Bożena Ratter: Oni zostali tu, bo ich ziemie zostały zabrane Polsce
data:26 sierpnia 2019 Redaktor: Anna
26 lipca 1944 roku, a więc zaledwie kilka dni przed wybuchem powstania, przybywa do Kampinosu polskie wojsko dobrze uzbrojone. Przybywa z daleka, z Puszczy Nalibockiej, z województwa nowogródzkiego. Około 900 żołnierzy, 4 szwadrony kawalerii , 3 kompanie piechoty, żandarmeria, kwatermistrzostwo, szpital, konie, broń, amunicja. Przybyli do Warszawy, pokonując setki kilometrów w terenie zajętym przez Niemców, wśród sowieckich zasadzek, band, rabusiów. Zaprawieni w bojach z dwoma wrogami, pod dowództwem porucznika Adolfa Pilcha przeszli przez pierścień modliński i most w Nowym Dworze.
Dzisiaj w Dziekanowie Polskim spotykam tych, którzy ocaleli i przyjechali opowiedzieć, jak było. Oni zostali tu, bo ich ziemie zostały zabrane Polsce, a ich rodziny wymordowane. Przeszło pół wieku o żołnierzach spod kresowych stanic nie wolno było mówić- Alina Czerniakowska opowiada historię Zgrupowania Stołpecko – Nalibockiego w jednym ze swoich doskonałych filmów, które powinny być lekturą obowiązkową w szkołach, mediach i urzędach.
Wczesnym rankiem 15 sierpnia wojsko wyruszyło do Lasek. Za piechotą jechał sznur furmanek konwojowanych przez oddziały kawalerii. Wszyscy byli obładowani bronią, amunicją i żywnością. Po południu oddziały osiągnęły Sieraków. Partyzanci spod Iwieńca, Derewna, Stołpców, Radoszkowic czy Rakowa, z nadgranicznych rubieży polskich, uradowani byli, że idą walczyć o stolicę swej ojczyzny – pisał we wspomnieniach Adolf Pilch „Dolina” o wsparciu powstańców na Starym Mieście przez oddziały leśne, poprzez atak na Gdański Dworzec.
„Wspomnienia „Partyzanci trzech puszcz” zostały napisane przez jednego z 316 legendarnych cichociemnych, zrzuconych do kraju, który mógłby swoim wojennym życiorysem obdzielić kilka postaci; oficera Armii Krajowej zaliczającego się do grona najwybitniejszych polskich dowódców partyzanckich ostatniej wojny - przez dziesięciolecia skazanego przez komunistów na zapomnienie, dosłownie wymazanego z historii; dowódcy, którego oddziały przeszły szlak bojowy wiodący spod starej granicy, z Puszczy Nalibockiej, poprzez Puszczę Kampinoską, w lasy Kielecczyzny, walcząc z wrogami wolności naszego kraju - Niemcami i Sowietami - staczając przy tym ponad 200 walk i potyczek(…) Wreszcie wielkiego patriotę, którego udziałem stała się emigracja polityczna i który wygnany z ojczyzny mógł odwiedzić ją dopiero pięćdziesiąt pięć lat po wojnie, a życie zakończył na obcej ziemi” – napisał we wstępie dr Kazimierz Krajewski.
Podczas uroczystości, które dzisiaj odbyły się w Warszawie przy pomniku żołnierzy AK (inskrypcja o polskich żołnierzach ze Zgrupowania Stołpecko – Nalibockiego została dopisana dopiero w 2001 roku !), poległych w walkach o Dworzec Gdański padły nazwiska i wiek kilkunastu spośród 400 poległych w dniach 21-22 sierpnia 1944 r. Byli to młodzi chłopcy w wieku od 13, 17 do dwudziestu kilku lat, waleczni, zdeterminowani poczuciem solidarności z walczącą Warszawą. Niemcy nie pozwolili sanitariuszkom na zabranie ciał poległych, większość pozostała tam w ziemi na zawsze. Rannych niemieckie czołgi rozjechały rankiem 22 sierpnia.
Większość żołnierzy ze Zgrupowania Stołpecko – Nalibockiego nie ma nawet imiennego grobu, część spoczywa w kwaterze „Żywiciela” na Powązkach, część na cmentarzu na Woli jako nieznani żołnierze.
Ci, którzy przeżyli, znaleźli się w sytuacji nie lepszej niż podczas okupacji. Ponieważ walczyli przeciw sowieckiej partyzantce, dla władz Polski Ludowej byli najczarniejszą reakcją - Marcin Biegas przedstawił historię pomnika i los walczących.
W sierpniu 2012 r. biskup polowy Józef Guzdek podczas Mszy św. we wsi Wiersze, która w sierpniu i wrześniu 1944 roku stała się kwaterą dowództwa „Grupy Kampinos” na terenie wyzwolonym przez AK z okupacji niemieckiej i nazwanym dumnie, „Niepodległą Rzeczpospolitą Kampinoską” zwrócił uwagę na ofiarność ludności cywilnej, która przyjęła ponad 2, 5 tysiąca żołnierzy i 700 koni w swoje skromne domostwa.
Za udzielenie schronienia żołnierzom AK, jak również za przynależność mieszkańców do AK, wieś została zniszczona przez okupanta. Na cmentarzu wojskowym spoczywa 54 żołnierzy, a obok, na cmentarzu cywilnym, znajdują się mogiły ofiar cywilnych. Niemcy zbombardowali nie tylko wieś Wiersze. Ludność cywilną (głównie kobiety i dzieci, mężczyzn już wcześniej wysłano do obozów) wypędzono z domów z zamiarem wywiezienia do obozów. Nacierający front armii sowieckiej zmienił decyzję niemieckiego okupanta, ale ludność nie miała praktycznie do czego wracać. Zamieszkali w piwnicach, lepiankach, szałasach i rozpoczęli odbudowywanie zgliszczy odrzucając propozycje władz opuszczenia tego terenu.
To była ziemia ich ojców, ziemia, o którą walczyły kolejne pokolenia. Mimo braku pomocy ze strony władz Ludowej Polski i prześladowań ocalały lud wsi kampinoskich pozostał na ojcowiźnie.
Niestety, pakt zawarty między Niemcami a ZSRR 23 sierpnia 1939 roku zwany paktem Ribbentrop-Mołotow od nazwisk ministrów reprezentujących interesy odwiecznych wrogów Polski, uniemożliwił pozostanie na ojcowiźnie nie tylko żołnierzom AK ze Zgrupowania Stołpecko – Nalibockiego, ale milionom Polaków zamieszkałym od wieków na Ziemiach Wschodnich I i II RP zwanych Kresami Rzeczypospolitej.
Byli nie tylko mordowani, skazani na zesłanie do sowieckich i niemieckich obozów koncentracyjnych oraz obozów pracy, na śmierć na frontach wojny wywołanej przez Niemcy i ZSRR, osierocani, gwałceni, okaleczani, ograbiani, skazani na banicję i poniewierkę po całym świecie, ale ci co przeżyli, nie mieli dokąd wrócić. Zostali wypędzeni bez prawa powrotu z terenu obecnej Ukrainy, Litwy, Białorusi, Łotwy..
W debacie o pakcie Ribbentrop-Mołotow, która odbyła się 23 sierpnia 2019 r. w siedzibie IPN z okazji Europejskiego Dnia Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych, wypowiadali się zaproszeni przedstawiciele państw–sygnatariuszy tego diabelskiego, ludobójczego paktu.
Dla prof. Włodzimierza Niewieżyna z Moskwy pakt między Niemcami a ZSRR, w którym Stalin i Mołotow starali się bronić interesów ZSRR, jest paktem o nieagresji. A nawet pakt ten w obliczu toczących się już działań na dalekim wschodzie był gaśnicą w ręku Stalina.
Przytomność umysłu polskiego historyka dała natychmiastową ripostę, iż w gaśnicy tej była benzyna.
Prof. Michael Jonas z Hamburga zastanawiał się nad samodzielnością Ribbentropa w prowadzeniu polityki zagranicznej Niemiec, czyli wciąż trwa praca nad uwolnieniem Niemiec z odpowiedzialności.
O ile znane jest stanowisko przedstawicieli Niemiec i Rosji, państw, które od zakończenia II wojny prowadzą politykę historyczną zmierzająca do uwolnienia oprawców z odpowiedzialności za holocaust narodów uznanych za „gorsze” lub nie godzących się na zagrażającą człowieczeństwu ideologie, o tyle nie jest dla mnie zrozumiałe stanowisko niektórych polskich historyków, publicystów, polityków.
W TVP Historia podczas debaty o niemiecko- sowieckim pakcie Ribbentrop Mołotow na pytanie Przemysława Babiarza o reakcję turystów z Rosji, dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku Karol Nawrocki odpowiedział: gości nie zaskakuje plastyczna ekspozycja, są to 2 ściany wypełnione nazistowskim flagami i flagami ZSRR. Przerażająca okupacja niemiecka i wejście Armii Czerwonej nie wzrusza tak bardzo, jak starcie dwóch sprawców wojny w 1941 roku.
To nie były flagi „nazistowskie”, ale flagi państwa niemieckiego w latach 1933–1945, a 17 września napadł na nas bez wypowiedzenia wojny Związek Sowiecki, a nie "wkroczyła" Armia Czerwona.
Szkoda, że ekspozycja w Muzeum nie wzrusza losem obywateli Rzeczypospolitej, lecz wojną między dwoma mocarstwami wciąż drapieżco patrzącymi na nas.
O tym, jacy byli obywatele Rzeczypospolitej z województwa nowogródzkiego, wspomina Adolf Pilch:
„Wiele ciepłych, serdecznych słów ciśnie się na usta, kiedy wspomnienia przywołują w pamięci wizerunek tych, którzy w ciężkich partyzanckich warunkach nieśli ulgę chorym, troskliwie opiekowali się rannymi i jakże wielu moim chłopcom uratowali życie. Prawie wszyscy pochodzili z Iwieńca. Po opuszczeniu Iwieńca przez Korpus Ochrony Pogranicza 17 września 1939 roku dr Alfred Połoński, dyrektor miejscowego szpitala, wraz z intendentką Janiną Kuźmińską przenieśli do siebie wyposażenie wojskowej izby chorych. Część sprzętu i materiałów sanitarnych ulokowano w tzw. Białym Kościele, gdzie proboszczem był ojciec gwardian Rafał Pracz-Praczyński. Kuźmińska z pomocą Serafiny Burak, Jana Podlipskiego, Marioli Tryzny i Józefa Kuźmińskiego uzupełniła ukryte u ojca gwardiana wyposażenie sanitarne przed zapowiedzianą akcją w czerwcu 1943 roku. Po zdobyciu Iwieńca cały ten ładunek, przechowywany w piwnicach plebanii i pod ołtarzem kościelnym, został przewieziony furmankami do obozowiska partyzanckiego.
Do oddziału poszli wówczas następujący pracownicy iwienickiego szpitala: lekarze - Jan Strzeszewski, chirurg, jako szef sanitarny, oraz internista Maks Hirsch i stomatolog Jakub Belkin; felczer - porucznik sowiecki Mikołaj Ilczenko; pielęgniarka dyplomowana - Helena Strzeszewska i położna dyplomowana - Rachela Grossbach; pielęgniarka PCK - Janina Kuźmińska; sanitariusze - Zofia Nicewicz, Józef Kuźmiński i Rosjanin, Eugeniusz świrydenko, woźnice - Kazimierz Kuźmiński i Bronisław Niecewicz…
Downarowie-Zapolscy był to jeden z tych licznych polskich rodów, wywodzących się z Litwy, a osiadłych w Stołpeckiem i dalszej okolicy. To też jeden z tych rodów, które najbardziej ucierpiały w okresie panowania caratu, karanych nieustannie za czynny udział we wszystkich zrywach niepodległościowych. Majątki ich konfiskowano, a mężczyzn więziono lub zsyłano na Syberię. W czasie ostatniej wojny było czterech synów, wywodzących się z ich rodowego zaścianka, Borowikowszczyzny: Witold, Emil, Herman i Wacław. Wacław był ogniomistrzem w Wojsku Polskim, brał udział w kampanii wrześniowej, ale gniazdo rodowe początkowo nie wiedziało, czy przeżył wojnę. Długo milczał.
Po 22 czerwca 1941 roku, gdy armie sowieckie zostały rozgromione, a nasze Kresy Wschodnie zajęli Niemcy, Wacław zjawił się w domu. Radość była nieopisana. Cała rodzina zaangażowała się tutaj w pracy niepodległościowej, do której Wacław przyłączył się natychmiast. Wtajemniczeni wiedzieli, że był przedtem w Warszawie w ochronie gen. Stefana Roweckiego „Grota”, Komendanta Głównego Związku Walki Zbrojnej, a potem w Armii Krajowej.
Niestety, wiadomość o tym, mimo że była to tajemnica, rozeszła się po okolicy.(…) Bodajże 10 lutego 1943 roku Wacław Downar-Zapolski został wyciągnięty z domu przez partyzantkę sowiecką i zamordowany. Ciało jego wrzucono do Suły. Wiosną, gdy lody puściły, znaleziono zwłoki zamordowanego ogniomistrza. Trzej bracia Wacława - Witold, Emil i Herman polegli w walce z Niemcami. (…)
Wymieniani zatem dla przykładu - jako symbole nieugiętych postaw ludzi z Kresów - kilku z tych najdzielniejszych. Świadczyć będą tu nie tylko za siebie, ale za tysiące swych sąsiadów; przyjaciół, towarzyszy broni, którzy nie wahali się w obronie najwyższych wartości, Boga, honoru i naszej umęczonej ojczyzny - ofiarować to, co mieli najcenniejszego, swoje życie. Ludzie odeszli, niech pozostanie po nich pamięć”. (Adolf Pilch "Partyzanci trzech Puszcz”).
Brak tej inteligencji z Ziem Wschodnich RP owocuje brakiem propolskiej polityki historycznej.
Bożena Ratter
Zdjęcia do artykułu :
[foto_duzy_5]
[/foto_duzy_5]
[foto_duzy_6]
[/foto_duzy_6]
[foto_duzy_7]
[/foto_duzy_7]
[foto_duzy_8]
[/foto_duzy_8]
[foto_duzy_9]
[/foto_duzy_9]