Sowieckie kłamstwo
data:20 lipca 2012     Redaktor:

Zetknięcie z kłamstwem tak jawnym, tak wyzywającym, tak pysznym w swojej bezkarności ? jest poruszającym doświadczeniem.

HD
Premier przykrywa swoją odpowiedzialność za świadomą współpracę z Władimirem Putinem przeciwko prezydentowi RP kłamstwem najbardziej bezczelnym, zapierającym dech. Jest to prostym skutkiem tej współpracy. Skala odpowiedzialności za tragedię, jest tak wielka, że jedyną drogą zachowania władzy wydaje się ta właśnie, do której zaprasza Władimir Władimirowicz i zbudowany przez niego model rządów.
 
Premier Donald Tusk 19 października 2011 r. złożył zeznania w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga, która prowadziła śledztwo ws. "ewentualnych nieprawidłowości podczas organizacji wizyt premiera i prezydenta w Katyniu". Prokuratura śledztwo umorzyła, wskutek czego mogliśmy poznać zeznania odtajnione na wniosek oskarżycieli. Premier zeznał, że o tym, iż Lech Kaczyński chce wziąć udział w uroczystościach katyńskich, dowiedział się z mediów ? już po tym, jak "pojawiła się informacja o planowanym spotkaniu w Rosji szefa rządu z Władimirem Putinem" (czyli w lutym 2010 r.). Tymczasem, jak zauważyli nawet dziennikarze TVN-u, prokuratorzy z warszawskiej Pragi ustalili, że najbliżsi współpracownicy premiera znali plany prezydenta już w styczniu.
 
Kluczowa obecność Putina
 
Prokuratorom nie udało się uzyskać od premiera odpowiedzi na pytanie, dlaczego po rozmowie z Putinem w lutym nie skontaktował się z Lechem Kaczyńskim bądź nie polecił swoim współpracownikom, by uzgodnić wspólną politykę Polski ws. wizyty w Katyniu? Prokuratorzy uzyskali za to następujące dwie ważne deklaracje szefa polskiego rządu: "Moją intencją było uniknięcie przede wszystkim jakichkolwiek nieporozumień z tytułu uczestnictwa najwyższych przedstawicieli władz polskich podczas uroczystości 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Do dnia katastrofy nie miałem żadnego sygnału, aby prezydent bądź ktoś z jego kancelarii kwestionował sekwencję spotkań, tj. mojego spotkania z premierem Putinem, a następnie udziału prezydenta w uroczystościach". I druga ? w odpowiedzi na pytanie, czy premier przyjąłby zaproszenie Putina, wiedząc o tym, że w uroczystościach chciałby również wziąć udział prezydent Kaczyński: "Decyzję, aby przyjąć zaproszenie ze strony premiera Putina ja bym przyjął, niezależnie jaką miałbym wiedzę o udziale pana prezydenta. Kluczowa dla interesów Polski była obecność premiera Putina w Katyniu".
 
Na koniec premier wyraził przekonanie (podaję za TVN-em): "że pomiędzy nim a Lechem Kaczyńskim nie było konfliktu w sprawie odrębnych wizyt w Katyniu. Co więcej, zdaniem Tuska zaproszenie go przez Putina i ustalenie wspólnej wizyty na 7 kwietnia pomogło w przygotowaniach odrębnej wizyty prezydenta trzy dni później.
No, chyba pomogło.
 
Kłamstwo niezwyczajne
 
Przepraszam, że raz jeszcze cytuję znane już dokumenty. Wciąż jednak trudno otrząsnąć się z wrażenia. Zetknięcie z kłamstwem tak jawnym, tak wyzywającym, tak pysznym w swojej bezkarności ? jest poruszającym doświadczeniem. To nie jest "zwyczajne kłamstwo polityka, takie, jakiego przykładem może być hasło wyborcze współkierowanego przez Donalda Tuska Kongresu Liberalno-Demokratycznego, który w wyborach 1993 r. obiecywał "milion nowych miejsc pracy". Tam była tylko bezczelna, kłamliwa obietnica.
 
Tu mamy do czynienia z kłamstwem dotyczącym zdarzeń, które już nastąpiły. Były one obserwowane przez wszystkich tych, którzy interesują się choć w minimalnym stopniu polityką. Prezydent Kaczyński nie leciał pierwszy raz do Katynia. Pierwszy raz natomiast za jego kadencji, w kwietniu 2010 r., przypadała okrągła (70.) rocznica zbrodni na Polakach, której upamiętnieniu prezydent Kaczyński poświęcał zawsze ? w odróżnieniu od premiera Tuska ? uwagę. Udawać, że zamiar wyjazdu prezydenta na uroczystości katyńskie w kwietniu 2010 r. był jakąś niespodzianką, można tylko za cenę zaprzeczenia oczywistości.
 
W istocie rzeczy już od grudnia 2009 r. najbliższy współpracownik Tuska, szef jego kancelarii Tomasz Arabski, prowadził rozmowy z przedstawicielami Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ministra Andrzeja Przewoźnika w sprawie przygotowań do wizyty w Katyniu, a jednym z głównych scenariuszy był wspólny w niej udział premiera i prezydenta. I już wtedy Arabski został ostrzeżony przez ministra prezydenckiego Mariusza Handzlika o próbie rozgrywania przez Putina konfliktu wewnątrzpolskiego organizacją wizyty w Katyniu.
 
Ta gra była widoczna już wcześniej, podczas organizacji wizyty premiera Putina na Westerplatte w związku z uroczystościami 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Tak się złożyło, że miałem okazję w tym czasie przeprowadzić obszerną rozmowę z prezydentem Lechem Kaczyńskim (publikowaną później w "Arcanach. Warto przytoczyć jego komentarz do tamtej sytuacji: "Moskwa grała teraz wyraźnie w taki sposób, by nie było tego strasznego prezydenta Kaczyńskiego w czasie obchodów 1 września w Gdańsku: albo będzie Kaczyński, albo przyjedzie Putin. Na szczęście tego Tusk nie dał sobie narzucić, by Moskwa decydowała, gdzie w kraju wolno być prezydentowi, a gdzie nie. Tak to mogło być w 1944 czy 1945 r.".
 
Jakże prezydent naiwnie nie docenił Donalda Tuska? W 2010 r. szef polskiego rządu nie miał wątpliwości: "Kluczowa dla interesów Polski była obecność premiera Putina w Katyniu". W samej rzeczy, to dla interesów imperialnej Rosji Putina kluczem do Warszawy była zgoda polskiego premiera, by uznać, że to oni dwaj ? Putin z łaskawie dopuszczonym do konfidencji Tuskiem ? lepiej rozumieją i realizują "polski interes" od demokratycznie wybranego prezydenta Rzeczypospolitej. Premier Tusk jasno stwierdził, że prezydent, konstytucyjnie odpowiedzialny za interesy polskiego państwa, nie ma w tej sprawie nic do gadania. I starał się to udowodnić sposobem (nie)przygotowań do tej drugiej, "gorszej" wizyty w Katyniu ? tej z 10 kwietnia.
 
Poniżenie
 
Przykrycie odpowiedzialności za świadomie wybrany scenariusz współpracy z Władimirem Putinem przeciwko prezydentowi RP ? kłamstwem najbardziej bezczelnym, zapierającym dech (na chwilę) nawet dziennikarzom TVN-u ? jest prostym skutkiem tej współpracy. Skala odpowiedzialności za tragedię, zapewne przez Donalda Tuska niezakładaną, jest tak wielka, że jedyną drogą zachowania władzy wydaje się ta właśnie, do której zaprasza Władimir Władimirowicz i zbudowany przez niego model rządów.
 
Fundamentem tego modelu jest aksjomat: władzy nie możemy oddać za żadną cenę. Potencjalnie groźne dla systemu jednostki można wyeliminować. Dla reszty jest kłamstwo. Ale nie byle jakie, tylko takie, którego przyjęcie poniża, obezwładnia. Takie, jakie np. zaprezentowano Polakom na drugą rocznicę tragedii smoleńskiej: pokazano nam wypucowany wrak tupolewa. Czy staranne umycie wraku jest zgodne ze standardami dochodzenia w sprawie przyczyn katastrofy? Oczywiście nie jest. Jest skandalem, jeszcze jednym poniżeniem dla rodzin ofiar, dla państwa polskiego. Ale oto służące "pojednaniu" media i ich polskie ofiary są w stanie wykrztusić: no, nie, nic się nie stało; wrak nie ma już znaczenia dowodowego?
 
Spotkałem nawet jeszcze lepszy przykład poniżającego zakłamania w tej sprawie: jeden z dziennikarzy sztandarowej gazety "pojednania" stwierdził po pokazie lśniącego bielą wraku, że on nie widzi, żeby został umyty?
 
Zaprzeczyć oczywistości, zaprzeczyć świadectwu własnych zmysłów, własnej, najświeższej choćby pamięci, najbardziej elementarnej logice, najprostszym wymogom zdrowego rozsądku w kojarzeniu faktów ? o to właśnie chodzi. To jest istota pedagogiki sowieckiego kłamstwa. Tak "wychowane" społeczeństwo czuje wstręt do samego siebie ? z powodu gwałtu, jaki faktycznie musi zadawać swojej godności, przyjmując TAKIE kłamstwo. Trzeba społeczeństwo wtedy zachęcić, by ten wstręt przeniosło na tych, którzy są prawdziwymi ofiarami, na tych, którzy odważyli się myśleć inaczej.
 
Wina ofiar
 
Nie trzeba było długo czekać. Zaraz po ujawnieniu szokujących zeznań premiera Tuska funkcjonariusz jego partii z Wrocławia podrzucił mediom nowy trop: to Lech Kaczyński jest oprawcą ? on zmuszał ludzi, by wsiadali do jego samolotu i lecieli do Katynia na tę samobójczą (jednak, jak się okazuje, zabójczą) misję?
 
Żadne dowody w tej sprawie już nie będą miały znaczenia. Ani to, że to marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zwracał się do Kancelarii Prezydenta z prośbą o udostępnienie miejsc w tupolewie posłom i senatorom, chcącym wziąć udział w tak wyjątkowej uroczystości patriotycznej, ani to, że dla dziesiątków osób ten lot, ta okazja była po prostu spełnieniem ich marzeń, albo ? inaczej ? elementarnego poczucia obowiązku patriotycznego.
 
Tak, to ofiary są winne. Ofiara = morderca.
Gdyby ktoś myślał inaczej, to przecież mamy demokrację, wybory, będzie mógł się wypowiedzieć. Żeby jednak nie było wątpliwości, sztuki udanych wyborów będzie nas uczył Władimir Czurow, szef Centralnej Komisji Wyborczej Federacji Rosyjskiej, odznaczony właśnie przez prezydenta Putina Orderem Aleksandra Newskiego za sprawnie przeprowadzone akcje wyborcze w Rosji. W Moskwie po owych akcjach trudno szukać człowieka bardziej skompromitowanego niż Czurow ? ale, rzecz jakże charakterystyczna, Polska zaprosiła tego właśnie specjalistę, by wyszkolił nasze komisje wyborcze.
 
Edukacja polityczna przez poniżanie, przez obrażanie zdrowego rozsądku, przez systematyczną podłość ? trwa. Dopóki nie poradzimy sobie z problemem odpowiedzialności za katastrofę smoleńską ? będzie trwała.
 
 
 
 
Andrzej Nowak
 
Źródło: Gazeta Polska Codziennie





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.