Sąd Najwyższy to największa nadzieja totalnej opzycji i sędziowskiej kasty. Dlatego też podejmowane są działania na wielu płaszczyznach, które mają zablokować jakiekolwiek zmiany. Niedawno zakończyła się batalia o Krajową Radę Sądownictwa (przedłużanie zwołania pierwszego posiedzenia, mającego wyłonić nowego przewodniczącego); obecnie środek ciężkości przesunął się na histeryczne próby zaanagażowania przez opozycję struktur europejskich oraz - z drugiej strony- zablokowanie wprowadzonej ustawy, zakładającej przejście na emeryrurę sędziów, którzy ukończyli 65. rok życia.
W ubiegłym tygodniu Sąd Najwyższy przyjął dwie uchwały, które potępiają "usunięcie" części sędziów SN oraz uznają, że sędzia Małgorzata Gersdorf pozostaje prezesem do kwietnia 2020 roku. Uchwały nie stanowią prawa- jednak w praktyce oznacza to, że spór może ulec eskalacji. Jeżeli 4 lipca pani prezes zdecyduje się na odegranie politycznej szopki i stawi się do pracy, łamiąc postanowienia ustawy Sejmu RP, znowu będziemy świadkami histerii opozycji i pohukiwania Timmermansa. Idzie się przyzwyczaić... na razie na obsadzenie czekają już wakaty a chętnych przybywa.
Sędzia Małgorzata Gersdorf już dawno temu przyłączyła się do koalicji antyrządowej. Dobrze by jednak było, gdyby 4 lipca zaoszczędziła nam wszystkim wstydu i zaczęła pędzić szczęśliwe życie emeryta. Tylko, czy panie prezes posiada w ogóle możliwość wyboru? A może decyzje podejmuje za nią ktoś inny?