Inni – mam nadzieję, że naprawdę znikoma garstka – nie mogąc sobie odmówić rzucenia na pożegnanie nikczemnego słowa, które zasiać ma w umysłach tych, którzy go opłakują uczucia niepokoju, czy rzeczywiście zasłużył sobie na dobrą pamięć, na wdzięczność Polaków, na szacunek.
„Wiedzący lepiej” kim był śp. Jan Olszewski, powołujący się na jakąś dostępną im jedynie wiedzę tajemną o wszystkich jego przynależnościach, próbują udowodnić, że niczym są dokonania jego życia, niczym praca dla Polski, niczym świadomość, z jak wielkim niebezpieczeństwem zmagała się ta wolna wewnętrznie część społeczeństwa, jego patriotyczne elity, u progu „transformacji”. Ważne jest tylko to, że był, jak insynuują, „masonem”.
Oczywiście, ile razy słyszą zaprzeczenie – choćby z ust samego Pana premiera (np. zawarte w mojej książce – wywiadzie-rzece pt. Prosto w oczy z roku 1997, w obszernym rozdziale pt. Klub Krzywego Koła), czy publiczne świadectwo w tej sprawie, jakie dał ks. biskup Antoni Pacyfik Dydycz podczas pogrzebu 17 lutego br., tym bardziej wywracają oczy i wykrzywiają usta w grymasie pełnego wyższości politowania. Cóż sam zainteresowany może nam ciekawego na ten temat powiedzieć? Cóż zwykły biskup Kościoła katolickiego? Nic! Wiemy lepiej. Korzystamy z niepodważalnych źródeł prawdy. Umiemy odczytywać znaki na niebie i na ziemi. Póki co, zatrzymujemy wiedzę o tym tajemnym źródle naszej wszechwiedzy dla siebie, ale gdzieś, kiedyś, komuś… ujawnimy tę księgę ciemnych czynów owego człowieka, zedrzemy maskę… I oczy czytających te rewelacje robią się coraz bardziej okrągłe, uszy słuchających jeszcze bardziej płonące.*)
Rzecz jasna, wszystko to z powodu naszego umiłowania prawdy! A że służy ona także tym, którzy pracują – aż furkocze i dymi – by zniszczyć szacunek Polaków do samych siebie, podważając ich zaufanie do ich przedstawicieli w najwyższych władzach państwa, w elitach politycznych, to zupełny, trywialny i banalny zarazem przypadek.
A jednak są ludzie, którzy te rewelacje garściami kupują!
Osobiście wdzięczna jestem ks. biskupowi Dydyczowi, że – będąc skądinąd doktorem historii – zdecydował się podczas pogrzebu Jana Olszewskiego na spokojne i godne wypowiedzenie nie jednej informacji dotyczącej biografii Pana premiera, z gatunku zwanego kontrowersyjnymi (późno zawarte małżeństwo w Kościele, przynależność do „loży”, która była w istocie grupą konspirujących przeciw ustrojowi przyjaciół). Ksiądz biskup wie, jaka jest waga prawdy historycznej wobec faktu, że próbuje się odebrać człowiekowi wielkich zasług jego dobre imię. I wie, jakie znaczenie ma fakt, że publicznie, wobec setek tysięcy słuchających, broni prawdy hierarcha Kościoła. Wie też, że śp. Jan Olszewski był człowiekiem, który w najwyższym stopniu brzydził się kłamstwem. Także tym ukrytym pod osłoną półprawdy, niedomówienia, subtelnego przeinaczenia, aluzji, sugestii. I nie znosił kłamców, wszelkiego autoramentu krętaczy, mącicieli, złotoustych manipulatorów, poprawiaczy rzeczywistości (by wyglądała bardziej niewinnie lub bardziej groźnie) oraz mizdrzących się i ścielących do nóg donosicieli.
Niestety, nie brakowało ich nigdy w jego otoczeniu.
Ludzie tego pokroju są zawsze siewcami strachu, strachu prymitywnego, przez „innością”, „obcością” bliźnich. Wykorzystują naturalistyczne odruchy lęku i infantylną skłonność do wierzenia w opowieści o istnieniu pośród nas fantastycznych stworów o dwóch głowach i sześciu ogonach, wobec których nastawia się ucha, by skonstatować z ulgą, że „my to jesteśmy normalni”. Nigdy te rewelacje nie miały nic wspólnego z katolicyzmem ani z patriotyzmem. Przeciwnie, były zawsze ich jaskrawym zaprzeczeniem. Łowienie żydów i masonów to rodzaj „nowej religii”, z tych, które mnożą się w czasach kryzysów wiary. **)
„To nie przypadek, że patriotyzm jest traktowany jak płomienna wizja, wznioślejsza i lepsza od samego patrioty, w krajach o tradycji katolickiej, takich jak Francja, Polska czy Irlandia – przypominał G. K. Chesterton – podczas gdy w miejscach bardzo od tej tradycji odległych, takich jak Berlin czy Belfast, wyrodził się w pospolite heretyckie uwielbienie dla własnej krwi i kości, dla własnego modelu kultury, z patriotą w roli elementu składowego”.
Tego ostatniego gatunku „patrioci” potrafią czasem zawracać głowę ludziom prostodusznym, naiwnym i spragnionym sensacji, którzy są notorycznymi niedowiarkami, kiedy słyszą cokolwiek dobrego o Polsce i Polakach „z kanałów oficjalnych”. Uważają, że prawda zawsze spływa tylko i wyłącznie do kanalików podziemnych, cienko szumiących, ukrytych głęboko i pilnie strzeżonych przez szwadrony ludzi znających się na rzeczy. „Patrioci”, których główne zajęcie polega na tropieniu żydów i masonów (tak było w czasach PRL i tak już zostało), mają nadzieję, że swoją niezmordowaną działalnością na rzecz „prawdy” unicestwią w końcu wszelką prawdę i wszelki patriotyzm. I to jest ich główna misja.
Na szczęście wolna opinia publiczna odradza się dziś w Polsce – nie bez potknięć i prawdziwej nieraz męki – i zawsze może liczyć na tych, którzy nad pytanie: „I jak się dziś czujesz?” stawiają: „I co myślisz?”
Forumowiczom z forum „Krzyż” dziękuję za celne riposty i prostowanie plotek i pomówień, ociekających oślizgłymi wodorostami i cuchnącym szlamem, na temat Pana premiera Jana Olszewskiego i jego biografii, którymi uraczono nas w dniach żałoby.
Widać jak wykształca się w takich internetowych dyskusjach nowa elita intelektualna, potrafiąca w sposób dowcipny przekuć wielkiego balona pychy, który nadymają osobniki posiadające rzekomo wszechwiedzę o ludzkich upadkach – zwłaszcza upadkach znaczących osobistości polskiego życia politycznego. W starciu z wolną opinią pyszałek zawsze, wcześniej czy później, okaże się zwykłym nudziarzem i oklapnie jak zmięty kapelusz jakiegoś podgrzybka. Jak przepowiadał trafnie Chesterton: „Filozofia pychy załamuje się nie w teorii, lecz w praktyce. Gdziekolwiek zgromadzi się dwóch lub trzech, włącza się moralny instynkt, zaś wystarczającą odpowiedź na tę nowoczesną herezję stanowi po prostu nowoczesne ludzkie doświadczenie”.
_______