Janusz Krasiński:Żydzi, ja i antysemityzm (2/3)
data:03 marca 2018     Redaktor: GKut

Opowieść z 2011 r. zainspirowana artykułem Bronisława Wildsteina: „Polska, antysemityzm, lewica"

(http://www.portal.arcana.pl/Bronislaw-wildstein-polska-antysemityzm-lewica,1917.html)

 

1 część- TUTAJ

 

Po klęsce wrześniowej Żydzi chodzili jeszcze jakiś czas po ulicach Warszawy z gwiazdą Syjonu na rękawie. Ale Ryfka i jej rodzice wcześniej znikli niepostrzeżenie. Sklepik został, lecz jego właścicielem był już Ukrainiec.

Kiedyś, kiedy było już getto, przejechałem przez kilka jego ulic tramwajem. Była taka linia, która przez nie prowadziła, a ja chciałem zobaczyć to, o czym opowiadano straszne rzeczy. Niewiele zobaczyłem. Kogoś leżącego pod murem, martwego czy jeszcze żywego. Wrażenie zrobiły na mnie dopiero okropnie chude dzieci. I pomyślałem o Ryfce, i o tym, że powinienem był zabrać z sobą kromkę choćby suchego chleba. Stałem na pomoście, obok mnie stał polski policjant, przy wejściu na pomost młody mężczyzna w długim płaszczu, a za nim duży worek. Gdy tramwaj zwolnił na zakręcie, policjant odwrócił się plecami, a worek wypadł na ulicę. Nawet nie widziałem, czy ktoś go podniósł, bo byliśmy już za zakrętem. O istnieniu polskiej tajnej organizacji, Żegocie, niosącej pomoc Żydom, dowiedziałem się dopiero w PRL- owskim więzieniu na Mokotowie, gdzie siedziałem z jednym z jej członków, Władysławem Bartoszewskim.

Trzeba powiedzieć, że po wkroczeniu Niemców do Warszawy, po rozpętaniu wściekłej akcji przeciwko Żydom, polskim antysemitom zaparło dech. Bo co innego wysyłać ludzi na Madagaskar, a co innego do komór gazowych. Uliczni muzykanci śpiewali już inaczej:

 

W dniu pierwszego września roku pamiętnego

Wróg napadł na Polskę z nieba wysokiego.

 

Od pewnego czasu w jednym z okiem mego mieszkania na Mariensztacie zawisł szyld z napisem MODYSTKA. To matka, by pomóc ojcu utrzymać dom, otworzyła pracownię. Odtąd w największym z pokojów klientki przymierzały przed lustrem zrobione na zamówienie kapelusze. Któregoś dnia przyszła klientka o wyraźnie semickich rysach. Zamówiła kapelusz z dużym opadającym na oczy rondem i z gęsta woalką. Nie kryła, że chodzi jej o zasłonięcie twarzy. Matka wykonała zamówienie, po paru dniach przyszło jeszcze kilka innych. Żydówki, którym udało się wydostać z getta. O komorach gazowych w Auschwitz matka już słyszała. Gdy one o nich wspominały, brała szpilkę do ust, żeby nie dać poznać po sobie, jak przerażające robiło to na niej wrażenie. Wyczuwały to i ufnie przychodziły odebrać swe zamówienia.

Dzwonek. Otwieram drzwi, a w drzwiach niemiecki oficer. Nie, nie gestapowiec, lotnik. Wysoki blondyn z dyndającą u boku mizerykordią. „Do modystki" - mówi bezbłędną polszczyzną towarzysząca mu dama. A mnie taka myśl: Zrzucał ze swego Stuckasa bomby, nie trafiły, nie przysypało jej w piwnicy, teraz przyszedł zafundować jej kapelusz. Długo i kapryśnie go przymierzała. Że też akowcy nie ostrzygli jej jeszcze łba! Wtem znowu dzwonek. Tym razem matka do drzwi. Przeprasza, biegnie - Żydówki! Słyszę ich głosy i głos mojej mamy: „Jeszcze nie gotowe! Jeszcze nie gotowe! Proszę przyjść jutro!" I głośne trzaśnięcie drzwiami. Czy ten niemiecki lotnik chciałby donieść gestapo, że w tym domu kręcą się Żydówki? Nie sądzę. Ale ta polska damulka...

 

Także mój ojciec miał gościa Żyda. Kiedyś prowadzili wspólne interesy. Teraz gość przyszedł w innej sprawie. Czy na naszej posesji w Żeraniu nie mogłaby ukrywać się żydowska rodzina? Chyba mogłaby. Dwie pięcio-werandowe wille i inne gospodarcze zabudowania, ale zlicytowane na dwa lata przed wojną nie były już naszą własnością. Gość mówi, że nie wiedział, ale jakby niedowierza.

- A tu, u pana w domu?

Przy wejściu do kamienicy jest sklepik po Żydach zajęty przez Ukraińca współpracującego z Niemcami, zaś po sąsiedzku mieszka oficer tajnej policji, obecnie zwanej „Kripo".

-  Pan rozumie, za ścianą mamy tajniaka. Przedwojenny policjant, teraz służy Niemcom - mówi ojciec.

Gość zrozumiał. Zawiedziony, pełen lęków o swą rodzinę, poszedł szukać gdzie indziej.

Ojciec przeżył pierwszą wojnę światową. W tej drugiej pragnął ocalić mnie i matkę, ale nie dożył Powstania. Nie widział nawet, jak podlany benzyną dom nasz staje w ogniu. Zmarł wcześniej w szpitalu na raka. Lecz co do oficera „Kripo" to się mylił. W rok później sąsiada policjanta razem z jego synem, moim kolegą, Włodkiem, aresztowało gestapo. W pułapkę wpadli nad Wisłą przy odbiorze ze statku broni z angielskich zrzutów. Obu rozstrzelano w ulicznej egzekucji. Ktoś musiał ich sypnąć. Bo szpicle donosili nie tylko na ukrywających się Żydów, także na członków podziemnej organizacji.

Dziś zastanawiam się, czy ojciec mógł przyjść z pomocą tej żydowskiej rodzinie?

W małej staromiejskiej kamieniczce wszyscy się znali, każdy ruch, każda nowa osoba nie uszłaby uwagi lokatorów. Byli to ludzie przyzwoici, ale za ukrywanie Żyda groziła kara śmierci. Donosiły o tym gęsto po mieście rozklejone ogłoszenia. Więc co mogliby zrobić ze strachu? A Żyd, Żyd bał się ich strachu. Z opowieści Żyda ukrywającego się z rodziną u starych znajomych zapamiętałem przerażające zdanie. „My nie rozbieraliśmy się do snu, my spaliśmy w ubraniach." Niedowierzali, nie rozbierali się na noc w strachu przed strachem tych, którzy ich ukrywali. Nie wydano ich, przeżyli. Chodziłem razem z nimi po Tatrach.

Przekleństwem dla Żydów, a dla Polaków powodem do wściekłości i wstydu było szmalcownictwo. Znam przypadki, gdy szantażowani Żydzi zwracali się o pomoc do AK. Zapadały wówczas tajne wyroki. Czy te dwa, w których jako czternastolatek spełniałem rolę czujki, były wydane na szmalcowników?

Pierwszy miał miejsce gdzieś w okolicach ulicy Żelaznej, Srebrnej, na niskim parterze. Miałem zastukać w okno w razie niebezpieczeństwa. Weszli i usłyszałem krzyki, okładali go coltami. Wtem rozprysła się szyba i z okna ktoś próbował się wydostać. Wciągnęli go za nogi, dołożyli jeszcze i wyszli. Drugi miał miejsce gdzieś na Brackiej, tuż przy Alejach Jerozolimskich, nieudany. Skazany na pobicie cisnął jakimś żelaznym przedmiotem we wchodzących i ranił jednego w głowę. A wypruć do szpicla z paru coltów! Nie było jednak wyroku śmierci i chłopcy z rannym wycofali się z akcji.

-  Za co miał wyrok? - Zapytałem tego z krwawiącą głową.

-  Szantażował Żydów. Miał szczęście, że nie zdążył jeszcze nikogo wydać, bo miałbym prawo strzelić mu w łeb."

Czy Powstanie w Getcie było dla Polaków, jak chcą niektórzy, sprawą zupełnie obojętną? Czy dymy pożarów całej wielkiej dzielnicy mogą być obojętne dla mieszkańców miasta? Czy wieści o odbywających się tam zbrodniach mogą pozostać bez wrażenia? Bo jeśli nawet nie współczucie, to przerażenie. Bo kto nie pomyślałby o tym, że i na Polaków przyjdzie kolej? A że nie chwycili za broń, żeby zginąć razem? Nie było polskiego wojska, które mogłoby bronić swoich obywateli. Za to pokazano je po wojnie w pewnym zachodnim filmie. To "polskie wojsko" w kadrach tego filmu współdziałało z esesmanami przy likwidacji getta. Mój znajomy z Radia Wolna Europa zaprotestował z oburzeniem. Napisał gdzieś w prasie, że pod niemiecką okupacją armia polska nie istniała. Miał potem telefon: „Nie przypuszczałam, że jest pan takim antysemitą. Zrywam z panem stosunki." To niewątpliwy wpływ zmistyfikowanej już antysemickiej propagandy. Protestuję przeciwko wykorzystywaniu holokaustu, a także antysemityzmu dla wyssanej z palca filmowej i literackiej fikcji! Przy likwidacji getta pewne funkcje spełniała złożona z Polaków policja, ale nie była to polska policja tak, jak judischer Ordnungsdienst, choć służyli w nim Żydzi, był policją niemiecką, nie żydowską. W jakim stopniu w te zbrodnie holokaustu angażowali się jedni i drudzy jest zadaniem dla psychologów i historyków.

W każdym narodzie znajdą się męty żerujące na cudzym nieszczęściu. Po likwidacji getta znalazłem na śmietniku kilka gramofonowych płyt. Pochodziły z szabru na gruzowisku. Jedna z nich zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Śpiew kobiety. Rozumiałem z niego tylko dwa słowa „a jidishe Marne!" Ale było to przejmujące. Słuchając tej pieśni pojąłem, jak głębokich, dramatycznych wrażeń dostarczyć może muzyka.

CDN.

 

 

 

Janusz Krasiński (1928 - 2012) - wielki patriota i wybitny pisarz. Autor słuchowisk radiowych i sztuk teatralnych. Członek Szarych Szeregów. Więzień niemieckich obozów koncentracyjnych (m.in. w Auschwitz i Dachau) a po wojnie więzień Mokotowa, Wronek i Rawicza.

Laureat licznych nagród literackich, m.in. Nagrody im. Józefa Mackiewicza w 2006 roku.

Autor autobiograficznej pentalogii - „Na stracenie”, „Twarzą do ściany”, „Niemoc”, „Przed agonią” oraz (pośmiertnie)"Przełom".

 

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.