Bożena Ratter: Obcy w domu
data:16 września 2018     Redaktor: ArekN

 
Nie tylko tendencyjnie zapomniane ale uznane przez powojenne pokolenie za obcych w domu są miliony naszych wielkich poprzedników zamieszkujących od wieków tereny I i II RP. Oni tworzyli Rzeczpospolitą, przechowali Ją „w pamięci” w czasie zaborów i wywalczyli odzyskanie niepodległości w 1918 r.- pisze Bożena Ratter.

fot. Kresy24.pl
 
Niech ten hołd pośmiertny wobec wielkiego polskiego pisarza, wielkiego człowieka teatru i wielkiego chrześcijanina będzie jakimś spłaceniem długu, który przez powojenne pokolenie w Polsce nie był spłacany. Raczej ojciec Pański, Karol Hubert Rostworowski, był - powiedziałbym - tendencyjnie zapominany – mówił papież Jan Paweł II do przedstawicieli świata kultury zgromadzonych w Teatrze Narodowym w czerwcu 1991.
Nie tylko tendencyjnie zapomniane ale uznane przez powojenne pokolenie za obcych w domu są miliony naszych wielkich poprzedników zamieszkujących od wieków tereny I i II RP. Oni tworzyli Rzeczpospolitą, przechowali Ją „w pamięci” w czasie zaborów i wywalczyli odzyskanie niepodległości w 1918 r. Niepodległa Polska dla kolejnych pokoleń, czyli dla nas. To dzięki nim Rzeczpospolita odrodziła się niczym Feniks z popiołów by w 1939 roku stać się ponownie kolonią zaborców, Niemców od 1 września 1939 roku oraz Rosji sowieckiej od 17 września 1939r.

„Obcy w powojennym domu” obywatele II RP bronili naszej wolności i godności poprzez udział w walkach na różnych frontach, w strukturach Państwa Podziemnego, w działaniach na rzecz wysiedlanych, represjonowanych, eksterminowanych, chroniąc przed represyjną polityką i niszczeniem tożsamości narodowej i kulturowej. Podstawowym celem obu okupantów była eksterminacja elit polskiego społeczeństwa tak więc to „obcy w powojennym domu”  byli mordowani, wywożeni do niemieckich obozów koncentracyjnych i sowieckich łagrów na „białe niedźwiedzie”, okradani z ludzkiej godności, wywłaszczani z wielopokoleniowego majątku, okradani, osierocani, skazywani na katorżniczą pracę na rzecz niemieckich i sowieckich  kolonistów. Na ziemiach wcielonych do Rzeszy (Wielkopolska, Pomorze) już w pierwszych miesiącach Niemcy rozstrzelali ok. 40 tys. przedstawicieli polskiej elity - w tym wielu powstańców śląskich i wielkopolskich- a 860 tys. mieszkańców przesiedlili na wschód (ich domy i majątki zajęli sprowadzeni Niemcy).

Na zagarniętych przez Rosję sowiecką terenach już 17 września 1939 r. rozpoczęła się eksterminacja ludności polskiej na niespotykaną dotychczas skalę (przy pomocy mniejszości litewskiej, ukraińskiej, łotewskiej, żydowskiej). Po aresztowaniu 110 tysięcy osób cywilnych, głównie mężczyzn,  nastąpiły masowe wywózki całych rodzin na Sybir, zarówno obywateli polskich zamieszkałych na terenach wschodnich  przed wybuchem II wojny światowej jak i ludności wysiedlonej z Rzeszy czy uciekinierów z innych terenów okupowanych przez Niemców. Wielu umarło już w drodze, katorżnicza praca w syberyjskiej tajdze przy sięgającym kilkadziesiąt stopni mrozie, głodzie i chorobach zabijała wielu zesłańców. Była to przemyślana i planowo przeprowadzana zbrodnia na polskim narodzie.
W czterech, głównych, akcjach deportacyjnych wywieziono łącznie (wg. szacunkowych danych polskich władz emigracyjnych) około miliona osób cywilnych . Deportacje były niezwykle sprawnie zorganizowane i realizowane według wcześniej sporządzonych imiennych spisów opracowanych przez służby NKWD przy aktywnej współpracy miejscowych komunistów. Masowe deportacje miały miejsce 10 lutego, 13 kwietnia, na przełomie czerwca i lipca 1940 roku oraz w maju i czerwcu 1941 roku. Pomiędzy tymi głównymi akcjami wywózek trwał nieprzerwanie proces deportacji mniejszych, kilkusetosobowych, grup (m.in. w maju 1940 r.)(IPN)

Po odbyciu kampanii wrześniowej, gdzieś w połowie listopada 1939 roku, wróciłem do Zarzecza; zastałem rodzinę w komplecie, ale w zupełnie odmiennych warunkach, Przepadł dom we Lwowie wraz z całym wyposażeniem, a niedługo potem, po ustaleniu granicy Generalnej Guberni, odpadły lasy poturzyckie. W Zarzeczu Niemcy odebrali tylko jeden folwark z gorzelnią, gdzie stworzyli własny ośrodek hodowlany, a resztę pozostawili w spokoju, nakładając tylko kontyngent w płodach rolnych i podporządkowując sobie gospodarkę leśną. Ale w Zarzeczu zrobiło się rojno, bo oprócz mojej licznej rodziny przyjechała starsza siostra z mężem i dwójką dzieci oraz młodszy brat ojca (Stanisław) z rodziną, to znaczy z siedmiorgiem dzieci; prócz tego rodzice przyjęli jeszcze kilka rodzin wysiedlonych z Poznańskiego, które zajęły wszystkie możliwe lokale gospodarcze i administracyjne.
Gdzieś na przełomie 1941—1942 roku powstała możliwość objęcia leśnictwa w lasach zarzeckich, z której z radością skorzystałem (…)Którego dnia – a było to około 10 października 1944 roku NKWD w asyście UB zaaresztowali ojca, najstarszego brata i szwagra i wywieźli ich do Jarosławia. Mnie zostawili polecenie bym zgłosił się do komendy UB w Jarosławiu. (…) Tak minęło jeszcze parę dni i któregoś ranka otworzyły się drzwi wejściowe, wpadło kilku Sowietów i kazano pośpiesznie wszystkim wychodzić. Na placu stały wojskowe ciężarówki, wszystkie pod plandekami, a wśród nich kręciło się kilkadziesiąt, takich samych jak wtedy w Jarosławiu, niedużych postaci w szarych szynelach, ze skośnymi oczami, z pepeszami w ręku. Znowu rozległy się okrzyki i ponaglenia. Ładowano nas na ciężarówki, które pośpiesznie odjeżdżały.
W drodze przez miasto zauważyłem, że trasa, którą jechaliśmy jest pusta, tylko co kilkadziesiąt kroków-stały patrole z bronią i z psami na smyczy. Jazda nie trwała długo i gdy samochód zatrzymał się i kazano nam wysiadać, zobaczyłem rampę kolejową, przy której stał bardzo długi szereg krytych bydlęcych wagonów. Ustawiono nas w Szereg i rozpoczęła się dokładna rewizja. Odbierano noże, scyzoryki i wszystkie przedmioty metalowe.
Po rewizji dołączyliśmy do długiej kolumny, która rosła w miarę przywożonych następnych transportów. Po pewnym czasie od przodu kolumny rozpoczęło się ładowanie do wagonów. Otwierano drzwi wagonu, odliczano pewną liczbę ludzi (nie pamiętam, czy było to 40 czy 50), kazano wsiadać, po czym drzwi zasuwano-i ryglowano. W sumie trwało to parę godzin. Wagon wewnątrz był zupełnie pusty, nie licząc żeliwnego piecyka, który stał na środku, i skośnej rynienki z blachy, zakończonej dość szerokim lejkiem wystającym na zewnątrz, która była przytwierdzona do ściany obok drzwi.. U góry, w przeciwległej ścianie, było zakratowane okienko przesłonięte dodatkowo drucianą siatką. Z nacięciem oczekiwano ruszenia pociągu: w jakim kierunku pojedziemy? Wszyscy spodziewali się, że na zachód, do Rzeszowa. W końcu pociąg ruszył i po kilkunastu minutach zadudnił na moście na Sanie. Jechaliśmy w kierunku Medyki - na wschód. Był 13 listopada 1944 r. - dokładnie to zapamiętałem - Jan Dzieduszycki we wspomnieniach  „Trzy lata wykreślone z życiorysu” opisuje swoją  trzyletnią katorgę na Uralu. Zesłany gdy kończyła się wojna, gdy nadszedł czas powrotów, gdy  jedni Polacy tworzyli samozwańczą władzę komunistyczną Manifestem PKWN z  22 lipca 1944 roku a inni wracali z obozów i wysiedleń wraz z przesuwającym się frontem sowiecko-niemieckim.
 
Ocalałą polską elitę utrwalacze władzy ludowej uznali za „obcych w domu”. Zabroniono  im żyć w Polsce, która stanowiła dla nich najwyższą wartość, której godności, honoru, wolności bronili oni i ich dziadowie przez wieki, skazano ich na banicję, na kolejną  falę represji, aresztowań i deportacji do łagrów. 76 polskich Generałów, wysokiej rangi oficerów Polskich Sił Zbrojnych  nie mogło wrócić do Polski gdyż zostali pozbawieni Obywatelstwa Polskiego i dóbr osobistych dekretem Bieruta. A inni nie wracali ponieważ wybierali życie a nie śmierć w ubeckich katowniach. A dokąd mieli wrócić Ci, którzy swoje domy rodzinne, pamiątki rodzinne, majątki, miejsca pracy, groby przodków zostawili na ziemiach wschodnich I i II RP zabranych nam wolą odwiecznych naszych zaborców, za zgodą państw należących do Unii Europejskiej? Zabrano nam połowę Polski.
 
O tym jak bardzo on i Generał Anders chcieli wrócić do Ojczyzny wspominał na planie filmowym śp. Janusz Brochwicz-Lewiński, pseudonim „Gryf”.
Jan Dzieduszycki pochodzi z wielce oddanego Polsce i nauce patriotycznego rodu z korzeniami z okolic Stryja. Jego pradziad Włodzimierz Dzieduszycki otworzył we Lwowie znakomite Muzeum Przyrodnicze, które przekazał narodowi, utrzymywane z ordynacji Poturzyckiej, a także sporą bibliotekę przy ul. Kurkowej we Lwowie. Cenne kolekcje do swego Muzeum zdobywał Dzieduszycki także przez finansowanie badań terenowych ówczesnych przyrodników galicyjskich, m.in. wspomnianego geologa Seweryna Płachetki, botanika z dublańskiej Szkoły Rolniczej -dra Władysława Tynieckiego , a przede wszystkim badań niestrudzonego faunisty-entomologa Maksymiliana Nowickiego, który wraz z gronem oddanych mu i rozmiłowanych przez niego w entomologii gimnazjalistów: Marianem Łomnickim, Leopoldom Waiglem, Józefem Dziędzielewiczem i Antonim Wierzejskim, z niezwykłym zapałem prowadził badania faunistyczne w okolicach Lwowa i na Podolu. Wszyscy ci młodzi badacze po przeniesieniu się profesora w roku 1863 do Krakowa podążyli za nim, a po ukończeniu tam studiów związali się z Muzeum Dzieduszyckiego, urzeczeni twórczym zapałem fundatora w akcji gromadzenia w nim "wszystkiego, co na ziemiach polskich żyje i żyło". Pałace Dzieduszyckiego w Poturzycy, Pieniakach czy Zarzeczu, jak również jego mieszkanie i gabinet w Muzeum we Lwowie były azylem nie tylko dla borykających się z nędzą artystów, literatów i pisarzy, ale często także dla ludzi ściganych, chroniących się przed represjami austriackich zaborców.

O tym jak powojenne pokolenie tendencyjnie wykreśliło  3 lata łagrów z życia  jego wnuka, Jana Dzieduszyckiego, pisze on sam: Kilka razy zmieniałem pracę, najpierw na Ziemiach Odzyskanych, potem w Warszawie, zanim zaczepiłem się na stałe jako konstruktor w biurze projektów konstrukcji stalowych….W 1957 roku, namówiony przez pewną energiczną osobę zacząłem i ja starać się o odszkodowanie. Trwało to parę miesięcy, w czasie których pisałem do Prokuratury Generalnej i do Rady Państwa. W końcu wezwano mnie do Rady Państw gdzie w sposób bardzo uprzejmy, ale stanowczy wyjaśniono mi, że odszkodowania takie były, ale okres reklamacji już dawno minął i że nic nie da się już zrobić. Z kolei zapisałem się do ZBoWiD-u jako uczestnik kampanii wrześniowej i gdy próbowałem przekonać ich, by uwzględnili mi te trzy lata, wzorem obozów niemieckich, odpowiedziano mi, że żadne obozy na Wschodzie nie mogą być u nich brane pod uwagę. W końcu przyszedł czas na emeryturę. Zbierając dane do lat pracy, na podstawie których wyliczano potem wysokość emerytury, za poradą personalnego wymieniłem i te trzy lata obozu (za jeden rok obozu niemieckiego zaliczano dwa lata pracy). Niestety i w tym wypadku lata te zostały skreślone.

Powojenne pokolenie nie tylko nie spłaciło długu ale kontynuowało eksterminację fizyczną polskich elit, również eksterminację wolności i godności w umysłach obywateli.
Czy 17 września, w rocznicę napaści sowieckiej Rosji niosącej zagładę Polaków na ziemiach wschodnich, zabrzmią syreny, w kościołach zabrzmią dzwony i odprawione będą msze św. w intencji pomordowanych i  deportowanych na wschodzie (wszak księżą i zakony to również eksterminowana przez NKDW, UB i rodzimych komunistów elita), na ulicach wręczane będą biało czerwone tulipany, w szkołach odbędą się uroczyste apele, prelekcje, spotkania, w salach i parkach koncerty i festiwale pieśni obozowych, muzyki kompozytorów urodzonych na ziemiach wschodnich, wystawy malarstwa autorów z książki prof. Jan Wiktora Sienkiewicza „Artyści Andersa”, pokazy filmów, w instytutach odbędą się sesje naukowe, w muzeach spotkania i prelekcje, na ulicach festiwale kultury polskiej,  nauka lwowskiego języka, kuchnia polska w tym kresowa na ulicach (zwłaszcza na Próżnej), spacer po Lwowskiej z prof. Sławomirem Nicieją, spacer po cmentarzach śladem Sybiraków poświęcony tematowi śmierci w łagrach, w kulturze polskiej, opowieści o naukowych osiągnięciach Włodzimierza Dzieduszyckiego  na uczelniach rolniczych jak i pamięć w tysiącach innych miejsc, bo eksterminowano naukowców, lekarzy, adwokatów, leśników, ziemian, przemysłowców, malarzy, literatów, księży, przedszkolaków, uczniów, chłopów, robotników itp.?
Czy na rampie kolejowej Przemyśl - Bakończyce pojawi się tablica informująca, iż stąd na Sybir wysłano wagonami bydlęcymi naszych wielkich poprzedników, w tym 4500 żołnierzy Armii Krajowej?
Czy w podręcznikach pojawi się temat zagłady Polaków zsyłanych na Sybir, biografie ludzi kultury, nauki, sztuki, gospodarki, ziemian, przemysłowców z ziem wschodnich, historia i stan dziedzictwa narodowego tworzonego przez nich i utraconego na wschodzie, etos obrońców Zadwórza, Lwowa, żołnierzy Armii Krajowej z Wilna, Grodna, Lwowa, Nowogródka?
Czy dzieci będą się uczyć o dokonaniach naszych rodaków zsyłanych na Sybir, mordowanych w ubeckich katowniach,  zmuszonych pozostać na wychodźstwie?
Czy w placówkach dyplomatycznych będą zatrudniani miłujący Polskę?
Czy zadbamy o groby naszych wielkich poprzedników, czy zapłacimy za ich utrzymanie by nie były likwidowane nie tylko na niszczącej ślady polskości Ukrainie ale i w Polsce?
Czy szkoły i uczelnie, urzędy i stowarzyszenia,  parafie i zakony obejmą patronatem ludzi właściwych dla ich profesji i ich groby?
Czy zabezpieczymy przekazywane  stowarzyszeniom Sybiraków, Miłośników Lwowa  pamiątki, finanse by dawały świadectwo naszej historii?
Czy zatrudnimy w mediach, ministerstwach, urzędach, muzeach, teatrach, kinematografii ludzi znających polską historię w zakresie bogatszym niż ta z PRL?
Czy spłacimy ten 79 lat ciążący dług, czy jak powojenne pokolenie tendencyjnie zapomnimy?
 
Nie dajmy się zwieść niechęcią do zadumy nad śmiercią i męczeństwem sprzed 79 lat, niechęcią do martyrologii. Podczas Festiwalu Żydowskiego w Warszawie śmierć, męczeństwo, martyrologia to były kluczowe tematy i uczestniczyli w nich mieszkańcy Warszawy. A na Festiwal w 79. rocznicę napaści Niemiec na Polskę Minister Jan Kasprzyk zaprosił do Warszawy właśnie tych, którzy zostali kiedyś uznani za obcych.
Przy tym pomniku oddajemy hołd nie tylko tym, którzy przed 100 laty pod dowództwem gen. Józefa Hallera walczyli o przywrócenie Polsce suwerenności. Nie tylko tym, którzy powrócili do Ojczyzny i bronili jej niepodległości w roku 1920. W tym miejscu chcemy również oddać hołd Wam Weterani walk o niepodległość, których losy podczas wojennej zawieruchy rzuciły poza granice Rzeczypospolitej i często do dziś mieszkacie poza granicami Polski: w Ameryce, w Kanadzie, w Australii, w Nowej Zelandii, w Brazylii, w Wielkiej Brytanii, na Zachodzie Europy, ale także na Wschodzie. Są z nami przedstawiciele Weteranów mieszkający na terenach dawnych Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej Polskiej, którzy nigdy nie utracili Polski, która cały czas jest w ich sercach – zwrócił się do Kombatantów Minister podczas uroczystości drugiego dnia Światowego Zjazdu Weteranów Walk o Niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej.
Minister spłaca dług a potomkowie ubeckich oprawców poglądów na swoje nie zmienili, o czym świadczy obrzydliwe zachowanie grupki z  kobietą na czele wykrzykującej  w kierunku kombatantów obraźliwe „folksdojcze” na Placu Piłsudskiego. Tak właśnie nazywano przedstawicieli polskiej elity katowanych na Rakowieckiej i w tysiącach innych miejsc Polski Ludowej. Niestety, Warszawa jest miejscem, do którego w nagrodę wysyłano zasłużonych ubeckich oprawców o czym mówi  w biograficznym filmie  aktor Zdzisław Wardejn. Hunowie wciąż obecni.

Nasza młoda III Rzeczpospolita stoi na pewno wobec zadania odbudowy ekonomii, podniesienia stanu polskiego "mieć" wedle słusznych potrzeb, wedle wymagań wszystkich obywateli. Niech mi jednak wolno będzie z całą stanowczością stwierdzić, że również i to zadanie realizuje się prawidłowo i skutecznie tylko na zasadzie prymatu ludzkiego "być". Ekonomia jest ostatecznie dla kultury. Realizuje się również przez kulturę. Realizuje się prawidłowo przez ten podstawowy wymiar kultury, którym jest moralność - wymiar etyczny. Zabezpieczając pierwszeństwo tego wymiaru, zabezpieczamy pierwszeństwo człowieka. Człowiek bowiem realizuje się jako człowiek zasadniczo przez swą wartość moralną - mówił papież Jan Paweł II do przedstawicieli świata kultury zgromadzonych w Teatrze Narodowym w czerwcu 1991.
Nie dopuśćmy do eksterminacji pamięci o naszych wielkich poprzednikach, jesteśmy ich dłużnikami. Nie zapominajmy tendencyjnie wielkiego dziedzictwa tworzonego przez 600 lat  na ziemiach wschodnich,  jest ono bardzo bogate. Udział w Festiwalu Dziedzictwa Kresów Polskiej Opery Kameralnej z utworami Mozarta, Pucciniego, Bizeta, Donizettiego, Moniuszki czy Mieczysława Święcickiego  z "Piwnicą pod Baranami" , prezentacja tylko literatury Herberta, Lema oraz Mrożka, wskazuje na konieczność edukacji nie tylko organizatorów ale i sponsorów, w tym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. A  tak blisko jest choćby Zarzecze z Muzeum Dzieduszyckich, Przemyśl z Orlętami Przemyskimi, Rzeszów z twórcą Modlitwy Obozowej Arturem Kowalskim, Krasiczyn...To zobowiązujący termin: dziedzictwo.  Tomasz  Kuba Kozłowski i Ormianie prezentowali bogate dziedzictwo Kresów.

Bożena Ratter
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.