Bożena Ratter: Mentalność postsowiecka jest wszechobecna
data:25 stycznia 2019     Redaktor: Redakcja

We wczesnym PRL nie wolno było pamiętać o Polakach z Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej pod karą śmierci, więzienia, zesłania, wykluczenia. Niewskazane było mówienie w czasach postsowieckich, niezalecane  jest mówienie o polskości tych ziem dzisiaj. Mentalność postsowiecka jest wszechobecna, jest dziedziczna. Po obu stronach Bugu i Sanu.  - felietonistka upomina się o prawdę historyczną w swoim kolejnym tekście, tym razem z okazji 75-lecia powstania 27 WDPAK.

Wsiadłam więc do polskiego wagonu o godzinie 11 przed południem w Krakowie - Płaszowie. Pociąg tylko tu się zatrzymuje, a jedzie z Legnicy do Kijowa. Jest to pozostałość po czasach, kiedy w Legnicy i jej okolicy było państwo sowieckie, to znaczy wielkie zgrupowanie wojsk sowieckich z rodzinami. Po przeszło dwunastu godzinach, o północy, znalazłam się we Lwowie. (…).
Muszę powiedzieć, że dopóki się człowiek nie przyzwyczai, nie oswoi, Lwów robi bardzo przygnębiające wrażenie. Już sam dworzec potwornie brudny i zatłoczony przez tłumy właściwie kołchozowo wyglądających ludzi prowokuje do pytania, gdzie właściwie jesteśmy i czy to naprawdę są mieszkańcy Lwowa. A jednak są. No bo przecież po wywózkach, po wymordowaniu Polaków przez Niemców i Sowietów, wreszcie po przymusowym wysiedleniu dawnych mieszkańców, a także wymordowaniu polskich Żydów, Lwów opustoszał, a na to miejsce z całego ZSRS zaczęli ciągnąć, jak do Ziemi Obiecanej, ludzie wszelkich ras i narodowości. Zajmowali ciepłe mieszkania byłych właścicieli i niszczyli aż do ruiny.(…) Za ustanowioną bezprawnie granicą pozostała nie tylko polska ziemia, zabytki, tradycje. Pozostali tam ludzie- pisała Teresa Siedlak-Kołyszko, która w latach 80 rozpoczęła serię reportaży (po raz pierwszy po wojnie na antenie Polskiego Radia) z Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej. Rzemiennym dyszlem, w strasznych nieraz warunkach – na wozie i pod wozem – przemieszczała się po ogromnych przestrzeniach byłej Rzeczypospolitej (milion kilometrów kwadratowych), szukając – żyjących tam w poniżeniu i niewyobrażalnym strachu, ale ocalałych z wszystkich pogromów – Polaków, przekonując się o ich niezłomnej polskości, o bezgranicznej wierności mowie i wierze ojców.
We wczesnym PRL nie wolno było pamiętać o Polakach z Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej pod karą śmierci, więzienia, zesłania, wykluczenia. Niewskazane było mówienie w czasach postsowieckich, niezalecane  jest mówienie o polskości tych ziem dzisiaj. Mentalność post sowiecka jest wszechobecna, jest dziedziczna. Po obu stronach Bugu i Sanu.  
We współczesnym świecie rozumienie własnej historii, rozumienie siebie samych jest nie tylko podstawą myślenia obywatelskiego i podstawą kręgosłupa moralnego, który każdy naród mieć może, ale też jest bardzo ważnym elementem bieżącej polityki uprawianej w różnych celach, nie tylko polityki pamięci, ale polityki dotyczącej różnych pól. Zawsze bardzo łatwo sięgnąć do przykładu Izraela, który ze świadomości konsekwentnie budowanej na całym świecie (nie ma zakątka świata, gdzie nie byłoby historyków i publicystów żydowskich zaangażowanych w badania, wydawnictwa, media -BR) ze świadomości tego,  czym była dla narodu żydowskiego II wojna światowa,  buduje i poczucie więzi, i tożsamości współczesnych Izraelczyków.  Ale też używa tego przypomnienia jako argumentu w bieżącej polityce, czego by ona nie dotyczyła. Tak też czynią Niemcy, tak też czynią Francuzi, Anglicy, Rosjanie -  z dużym naciskiem na manipulacje historyczne, ponieważ w Rosji mamy do czynienia z dużym renesansem politycznym tych interpretacji, które były zadekretowane w czasach Stalina.
Jest sens  mówić o tym, jakie jest nasze doświadczenie historyczne, jest sens przenosić to do pokoleń młodszych, by Polak mógł korzystać z tego, co się zakończyło klęską, nie pozwoliło nam na osiągnięcie naszych celów, na obronę suwerenności i uzyskanie silniejszej pozycji w Europie, ale dało nam olbrzymi kapitał moralny, który nie jest pustym słowem, ale jest realnym argumentem politycznym.
Żydzi II wojny światowej nie wygrali, shoah był jedną, wielką tragedią narodu żydowskiego, a jest to dzisiaj ważny kapitał, realny kapitał w polityce państwa Izrael i możemy tylko  ich podziwiać, ale i brać przykład, że z tego kapitału należy czerpać - wykład Macieja Korkucia Akcja „Burza” 1944 ( Klub Krakowski, 2014 r).
Kiedy tonie człowiek może znaleźć się inny, który pospieszy mu na pomoc. Kiedy utonie razem z tym, którego ratował, powiemy o nim wariat? Obłędny? Nienormalny? To jest tematem naszych dyskusji dotyczących historii i Akcja „Burza” jest jednym z elementów tych dyskusji. Jeszcze nie przebrzmiały echa komunistycznej propagandy, jeszcze nie wyparowały nam z umysłów wszystkie mniej lub bardziej bałamutne tezy, które były kanwą, fundamentem propagandy PRL a już się pojawiają różnego rodzaju opowieści o Polakach jako o narodzie szaleńców, wariatów, oskarżanych o obłęd. Cóż jesteśmy warci, jeśli jesteśmy wariatami.  
W akcji „Burza” we wschodnich województwach Rzeczypospolitej wzięło udział z bronią w ręku trzydzieści kilka tysięcy żołnierzy AK. Walczące z Niemcami kresowe oddziały AK były wszędzie rozbrajane, a akowcy traktowani przez Rosjan jak przestępcy - aresztowani, stawiani przed sowieckimi trybunałami, rozstrzeliwani, wywożeni do łagrów. Opinia publiczna wolnego świata miała jednak nie dowiedzieć się o rozgrywającej się w Polsce tragedii. Na polecenie naszego „niezawodnego sojusznika” premiera Wielkiej Brytanii nałożona została cenzura na takie informacje (Krzysztof Krajewski, 2014 r.).
W okresie utrwalania "władzy ludowej" od 1946 roku do 1948 roku szczególnym represjom poddane zostały: Ruch Oporu AK; Obywatelska Armia Krajowa; Konspiracyjne Wojsko Polskie, Wielkopolska Grupa Ochotnicza "Warta", Narodowe Siły Zbrojne, Narodowe Zjednoczenie Wojskowe i Narodowa Organizacja Wojskowa. Czystki przeprowadzono również w Wojsku Polskim - "operacyjnie" rozpoznano i wydalono w tym czasie 3 838 oficerów, 1 142 podoficerów oraz 925 szeregowych. Mimo amnestii z lutego 1947 roku i zmniejszenia wyroków (m.in. zamiana kary śmierci na dożywocie) inwigilacja społeczeństwa przybierała na sile. Pod koniec roku Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego przekroczyło 200 tysięcy pracowników, (z czego około 100 tysięcy to jednostki paramilitarne); obok MO aparatem przemocy i kontroli była Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej, grupująca około 120 tysięcy ludzi. Lista zamordowanych oficerów i żołnierzy AK obejmuje kilkadziesiąt tysięcy osób – mówił na sympozjum w 2001 roku śp. Jerzy Scheur.
Ci wspaniali Polacy wychowani w duchu niezłomnej polskości, wierni tradycji , wartościom moralnym, obywatelskim przekazywanym im przez  przodków, walczący w naszym imieniu w obronie wolności mimo świadomości przegranej,  nazwani  zostali „zaplutymi karłami reakcji” i zostali „wyklęci” przez władze PRL i zniewolonych propagandą marksistowską, dorabiających się na ich krzywdzie rodaków.
Minęło 5 lat od wypowiedzi historyka, wiedza świata i Polaków o shoah wzrosła niezmiernie (zwłaszcza o kłamstwo o odpowiedzialności Polaków), a realny kapitał to  choćby ustawa 447 wymuszona przez diasporę żydowską  w USA (Żydzi z USA informowani przez Karskiego, Pileckiego, Zygielbojma nie reagowali na Holocaust, oni  o nim wiedzieli, ale bali się o fortuny ¬- Sławomir Grynberg).
Minęło 5 lat, a wraca propaganda z czasu PRL, wiedza świata o zagładzie Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej i zamieszkałych tam Polaków jest mniejsza i wciąż cenzurowana. Smutne, iż nadal przez nas samych jest cenzurowana i fałszowana, również poprzez akceptację  fałszowania jej przez  Ukrainę.
Brak konsekwentnie budowanej w Polsce i na całym świecie świadomości ( i wiedzy) tego,  czym była dla narodu polskiego  II wojna światowa, przyniósł nam "realny kapitał" w postaci zezwolenia na kłamliwe oszczerstwa pod adresem Polski, na konsekwentne niszczenie suwerenności Polski, na wybór przedstawicieli reprezentujących Polskę w UE czy innych forach międzynarodowych, jak również w rządzie czy w samorządach lokalnych spośród potomków tych, którzy Polski nienawidzili już 70 lat temu, którzy szkodzą zamiast bronić naszych interesów (oni  wiedzą o zagładzie Polaków, ale boją się o fortuny ¬– można parafrazować słowa Sławomira Grynberga. A jeśli nie wiedzą to odporni są na dostępne źródła informacji).  "Realny kapitał" to tysiące rodaków o słabym kręgosłupie moralnym wynikającym z utrwalonej prosowieckiej postawy, z braku chęci do zdobywania wiedzy (po co wiedza, wystarczy smartfon i telewizor) , ulegających tym razem  neomarksistowskiej propagandzie (identycznej jak za PRL), która niszczy ich człowieczeństwo.  "Realny kapitał" to strach przed publicznym protestem przeciw fałszywym atakom na historię Polski, na Polaków: strach zarówno urzędników, sołtysów, wójtów, jak i pracowników korporacji, szkół, uczelni itp. (trudno protestować, gdy nie ma się silnych argumentów merytorycznych). Realny kapitał to agresywne, obelżywe, prostackie ataki na tkwiących dawniej i dzisiaj przy zasadach cywilizacji łacińskiej. Atakujący nie znają tych wartości, wychowani lub wzbogaceni na ideologii marksistowskiej. Niewiele zmieniło się w ich umysłach od czasu PRL. Świadczy o tym wypowiedź Władysława Frasyniuka, gdy mówi o sprawcy zbrodni na prezydencie Adamowiczu:  w więzieniu nasłuchał się o zdradzieckich mordach, uznał, że to jego ostatnia misja jako Żołnierza Wyklętego. [?!]
Nie rozumiem też  sformułowania w ocenie potencjalnego elektoratu PIS w Gazecie Polskiej z 16 stycznia: „są to ludzie o konserwatywnych poglądach,  nastawieni patriotycznie, często wywodzący się z rodzin akowskich czy z tradycjami NSZ i Żołnierzy Wyklętych. Żołnierze Wyklęci to nie jakaś dodatkowa tradycja, dodatkowa formacja, to żołnierze Wojska Polskiego w chwili wybuchu wojny, a potem podziemnej Armii Krajowej. To 96 generałów i oficerów Wojska Polskiego zaprzysiężonych w AK pozbawionych praw obywatelskich, majątku i prawa powrotu do Polski, to zamordowana w Katyniu elita wcielona do Wojska Polskiego wskutek mobilizacji w chwili napaści Niemców i sowietów we wrześniu 1939 roku, profesorowie, naukowcy, lekarze, dziennikarze, aktorzy, którzy gdyby nie zostali straceni, staliby się żołnierzami podziemnej Armii Krajowej, tak  jak inni intelektualiści (prof. Rudolf Weigl np.) . Oni również jako elita intelektualna uznani zostaliby za „karłów reakcji”. To duchowni mordowani, męczeni w obozach koncentracyjnych, w łagrach i katowniach UB, to Cichociemni - doskonale wyszkoleni lotnicy, którzy nie mogli wrócić do Polski, a ich wiedzę wykorzystano w Kanadzie, czy Pakistanie, to elita z Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej należąca do Armii Krajowej w Białorusi, Litwie, Ukrainie,  wychowana  w nieugiętej polskości. To samo dotyczy żołnierzy NSZ. Niestety, nawet na stronie Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej nie pojawiła się notka o rocznicy Akcji Burza, niepamięć o „niepolitycznych” trwa. Nie podoba mi się również stygmatyzowanie w ostatnim wydaniu Klubu Ronina, w krytyce Ukraińców i braku krytyki Rosji - to widoczny wpływ Rosji. Można równie dobrze postawić tezę biorąc pod uwagę przemieszczenie ludności z głębi bolszewickiej Rosji do Lwowa, iż sprzyjanie Ukraińcom we Lwowie jest sprzyjaniem rosyjskim wpływom we Lwowie. To samo dotyczy Kijowa, gdzie powszechnie używanym językiem jest rosyjski, również w przedszkolach i szkołach. Są też szkoły z językiem ukraińskim i dodatkową nauką rosyjskiego - mówi podróżująca po dawnych ziemiach RP prelegentka w Domu Kultury na Ochocie.
Do realizacji planu „Burza” pierwszy przystąpił w styczniu 1944 r. Okręg AK Wołyń. Pomimo niezwykle trudnej sytuacji wywołanej antypolskimi, ludobójczymi działaniami sił OUN-UPA sformował 27. Wołyńską DP AK liczącą około 6,5 tys. żołnierzy (dr Krzysztof Krajewski). „Cała ludność polskich Kresów miała być wycięta w pień, zgodnie z założeniami uchwały centralnej zarządu OUN z grudnia 1942 roku. Od połowy 1943 roku pustoszała większość polskich wsi i kolonii. Po opuszczeniu swych domostw uchodźcy tracili cały swój dobytek, najczęściej dorobek wielu pokoleń, który był rabowany przez miejscowych sąsiadów. Często ludzie ginęli w ogniu palących się domów. Ocalały jedynie te osoby, które zdołały uciec lub ukryć się np. pod stosem trupów członków rodziny, często okaleczone fizycznie i psychicznie. Zwykle przed zamordowaniem ludobójcy ukraińscy dokonywali brutalnych gwałtów na dziewczętach i kobietach (siostrach, matkach, narzeczonych), obcinali nosy, uszy, chłopców (braci, synów) wieszano za genitalia, niemowlętom (rodzeństwu) rozbijano główki na oczach matek, studnie klasztorne wypełnione były ciałami dzieci, które wrzucano tam żywcem. Wedle zgodnej opinii ocalałych świadków mordu, ludobójcy mordowali sposobami, o jakich się czyta w opisach praktyk dzikich plemion . Ocaleli z pożogi uchodźcy polscy szukali schronienia w bezpieczniejszych miasteczkach i wsiach, gdzie naprędce zaczęto organizować samoobronę" - pisze jeden z nastoletnich wówczas żołnierzy 27WDPAK. To oni tracili rodziny i domy w zbrodniczych napadach  i oni też uczestniczyli w samoobronie.
 
Bożena Ratter
 
[podkr.red.]
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.