Apogeum zbrojnego konfiktu miało miejsce w bitwie pod Beresteczkiem (VI/VII 1651 r.), jednej z największych w XVII-wiecznej Europie. Rzeczpospolita wystawiła wtedy 90-tysięczną armię, złożoną z wojsk koronnych, prywatnych (magnackich) i pospolitego ruszenia. Było tam wielu doświadczonych dowódców i weteranów, od kilku lat walczących z rebelią. Utalentowany militarnie okazał się również król Jan Kazimierz, któremu ten jeden raz udało się chwilowo pogodzić zwaśnione stronnictwa i cały wysiłek skierować na Chmielnickiego.
Siły kozacko-tatarskie były o wiele liczniejsze- wówczas oceniano je na 300 tysięcy osób, chociaż ta liczba była zapewne przesadzona. Ogromna ilość wozów z taborami (przynajmniej 100 tysięcy) i czeladzi obozowej dopełniała obrazu całości- decydująca konfrontacja musiała być niezwykle krwawa, ponieważ żadna ze stron nie zamierzała ustąpić.
I tak dokładnie było- Beresteczko to wielki sukces polskiego oręża, zakończony niezwykle krwawym rozbiciem kozackiego obozu i długotrwałą rzezią. Upojeni sukcesem magnaci zapomnieli o niebezpieczeństwie i konieczności dalszej walki- rozgorzay starte waśnie a więkzośc wojsk powróciła do swoich domów.
Jan Kazimierz rozumiał, że- aby oddalić śmiertelne niebezpieczeństwo wiszące na Rzeczpospolitą- trzeba na początek całkowiecie zdławić powstanie kozackie. Dlatego też wysłał pozostałe wojsko w pogoń za Chmielnickim, który zdążył już przeorganizować swoje siły i przygotować je do ponownego starcia. Spotkanie obu armii miało miejsce pod Białą Cerkwią- po bezwowocnych rokowaniach, w dniu 23 września 1651 roku, rozgorzała bitwa.
Siły tatarsko-kozackie liczyły około 30 tysięcy żołnierzy; polsko-litewskie około 24 tysięcy. Czterotysięczna armia litewska, dowodzona przez Janusza Radziwiłła (wówczas jeszcze wiernie stojącego po stronie króla), uderzyła samotnie na nieprzyjaciela- natomiast główna armia koronna stała bezczynnie. Hetman wielki koronny Mikołaj Potocki, "przybył dla zawarcia pokoju, a nie dla dalszego kontynuowania wojny". Kto wie, może chciał obejrzeć porażkę swojego rywala? A może był jednym z pierwszych znanych polskich pacyfistów?
Wojska litewskie, złożone głównie z weteranów, w ciężkiej bitwie zepchnęły wroga na równinę, naprzeciwko wojsk koronnych. Wystarczyłoby jedno, decydujące uderzenie husarii... Zamiast tego walczące strony, nie mogąc osiągnąć przewagi, wycofały się.
Chmielnicki przetrwał, zwarto zgniły pokój, który niczego nie załatwił. Powstanie trwało dalej, kłótnie magnatów się nasilały a w Szwecji właśnie zapadała decyzja o inwazji na Rzeczpospolitą. Nadchodziły jeszcze cięższe czasy.