Tomasz Trzciński: Koncert Koloński – Koncert w Bochum
data:20 maja 2018     Redaktor: ArekN

Koncert, który zagrałem 5 maja 2018 – „Around THE KÖLN CONCERT”, już po raz czternasty w mojej karierze, zrobił na zgromadzonej w Planetarium w Bochum publiczności wielkie wrażenie. Przez cały czas gry, a jest to ponad dwugodzinny solowy maraton, czułem wyraźnie z jak wielkim skupieniem i uwagą, wręcz wnikliwością, moi słuchacze śledzili i wsłuchiwali się w wykonywaną przeze mnie muzykę- pisze Tomasz Trzciński.

fot. Silke Trzciński
 
Na sali panowala cisza, której jeszcze nigdy dotąd na podobnych koncertach nie przeżyłem. Ten repretuar to dla mnie zawsze ogromne wyzwanie, pod każdym względem, mogące się równać ze zdobyciem szczytu w Himalajach – K2 lub Mount Everest. Oczywiście, ja nie ryzykuję życiem ani swoim, ani losem bliskich, a jedynie koncertuję w bezpiecznych warunkach. A jednak, ten właśnie koncert, jego przygotowanie i wykonania kosztują ogrom wysiłku, i jestem zawsze, oprócz wzruszenia i emocji, które długo opadają, zupełnie wycieńczony, gdy wracam po nim do domu, i wcale nie do końca pewny efektu, jaki osiągnąłem. To także jest zawsze wielka niewiadoma. Tym bardziej więc, i z jakże wielkim, radosnym zaskoczeniem, przeczytałem kilka godzin później recenzję z mojego koncertu, zamieszczoną na stronie profesjonalnego, elitarnego niemieckiego portalu jazzowego NRW Jazz, z regionu Północnej Nadrenii-Westfalii, którą napisał ceniony znawca sztuki, dr Heinrich Brinkmöller-Becker, opatrując ją dodatkowo swoimi fotografiami. Radością tą postanowiłem więc także podzielić się z czytelnikami. Oto treść tej niezwykłej recenzji.
 



 

Potrzeba naprawdę szczególnej odwagi, by chcieć porwać się na najwyżej cenione w historii muzyki jazzowej dzieło fortepianowe – sławny THE KÖLN CONCERT (Koncert Koloński) z 24 stycznia 1975, które uczyniło jego twórcę – Keitha Jarretta – legendą („najlepiej sprzedająca się płyta jazzowa“ , „najlepiej sprzedający się fortepianowy album solowy“).

Jednak nie tylko ze względu na kultowy status tego koncertu i jego płytowej wersji live (ECM 1064/1065), lecz także i dlatego, że sam mistrz bezwarunkowej improwizacji położył tutaj swoisty fundament dla tego rodzaju sztuki muzykowania, i przez długi czas wzbraniał się usilnie przed dopuszczeniem do opublikowania jakiejkolwiek transkrypcji swojego dziela. A jednak 15 lat później, w roku 1989, zgodził się na wydanie autoryzowanej transkrypcji, w której przedmowie wskazywał na to, że najważniejszą wskazówką powinno być zawsze oryginalne nagranie, swoiste „ostatnie słowo“ autora i kompozytora. W roku 2006 polski pianista Tomasz Trzciński nagrał własną wersję THE KÖLN CONCERT jako pierwszy na podstawie tej transkrypcji, zaś 5 maja 2018 wystąpił z tym repertuarem na żywo w Zeiss Planetarium w Bochum.

Przed koncertem nasuwały się pewne wątpliwości: czy można odtworzyć na żywo muzykę, ktora powstała jako improwizacja? Jaka będzie różnica i relacja pomiędzy odtworzeniem z transkrypcji a oryginalnym – jednorazowym wykonaniem improwizacji na żywo? Jakie zalety i przyjemności przyniesie słuchaczowi wysłuchanie technicznej reprodukcji, odtworzenia koncertu powstalego na żywo? Czy każda z fraz oryginału nie będzie automatycznie porównywana z jej odtworzeniem i prawie natychmiast odrzucana jako tylko zwykła imitacja?

Warunki koncertu w Bochum wyraźnie różniły się od oryginalnych w Kolonii: dobrze nastrojony i przygotowany na koncert fortepian w planetarium w Bochum jest w znacznie lepszym stanie niż instrument do ćwiczeń, na którym Jarrett musiał zagrać swój koncert w Kolonii. Tomasz Trzciński robił wrażenie wypoczętego – w przeciwieństwie do pianisty w 1975 roku, można się domyślać, że posiłek przed koncertem różnił się także znacznie od tego, który Keith Jarrett otrzymał piętnaście minut przed wyjściem na scenę.

Koncert Tomasza Trzcińskiego pod wygwieżdżonym niebem Planetarium w Bochum szybko rozwiewa wszelkie wcześniejsze wątpliwości. Od pierwszych taktów jego gry staje się oczywiste że: naturalnie rozpoznajemy ponownie Jarretta, natychmiast, jednak to, co pianista osiąga na klawiaturze jest jednoznacznie interpretacją zanotowanego dzieła muzycznego, której artysta nadaje swoje własne, oryginalne brzmienie. Potwierdza też w sposób wielce przekonujący, że każda jego gra w oparciu o tekst muzyczny jest naturalną, autentyczną interpretacją.

Jego frazowanie, dobór temp, wydobycie dźwięku (uderzenie), skala dynamiki jaką dysponuje, dyskretne użycie elementów perkusyjnych – wszystko to jest indywidualnym osiągnięciem pianistycznym, i to jakim! Trzciński ukazuje się jako wybitny wirtuoz i wyrafinowany artysta dźwięku.

W jego grze nie słychać jakiegokolwiek naśladownictwa, czy też lustrzanego odtwórstwa brzmienia oryginału. Z pewnością traktuje więc tekst muzyczny tak, jak nakazuje mu jego zawodowa praktyka klasycznego pianisty: jako podstawę i punkt wyjścia do własnej interpetacji – nadania dziełu własnego wyrazu i znaczenia. Elementy pianistycznej gry dobiera także w sposób bardzo przemyślany i wyważony, bez popadania w przesadę: ostinatowe pasaże sprawiają wrażenie potężnych a jednocześnie są niezwykle swobodne, podobnie jak figuracje komentującej je prawej ręki, w powtarzających się wariacyjnie rytmicznych figurach. Wirtuozowskie przebiegi w górę i w dół klawiatury są efektowne, i precyzyjne, fragmenty rubato (swobodne zmiany tempa muzyki) oraz miejsca dynamicznie – nawet najcichsze, realizowane są z wyczuciem stylu, podobnie jak i rockowe oraz bluesowe elementy koncertowe. Drugą, głęboko duchową część utworu, z jej elegijno-patetycznym charakterem oraz swobodnymi i wyzwalającymi się hymnami prezentuje Trzciński w sposób nieco bardziej powściągliwy.

Oczywiście brakuje nam w pierwszej części charakterystycznego głosu „podśpiewującego“ Jarretta, często postrzeganego też jako zakłócenie, ale w jego koncertach będącego czymś zupełnie naturalnym. I choć być może z powodu dużego osłuchania z oryginałem koncertu Jarretta, odbieramy równocześnie podświadomym, wewnętrznym uchem jego śpiew, dzieje się tak raczej za sprawą sztuki pianistycznej Tomasza Trzcińskiego, który samym tylko brzmieniem górnych alikwotów fortepianu potrafi uzyskać efekt imitacji tego słynnego jarrettowskiego “wokalu”.

Koncert udowadnia w sposób imponujący, że przeświadczenie o tym jakoby improwizacja i kompozycja, improwizacja i jej wykonanie na podstawie nut, przeciwstawiały się sobie jak ogień i woda, jest niczym innym jak tylko wierutną, bezmyślą bzdurą. Z otwartą głową i słuchem, nie zamkniętym za szkolnymi, ideologocznymi formułami, i uprzedzeniami można przeżyć włącznie z bisem – improwizacją pianisty na temat polskiej pieśni – wspaniały solowy koncert. Helmut Schüttemeier, artystyczny opiekun serii koncertów w Planetarium Bochum i prawdopodobnie jedyny na sali świadek oryginalnego Koncertu Kolońskiego (z roku 1975), który go wówczas osobiście przeżył, nie martwiąc się zbytnio szablonowymi wątpliwościami, mówiąc o „Koncercie w Bochum” swierdza: „Wspaniałe wydarzenie muzyczne“. I ma rację.

 


Tekst i zdjęcia: dr Heinrich Brinkmöller-Becker

Tłumaczenie: Tomasz Trzciński

Konsultacja wersji polskiej: Cezary Dąbrowski

 

Koncertu można posłuchać i obejrzeć w całości na wideo z bezpośredniej transmisji na stronie:

The Köln Concert – Bochum Concert http://www.tomasz-trzcinski.info/the-koln-concert-bochum-concert.html

 

Na zakończenie…

Jak zawsze w takiej sytuacji przesłałem oryginalny tekst tej rezcenzji do Karlsruhe, mojemu wspaniałemu profesorowi Manfredowi Reichertowi, pod kierunkiem którego przed laty opracowałem i przygotowałem ten koncert do pierwszego wykonania. Jego wskazówki były dla mnie bezcenne, zaś wiara w to, że nasza praca ma sens, była aż do samego występu niezwykle budująca. Później, przy każdym kolejnym przygotowaniu każdego kolejnego wykonania, zawsze wracałem do tych wskazówek, doskonaląc „nieskończone”. A ta recenzja, jak mało która, oddaje wszystkie założenia i idee, które nam wówczas, i mi później przyświecały, i doprowadziły pracę nad tą muzyką do takiego efektu jak ostatni koncert w Planetarium w Bochum. Niestety, tym razem Profesor Reichert nie odpowiedział, więc nieco zaniepokojony zatelefonowałem do jego praktyki, bowiem na emeryturze prowadził dalej aktywne życie zawodowe, pracując w swoim drugim zawodzie jako psycholog dziecięcy. I dopiero teraz dowiedziałem się że mój Profesor zmarł, po ciężkiej chorobie, 3 kwietnia 2018. Życie jest nieubłagalnym. Daje nam tak niewiele czasu na realizację zamierzeń. To wielkie szczęście, że nam się to wspólnie wówczas udało. Ale, jak mawiał Patrick White: „W końcu nie ma końca”. 5 maja, w dniu koncertu Profesor Reichert obchodziłby swoje 76 urodziny. Mój „Around THE KÖLN CONCERT” w Planetarium Bochum stał się więc dla niego szczególnym podziękowaniem. Czy duchem był on tam z nami obecny? Kto wie… „Śpieszmy się kochać ludzi, tak prędko odchodzą…”

 

Za: http://pressmania.pl/koncert-kolonski-koncert-w-bochum/

 

Zdjęcia do artykułu :
Zdjęcia do artykułu :
Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.