennej Polsce miało szeroki zasięg, jeżeli po ogłoszeniu obu amnestii ujawniło się ponad 100 tysięcy kombatantów. Niestety, spotkało się i z wielkimi represjami, o czym przekonuje nas choćby obława augustowska, w której wojska NKWD, specjalne formacje LWP i UB pojmały ponad 7 tysięcy osób, które torturowano potem trzymając je skrępowane drutem kolczastym w dołach, wypełnionych wodą, pod gołym niebem. Dwa tysiące z nich rozstrzelano, a 600 deportowano na wschód, po czym wszelki ślad po nich zaginął. Potyczki w lasach i wsiach były na porządku dziennym, te ostatnie nieraz kończyły się spaleniem wsi jak np. miejscowości Wąwolnica pod Kazimierzem Dolnym, znanej zwłaszcza z poparcia dla PSL-u, tępionego przez komunistów. Polacy po zwycięstwie nad III Rzeszą nie zaznali pokoju, musieli stanąć do walki z nowym okupantem. Nasz odwieczny heroizm nie sprostał jednak przeważającym siłom Armii Czerwonej i wojsk NKWD. A tam, gdzie stały dywizje rosyjskie zapadał wyrok śmierci dla demokracji. Nie trzeba było nawet wcielać nas do Sojuza, bo fakt okupacji wschodnich Niemiec dawał Kremlowi gwarancje swobodnej kontroli nad „prywislanskim krajem”. Wstrząsającym świadectwem naszej tragedii jest książka Stanisława Mikołajczyka „Polska zgwałcona”, wydana po raz pierwszy w Chicago, potem w Londynie, lecz w Polsce dopiero w roku 2005 (  Warszawa, Wydawnictwo De Facto), gdyż ukazuje okrucieństwa komunistycznych agentur, urzędów bezpieczeństwa i sowieckiego okupanta. Polacy byli mordowani w biały dzień i w nocy, rozstrzeliwani po „wyrokach sądowych” albo po torturach w ubeckich katowniach, w lasach i spalonych wsiach. Palono również siedziby formalnie legalnego PSL-u i mordowano polityków tej partii ( łącznie zabito 118 działaczy PSL-u, innych zamykano za kratami). Do tych stalinowskich metod próbują czasem wrócić terroryści z PO podpalający biura PiS-u. Nic dziwnego, Platformę Obywatelską zakładały przecież ex-służby tajne PRL-u. A lektura książki Mikołajczyka uświadamia nam jak nieetycznym dysonansem był okrągły stół z partią notorycznych morderców: nawet podczas jego obrad ginęli księża, a kontynuowano rozmowy jakby nic się nie stało.

    Feralny dla wschodniej Europy scenariusz dał Rosjanom swoistą „marchię zaodrzańską”, która stała się gwoździem do trumny kilku krajów wschodniej Europy. Czy był możliwy inny scenariusz po tej wojnie ? Z pewnością tak, gdyby prezydentem USA był mądrzejszy i dalekowzroczny polityk. Jałtańska „logika” zakładała niestety, że Rosji – jako krajowi odgrywającemu tak wielką rolę w wojnie z Niemcami – należą się jakieś szczególne względy czy rekompensata. Był to błąd zasadniczy, bo Rosja nie byłaby w stanie walczyć z hitlerowską inwazją, gdyby nie amerykańskie dostawy broni, sprzętu, ciężarówek, a nawet butów dla krasnoarmiejców. To Rosjanie powinni byli być wdzięczni za tak hojną pomoc, bez której nie mogliby skutecznie bić się z hitlerowskim najeźdźcą. Dzięki pomocy z USA mogli stanąć do walki z nadzieją na zwycięstwo i prowadzić swą wojnę „ojczyźnianą”. Dlatego powojenne „wynagrodzenia” dla ZSRR ze strony Aliantów nie miały sensu, Rosjanie mogli natomiast otrzymać znaczną kontrybucję z Niemiec – swego dawnego sojusznika z paktu Ribbentrop-Mołotow – i ten scenariusz byłby bezpieczniejszy dla Zachodu niż wpuszczenie Stalina do środka Europy. Takie rozwiązanie niosło bowiem zagrożenie dla wolnego świata. Przekonano się o tym szybko, gdy już w roku 1948 wybuchł kryzys berliński po sowieckiej blokadzie miasta. Amerykanie musieli zorganizować most powietrzny, by zaopatrzyć mieszkańców Berlina Zachodniego w żywność i środki do życia. Świat stanął na krawędzi wojny. Podobnie w r.1961, kiedy Chruszczow w ultimatum domagał się wycofania wojsk państw zachodnich z Berlina. Rozpoczęto budować mur, zburzony dopiero za prezydenta Reagana.

Skutki wywołane anglosaską promocją imperium Sowietów były zatem złowieszcze dla Zachodu od samego początku, a przy tym głębokie, długofalowe i na wielu płaszczyznach niosące ujemne skutki dla USA i sojuszników.  Kiedy Roosevelt wypuścił stalinowskiego demona  na arenę światową – zgadzając się na podział Niemiec – ten, zaledwie umocniony, postarał się wesprzeć sąsiednie partie komunistów. I tak, mimo przejściowych konfliktów, Rosja wsparła Chiny, które potem rosły w potęgę, a dziś grożą demokracjom świata w sojuszu właśnie z Moskwą. Sowieci wspierali też komunizm w Korei, Wietnamie, na Kubie, w Angoli i tylu krajach, że darujmy sobie te wyliczanki. Ustępstwa wobec Stalina pociągnęły zatem za sobą  bardzo poważne i długofalowe konsekwencje wywołując stopniową degradację pozycji Stanów Zjednoczonych i erozję Zachodu. Ustępstwa te, irracjonalne, tłumaczono polskiemu rządowi w Londynie także obawą, że Sowieci mogliby zawrzeć osobny pokój z Niemcami (!), lecz obawa ta była infantylnym absurdem. Taki scenariusz był wykluczony, ponieważ Rosjanie i tak musieli dojść do Berlina, aby zrealizować plan zagarnięcia wschodniej Europy.  Czy naprawdę Roosevelt, Churchill albo Eden nie brali tego pod uwagę ? Ich empatia wobec strat poniesionych przez Armię Czerwoną nie miała też sensu, albowiem straty te były po prostu inwestycją Kremla w projekt budowy imperium. Rozmowa Jana Karskiego z Rooseveltem ( 28 lipca 1943 ), w obecności ambasadora Ciechanowskiego, ukazuje bierność Amerykanów wobec Rosjan, których mentalności i posunięć zupełnie nie rozumieli jak słusznie widział to Ciechanowski. Taktykę amerykańską, zjednywania wszelkimi sposobami Rosjan, uważał on za naiwną i niebezpieczną. Z drugiej strony dyplomacja mogła uzyskać wiele, widmo wojny z Rosją w celu obrony naszych wschodnich granic było jakby straszakiem, lecz nie musiano brać go na serio: wystarczyło nie godzić się na podział Niemiec, który wpuścił Rosjan do środka Europy i przekreślił  tym samym szanse obrony suwerenności krajów Europy wschodniej. Koniecznością było wypracowanie innego powojennego scenariusza, w którym rola Rosji nie znalazłaby  tak gigantycznego pola dla działania.

Lekkomyślność zachodnich przywódców zdumiewa, ponieważ już przed wojną znano kryminalną naturę stalinowskiego reżimu, system łagrów i skłonność do bezwzględnej ekspansji, czego dowodem była choćby inwazja Finlandii w r.1939,  powiązana także z paktem pomiędzy Hitlerem a Stalinem. Niestety, i ona nie otworzyła oczu Zachodowi, a Amerykanie domagali się od Finów, by zawarli pokój z Rosją, a zatem można by mniemać że brali stronę agresora w tym konflikcie. USA były gotowe zerwać stosunki dyplomatyczne z Finlandią, czemu przeszkodziła sprawa katyńska.  Te haniebne naciski trwały nadal, mimo że sowieccy agresorzy domagali się od Finów bardzo wysokich reparacji! Ostatecznie wydalono z Ameryki poselstwo fińskie jako „persona non grata” ( 16 czerwca 1944), a pretekstem do zerwania była wizyta Ribbentropa w Helsinkach. Inwazję na Finlandię i na Polskę, obie w r.1939, dziwnie zlekceważono na Zachodzie, chociaż wymownie świadczyły one o zaborczych planach Sowietów i obu dokonano po paktach zawartych między Hitlerem a Stalinem.  Innym dowodem anglosaskiej ślepoty było i to, że Amerykanie i Brytyjczycy naciskali na Czang-Kai-Szeka, aby porozumiał się z chińskimi...komunistami, choć okres stalinowski ukazał już zbrodniczość systemów totalitarnych. Wielką beztroską było więc traktowanie komunistów jako polityków wolnego świata, byli przecież nieprzejednanymi wrogami demokracji. I są nimi do dzisiaj. Likwidowanie demokracji w Hong Kongu, Myanmar oraz groźby pod adresem Taiwanu oraz Południowej Korei także dowodzą intencji Pekinu, które prowadzą do likwidacji demokracji w naszym regionie świata. Dyktatura Putina i Łukaszenki to przecież nowy wariant totalitaryzmu. Nie lepiej jest na Kubie czy w Wenezueli. Widmo Orwella unosi się nadal nad planetą. Warto zajrzeć ponownie do powieści „1984”, aby przypomnieć sobie jak taki system działa:

  „...Ludzie po prostu znikali. Zawsze podczas nocy. Imiona ich skreślano z rejestru, wszelkie istniejące dowody ich życia i działalności niszczono. Zaprzeczano, aby kiedykolwiek żyli – reszty dopełniało zapomnienie. Ludzie ci byli zniszczeni na zawsze, starci z powierzchni życia. W języku Partii używało się dla nich określenia „unicestwieni”... (  G. Orwell, „1984”, Paryż, Instytut Literacki Kultura, str.51).

 Dodajmy, że w systemie orwellowskiej dyktatury używano dla tych nieszczęśników też określenia „niesoby”. A jakże proceder ten przypomina wywózki Polaków na Sybir ( prawie dwa miliony od 1939 do 1941), rozpoczynane właśnie nocą, albo unicestwianie patriotów w latach stalinizmu, których szczątki odkopujemy dziś na bezimiennych „łączkach”. Kwatera „Ł”, gdzie chowano pomordowanych w więzieniu mokotowskim, nie jest jedyną, a leżą tam ci, którzy w normalnej i demokratycznej Polsce byliby ministrami, generałami, profesorami jak mówił dr hab. Krzysztof Szwagrzyk z IPN-u. Niestety,  stalinowscy mordercy pod płaszczykiem „demokracji ludowej” ( de facto tanatoskracji!) unicestwiali – jak u Orwella – tych, którzy odrzucali komunizm i sowietyzację.  Dziś jeszcze drugie pokolenie UB – które tworzyło Platformę Obywatelską – z gniewem odnosi się do IPN-u, albowiem ocala on narodową pamięć o tych makabrycznych zbrodniach.  Przechowuje pamięć o polskiej martyrologii, a trzeba wiedzieć, że zabito circa 370 tys. osób w okresie stalinizmu. PO ponawia więc ataki na IPN i postulat jego likwidacji, aby po wyciszeniu pamięci o bohaterach odebrać nam narodową tożsamość. Oferuje się młodym dopalacze, sklepy alkoholowe otwarte są przez całą dobę, a bez IPN-u i bez historii w szkołach ( to był cel PO) chciano przekazywać młodym tylko okrojoną i zafałszowaną historię, zupełnie jak to robiono w państwie opisanym przez Orwella:

„Każdy zapisek, czy dokument został zniszczony, lub sfałszowany, każda książka przepisana, każdy obraz przemalowany, każdy pomnik czy ulica ma dziś inną nazwę, każda data została zmieniona...” ( G. Orwell, idem, str.167).

 Oto metody używane w ustroju oligarchicznego kolektywizmu za Wielkiego Brata z powieści „1984”. Dziwnym zbiegiem okoliczności podobne dezyderaty wyrażają politycy Platformy Obywatelskiej, o której powszechnie wiadomo, że zawsze realizowała interesy kliki oligarchów, a nie obywateli. Zamazywanie historii trwa już  w regionie azjatyckim, oto Wielki Brat z Pekinu zanegował demokrację w Hong Kongu ( wbrew porozumieniu z Anglią ) i nie wolno już nawet obchodzić kolejnej rocznicy masakry na Placu Niebiańskiego Pokoju w Pekinie z 1989 r., choć zginęło tam ponad 10 tysięcy osób. Zakaz obchodów tej rocznicy w czerwcu oznacza, że Wielki Brat przykręca śrubę i gotów jest do podobnych represji.  W tym samym roku 1989 rzekomo upadał w PRL-u komunizm. A nie upadał, lecz wybrał drogę metamorfozy. Kolektywizm partyjny zastąpiono kolektywizmem oligarchów, którzy czuwali, aby demokrację w Polsce ograniczyć tylko do liczenia głosów w wolnych wyborach z wykluczeniem niezależnych sądów i nieskorumpowanej prokuratury.. 

 Współcześni komentatorzy już przewidują, że gdy Chiny zdominują świat kolektywizm usunie zachodni indywidualizm i oczywiście demokrację ( vide: „Ideologia i polityka globalna” ( z Ciro Paolettim rozmawia Zbigniew Janowski), „Arcana” nr 156/2020). Z wypowiedzi Paolettiego przebija pewien defetyzm, np. uważa on, że „nie możemy eksportować demokracji”, a czasem mówi o niej jako o „amerykańskich standardach”(!) zapominając chyba, że demokracja ma starszy rodowód i powstała w starożytnych Atenach. I jakby martwił się bardziej  hipotetyczną sytuacją w Chinach niż losem planety, sytuacją po ewentualnym przyjęciu się tam demokracji: „Co by się stało, gdyby wszystkie grupy etniczne w Chinach zaczęły działać z taką samą swobodą, jaką mamy na Zachodzie?” ( Arcana, idem, str.52). I dla świętego spokoju Paoletti popiera sąd, iż „amerykańskich standardów ( demokracji!) nie można zastosować bezpiecznie w ich kraju”(!). Tym samym niestety staje w obronie komunistycznego reżimu w Pekinie, który od niedawna powoli dławi demokrację w regionie. Przypomina mi Paoletti innego Włocha – Giulio Marianiego – który jako wezyr Mehmed Baltadżi służył u sułtana. Gdy Turcy w lipcu 1711 roku przeważającą siłą otoczyli nad Prutem Piotra Wielkiego nie dając mu szansy ocalenia, wezyr wypuścił cara za okupem zaledwie dwustu tysięcy rubli. Rosja miała zwrócić Turcji tylko Azów, zburzyć Taganrog i  inne twierdze nad Donem, zaprzestać mieszania się w sprawy Rzeczypospolitej i Ukrainy, pozwolić Karolowi XII na powrót do Szwecji. Były to głównie obietnice, Mariani nie znał chyba mentalności Rosjan. Sułtan chyba tak, bo ukarał wezyra rozkazując nalać mu do gardła roztopionego złota. Istotnie, mógł być oburzony brakiem lojalności swego wezyra, kiedy po bitwie pod Połtawą ( 1709) Rosja z potęgi regionalnej stawała się mocarstwem europejskim i światowym. Był to niewątpliwy awans, dziś możemy powiedzieć od Połtawy do Poczdamu. Dzięki Marianiemu i Rooseveltowi rosyjskie scenariusze rozwijały się pomyślnie. A wracając do regionu Dalekiej Azji, gdzie Wielki Brat usadowił się w Hong Kongu, patrzymy jak rośnie napięcie w cieśninie Taiwanu i w rejonie Indio-Pacyfiku, a także powraca zagrożenie dla wolności i demokracji na półwyspie koreańskim. Dyktator z Północnej Korei czuje się coraz pewniej mając wsparcie reżimu w Pekinie. Nie można wykluczyć najgorszego scenariuszu czyli ataku z północy, oba kraje są de facto w stanie zamrożonej wojny. Demokrację anulowano już w Burmie ( Myanmar), choć opór daremny trwa. Widmo Wielkiego Brata unosi się i w tamtych stronach. Nie znamy jedynie „rozkładu jazdy” chińskiej floty w okolicy czy na Morzu Południowo-Chińskim, gdzie powstają bazy na umocnionych betonem wysepkach mimo protestów wielu krajów.

 I właśnie w powieści „1984” Winston czyta ukradkiem o teorii i praktyce kolektywizmu oligarchicznego, próbując mu się przeciwstawić, ale wiemy jak się to niestety skończyło. W wizji orwellowskiej system taki już istniał, oplątując i dławiąc wolności i prawa jednostki, a modelem dla Orwella była Rosja sowiecka.  Dzisiaj jesteśmy świadkami jak na horyzoncie gromadzą się czarne chmury. Gromadzą się powoli od czasów degradacji Zachodu, rozpoczętej za Roosevelta. Bo historia to nieustanne continuum jak mówiła moja Matka, przedwojenny magister historii z Wszechnicy Jagiellońskiej,  po wojnie oczywiście wycofała się z nauczania nowej, załganej wersji historii. A dziś Jan z Lgoty, o którym pisała magisterium, byłby zdumiony żywotnością post-komunistycznej targowicy, paktującej z wrogami Ojczyzny. Czarne chmury gromadzą się na horyzoncie od Ukrainy po Koreę, od Białorusi po Taiwan -  a Duch Święty nie zdmuchnie ich sam za nas. Musimy bronić wolności i demokracji, aby planeta nie stała się jednym wielkim gułagiem.  

Patrzymy jak dziś prezydent Joe Biden próbuje odzyskać pozycję Stanów Zjednoczonych, podminowaną i zdegradowaną tak fatalnie przez Roosevelta. Na spotkaniu G7 w Londynie ( czerwiec br.) Biden zabiegał o solidarną jedność krajów wyznających demokrację i o wspólny front przeciwko sojuszowi państw totalitarnych. W języku medialnym użyto określenia” authoritarian states”.  W 75 lat po ogromnym błędzie Roosevelta ( i do pewnego stopnia Churchilla ) nie jest łatwo, a np. przywrócenie demokracji w Wenezueli idzie jak po grudzie wskutek wpływów Moskwy i Pekinu. Zaś „prezydent” Maduro usiłuje w dodatku zepsuć demokrację w sąsiedniej Kolumbii. Tam zresztą   wiele zła uczyniła wewnętrzna ugoda republiki z partyzantami FARC, którzy złożyli broń i wynegocjowali sobie status senatorów, mogą też kandydować w wyborach prezydenckich ku oburzeniu zdecydowanej większości Kolumbijczyków. Przeciąganie liny między zwolennikami demokracji a demonami totalitaryzmu trwa w najlepsze na całym świecie, a najbardziej słabą strefą dla demokracji jest Azja, potem Afryka. To tam padają rządy demokracji: sukces w Hong Kongu odnieśli twardogłowi z Pekinu wprowadzając selekcję kandydatów do wyborów, a także ustanawiając cenzurę, Panuje przekonanie, że za przewrotem w Burmie też stał Pekin. Istnieją obawy, że inne państwa również znajdą się pod żółtą ciżemką. Państwa planety zagrożone są widmem orwellowskiego Wielkiego Brata, który nie opuścił na dobre Rosji, a w Chinach się umocnił. W tym konflikcie demokracja miałaby być na straconej pozycji ? Przecież ideał osobistej wolności droższy jest aniżeli widmo nieludzkiego totalitaryzmu! Chińczycy z Hong Kongu czy Taiwanu identyfikują się jednak z demokracją Zachodu, trwa przeciąganie liny. Tymczasem NATO ogłosiło, że Chiny stanowią zagrożenie dla światowego porządku.

                                                                                      Marek Baterowicz        

                                                                                                        Sydney, 14 czerwca 2021

 






Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.