Profesor z ŻIH: Lepiej pójść do gazu niż prosić o pomoc Polaka (1)
data:27 lutego 2018     Redaktor: Agnieszka

Grzegorz Strzemecki

Część I


 

Wydawało się, że szczytem antypolonizmu było osławione 14-krotne powtórzenie "Polish death camps" na twitterze (27.01.2018, TUTAJ) przez izraelską dziennikarkę Lahav Harkov, mimo że już dwa dni  później (29.01.2018, TUTAJ) w swoim macierzystym Jerusalem Post przyznała, że jest oczywiste, że obozy koncentracyjne w Polsce były  zaplanowane i wykorzystywane przez nazistów (Obviously, the concentration camps in Poland were planned and used by the Nazis.)

Wszystko z powodu jednego tweeta. Jednego tweeta, w którym napisałam 14 razy wyrażenie "polskie obozy śmierci" (All because of one tweet. One tweet in which I wrote the phrase “Polish death camps” 14 times.) - napisała ze zdziwieniem, które można odczytać mniej więcej tak:

Wszystko z powodu jednego naplucia na Polaków! (No niech będzie - powtórzonego 14 razy) Czy to coś złego pluć na Polaków? Co innego Niemcy. Wprawdzie wymordowali miliony Żydów, ale ich trzeba szanować i dbać o ich image, przypisując ich zbrodnie  "nazistom" bliżej nieokreślonego pochodzenia.

Tytuł jej artykułu również wyrażał to zdziwienie: Jak zostałam publicznym wrogiem nr 1 w Polsce. Mamy uwierzyć w to zdziwienie i uznać, że w Izraelu takie po prostu panują zwyczaje. Gdyby Yair Lapid oskarżył panią Harkov na twitterze o zamordowanie swojej babki, to ona oczywiście uznałaby że z powodu jednego tweeta nie ma co robić problemu.

Może jestem przewrażliwiony, bo Norman Finkelstein wyjaśnił niedawno (TUTAJ), że Żydzi nie nienawidzą Polaków, ale gardzą nimi. (...) Polacy są postrzegani jako głupi, prymitywni, zaściankowi. Nigdy nie zaobserwowałem u Żydów nienawiści dla Polaków, zawsze to była pogarda.

Możemy się zatem pocieszyć: eksces Lahav Harkov nie był mową, a ściślej tweetem nienawiści, tylko tweetem pogardy. Jak wobec tego zinterpretować wypowiedź polskiego naukowca od holocaustu, która wysoko przebija "polskie obozy śmierci"? Ale zacznijmy od początku:

Redaktor Jarosław Gugała z Polsat News  uznał, że w polsko-żydowskiej debacie najsłabiej słychać głos tych, którzy najwięcej na ten temat wiedzą, historyków, którzy badają holocaust i zaprosił profesora Andrzeja Żbikowskiego z Żydowskiego Instytutu Historycznego (ŻIH). Ten, rozważając szanse ocalenia Żydów w warunkach niemieckiej okupacji stwierdził, że  

...najlepszą strategią uratowania się był jednak obóz koncentracyjny, a nie ukrywanie się i zdanie się tylko na pomoc Polaków.[...] Takich uratowanych było dużo mniej niż nam się wydawało. No... minimum to jest 20 tysięcy, którzy uratowali się dzięki pomocy Polaków i w ten sposób doczekali wyzwolenia. Jednak dwukrotnie, albo trzykrotnie więcej przetrwało w tych no... obozach.

- Czyli bezpieczniej Żydom było w obozach koncentracyjnych, Pan powiedział, niż na wolności w Polsce? - dopytywał się redaktor Gugała kiwając ze zrozumieniem głową.

- No... w sumie tak. - potwierdził profesor, dodając, że więcej polskich Żydów przetrwało w obozach i zostało wyzwolonych, głównie w tej zachodniej części, przez aliantów zachodnich

[wypowiedź profesora ŻIH do obejrzenia i odsłuchania TUTAJ 1:35]

Polaków zatkało. Skończyło się jednak na kilku komentarzach na stronie Polsat News i w niektórych konserwatywnych mediach. Sprawa jednak zasługuje na większą uwagę, bo  faktyczne skutki zastosowania owej najlepszej strategii uratowania się dają wiele do myślenia, a wypowiedź profesora z ŻIH może nas drogo kosztować. Przyjrzyjmy się zatem skutkom zastosowania tej strategii na przykładzie losu Żydów z getta warszawskiego. [źródło: printscreen polsatnews.pl  (TUTAJ)]

 

Skutki najlepszej strategii uratowania się wg prof. Żbikowskiego z ŻIH

Realizując niemieckie rozkazy (oraz najlepszą strategię uratowania się zalecaną przez prof Żbikowskiego z ŻIH) warszawski judenrat przekazywał je żydowskiej policji, która dostarczała stosowny kontyngent mieszkańców getta na Umschlagplatz. Tam czekał pociąg liczący zwykle 60 wagonów towarowych, mieszczącyh 60-70 osób, ale pakowano do nich do 150 osób; cały skład mógł więc liczyć 60x150=9000 ludzi, według naocznego świadka, starych, młodych, mężczyzn, kobiet, dzieci i niemowląt w betach, niewiarygodnie stłoczonych, bez dostępu powietrza i możliwości załatwienia naturalnych potrzeb. SS-mani z automatami umieszczeni na stopniach wagonów, a nawet na dachach zabijali na miejscu ewentualnych uciekinierów. Jazda w morderczych warunkach trwała czasem ponad dobę lub dwie, bo często trzeba było przepuszczać inne pociągi. Pociąg często czekał również u celu, bo w obozie nie nadążano z zabijaniem. Latem 1942 r. umierała czasem ponad połowa ludzi w wagonie.

 

Po przyjeździe pociąg dzielono na trzy 20-wagonowe części mieszczące się na bocznicy, na którą kolejno je podstawiano w około godzinnych odstępach. W ten sposób przyjmowano codziennie 2-3, czasem 4 transporty. Niemcy i wachmani (zwykle kolaboranci różnych nacji z ZSRS) brutalnie wypędzali Żydów z wagonów i kazali zostawić bagaże. Tych którzy nie mogli dowlec się 200-300 m do komór gazowych (starców, inwalidów, rannych i chorych, małe dzieci bez opiekunów) mordowano strzałem w tył głowy nad krawędzią pobliskiego dołu na zwłoki.

Z pozostałych czasem, w razie potrzeb wybierano przydatnych fachowców lub co silniejsze osoby do pracy w obozie, co tylko odraczało śmierć. Oddzielano kobiety i dzieci od mężczyzn i kazano rozebrać się do naga, odbierając pieniądze i kosztowności, po czym grupami wpędzano do komór gazowych mieszczących początkowo od 480 do 750 osób, w nowszej wersji od 2300 do 3800. Kolejne grupy czekały nago (zimą na mrozie) na wejście. Gazowanie trwało nie dłużej niż 30 minut - po tym czasie wszyscy byli martwi, czasem tylko trzeba było dobijać niektóre ofiary. Na koniec wieźniowie-pracownicy wyciągali zwłoki i wrzucali je do ogromnych dołów posypując je wapnem  oraz czyścili komory z nieczystości.

TREBLINKA TO NIEWYOBRAŻALNA ZBRODNIA - ESENCJA ZŁA - PIEKŁO NA ZIEMI. Niemiecka koncepcja. Niemiecka technologia. Niemieckie kierownictwo i wykonanie, choć z pomocą kolaborantów (z narodów ZSRS) i sterroryzowanych więźniów.

Przepraszam, w przypadku Treblinki kierownictwo było austriackie i niemieckie: dwóch pierwszych komendantów, w tym główny, najbardziej skuteczny Franz Stangl to Austriacy (jak Adolf Hitler), trzeci komendant, przedtem zastępca Stangla, przez końcowe 3,5 miesiąca obozu był Niemcem.

Tak wyglądały skutki zastosowania najlepszej strategii uratowania się zalecanej przez znawcę holocaustu, profesora Andrzeja Żbikowskiego z Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Nad tym, jakie bardziej ogólne wnioski można wysnuć z tez Pana Profesora zastanowimy się w następnej części.

 

Materiał ukazał się na portalu Fronda.pl

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.