Możemy być pewni: odpowiednie agendy wydadzą jedyny słuszny werdykt: pomoc państwa jest niedozwolona. Wszak ciemny lud należy wychowywać również poprzez stan portfela. Ekologia, stan środowiska, ocieplenie klimatu i parę innych tematów podniesionych do rangi nowych dziesięciu przykazań są ważniejsze niż stan budżetu przeciętnych rodzin czy ograniczenie progu ubóstwa. Nic to, że gospodarstwa korzystające z ogrzewania elektrycznego (a jest takich sporo) zmuszone będą cofnąć się do palenia węgla w piecach - utopijne neomarksisowskie idee traktują takie fakty tylko jako klasowy opór przeciwko postępowi, który należy zdusić wszelkimi środkami.
Czeka nas więc najpierw werbalny opór rządu a następnie - to już norma w tej kadencji - ugięcie się przed żądaniami i dostosowanie regulacji do wymagań. Podwyżki cen większości artukułów, skokowy wzrost cen bezpośrednio zużywanej energii elektrycznej - trudno łudzić się, że w sposób doraźny rząd rok za rokiem będzie asygnował mliardy złotych na rekompensaty. I wszystko to w imię antynaukowej ideologii, której jedyną rzeczywistą siłą jest wsparcie medialne oraz finansowe ze strony zaagażowanych grup interesu.
Unia straszy nas ograniczeniem funduszy oraz - pośrednio - wpływem na proces decyzyjny. Warto odpowiedzieć sobie na pytanie, ile jeszcze czasu będziemy rzeczywiście korzystać z dopłat (bilans jest mocno niejednoznaczny) oraz jaki jest nasz rzeczywisty wpływ na kluczowe decyzje dotyczące przyszłości UE. Tylko, czy obecny rząd jest w ogóle w stanie postawić takie pytanie? Deklarowana gotowość do walki w obronie pierwotnych założeń Unii Europejskiej a rzeczywiście podjęte działania - to na razie dwie różne sprawy...
AN