Marek Baterowicz: BESTIALSKIE ZABÓJSTWA  KSIĘŻY W 1989 AD
data:25 stycznia 2019     Redaktor: GKut

(w 32-tą rocznicę tych komunistycznych zbrodni)

 

W  roku obrad okrągłego stołu – który miał nam przynieść demokrację ( a nie ma jej do dzisiaj z braku niezależnych sądów zablokowanych naciskami z UE i nowelizacją ustawy o SN ) – reżim PRL-u  nie rezygnował z morderstw politycznych jako środka represji wobec opozycji w kraju. Kontynuowano metody fizycznego likwidowania kapłanów, znane zwłaszcza od zbrodni popełnionej na ks. Jerzym Popiełuszko w r.1984. W tym roku minie 37-ta rocznica Jego męczeństwa,  opisanego wielokrotnie. Mniej znamy za to okoliczności śmierci trzech księży – ks. Stefana Niedzielaka, ks. Stanisława Suchowolca oraz ks. Sylwestra Zycha – zamordowanych także przez esbeków, a stało się to w roku niosącym nadzieje na zmiany. Żyją w naszej pamięci jakby w cieniu ks. Jerzego, a przecież szczuto ich i zakatowano w niemniej bezlitosny sposób. I właśnie w anonimach z pogróżkami czy w telefonach straszono ich, że „skończą jak Popiełuszko”! Ofiara ks. Jerzego łączy zatem blisko te trzy zabójstwa, ukazuje też, że nawet okrutne tortury i Jego kaźń nie były w stanie zastraszyć innych księży, którym los narodu polskiego leżał na sercu.

Rankiem 21 stycznia 1989 r. na plebanii kościoła św. Karola Boromeusza w Warszawie znaleziono ciało ks. Niedzielaka, prześladowanego od dłuższego czasu. Złamane kręgi szyjne mogły wskazywać na śmiertelny cios karate. Miał 75 lat, a na celowniku służb specjalnych był od dawna, gdyż od 1977 roku organizował na Powązkach patriotyczne msze w rocznice świąt narodowych. Budował też wraz z Wojciechem Ziembińskim Sanktuarium Poległych na Wschodzie, a podczas kazań nieraz przypominał zbrodnię w Katyniu czy ludobójstwa NKWD, a również ujawniał kłamstwa systemu. W Sanktuarium umieścił tablice pamiątkowe poświęcone Armii Krajowej na Kresach.  Wspierał duchowo rodziny katyńskie, a w swoim kościele umieścił replikę Matki Boskiej Kozielskiej. Ten wielki patriota pielęgnował historyczną pamięć narodu, polską martyrologię na ziemiach wschodnich. Nie mogło podobać się to reżimowi PZPR, zależnemu od Moskwy. I dlatego SB wydała nań wyrok, a kilka dni przez zamachem ks. prałat Niedzielak otrzymał telefonicznie pogróżkę : „…jak się nie uspokoisz, to zdechniesz jak Popiełuszko”.  Oczywiście władze usiłowały przedstawić zgon księdza jako ofiarę napadu rabunkowego, ale nikt nie miał wątpliwości co do faktycznych przyczyn zabójstwa. Ks. Niedzielak stał się niejako ostatnią ofiarą Katynia, albowiem rozpowszechniał wiedzę o katyńskiej zbrodni. A nieznani sprawcy do dziś pozostają nieuchwytni, ponieważ IIIRP jest –  w zakresie wymiaru sprawiedliwości – przedłużeniem PRL-u. Zbrodnie pozostają nieosądzone, bo w sądach działa nadzwyczajna kasta, a prokuratura jest równie sprzedajna i nieraz idzie na rękę dawnym układom, a nawet mafijnym sitwom. W tej sytuacji wstrzymanie reformy Temidy jest ogromnym błędem politycznym i tragedią dla Polski.

    A 30 stycznia 1989 roku (minie właśnie 30-ta rocznica tego morderstwa) zginął ks. Stanisław Suchowolec ( urodzony w r.1958), przyjaciel ks. Jerzego Popiełuszko. W tej sytuacji – na znak protestu - należało przerwać rozpoczęte tydzień wcześniej obrady przy okrągłym stole, tym bardziej, że radio francuskie podało wiadomość o długiej liście aż 150 księży uznanych przez reżim PRL za „ekstremistów”. Obrad nie przerwano, choć obowiązkiem Kościoła i opozycji demokratycznej ogłoszenie takiego protestu było absolutnie konieczne. Niestety, bojaźliwe cofanie się przed kryminalną władzą uznano za cnotę czy „roztropność”, a zatem reżim nadal polował na duchownych. W kilka dni po zamordowaniu  Suchowolca w tajemniczym wypadku samochodowym zginął ksiądz Edward Rafało, który widział uchodzących z miejsca zbrodni sprawców. W podobny sposób zginął kilka lat wcześniej ks. H. Kowalczyk, dominikanin z Poznania, który w stanie wojennym udzielał pomocy członkom „Solidarności”. A jak zmarł ks. Suchowolec  ? Esbecy włamali się na plebanię nocą, gdy spał. Uśmiercili psa, następnie sprowokowali pożar podpalając ławę, wykładzinę podłogi przy użyciu specjalnej cieczy, wywołującej kilkugodzinne tlenie. Agenci włączyli też termowentylator, by upozorować spięcie powodujące pożar. Tlenek węgla przedostał się z izby gościnnej do sypialni księdza, a kiedy wreszcie obudził go, ks. Suchowolec był już tak zatruty, iż nie zdołał wyjść na zewnątrz. Wstał wprawdzie z łóżka, lecz wymiotował, by w końcu upaść bez życia na podłogę. Dodajmy, że esbecy od kilku lat próbowali go zamordować, a obserwowali  od dawna. Ks. Suchowolec był bowiem przyjacielem ks. Jerzego, a 11 listopada 1984 mieli razem celebrować Mszę za Ojczyznę. Na Mszę tę ks. Jerzy – jak wiemy – nie dojechał, zakatowany trzy tygodnie wcześniej. Odprawił ją sam ks. Stanisław, odtąd też – wzorem zamordowanego przyjaciela – piętnował w kazaniach system i władze, nazywano go więc kapelanem robotników i „Solidarności”. W roku 1986 przeniesiono go z Suchowoli do parafii w Białymstoku - Dojlidach, gdzie również odprawiał msze za Ojczyznę. Esbecy próbowali w latach 1987/88  kilkakrotnie pozbawić go życia, uszkadzając samochód. Założono mu podsłuch telefoniczny, nagrywano kazania. Parokrotnie został pobity przez nasłanych tajniaków, wysyłano mu pogróżki ( „Skończysz jak Popiełuszko!”), a do Kurii szkalujące go anonimy. 4 sierpnia 1988 nieznany sprawca rzucił kamień w auto, którym ksiądz jechał, rozbijając przednią szybę. Wzywano go na przesłuchania, szykanowano rewizjami. Podpalono nawet dom jego rodziców, co szczególnie nim wstrząsnęło, a tego samego dnia na klamce swego samochodu znalazł kartkę przedstawiającą kapłana w sutannie, wiszącego na szubienicy. Wszystko to załamało księdza tak bardzo, że nie pojechał na pielgrzymkę z białostockimi solidarnościowcami do kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, do grobu ks. Jerzego. Miał   obowiązki duszpasterskie, został w swojej parafii. I o to chodziło prześladującym go esbekom, nocą 29/30 stycznia wdarli się na plebanię…Ks. Suchowolec został kolejnym (czy ostatnim?) męczennikiem „Solidarności”.

    Ks. Sylwester Zych zginął 11 lipca 1989 , a zatem już w tzw. nowej Polsce – po częściowo wolnych wyborach w czerwcu ( bowiem Kiszczak domagał się wyborów „niekonfrontacyjnych”!), gdy media trąbiły o upadku komunizmu. Ks. Zych miał charyzmę, przepadały za nim dzieci i młodzież, a w latach 70-tych zainicjował akcję wieszania krzyży w szkołach oraz przedszkolach. Władze zamierzały rozprawić się z niepokornym kapłanem, a tragiczny przypadek dostarczył im pretekstu. Oto w stanie wojennym ( 23 lutego 1982 ) dwaj licealiści z konspiracyjnej „Powstańczej Armii Krajowej” zastrzelili w warszawskim tramwaju sierżanta milicji Z. Karosa. Przestraszeni chłopcy wyznali to księdzu, oddali mu pistolet. Niestety, poszukiwania zabójcy – 17-letniego Roberta Chechłacza – doprowadziły milicję do ks. Zycha. Zrobiono z niego… lidera grupy terrorystycznej! Skazano go na 6 lat pozbawienia wolności, na mocy amnestii wyszedł po 4 latach i 7 miesiącach. Wyszedł z nadszarpniętym zdrowiem, w więzieniu był źle traktowany, grożono mu śmiercią. Po opuszczeniu więzienia esbecy tropili go wszędzie, parokrotnie został pobity. Dopadli go we Fromborku, dokąd udał się po wizycie u księdza T. Brandysa w Braniewie. Ciało ks. Zycha znaleziono z obrażeniami czaszki, miał złamane cztery żebra, ślady nakłuć w okolicy żył, co sugeruje wstrzyknięcie alkoholu do krwi zmarłego. O oficjalnej wersji śmierci ks. Zycha, przedstawionej w TV przez Urbana nie warto nawet mówić. Mordercy księdza ścigali potem osoby, które chciały ujawnić prawdę o tej zbrodni. Nieznani sprawcy podpalili więc mieszkanie dziennikarza Jerzego Jachowicza, w pożarze zginęła jego żona Maria. Tragicznie mógł też skończyć się napad na autora książki „Tajemnica śmierci ks. Zycha” – Zbigniewa Branacha – pobitego do nieprzytomności we Wrocławiu w lutym 1991 roku. W jednym z kazań ks. Zych mówił: „Mamy nieszczęście żyć w ustroju, który jest niereformowalny...”.

Ginęli w nim ludzie domagający się prawdy, ale czy teraz jest lepiej? Dziesiątki niewyjaśnionych zabójstw czeka na rzetelne śledztwo, podczas gdy IIIRP woli dochodzić jak zginął gen. Sikorski. Polacy żyją nadal w niereformowalnym państwie, bo prezydent Duda nie poparł reformy RP prowadzonej przez PiS. III RP przypomina więc nadal peerelowski skansen, w którym bełkoczą chochoły, a skrytobójcy wznoszą toasty między swymi. A ostatnio morduje się otwarcie i to na scenie koncertowej tylko po to, by winę przypisać legalnemu rządowi, który oczywiście nie miał żadnej koneksji z nożownikiem – działającym samotnie lub wynajętym przez wrogów Adamowicza, lecz tego pewnie nie da się ustalić, bo wymiar sprawiedliwości kuleje, jak kulał. I nie widać na razie szansy na poprawę, bo nowelizacją zamrożono reformę Temidy. Arogancja nadzwyczajnej kasty zaś zapowiada zemstę na tych, co domagali się sprawiedliwości. Państwo jest nie tylko chore, stało się już niebezpieczne dla obywateli. A żałoba narodowa jest przywilejem dla nieosądzonych i nietykalnych aferzystów, natomiast nie ogłoszono jej po śmierci pięciu niewinnych dziewcząt, ofiar absurdalnej gry. Niewątpliwie III RP jest państwem głęboko chorym i niereformowalnym, bo rządowi spętano ręce i poddano go dyktatowi Brukseli i układu.

                                                                                   Marek Baterowicz

PS Jest jednak nadzieja na dokończenie  reformy Temidy, gdyż takie deklaracje padały z ust prezesa PiS-u Jarosława Kaczyńskiego, a także nieraz z ust Prezydenta Andrzeja Dudy i to nawet podczas jego wizyty na antypodach. Wyśmiewał wtedy ingerencje UE. A czas najwyższy, bo w Kraju przybywa drastycznych zbrodni i rośnie plaga nożowników. Dzieje się tak, bo Temida po 1989 r. nie odzyskała prestiżu. Trzeba oczyścić sądy i prokuraturę ze skorumpowanych elementów, po wolności ludzie cenią sobie właśnie najbardziej sprawiedliwość. Byłoby to też spełnieniem marzeń Jana Pawła II, który wzywał ludzi sumienia dla Polski. Tylko ludzie sumienia – więc rząd PiS-u – mogą zaprowadzić praworządność wbrew skorumpowanej opozycji.  I to jest celem dobrej zmiany, której przeciwstawiają się byli opiekunowie aferzystów. Rząd Prawa i Sprawiedliwości musi spełnić wyborczą obietnicę i wyegzekwować te wartości, które umieścił w nazwie swej partii. A zamordowanych  kapłanów  z naszego wpisu możemy porównać do „żołnierzy” niezłomnych i strażników  narodowej pamięci.  (29.01.2021)  

                                                                                                                     MB

Od redakcji:

Zachęcamy do nabycia wydanej przez nasze stowarzyszenie książki Marka Baterowicza - opowieści o"wojnie jaruzelskiej"- ZIARNO WSCHODZI W RANIE


Szczegóły: TUTAJ]

Marek Baterowicz (ur. 1944) jako poeta debiutował na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” (1971). Debiut książkowy - „Wersety do świtu” (W-wa,1976); tytuł był aluzją do nocy PRL-u. W 1981 r. wydał poza cenzurą zbiór wierszy pt. „Łamiąc gałęzie ciszy”. Od 1985 roku na emigracji, od 1987 w Australii. Autor kilku tytulów prozy(M.in "Ziarno wschodzi w ranie"-1992 w Sydney i 2017 w Warszawie) oraz wielu zbiorów poezji, jak np. „Serce i pięść” (Sydney, 1987), „Z tamtej strony drzewa” (Melbourne, 1992 – wiersze zebrane), „Miejsce w atlasie” (Sydney, 1996), „Cierń i cień” (Sydney,2003), „Na smyczy słońca” (Sydney, 2008). W 2010 r. we Włoszech ukazał się wybór wierszy - „Canti del pianeta”, następnie "Status quo" (Toronto, 2014), zbiór opowiadań – „Jeu de masques” (Nantes,2014),"Nad wielką wodą" (Sydney,2015) oraz e-book jego powieści marynistycznej, osadzonej w XVI wieku „Aux vents conjurés”.
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.