Marek Baterowicz: SMOLEŃSKI  ZAMACH
data:17 marca 2018     Redaktor: GKut

Podczas marcowej miesięcznicy smoleńskiej Jarosław Kaczyński powiedział, że o zamachu na Tupolewa wiemy już prawie wszystko. Czekamy zatem z nadzieją na ostatnią miesięcznicę, po świętach wielkanocnych, która powinna ujawnić światu ustalenia zespołu ekspertów, pracującego od dawna pod kierunkiem Antoniego Macierewicza.

 

Doceniamy wagę tych ustaleń i profesjonalizm wybitnych naukowców tej ekipy, jednak przypomnijmy, że już w dwa miesiące po „katastrofie” wiedziano bardzo dużo, prawie wszystko. Oto w polonijnym „Kurierze”, wychodzącym w Chicago, z datą 11-17 czerwca 2010 roku, ukazał się artykuł „Zbrodnia i dowody – czyli o zabójstwie Prezydenta Kaczyńskiego”.  I w nim ujawniono dwie sprawy, absolutnie pewne w tamtym czasie, a więc w zaledwie niewiele tygodni po tragedii. Po pierwsze, samolot leciał w oparciu o sfałszowane dane satelitarnego systemu naprowadzania. Urządzenie to, zwane MECON, było używane w technice wojskowej od około roku 2000. Dzisiaj wiemy ponadto, że i rosyjscy operatorzy z wieży kontrolnej celowo sprowadzali Tupolewa poniżej bezpiecznej wysokości. Słyszeli to piloci Jaka-40, dlatego jeden z nich – chorąży Remigiusz Muś - został zamordowany. Sprzeciwiał się oficjalnym „ustaleniom” śledztwa, słyszał też dwa wybuchy.  Likwidowanie niewygodnych świadków też jest pośrednim dowodem zamachu. A oszukiwanie pilotów Tupolewa świadczy, że Rosjanie kreowali warunki dla sprowokowania „katastrofy”. I tuż nad ziemią samolot został rozerwany wybuchem na dziesiątki tysięcy części, a finalna eksplozja nastąpiła w momencie zderzenia z ziemią. I właśnie o tym pisze również „Kurier Chicago” już w dwa miesiące po tragedii. Zacytujmy: „Po drugie – kadłub samolotu został rozerwany eksplozją bomby izowolumetrycznej. To zarazem pierwszy przypadek w historii, gdy użyto takiej broni w zamachu”.

     Oprócz tych dwóch głównych elementów zamachu (przesunięcia toru lotu i zastosowania bomby) autor artykułu Rafał Klimuszko (bazujący niewątpliwie na dostarczonych mu materiałach ) dodaje też hipotezę, że w samolocie uruchomiło się dodatkowe urządzenie blokujące sterowanie maszyną. I tę hipotezę z chicagowskiego „Kuriera”  potwierdzają obecne ustalenia: gdy piloci – na wysokości 100 do 80 metrów – próbowali podnieść samolot i odejść na drugi krąg, Tupolew utracił sterowność.

    Dalej czytamy w „Kurierze”, że bomby izowolumetryczne (zwane też termobarycznymi) to najsilniejsze bomby konwencjonalne, a taka właśnie bomba była potrzebna do zniszczenia wyjątkowo mocnego kadłuba TU-154M. A „ składa się on z bardzo silnych podłużnic, gęstych poprzecznic (wszystkie te elementy są ze stopów wzmocnionego aluminium) oraz blachy wewnętrznej i zewnętrznej, a ma ona grubość aż 5 centymetrów.”   Wybuchowi takiej bomby towarzyszy – jak czytamy dalej – ogromne ciśnienie i temperatura do 3 tysięcy stopni Celsjusza ( stąd i nazwa bomba termobaryczna). Oczywiście wybuch tej bomby na pokładzie Tupolewa oznaczał straszliwą śmierć wszystkich pasażerów. Klimuszko informuje też, że w Polsce bomby termobaryczne były produkowane od roku 1988 i że „bombę musiano umieścić w Warszawie”. Eksplozja takiej bomby ma dwie fazy, są to akustycznie dwa oddzielne wybuchy. I to dokładnie słyszał świadek Sławomir Wiśniewski, montażysta TVP, który jechał akurat samochodem na lotnisko nagrywać lądowanie Prezydenta i towarzyszącej mu ekipy. Pamiętamy, że i ekspertyza kawałków Tupolewa odkryła ślady jakiejś substancji wybuchowej, lecz prokuratura i media za rządów PO-PSL-u utopiły natychmiast tę rewelację.

   Tyle w skrócie o artykule z chicagowskiego „Kuriera”, opublikowanym osiem lat temu, niemal zaraz po smoleńskim zamachu. Jesteśmy bardzo ciekawi co z jego treści potwierdzi się w ostatecznych wnioskach komisji Macierewicza. Niezależnie od tego jedno jest absolutnie pewne: był to zamach, nie katastrofa. Do takiej konkluzji skłaniało od razu  rozrzucenie szczątków samolotu na dużej przestrzeni, co nieodpartą siłą logiki wyjaśnia i dowodzi użycia bomby, a zatem ZAMACHU. Więcej nie trzeba dla przyjęcia wniosku, że katastrofa w Smoleńsku nie była zwykłym wypadkiem. Ostateczna ekspertyza zespołu Macierewicza może wyłącznie ten wniosek podbudować od strony technicznej, naukowej, lecz ktokolwiek myśli logicznie, musi zgodzić się od razu z  tym, że pasażerowie lotu do Smoleńska padli ofiarą perfidnego i okrutnego zamachu.

    Powie ktoś – a nie mamy czarnych skrzynek, nie oddano nam wraku. To nie ma znaczenia. Z dostępnych w Polsce szczątków samolotu, a są i na Zachodzie, można ustalić, czy na pokładzie miała miejsce eksplozja. A czarne skrzynki zostały tak zmanipulowane w Rosji, że prawdopodobnie są już bezużyteczne. Natomiast przydałoby się satelitarne  zdjęcie eksplozji Tupolewa, które Amerykanie oferowali – jak czytamy w „Kurierze” z Chicago – Radkowi Sikorskiemu, ale ten z oburzeniem odmówił, bo – jego zdaniem -  to nie był zamach, lecz...błąd pilota!  Cynizm pierwszej klasy, ale i bezczelność wyrokować tak na samym początku śledztwa. Sikorski widocznie należał do tych, którym po prostu politycznie pasowała i nadal pasuje wersja „katastrofy”. Miejmy nadzieję, że tym razem rząd PiS-u dostanie to satelitarne zdjęcie, bo w końcu USA są naszym sojusznikiem. A ogłoszenie werdyktu komisji Macierewicza będzie nie tylko zwycięstwem prawdy i potwierdzeniem zamachu, lecz także istotnym składnikiem odbudowywania naszej suwerenności w 100-lecie odzyskania Niepodległości.

                                                                                                                        Marek Baterowicz

 

 

[Od Redakcji:

Zachęcamy do nabycia, wydanej przez nasze stowarzyszenie, książki Marka Baterowicza - opowieści o stanie wojennym- ZIARNO WSCHODZI W RANIE

Szczegóły: TUTAJ]

 

Marek Baterowicz (ur. 1944) jako poeta debiutował na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” (1971). Debiut książkowy - „Wersety do świtu” (W-wa,1976); tytuł był aluzją do nocy PRL-u. W 1981 r. wydał poza cenzurą zbiór wierszy pt. „Łamiąc gałęzie ciszy”. Od 1985 roku na emigracji, od 1987 w Australii. Autor kilku tytulów prozy(M.in "Ziarno wschodzi w ranie"-1992 w Sydney i 2017 w Warszawie) oraz wielu zbiorów poezji, jak np. „Serce i pięść” (Sydney, 1987), „Z tamtej strony drzewa” (Melbourne, 1992 – wiersze zebrane), „Miejsce w atlasie” (Sydney, 1996), „Cierń i cień” (Sydney,2003), „Na smyczy słońca” (Sydney, 2008). W 2010 r. we Włoszech ukazał się wybór wierszy - „Canti del pianeta”, następnie "Status quo" (Toronto, 2014), zbiór opowiadań – „Jeu de masques” (Nantes,2014),"Nad wielką wodą" (Sydney,2015) oraz e-book jego powieści marynistycznej, osadzonej w XVI wieku „Aux vents conjurés”.





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.