Chyloński Mikrokosmos
data:31 lipca 2012     Redaktor:

"Nikt im w kajdany nie skuł rąk ani nie zbudził ich nad ranem" - jak to pięknie opisał poeta... A jednak druty kolczaste ekonomicznej i duchowej beznadziei, nie tylko tworzą getto ? one zabijają!

Rafał Gołuch
Chłopaki pod blokiem piją wódkę od rana. Już wcześnie rano, skoro świt 'coś' zapowiadało dzień latynoamerykańskiej siesty na dzielnicy. Z nagła i zza sąsiedniego bloku szczytowej ściany, wyłonił się schludnie ubrany młody człowiek. Dżinsy, adidasy, białe, sportowe polo. Piękny dzień... nawet za piękny. Widać od razu, że upał dziś będzie niemiłosierny... W ogóle dużo widać jeśli się człowiek przyjrzy, jednak nie trzeba było specjalnie wytężać zmysłów, ze wzrokiem na czele, by zajarzyć, iż sielanka sobotniego poranka jest 'lekko' specyficzna.

Młody człowiek w polo, owszem ubrany bardzo trendy, jednak sposób jego poruszania był daleko bardziej dziwny i niekonwencjonalny, od tego prezentowanego przez Ministerstwo Kroków Niepotrzebnych u Monty Pythona :)

...Śmieszne i nieśmieszne... Raczej nieśmieszne... Fantazyjne elipsy, koła, półłuki, nawroty, piruety. Zachodzenie co i rusz na trawnik, szczególne interwały tempa kroku, półbieg... i nagle jakby zamyślone, filozoficzne spowolnienie... nawet zastój na mgnienie myśli... No dobra, dość słownego malowania 'piórkiem i węglem' ? gość był po prostu najebany w trupa, a godzina jakoś tak koło ósmej... Ok, nie był to świt, ale nadal ranek. Stwierdziłem że na razie nie wystawię kanarka na balkon, może w zamian kwiaty podleję, wodę na kawę się wstawi. Kawa się nie zdegustuje, a zaparzy, kwiaty nie zgorszą, gdyż są wegetatywne... Z kanarkiem już nie chciałem przeginać, w końcu ma zwierzątko jakieś poczucie przyzwoitości. Mógłby mi tego nie wybaczyć...

Młody człowiek schował się za ścianą szczytową mojego bloku. Ze smutną ciekawością poszedłem do kuchni, by spojrzeć, nie dokąd, ale jak idzie... Nie doszedł - w martwej przestrzeni ściany szczytowej przysnął na trawie...

Dzień płynął leniwie ? rzeczywiście latynoska siesta. Rano nic nie napisałem, tak bywa czasem.

29 stopni (gradusów ? po komorowskiemu ) w cieniu!... Co oni ich z lasu puszczają!?.. Czy jak!?... Godzina dwunasta w południe i widzę: Pędzi spiesznie i niespiesznie, elipsoidalnie i półświadomie, następny. Tym razem bez koszulki i chyba jednak bez świadomości ? meteor... Ten przeszedł obok ściany szczytowej i pognał gdzieś swoją trajektorią. "Pijany o dwunastej w południe" - było takie opowiadanie Marka Hłaski...!

Tak, jest to mikrokosmos chyloński, ale on nie dzieje się bez powodu przecież. Bynajmniej nie jest powodem upał.

Dzień toczył się swoim rytmem spieczonej i przedudarowej beznadziei. Ci co 'przeżyli' do wczesnego popołudnia, 'zebrali zamiary podług sił' ? zbierając na kilka flaszek wódki. Usiedli pod lasem i... Czas płynie powoli, nad krzakami brzęczy bąk, zegar słońca niespiesznie odlewa cieniem, powolnie odmierzane plastikowe kubeczki z alkoholem... Upał... Rozmowy spod daszków czapeczek... Godziny...

...Wódki na dnie i coli na dnie, twarze czerwone, mimika twarzy teatralnie spowolniona... Cień od lasu zachodzi na prawie martwą naturę coraz mocniej... Czapeczka Nike i koszulka Umbro... 'Wszystko git'... Skoszona trawa i las tuż obok. 'Sielanka' miejsko ? wiejska...

A jednak nie jest to "Konopielka", ani "Daleko od Szosy". Nawet nie "Ranczo" - tu nie ma sztuczności i plastikowej wesołości. Nie ma 'radosnych' perspektyw ludowego 'rozwoju'... Niestety nie ma też genetycznego tradycjonalizmu...Wszystko co fajne w tej scenie półmartwej natury, to las i 'piękne okoliczności przyrody'... Reszta jest komorowska i tuska... Ciepła wódka i ciepła cola ? tak od lat jest tutaj. 'Zielona Wyspa' zieleni się nad i obok umęczonej i spitej suburbii, czyli przedmieścia...

"Nikt im w kajdany nie skuł rąk ani nie zbudził ich nad ranem" - jak to pięknie opisał poeta... A jednak druty kolczaste ekonomicznej i duchowej beznadziei, nie tylko tworzą getto ? one zabijają! Przyszłość tak samo jak przeszłość przewidywalnie beznadziejna. I tylko twarze, postury chłopaków coraz starsze, zmęczone, zgięte... Już nie ma siłowni. Jest tylko wódka... Ja nie mam do nich żalu ? mnie jest ich żal... To dobrzy ludzie, zawsze pomocni...

Nikt ich nie chce! Nie mają miejsca dla siebie. Są niepotrzebni w Ojczyźnie... Nie chcą wyjechać... Wiem że nie chcą, bo stoją 'ukrzyżowani' pod klatkami i pod lasem, od lat... Szanuję to i wiem że to wybór. To nie są 'młodzi, wykształceni...' Broń Boże! Oni są młodzi, ciężko doświadczeni... Polską tuską i komoruską...

W Radio Maryja jakaś mądra Pani mówi z oburzeniem, jak to 'rząd' dba o prawa 'związków partnerskich'... Czy jak tam zwą tych zboczeńców seksualnych...? Słucham spokojnych (mimo całego dramatyzmu przekazu) słów tej kobiety, zza okna słysząc i widząc chłopaków w czapeczkach, pijących wódkę w upale... Ich pech polega chyba na tym, że są normalni! Nie są pedałami, nie liżą nikomu dupska, nie kapują, nie poszli do milicji... więc są wykluczeni!

Skazani na powolną śmierć, lub śmierć polskiej duszy na emigracji... Nic tu dla nich nie ma, poza wódką w upale... na mrozie, pod klatką...

...Chłopaki poszli w końcu... za to przyszedł Rumun z Rumunką i akordeonem, właśnie grają mi pod balkonem. 'Hej Sokoły', 'Pierwsza Brygada'...

'Zielona Wyspa' Tuska tak właśnie wygląda, gdy przyjrzeć się od wewnętrznej strony makiety, tej 'potiomkinowskiej wsi'. W ogóle nie przypomina nawet prowincji z czasów II RP ? bo w tamtej, Wolnej Polsce była nadzieja i siła! Był naród i duma...

Tutaj...? Teraz...? - Mróz czy upał, jest wódka i zapitka... W bulu i (bez)nadzieji...

Rafał Gołuch





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.