Zatwierdzona przez parlament i czekająca na podpis prezydenta ustawa o nauce i szkolnictwie wyższym zwana Konstytucją dla nauki [ https://legislacja.rcl.gov.pl/projekt/12303102] budzi uzasadnione zainteresowanie środowiska akademickiego.
Nie jestem zwolennikiem tej ustawy, przedstawiałem wiele opinii krytycznych choć znalazły się w niej zapisy, o które przez lata walczyłem, jak np. o dezubekizacji, czy o mediatorze – wprowadzone do ustawy, co prawda nie w takiej formie jak można by oczekiwać, ale jednak ich uwzględnienie należy ocenić pozytywnie.
Niestety ustawa zachowuje funkcjonujący do dziś system tytularny, stąd tytuł profesora i to nadawany przez prezydenta, ma nadal stanowić ukoronowanie, a zwykle i cel kariery akademickiej, z całymi tego patologicznymi konsekwencjami. Jesteśmy potęgą tytularną, ale mizerią naukową i marne są nadzieje, że przestanie tak być.
Nie wszyscy w Polsce wiedzą, że w krajach przodujących w nauce prezydent nie zajmuje się nadawaniem tytułu profesora, bo profesor to jest stanowisko na uczelni i to uczelnia ma autonomiczne prawo do zatrudniania danego naukowca na takim stanowisku. Ale w Polsce, szczególnie ci, którzy medialnie walczą o autonomię uczelni wcale takich autonomicznych rozwiązań nie akceptują i walczą o to aby tytuły profesorskie i to dożywotnie pozostały i aby prezydent je nadawał i nie mógł ich odbierać – jak do tej pory.
Widocznie gremia akademickie do samych siebie zaufania nie mają , czemu trudno się zresztą dziwić.
Przez tyle lat panowania komunizmu awanse akademickie były kontrolowane politycznie, uwarunkowane poparciem, a przynajmniej spolegliwością wobec ‚najlepszego’ z systemów i im wyższy szczebel akademicki tym kontrola była na wyższym szczeblu politycznym. Finalny produkt takiego awansowania w pełni jest akceptowany i to do dnia dzisiejszego i to niezależnie od opcji politycznej !
A prawdę mówiąc, odnosi się wrażenie, że to b. opozycja antykomunistyczna szczególnie silnie broni rozstrzygnięć komunistycznych w sektorze akademickim – tak personalnych, jak i strukturalnych. Stąd taka zażarta obrona habilitacji, która w systemie komunistycznym odegrała ogromną rolę w dyscyplinowaniu zwykle niepokornego środowiska akademickiego. Zamiast nieposłusznych w myśleniu uformowano zastępy wysoce utytułowanych, w myśleniu posłusznych, mistrzów konformizmu i oportunizmu, co dla nauki jest stanem zabójczym.
Wyselekcjonowanych w systemie komunistycznym profesorów nikt nie weryfikował w III RP, ale przed transformacją to profesorowie posłusznie wypełniając zarządzenia przewodniej siły narodu weryfikowali politycznie, negatywnie, im i systemowi zniewolenia zagrażających. Tych procedur i ich skutków oczywiście beneficjenci tego procederu nie badają i na te tematy nie mają nawet zamiaru dyskutować !
I ten stan rzeczy jest akceptowany niemal powszechnie i zwykle się uważa, że jak ktoś był beneficjentem weryfikacji komunistycznych to musiał być naprawdę dobry !
(...)
Całość - TUTAJ