W pamiętny sobotni wieczór 30 września 1939 r o godz. 19.15 przy świetle reflektorów samochodowych, na Rynku, pod murem apteki Niemcy zamordowali 8 Polaków, wśród nich mego ojca. Ojciec mój był drogomistrzem. Krew z chodników pod apteką spłukano wodą. Na tym się nie skończyło. Rankiem 24 października pluton egzekucyjny wyprowadził z budynku ratusza 15. Polaków, którzy zostali publicznie rozstrzelani. Zaczęły się wywózki na roboty do Niemiec. Wydano też nakaz, że Polacy muszą się kłaniać wszystkim Niemcom".
To fragment wspomnienia nadesłanego na ogłoszony w 1970 roku konkurs. Wpłynęło ponad 240 wspomnień głównie Polaków przesiedlanych z Wielkopolski.
"W dniu 8 grudnia 1939 r wywłaszczeni zostali wszyscy rolnicy we wsi Kujawki. Osiedlono tam Niemców z Łotwy. Mówiliśmy o nich „baltoki”, bo pochodzili znad Bałtyku. Na naszą wioskę przyszła kolej 17 stycznia 1940 roku o godzinie 18.00. Nowi gospodarze przyjechali z Damasławka na wozach w asyście gestapowca Drewsa z Turzy, który był tam właścicielem resztówki. Osiedlającemu Drewsowi asystowało kilku żandarmów i członków SA. Mieli gotowe listy, idąc kolejno od jednego gospodarstwa do drugiego, osiedlali wyznaczonych Niemców. Rozmowa z Polakami była krótka i to w języku niemieckim. Zaskoczonym niespodziewaną „wizytą” Polakom oświadczano, że z tą chwilą właścicielem gospodarstwa jest taki a taki Niemiec i że należy natychmiast opróżnić dla niego i jego rodziny pomieszczenia oraz pozostawić na własność: meble, części bielizny, pościele. Wywłaszczonemu Polakowi dawano kilkanaście minut na zabranie tego, co Niemcy uważali za stosowne. W czasie jednej godziny Niemcy wyrzucili w ten sposób z ojcowizny 15 polskich gospodarzy.
Domy i mieszkania po wypędzonych Polakach zajmowali na ziemiach tzw. "Kraju Warty" Niemcy. Mieszkaliśmy blisko torów kolejowych i codziennie obserwowaliśmy jak od wschodu szły transporty tych Niemców, którzy wieźli ze sobą wszystek dobytek. Na zachodzie czekały na nich odebrane Polakom gospodarstwa, warsztaty pracy i domostwa".
Pobyt w punktach zbiorczych i obozach przejściowych trwający często długie tygodnie kojarzy się w pamięci wysiedlonych Polaków z głodem, zimnem, brudem, chorobami, zgonami niemowląt i starców, załamaniem nerwowym wielu współtowarzyszy niedoli. Większość wysiedlonych po jakimś czasie – po otrząśnięciu się z przeżyć związanych z wysiedleniem i utratą dobytku będącego owocem pracy całego życia, a często również dorobkiem przodków-wtapiała się w nową społeczność, mogąc zawsze liczyć na życzliwość i pomoc ludzi miejscowych, niejednokrotnie cierpiących również niedostatek.
Na ziemiach wcielonych do Rzeszy ponad 1,5 miliona osób wypędzono z zajmowanych przez nie przed 1 września 1939 r mieszkań. Nie wszystkim dane było doczekać końca wojny, wielu zmarło przedwcześnie wskutek nędzy, okupacyjnej poniewierki bądź psychicznego załamania, wielu oddało swoje życie w ofierze ojczyźnie, biorąc udział w miejscowym sabotażu, ruchu oporu czy partyzantce leśnej, wielu spotkała śmierć na skutek terroru niemieckiego okupanta. Ci, którzy przetrwali , wracają do swoich zawodów i zajęć, by niejednokrotnie zaczynać wszystko nieomal od początku.
II wojna światowa zaczęła się w roku 1939 agresją na Polskę dwóch totalitarnych potęg, niemieckiej i sowieckiej. 5 lat walki początkowo tylko z dwoma okupantami, to 5 lat cierpienia, ofiary i męstwa.
Polska była pierwszym państwem, które zbrojnie przeciwstawiło się agresji niemieckiej i 5 lat później wychodziliśmy z tej wojny z gigantycznymi stratami ludzkimi i materialnymi.
Celem obu okupantów w pierwszym okresie wojny, tym najbardziej zapomnianym przez tych, dla których II wojna zaczyna się w 1942 roku, była realizacja zaplanowanej zbrodni na polskiej inteligencji, by Polski więcej nie było - Tak Prezes IPN Jarosław Szarek przedstawił genezę publikacji dr Macieja Korkucia z IPN „Walcząca Rzeczypospolita 1939 -1945” . Jest to książeczka popularyzatorska, pisana z myślą o cudzoziemcach (tłumaczona na 7 języków) krótka synteza (wyposażona w obrazki) naszej pełnej wydarzeń, ale logicznej, spójnej i mającej sens historii. Jeśli poznamy jej sens, to będziemy rozumieć skąd wzięło się Powstanie Warszawskie i byle jakie opowieści publicystyczne nie będą w stanie zasiać poczucia, że Polacy robią rzeczy bez sensu - wyjaśnił dr Maciej Korkuć.
Od pierwszych chwil wojny Polska wypełniała swoje zobowiązania traktatowe: stawiła zdecydowany opór, oczekując zbrojnego działania sojuszników. O potrzebie dotrzymywania umów, traktatów oraz o szkodzie nie tylko „moralnej” wynikającej z ich niedotrzymywania, mówił na spotkaniu autor.
To jest materiał, który ma pokazać zarówno ludziom ze wschodu jak i zachodu, czego nie rozumieją w doświadczeniu Polski.
Dzisiaj jesteśmy w czasie, gdy kolejne pokolenie na wschodzie jest wychowywane w poczuciu nie tylko niezrozumienia ale wręcz podtrzymywanego rozgoryczenia niewdzięcznością Polski za dobrodziejstwa otrzymane ze strony Związku Sowieckiego.
Ta stalinowska wersja historii jest odbudowywana nowoczesnymi metodami. Sprawni reżyserzy tworzą krótkie formy filmowe wrzucane do internetu, które modelują myślenie tych, którzy za chwilę będą dyplomatami, biznesmenami kształtującymi obraz Polski. A ten obraz jest budowany jak w atlasach historycznych w Rosji, gdzie granice powojennej Polski zaznaczone są w taki sposób, że ziemie zachodnie i północne, Warmia i Mazury otrzymaliśmy dzięki Stalinow,i a Białostocczyzna i skrawki ziemi nad Sanem to też ziemie, które otrzymaliśmy dzięki Stalinowi, bo on ustąpił w 1945 dając je Polsce. To jest narracja, która buduje społeczny obraz Polski na wschodzie jako kraju „niewdzięcznego”.
A my wydajemy wielkie pieniądze na filmowe produkcje na miarę Siergieja Eisensteina, na tasiemce filmowe niczym Isaura (choćby serial „Zniewolona” mający zapewne ocieplić wizerunek Ukraińców) czy programy publicystyczne, w których „publicyści” ocieplają wizerunek Polski Ludowej i III RP. Wciąż brakuje/ ubywa nam „sprawnych” Polaków w wielu branżach, a przede wszystkim w kreowaniu wizerunku Polski ze wspaniałą historią i wspaniałymi Polakami również na zabranych Ziemiach Wschodnich I i II RP, którzy przez wieki ją budowali i jej bronili (BR)
Należy też pokazać to, co jest zakłamane na zachodzie w sposób syntetyczny, żeby pokazać, że historia Polski jest inna. Choćby formacje policyjne jak np. granatowa policja, która na zachodzie pokazywana jest jako policja francuska. Policja francuska we Francji była policją państwa, które podjęło kolaborację, francuski policjant i przed wojną i w czasie wojny był w mundurze francuskiego policjanta, był wciąż na służbie tego państwa strzelając do Żydów lub wyłapując ich do transportu do Auschwitz.
A policja granatowa nie był policją Rzeczypospolitej Polskiej. To była policja od początku na nowo stworzona przez Rzeszę Niemiecką do wykonywania rozkazów Rzeszy Niemieckiej. Dzisiaj mamy do czynienia z publikacjami naukowymi wydawanymi na zachodzie, które na siłę próbują wepchnąć policję granatową do Rzeczypospolitej Polskiej.
Doskonała analiza działań uczestników II wojny światowej ze zrozumieniem ich interesów, wykazaniem błędów, a nade wszystko przedstawieniem państwa Polskiego moralnie i intelektualnie sprawnego dzięki woli działania na Jego rzecz Rządu i większości obywateli polskich w książce dr Macieja Korkucia godna jest pochwały.
Założenie minimum wydarzeń poukładanych w całość, która coś czytelnikowi zagranicznemu wyjaśni, nie nasączenie dużą ilością detali- to przyczyna braku rozwiniętego wątku udziału mniejszości etnicznych w zbrodni na Polakach.
Mam nadzieję, że rychło pojawi się popularyzatorska pozycja, która ten temat rozszerzy. Jeśli nie będziemy już teraz mówić i pisać światu o nacjonalizmie ukraińskim, który podburzył ukraińską mniejszość etniczną do wymordowania 200 000 Polaków tylko za to, że byli Polakami, ograbił ich, pozbawił możliwości powrotu do ojczyzny po zakończeniu wojny, skazał na tułaczkę a teraz niszczy ślady polskości, już niedługo zaistnieje potrzeba pisania kolejnej książeczki do odfałszowania ukraińskiej narracji historycznej i zachodowi i wschodowi. Tak jak sprawnie odbudowywana jest stalinowska narracja, jak sprawnie budowana jest żydowska narracja, tak sprawnie budowana jest ukraińska, nacjonalistyczna narracja.
Na czym polega siła diaspory ukraińskiej w Kanadzie – pytam pana Jana, który przyjechał z Kanady na marsz do Oświęcimia. Na tym, że oni mogą przedstawić swoje racje a my nie. Czynią to w prasie, radiu, telewizji. A co mówią? Nic dobrego o Polakach, Polacy stali się narodem do bicia- brzmi odpowiedź.
W polskiej szkole w Bernie, 10 letni syn Ukraińca doskonale mówiącego po polsku, pracownika cyrku pół roku pracującego w Szwajcarii, a pół roku na Ukrainie przekonuje równolatka, iż to właśnie Ukraińcy a nie Polacy ucierpieli podczas II wojny światowej.
Postrzegam brak w rozdziale „Zniszczenia i grabież” choćby jednego zdania o grabieży wielowiekowego dziedzictwa kulturowego Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej, bez którego bylibyśmy niewiele znaczącym państewkiem i nie mielibyśmy elit, które przechowały polskość w czasie zaborów, wywalczyły niepodległość, odbudowały II RP i walczyły w II wojnie światowej. Brakuje zdania o grabieży i niszczeniu pałaców, zamków, klasztorów oraz zbiorów bibliotecznych, dzieł sztuki gromadzonych przez ludzi nauki, kultury właśnie na terenie Ziem Wschodnich II RP czyli m.in. obecnej Ukrainy. Za chwilę zgodnie z narracja ukraińską realizowaną poprzez usuwanie wszelkich oznak polskości na tym, co stworzyli i pozostawili tam Polacy okaże się, że nas nigdy tam nie było.