Wolność słowa w Polsce? Na pewno nie na uczelniach
data:05 maja 2019     Redaktor: ArekN

 
Wystąpienie Leszka Jażdżewskiego na Uniwersytecie Warszawskim, wyjątkowo bulwersujące dla katolików, należy rozpatrywać w nieco szerszym zakresie niż tylko element bieżącej walki politycznej i cyniczną próbę przebicia się ze swoimi poglądami.

 
Przedmówca Donalda Tuska czuł się pewnie: Uniwersytet Warszawski wręcz słynie z promocji poglądów wszelkiego rodzaju mniejszości, co sprawiło, że ta szacowna instytucja stała się hermetyczną enklawą, w której głosu udziela się tylko wybranym. Klucz doboru został ustalony już dawno i ma zabarwienie polityczno-światopoglądowe, ale tak naprawdę jego korzenie tkwią jeszcze w PRL-u. Kolejny raz mogliśmy się naocznie przekonać, jak wielkim zaniedbaniem był brak szerokiej lustracji środowiska naukowego i i jak silne zdolności reprodukcyjne posiadają te środowiska.
 
Zapaść polskiego szkolnictwa wyższego jest faktem; potencjał Polski w tej dziedzinie pozostaje zupełnie niewykorzystany. Uniwersytet Warszawski jest tylko czubkiem góry lodowej; takich rektorów i profesorów w skali Polski jest tysiące - a każdy co bardziej ambitny doktorant ma do wyboru wpisanie się do głównego nurtu albo poszukanie innej pracy. Nie widać również żadnych zmian na lepsze - minister polskiego rządu od trzech lat prowadzi działania pozorowane, które nie dotykają spraw naprawdę ważnych.
 
Może warto więc skopiować pomysł, na który wpadł niedawno prezydent Stanów Zjednoczonych, walczący z potężną koalicją liberałów i neomarksistów? Zadecydował mianowicie o wystosowaniu egzekutywy wzmacniającej ochronę wolności słowa na uczelniach amerykańskich- do głosu mają być również na równych prawach dopuszczani konserwatyści, dla których "dobicie się" do uczelni było do tej pory równie realne, jak lot balonem na Księżyc.
Dokument podpisany przez prezydenta Trumpa zakłada, że 12 rządowych instytucji udzielających wsparcia finansowego uczelniom skoordynuje swoje działania w celu sprawdzenia, czy korzystające z tych pieniędzy (chodzi o ok. 35 miliardów dolarów) instytucje nie gwałcą wolności słowa, nie tłamszą głosów innych niż lewicowe, dają realną możliwość działania i wypowiedzi wszystkim reprezentowanym wśród studentów środowiskom (wpolityce.pl)

Proste? Pieniądze i tyle. Skoro Konstytucja gwarantuje wolność słowa, to publiczne intytucje finansowane z naszych podatków zobowiązane są tego zapisu przestrzegać. Jeżeli nie będą, to niech finansują je zaprzyjaźnione środowiska, a uczelnie przekształcą się w prywatne.

Ale polski minister zapewne na taki pomysł nie wpadnie...

AN





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.