Moniuszko i Chopin (w jednym stali domu!)
data:26 marca 2019     Redaktor: GKut



“Wielcy Polscy Wirtuozi - Staniaław Moniuszko i Fryderyk Chopin”

 
 
 

22 marca 2019 w Konsulacie RP w Sydney odbył się koncert poświęcony twórczości Stanisława Moniuszki i Fryderyka Chopina, a solistami byli pan Krzysztof Małek – najlepszy szopenista antypodów – oraz pani Halina Gad – najlepszy sopran naszej Polonii.

Impulsem dla tego wieczoru stało się ogłoszenie roku 2019 w Kraju Rokiem Stanisława Moniuszki, a muzyka Chopina w każdych okolicznościach jest balsamem dla duszy. Ten koncert zorganizował Konsulat RP wraz z Teatrem Muzycznym im. Jana Pawła II w Sydney w reżyserii Bogumiły Filip, a scenariusz był dziełem Krzysztofa Małka i Bogumiły Filip, zaś scenografia – Bogumiły Filip i Jolanty Szewczyk. W części słownej wystąpiły ponadto obie panie oraz Andrzej Świtakowski i Piotr Pokorski ( recytacje, słowo wiązane). Tworzyli razem jakby salon epoki romantycznej, a w nim sarmackie rysy obu panów oraz nieco egzotyczna uroda obu pań – na tle pięciolinii – dodała szczególnej malowniczości tej scenie.

 
 
 
 
 
 

Zdjecia: Raphael Ostrzycki

 

Biografia Fryderyka znana jest powszechnie, a zatem wypada tylko wspomnieć najważniejsze fakty z życia Moniuszki. Urodził się 5 maja 1819 r. w majątku Ubiel, koło Mińska, w rodzinie ziemiańskiej, a ojciec był wcześniej kapitanem w armii Napoleona. Matka Elżbieta Madżarska pochodziła z rodziny węgierskiej, co zdarzało się nieraz w dawnej Polsce jak np. ślub innej urodziwej Węgierki Elżbiety, wyswatanej Spytkowi z Melsztyna przez królową Jadwigę. Przyszły twórca polskiej opery narodowej odkrywał świat oper najpierw w Wilnie, potem pierwszym wielkim triumfem była premiera „Halki” ( 1847). A potem furorę wywołał „Straszny dwór” ( 1865), niestety zdjęty po trzech przedstawieniach przez carską cenzurę! Budził przecież narodową dumę z historii Ojczyzny, a może i ta aluzja w tytule niepokoiła carskiego namiestnika. Moniuszko zmarł nagle 4 czerwca 1872 r., jego pogrzeb w Warszawie stał się narodową manifestacją.

Podczas koncertu usłyszeliśmy kilka pieśni Moniuszki (stworzył ich 268), z nieśmiertelną „Prząśniczką” na czele ( popis pani Haliny Gad), marsza z „Halki” w transkrypcji fortepianowej oraz Elegię Es-dur Moniuszki w wykonaniu Krzysztofa Małka. Dodajmy, że program koncertu ułożono tak, by kompozycje obu muzyków przeplatały się, a zatem po pieśni Moniuszki pan Małek grał piękną balladę g-moll Chopina i grał pięknie, po raz pierwszy słyszałem, aby pianista potrafił wydobyć w pierwszych nutach tego utworu dźwięk podobny do spadającej...łzy! Ale cóż, pan Krzysztof ma jakby w palcach duszę Fryderyka!

A potem nokturn Es-dur, bardzo znany i lubiany, snuł nostalgię z serca Chopina. A słowne przerywniki ( doskonale wybrane przez twórców scenariusza! ) celnie punktowały nastrój jak np. cytowana przez Andrzeja Świtakowskiego wypowiedź Paderewskiego z r.1910, który we Lwowie mówił o znaczeniu muzyki Chopina z okazji stulecie Jego urodzin. Nie zdradzę z niej wiele, by audytorium koncertu w Canberra zostawić niespodziankę, ale tę krótką perełkę mistrza Jana Ignacego przytoczyć trzeba: „...On był i tym kapłanem, co nas rozproszonych w święty Ojczyzny zaopatrywał sakrament!”. Istotnie, muzyki Fryderyka łaknęliśmy zawsze niczym jakiegoś szczególnego sakramentu, który przybliżał nam Ojczyznę. Polonezów, mazurków czy kolędy „Lulajże Jezuniu”, wplecionej w scherzo b-moll, a wreszcie 19 pieśni, z których usłyszeliśmy urocze „Życzenie” albo „Leci liście”, obie w interpretacji pani Haliny Gad i oczywiście z akompaniamentem Krzysztofa. A w tej pieśni słowa zawsze aktualne: „Bo zdrajców przybyło, a lud zbyt poczciwy...”

Biograficzne anegdoty przeplatały ładnie utwory muzyczne, nie sposób oddać to w recenzji, ale bodaj jedną z nich warto tu rozwinąć. Dotyczy ona Fryderyka, który u schyłku życia, w 1848, miał szczęście koncertować w Anglii i Szkocji dzięki protekcji Jane Stirling – swej uczennicy – i jej starszej siostry Mrs Erskine. Obie damy ze starej szkockiej rodziny Stirling of Keir, znanej już w XIV wieku, uwielbiały Chopina, a Jane - bardzo piękna - podobno pragnęła go poślubić. Ale w Paryżu krążyła nawet plotka, że królowa Wiktoria pobiera lekcje u Fryderyka, oczywiście incognito! Prawdą natomiast jest to, że po koncercie w Londynie ( 15 maja 1848) Wiktoria dłużej rozmawiała z Chopinem. Można podziwiać, że Fryderyk – często u kresu sił i plujący krwią – wytrzymał to tournee, a jeszcze i przyjęcia, podczas których poznał angielską i szkocką arystokrację oraz Dickensa, Carlyle’a czy Emersona. I był na koncercie Jenny Lind. Odpoczął potem nieco w Szkocji, gdzie dotarł pociągiem 9 sierpnia i stanął w najlepszym hotelu Edynburga. Nowe koncerty, także w Glasgow, wreszcie prywatne muzykowanie w starych rezydencjach Szkocji, a i rodzina Erskine zaliczała się do elity, np. David Erskine, jedenasty Earl of Buchan, był tak majętny, że kupił ruiny opactwa Dryburg Abbey. Z kolei rodzina Stirling wzbogaciła się w Indiach, przyjmowano więc Chopina po królewsku. Do Londynu wrócił jednak chory, obie siostry i księżna Czartoryska (z domu Radziwiłł) opiekowały się nim w październiku. Niebywałe, Chopin odzyskuje siły i znowu jedzie do Edynburga, gra w zamku księcia Hamiltona. Wraca do Londynu i daje tu koncert na rzecz polskich emigrantów! Wreszcie z początkiem 1849 r. wyrusza do Paryża, a szczerze zakochana we Fryderyku Jane ofiarowała mu, wraz z siostrą, 15 tysięcy franków. Hojny gest, tym bardziej istotny, bo stan zdrowia nie pozwalał już Chopinowi udzielać lekcji. Jane wyśle mu jeszcze potem czek na 25 tys. franków, a po zgonie Chopina nosiła po nim żałobę!

Koncert kończył wielki polonez, zagrany z animuszem i uczuciem przez Krzysztofa Małka, naturalnie były prośby o bis. Wieczór w konsulacie przywołał duchy obu mistrzów i nasycił nas tym narodowym sakramentem, o którym w r.1910 mówił Jan Ignacy Paderewski, sam wielki patriota i genialny artysta.

W kwietniu planowana jest powtórka tego wspaniałego koncertu w Ambasadzie RP w Canberra, a może zespół im. Jana Pawła II z Sydney i jego znakomici soliści wystąpią jeszcze w Marayong czy w Melbourne ?

Marek Baterowicz

 

 

Od redakcji:

Zachęcamy do nabycia wydanej przez nasze stowarzyszenie książki Marka Baterowicza - opowieści o"wojnie jaruzelskiej"- ZIARNO WSCHODZI W RANIE


 
Marek Baterowicz, ur.1944) jako poeta debiutował na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” (1971). Debiut książkowy - „Wersety do świtu” (W-wa,1976); tytuł był aluzją do nocy PRL-u. W 1981 r. wydał poza cenzurą zbiór wierszy pt. „Łamiąc gałęzie ciszy”. Od 1985 roku na emigracji, od 1987 w Australii. Autor kilku tytulów prozy(M.in "Ziarno wschodzi w ranie"-1992 w Sydney i 2017 w Warszawie) oraz wielu zbiorów poezji, jak np. „Serce i pięść” (Sydney, 1987), „Z tamtej strony drzewa” (Melbourne, 1992 – wiersze zebrane), „Miejsce w atlasie” (Sydney, 1996), „Cierń i cień” (Sydney,2003), „Na smyczy słońca” (Sydney, 2008). W 2010 r. we Włoszech ukazał się wybór wierszy - „Canti del pianeta”, następnie "Status quo" (Toronto, 2014), zbiór opowiadań – „Jeu de masques” (Nantes,2014),"Nad wielką wodą" (Sydney,2015) oraz e-book jego powieści marynistycznej, osadzonej w XVI wieku „Aux vents conjurés”.(www.polskacanada.com/aux-vents-conjures-par-marek-batter





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.