Podczas przyspieszonej kampanii wyborczej w 2010 r. temat prawdy o Smoleńsku przycichł. Był początek lipca. Narzucały się przerażające pytania: „Czy nie ma mądrych ludzi? Przecież są. Dlaczego nikt o tym nie mówi? Czy Polska będzie czekać kolejne pół wieku?” Krzyż jeszcze stał samotnie przed Pałacem Prezydenckim. Na Krakowskim Przedmieściu pod strumieniem z karcherów znikały ślady po zniczach. Wtedy właśnie powstał ten wiersz:
7. lipca 2010
Trwa czyszczenie
chodnika przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu
przed ostatecznym przejęciem władzy
musi być czysto
Ostry strumień
usuwa ślady stearyny
po zniczach zapalonych na cześć ofiar Smoleńska
ślady łez
a nawet stóp odciśnięte przez trwających tu w zgrozie, w żałobie
w modlitwie
znikają
pod ciśnieniem
milkną dziennikarze
blakną nagłówki gazet
szum zagłusza niewidzialnym ekranem
głosy polityków
nawet słowa bohaterów
są transmitowane gdzieś w przyszłość
Trwa czyszczenie podłoża
Na powierzchni chodnika
jeszcze tylko resztka stearyny
niezłomna grudka pamięci
wyłania się uparcie
pod ciśnieniem
trwa na straży
w zakamarkach sumienia
niezmywalne
wołanie o prawdę
Wkrótce potem nastąpił atak na krzyż i groźby wyrugowania symboli chrześcijańskich z tzw. „przestrzeni publicznej”. To tak, jakby ktoś nam zabronił przyznawania się przed sobą wzajemnie, żeśmy naszą nadzieją złożyli w Chrystusie i że to nasza wspólna nadzieja zbawienia. A przecież jesteśmy u siebie! Przypomniały się słowa wielkiego Prymasa, Stefana kard. Wyszyńskiego, że nie jest groźny człowiek, który się modli, ale ci, co przestali zwracać się ku Bogu. Metalowe barierki odgrodziły krzyż. Stał jeszcze, choć uwięziony. Po drugiej stronie ulicy, opodal Kordegardy koczowali na chodniku obrońcy krzyża. Przyjeżdżali z różnych miast. Przechodząc można było się z nimi pomodlić. Trudno było nie oprzeć się wrażeniu, ze mają do spełnienia funkcję proroczą. Obraz przemawiał jak symboliczne gesty Jeremiasza: „Jeśli nie dochowacie wierności tej sprawie, odgrodzą wam granice wasze, będziecie koczownikami wśród obcych narodów”. Chwała wam, bohaterowie lata roku dziesiątego, i wdzięczność, żeście wytrwali!
Zakłócające modlitwę ataki. Kto je inspirował? Ten sam, co zawsze. Przypomniały się słowa św. Pawła, że nie walczymy przeciw ciału i krwi… I znów myśl Prymasa Tysiąclecia, że nie walczymy z ludźmi, ludzi miłujemy…
Comiesięczne marsze otwierał w pierwszych latach wielki baner: „Żądamy prawdy”. Była w tym kwintesencja tego, co istotne. Msze Święte i modlitwy zanoszone za ofiary Smoleńska, ale również Katynia i tylu innych, którzy oddali życie Ojczyźnie stanowiły wielki dar sprawiedliwości. Wysłużyło go tych dziewięćdziesięciu sześciu. Dobrze, że były te eucharystyczne spotkania, na których ci, co biorą odpowiedzialność za Polskę, wspólnie z nami, „z ludem” formują sumienia. Dobrze, żeby przetrwały jako dziedzictwo tych lat.
Przez ból wielkiej tragedii, przez smutek i przygnębienie, za cenę życia poległych i cierpienia rodzin, przebiły się jak światło wiara, prawda i sprawiedliwość. Zbyt wiele to kosztowało, by miały być zapomniane. Te właśnie wartości wyznaczał kiedyś jako drogowskazy życia narodu czcigodny Sługa Boży Stefan Wyszyński. 6. stycznia 1979r. w warszawskiej katedrze wymieniał te trzy punkty: Bóg uznany i umiłowany, człowiek uszanowany, władza na ziemi sprawowana w miłości, sprawiedliwości i prawdzie.
Iza S.