Bożena Ratter: Poprowadził swoich podkomendnych z dołów śmierci
data:12 marca 2019     Redaktor: Redakcja

Pan major po wielu, wielu latach, z tych dołów śmierci, po raz kolejny, tym razem już po śmierci, poprowadził swoich podkomendnych. Pan major spełnił swój obowiązek w sposób doskonały.  

 
Był rówieśnikiem Polski Niepodległej. Urodził się we wrześniu 1918 roku, kiedy zbliżał się do Polski świt wolności. Wychowany w patriotycznej rodzinie wiedział doskonale, że dla Polski trzeba poświęcić wszystko. Wierny temu walczył w wojnie obronnej 1939 roku, później we Francji i  jako Cichociemny przeciwko niemieckiemu agresorowi. Wreszcie swoją służbę wypełnił walcząc z kolejnym okupantem, sowieckim, czerwonym, zawsze wierny słowom  „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”.
To były Jego ostatnie słowa przed katyńskim strzałem w tył głowy wykonanym przez komunistycznego zbrodniarza 7 marca 1949 roku -  płk Hieronima Dekutowskiego ps. „Zapora”  wspominał minister Jan Józef Kasprzyk na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach (Łączce) w 70 rocznicę zbrodni dokonanej na Pułkowniku i Jego 6 podkomendnych.
Ostatnie słowa Pułkownika Hieronima Dekutowskiego to testament skierowany do nas. Nie zginie Polska, kiedy my żyjemy, nie zginie Polska, kiedy trwać będzie pamięć o najwspanialszych córach i synach narodu polskiego.
Pamiętajmy, że Zaporczycy bili się nie tylko o Polskę wolną od komuny. Oni bili się o coś więcej. O to, aby nigdy nie zginął, nie został stłamszony duch narodu. To jest wciąż aktualne wezwanie.
Zdawaliśmy sobie dokładnie sprawę, że żądzą nami sowieci, że dalsza walka nie ma żadnego sensu, ale mieliśmy nadzieję, że ludzie, że społeczeństwo postawi nie walką, ale biernie sprzeciw temu. Taką mięliśmy nadzieję, ale niestety, nic się nie zmieniło. Zostaliśmy zaaresztowani. I wyrok 7 lat – wspomina pan Ryszard Staszkiewicz, który wraz z 20 koleżankami i kolegami założył młodzieżową organizację wiosną 1950 roku w Szkole Przemysłowej w Szczecinie. Oni też walczyli o ducha narodu.  
 
 
Organizacja działała do polowy roku 1951, gdy szkołę ukończyliśmy, rozjechaliśmy się i podjęliśmy pracę. Wtedy nas zaaresztowano. Postawiono nam zarzut o działanie na szkodę Polski Ludowej i ZSRR. Poddawani byliśmy okrutnym prześladowaniom każdej nocy, biciu prętem po nerkach, udach i piętach, zrywaniu paznokci, łamaniu palców, wybijaniu zębów, przetrzymywaniem w beczce z fekaliami – wspomina Ryszard Staszkiewicz pobyt w więzieniu Urzędu Bezpieczeństwa przy Małopolskiej 37 w Szczecinie. Szczególnym okrucieństwem wykazywał się Aleksander Merza.
 
 
Prześladowania dotykały nie tylko niezłomnych żołnierzy z Wojska Polskiego, którzy zmobilizowani wskutek napaści w 1939 roku Niemiec i ZSRR na państwo polskie bronili interesu narodu polskiego do końca. Torturom komunistycznych oprawców (psychopatów) poddawani byli prawnicy, nauczyciele, urzędnicy, robotnicy, rolnicy i młodzież.
„Tam, na końcu korytarza, czekała ich starannie uszczelniona łaźnia ze stojącą w kącie beczką chloru. Przed wejściem do tej komory gazowej stał jej wynalazca, naczelnik aresztu śledczego z Poznania, z konwią pełną wody, którą wkrótce po ich wejściu zamierzał wlać do beczki i zatrzasnąć za nimi drzwi. Więc Szymon przedarł się gwałtownie na czoło kolumny wołając, by zawrócili…szli wszyscy, pułkownik Lipiński z nieodłączną fajką w zębach, w której ukryty miał memoriał do ONZ-u, kapitan Ryszard z walizkowym gramofonem wypełnionym granatami dla ochrony dowódcy Armii Krajowej przed gestapo, Franek Chimney, budowniczy kominów fabrycznych, profesor Radożycki – Cyklop …Żan, tłumacz z LOT-u, ze zdjęciami ruin warszawskiego getta dla francuskich oblatywaczy, Janek Matuszewski, syn organisty, z nutami i planem rozbicia więzienia na wypadek grożącej im kaźni, Sałamacha, dobry duch gruźliczej celi z wystającym brzuchem i wyciętym płatem płuca, Młot z wydanym przez ubowców dowodem ujawnienia i doprowadzający ich do wściekłości aktem zgonu jego łączników, ksiądz Kazimierz z podeptanym brewiarzem, w pokutnej, wyszarganej w karcerze koszuli, wreszcie pogrążony w rozmowie z Dobrym Samarytaninem docent Andrzej, zapewniający młodego Teozofa, iż więzienie to jedyny azyl wolności, a także Kazimierz Pużak i biskup Splett z Gdańska, obaj w błazeńskich strojach, w zabawnych czapkach, które uszyto im, by wzbudzali śmiech. Niemiecki duchowny i przywódca polskiego socjalizmu szli obok siebie połączeni lodowatym „uściskiem szatańskiej miłości”, ścinającej lodem, której obu dano zakosztować i od której mieli jeszcze odmrożone stopy. Tymczasem zniecierpliwiony naczelnik wlał wodę do beczki z chlorem i buchnęło w nozdrza gryzącym gazem.”
To fragment powieści Janusza Krasińskiego „Twarzą do ściany”.
Czy stanowi lekturę w szkole?
Nie Szanowni Państwo, pan major Hieronim Dekutowski nie został rozstrzelany, pan major nie został pochowany. Pan major został zabity strzałem katyńskim w tył głowy. Pan major został zamordowany. Nie było plutonu egzekucyjnego. Pan major nie został pochowany. Pochować człowieka oznacza oddać mu hołd, pochować z honorami. Tutaj morderca wykopał dół, w który wepchnął umęczone szczątki pana majora i jego podkomendnych. Pan major nie miał mieć żadnego grobu. Po nim miała być pamięć zatarta - profesor dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, niezłomnie walczący o szczątki polskiej elity wepchniętej przez komunistyczne władze do bezimiennych dołów śmierci i w naszą niepamięć, dopomina się używania słów adekwatnych do dokonanej zbrodni na narodzie polskim.
7 marca 1949 roku przez wiele ulic Warszawy jechał ciężarowy samochód. Wiózł  na plandece szczątki ośmiu ludzi. Bo dla wygody, do zmasakrowanych szczątków 7 Zaporczyków dołożono jeszcze jedne  zwłoki. Samochód dojechał do miejsca, gdzie stoimy, wykopano dół za mały, więc na wrzucone na sam dół szczątki majora Hieronima Dekutowskiego dociśnięto pozostałe. Dowieziono ziemię i zasypano. Wydawało się zbrodniarzom, że na wieki.
Ale stało się inaczej. W 2015 roku, gdy mieliśmy honor pracować w tym miejscu – kontynuuje profesor Krzysztof Szwagrzyk - pamiętamy ten moment zaskoczenia, że mamy do czynienia ze zbrodniarzami niemieckimi,  gdy znaleźliśmy  resztki mundurów niemieckich. Kim trzeba być, jakie trzeba było mieć cechy, by naszych bohaterów, żołnierzy, oficerów Armii Krajowej ubierać w mundury Wermachtu?
A potem uroczystość, sto kilkanaście trumienek ponumerowanych. Nie wiedzieliśmy przecież wtedy, do kogo należą szczątki. Wynosiliśmy je uroczyście z dołów śmierci. I jakie zaskoczenie kilka miesięcy później, gdy zidentyfikowaliśmy ciała, że ta pierwsza trumienka to szczątki majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory” ! Wierzymy, że tak miało być, to nie przypadek. Pan major po wielu, wielu latach,  z tych dołów śmierci, po raz kolejny, tym razem już po śmierci, poprowadził swoich podkomendnych. Pan major spełnił swój obowiązek w sposób doskonały.  
 
A naszym obowiązkiem jest, by doprowadzić do tego, by nikt nie miał wątpliwości, że to miejsce jest Panteonem Narodowym. Ten obecny „pomnik” nim nie jest.
 
Bożena Ratter
Zdjęcia do artykułu :
Zdjęcia do artykułu :
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.