Bożena Ratter: Teraz po prawej stronie Sanu znalazły się „prastare ziemie ruskie”, zaś po lewej „odwieczne ziemie niemieckie"
data:07 sierpnia 2018     Redaktor: Agnieszka

Początkiem sudeckiego odcinka Camino de Santiago była udostępniona pielgrzymom w 2008 roku Via Cervimontana. Pod tą tajemniczą nazwą krył się szlak prowadzący z Jeleniej Góry na Koniec Świata. Chodzi tu nie tylko o nazywany tak malowniczy zakątek w nadbobrzańskim Borowym Jarze, ale także o przylądek Fisterra (czyli właśnie koniec znanego średniowiecznym europejczykom świata) w hiszpańskiej Galicji. Tam, do grobu św. Jakuba Apostoła w Santiago de Compostela, na nowo wiodą drogi pielgrzymów z licznych zakątków  naszego kontynentu. Tak, jak było to przez wieki – opisuje przewodnik pielgrzyma Sudeckiej Drogi św. Jakuba.

Radomice kościół

Na szlaku pątników już w średniowieczu była wieś Radomice. W dolnej części wsi w XV w. powstał kościół św. Jakuba, w ołtarzu zachował się rzeźbiony tryptyk z 1451 r., dzieło mistrza Dawida Grosmana z Jeleniej Góry. W górnej części wsi znajduję tablicę informacyjną z 2015 roku przedstawiającą dzieje wsi w języku polskim i niemieckim. Opis w języku niemieckim stanowi 2/3 tekstu, autorem jest Sołectwo Radomice, Stowarzyszenie Historyczne Powiatu Lwóweckiego (Śląsk) stow. zarejestr. Niemieckie Stowarzyszenie Byłych Mieszkańców Wunschendorf. Jako pierwszych właścicieli wsi wymienia się Schaffgotschów, miejscowość nazywano  Wunschendorf aż do II wojny światowej, po jej zakończeniu otrzymała nazwę Radomice. Kościół wybudowano jako katolicki, w 1530 roku zreformowany, a w 1654 przywrócony kościołowi katolickiemu w Księstwie Jaworskim. Po przejęciu Śląska przez Fryderyka Wielkiego w 1741 roku mogło się tu odbyć nabożeństwo ewangelickie…Los doświadczył miejscowość wiele razy…w 1626 r. zaraza, potem pożary a w 1813 roku wieś była plądrowana.


Radomice, niepozorna wieś, a jednak niemieckie towarzystwo historyczne umieszcza bogatą informację o niemieckiej części historii wsi, a gdzie informacja polskiego towarzystwa historycznego o polskiej historii, o tych, co wygnani ze Lwowa, Tarnopola, Krzemieńca tu z konieczności osiedli się ? Na Ukrainie wyciera się ślad po Polsce, w Polsce zaciera się świadomość faktu ekspatriacji. Komu służy to działanie?


Nie ma słowa na temat losu, który doświadczył wiele razy Polaków wojną wywołaną przez Niemców i ich układem z sowietami oraz aliantami. Zostaliśmy pozbawieni warstwy inteligencji, ograbieni z majątku prywatnego i narodowego, wypędzeni z wielopokoleniowych domów, pałaców i zamków by nieliczni ocaleli, bezpośrednio lub okrężną drogą, przez łagry sowieckie na Syberii, Uralu, w Kazachstanie, szlak Generała Andersa  czy niemieckie obozy koncentracyjne i przymusową pracę na rzecz Niemców, trafili do Radomic na Dolnym Śląsku czy innych miast Polski.


Tata pracował w mleczarni, 2 km od Wołczy. Tam była wyższa szkoła, kościół. Pamiętam sierpień 1939 roku, we wsi był festyn, a tata otrzymał powiastkę (wezwanie do wojska). Zaraz się spakował i poszedł do Przemyśla. Pamiętam zimę 1940 roku, miałam 11 lat, siostry i brat byli starsi ode mnie. Przyszli o trzeciej nad ranem, powiedzieli do mamy, masz 2 godziny na spakowanie, tylko bierz pościel i coś do jedzenia na miesiąc. Mama co mogła spakowała, ale co mogła spakować, była w stresie, była w strachu. Trochę kaszy, fasoli, mąki, pościel zawinięta w prześcieradło. Przyjechały sanie i zabrali nas do Nowego Miasta, tam stało 75 wagonów bydlęcych, prycze u góry i u dołu, w środku dziura na potrzeby i piecyk żelazny mały. Zupa kapuśniak, tylko jedna kapusta drugiej wołała, tranem pomaszczona. W Omsku byliśmy 3 dni, zmarłych zostawili i pojechaliśmy dalej, wieźli nas tylko nocą…Gdy już wojna się kończyła, przemieszczaliśmy się bliżej granicy. Mama i siostra pracowały u ogrodnika, zapylały ogórki, pomidory  bo przecież tam  zimy były 9 miesięcy a lato 3 miesiące- wtedy coś czasem przyniosły do jedzenia. Byłam mała, nie miałam przydziału na jedzenie, chodziłam do mamy, która dostawała zupę z kapusty z garścią kaszy jaglanej, dzieliła się ze mną choć to ona ciężko pracowała i potrzebowała jeść, by mieć siły” – kilkadziesiąt metrów od polsko-niemieckiej tablicy we wsi Radomice spotykam uroczą,  starszą panią w pięknie utrzymanym ogródku.

 

W Radomicach żyje jeszcze 5 mieszkańców, którzy przeżyli zesłanie na Syberię, nie mogli wrócić do swoich domów i osiedlili się tutaj. Życie rozpoczynali ogołoceni ze wszystkiego, wycieńczeni, schorowani, z wielką traumą i strachem przed donosicielami i komunistycznymi kacykami rządzącymi w powojennej Polsce w powiatach, gminach, urzędach. Dlaczego na tablicach nie ma informacji o losie powojennych mieszkańców, dlaczego na tablicach nie przedstawiamy historii Zbaraża, Dobromila, Tarnopola, Złoczowa, Krzemieńca, Podkarmienia, Lwowa, Stanisławowa, Bukowiny i setek innych polskich miast, powiatów, wsi, osad, kolonii, z których wypędzeni zostali Polacy, obecnie mieszkańcy Dolnego i Górnego Śląska i innych regionów Polski czy mieszkający poza jej granicami?

Zwłaszcza, że każdego dnia na Ukrainie usuwane są jeszcze nieliczne, pozostałe ślady polskości tych ziem. Nie znajdziemy prawdy o powstaniu, fundatorach, mieszkańcach, historii polskich miast i wsi w Wiśniowu, Złoczowie, Podkarmieniu, Podhorcach, Rozdole, Lwowie takich jak na tablicy w malutkiej wsi Radomice. Ani w języku ukraińskim, ani w polskim ani w angielskim. Żaden turysta z Zachodu nie wie, że Jan Sobieski to król polski. Gdzie program edukacyjny Ministra Edukacji, Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego dla dzieci i młodzieży, nauczycieli, naukowców, polityków,  organizacji i samorządów, mediów, wydawców, program polski? Bo ukraiński program już edukuje Polaków i Ukraińców:


Lwów leży na etnicznych ziemiach ukraińskich i jest jednym z głównych węzłów nerwowych narodu ukraińskiego, najważniejszą komorą jego serca, wiecznym bodźcem ambicji, honoru i pragnienia wolności” – czyta Danuta Skalska w Lwowskiej Fali radia Katowice. Nie zwariowałam, ja tylko cytuję autorskie credo niejakiego Jurija Nekołyszyna, którego książka Lwów – przewodnik w języku polskim,  sprzedawana jest uczestnikom wycieczek nie tylko we Lwowie, ten kupiony został w Olesku – usprawiedliwia się przed słuchaczami dziennikarka.

Szukałam w blisko stustronicowej książce traktującej o zabytkach i historii Lwowa słowa „polski”, wszak co pałac, świątynia, szkoła, opera, teatr, historyczny budynek to nie da się uciec od Lubomirskich, Sobieskich, Ossolińskich, Lanckorońskich, Potockich, Radziwiłłów, Ogińskich, Ostrogskich, Wiśniowieckich. Wśród obiektów historycznych Lwowa trudno znaleźć choć jedno nazwisko architekta czy fundatora ukraińskiego. Są poza Polakami Włosi, Austriacy, Niemcy, ale czuli się oni Polakami lub wykonywali zlecenie polskich pomysłodawców. Są w przewodniku 4 przymiotniki „polski”- polski malarz Matejko uwiecznił dzieci na portrecie, król polski Władysław III Waza przejeżdżał pod oknami budynku, ulica Krakowska wskazująca kierunek do polskiego miasta, polski malarz Grottger.


Zachowanie naszych sąsiadów jakoś podobne jest do opisanego  przez pamiętnikarza z Przemyśla, Jana Smółkę, w pierwszych dniach sowieckiej okupacji po 17 września 1939 r.:
Początkowo cały Przemyśl zajęty został przez siły niemieckie, jednak Niemcy, związani przyjacielskim układem z ZSRR, szybko wycofali się, przekazując prawobrzeżną część miasta sprzymierzonej Armii Czerwonej. Odbyło się to po wspólnych defiladach i wzajemnych gratulacjach. Teraz po prawej stronie Sanu znalazły się „prastare ziemie ruskie”, zaś po lewej „odwieczne ziemie niemieckie”.
A jak było z Oleskiem? „Szczegółowy opis oleskiego zamku pozostawił dworzanin Jana III Sobieskiego, Franęois Paulin Dalerac. Bawiąc tu w 1687 r. ,poczynił następujące notatki: „Olesko położone jest pośród łąki bagnistej. Zamek oddalony od miasteczka na mniej więcej 1500 kroków, łączy się z niem dwoma (…) nasypami, prowadzącymi od obu kończyn miasteczka”. Dwa wieki później o tym samym zamku, zniszczonym już wieloma szturmami, pisał znany  publicysta i archiwista Józef Siemieński: Od wschodu lewa strona zamku nic nie przedstawia godnego uwagi, zdaje się być zawsze przeznaczona dla sług i domowników, izby są małe i bez ozdób. Prawa zaś i front noszą jeszcze ślady wspaniałej przeszłości. Na pierwszym piętrze (...) komnata z wielką alkową, zaczyna cię witać starszym już językiem. (...) Ogromny kominek róg jeden zalega. (…) Sufit okrywa wielkie płótno w złoconych ramach, na niem malowane olejno porwanie Europy. Ściany popaćkane na zielono, mają kilka portretów Jana III i Maryi Kazimiery; miało ich tu być  więcej, ale jedne wzięto do Podhorców, drugie po rękach się rozeszły. (...)Wąziutkie, kręte wschodki na wyższe jeszcze piętro prowadzą; udawszy się niemi wejdziesz do szczupłego pokoju, którego ściany fioletowe błyszczą jakby szkłem potłuczonem; w izdebce tej król Jan się urodził!


Na mocy traktatu podpisanego z Litwą w 1366 r. Olesko znalazło się pod panowaniem polskim, później jednak przechodziło w ręce Węgrów i Litwinów, aż w 1432 r. przyłączył je do Korony król Władysław Jagiełło. W 1441 r. otrzymało od Władysława Warneńczyka prawa  miejskie i zostało przyznane staroście Janowi Sienieńskiemu, którego syn 50 lat później ufundował tu kościół i parafię katolicką. Na początku XVII w. miasto znalazło się w posiadaniu kasztelana lwowskiego Jana Daniłowicza, który ożenił się z córką Stanisława Żółkiewskiego, Zofią. Murowany zamek był dziełem właśnie Jana Daniłowicza, który wzniósł go na miejscu starej, drewnianej warowni. Po śmierci jego syna Stanisława jedna z trzech córek, Zofia Teofila, odziedziczyła Żółkiew i wyszła za mąż za Jakuba Sobieskiego. Odwiedzała często swoje siostry, które wspólnie otrzymały w spadku Olesko, i podczas jednej z dłuższych wizyt w 1629 r. właśnie tutaj urodziła Jana, późniejszego króla Polski. („Sentymentalna Ukraina” Magda i Mirek Osip-Pokrywka ).


Andrzej Pląskowski, uczestnik powstania warszawskiego, wieloletni wykładowca na uczelni w Wielkiej Brytanii wspomina:  Niepodległa w sensie przedwojennym to była Polska niezależna od innych krajów, dobrze zorganizowana, o odpowiednim poziomie uczelni, pamiętająca naszą historię od 966 roku. Przez wieki walcząc o Polskę wiedzieliśmy, o co walczymy. Jestem dumny z tego,  że jestem Polakiem. Gdy pracowałem na zachodzie udało mi się z Polski sprowadzić do Anglii młodych ludzi, by zdobywali wiedzę, ale pod jednym warunkiem:  musisz patrzeć, uczyć się, ale musisz wrócić do Polski. I wszyscy wrócili.


A może poprosić studiujących u nas wschodnich sąsiadów, by wrócili i budowali u siebie  dobrze zorganizowane państwo ukraińskie w oparciu o wiedzę i prawdę historyczną?  
Co robią polskie stowarzyszenia historyczne, polskie urzędy, polskie samorządy? Zbliżają się wybory, zastanówmy się na kogo głosować, czy na reprezentantów interesu polskiego narodu czy niemieckiego, ukraińskiego, francuskiego, żydowskiego. Bo nieprawdą jest, iż totalna opozycja reprezentuje interesy świata bez podziału na narody, nie, ona tylko jest przeciw narodowi polskiemu. Bliższy jest jej naród niemiecki, który od wieku silnie zabiega o swoją pozycję. To dyskryminacja narodowościowa i wyznaniowa jest myślą przewodnią opozycji. Dusza ludzka w komunizmie według Władimira Bukowskiego ulega deformacji, niezbędna jest silna edukacja nas wszystkich.

My, Polacy, nie musimy manipulować świadomością historyczną, wystarczy uczyć historii tak, jak czynili to nasi przodkowie, w oparciu o fakty. Nie musimy oddawać faktów historycznych w ręce socjologów, psychologów, antropologów, by nimi manipulowali w imię obcych interesów.


Sądecka droga św. Jakuba kończy się w kościele parafialnym p.w. Narodzenia NMP w Lubaniu– Uniegoszczy. Proboszcz pamięta o 100-leciu Odzyskania Niepodległości, a na ścianie muru wielki plakat z drogami św. Jakuba i tablica poświęcona pamięci niemieckiego księdza  Ericha Kalisa zamordowanego przez sowietów,  a pochowanego przez obecnych mieszkańców, Polaków wypędzonych z zabranych nam wschodnich terenów II RP. Część wsi nazywana jest przez mieszkańców Serbią, a część Rumunią bo właśnie stamtąd wypędzono większość Polaków najpierw na Sybir, a po wojnie transport z pozostałymi  trafił do Lubania.
Zdjęcia do artykułu :
Zdjęcia do artykułu :
Lubań, kościół pw. Narodzenia NMP. Koniec sudeckiej drogi
Lubań, kościół pw. Narodzenia NMP. Koniec sudeckiej drogi
Lubańsk św. Jakub
Lubańsk św. Jakub
Lubańsk Erich
Lubańsk Erich
Radomice. Autor opisu
Radomice. Autor opisu
Radomice. Opis
Radomice. Opis
Radomice. Tablica
Radomice. Tablica
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.