Rzecznik dyscyplinarny sięgnął po ciężki arsenał nowomowy: "formułowała wypowiedzi, opierając się na własnym, narzucanym studentom światopoglądzie o charakterze wartościującym, stanowiące przejaw braku tolerancji wobec grup społecznych i ludzi o odmiennym światopoglądzie, nacechowane wobec nich co najmniej niechęcią, w szczególności wypowiedzi homofobiczne, wyrażające dyskryminację wyznaniową, krytyczne wobec wyborów życiowych kobiet, dotyczących m.in. przerywania ciąży".
Żyjemy jednak we wspaniałych czasach - za dziesięć lat dr Budzyńska mogłaby trafić do kolonii reedukacyjnej, a tu tylko nagana... Na szczególne słowa uznania zasługują natomiast mentalni potomkowie Pawlika Morozowa, a mianowicie studencji drugiego roku socjologii, którzy wiedzeni rewolucyjną czujnością wykryli wroga i szybko na niego donieśli. Przyszłe kadry krzepną, to widać.
Od nagany przysługuje odwołanie; wówczas sprawa ociera się o ministra. Tylko czy doktor Ewa Budzyńska, będąc już na emeryturze, będzie chciała walczyć z uczelnianą kastą, o której istnieniu zamierzała zapomnieć?
AN