Bożena Ratter: Przeklęty, kto w te różnoplemienne ziemie niesie zarzewie walki i nienawiści
data:25 lutego 2018     Redaktor: ArekN

 
Niemcy wywołując I wojnę światową nieśli nie tylko zarzewie walki i nienawiści. Tragiczny był los cywilnych mieszkańców na terenach prowadzonej przez Niemcy wojny, los „bieżeńców” , którym rodzinny majątek zniszczono, zrabowano i zmuszono do ucieczki w głąb Rosji. Tych strat Niemcy nigdy nam nie zrekompensowali- pisze Bożena Ratter.

 

„Z opowieści babki wiem, iż dziadek miał przykurcz palców jednej dłoni. Była to pamiątka z Krakowskiego Przedmieścia. Podczas demonstracji przeciw postanowieniom Traktatu Brzeskiego został cięty szablą przez jednego z niemieckich policjantów rozpędzających tłum. 14 lutego 1918 roku, 5 dni po podpisaniu Traktatu Brzeskiego doszło do manifestacji na ulicach Warszawy. Niemieccy ułani rozbijali pochód a pod kościołem Wizytek ustawiono karabin maszynowy dla „ostudzenia” warszawiaków. Na ulicach wybijano szyby w niemieckich instytucjach, nie wyjechały tramwaje, tramwajarze popsuli urządzenia elektrowni w zajezdni na Wolskiej, odwołano wszelkie przedstawienia teatralne, pokazy kinowe, bale karnawałowe. Na witrynach sklepowych wywieszono mapy prezentujące ustalenia Traktatu Brzeskiego. Postrzegamy rok 1918 w perspektywie 11 listopada, przyjeżdża Piłsudski i mamy wolną Polskę! Zaginęła zupełnie opowieść o tym, czym rozpoczął się znaczący rok 1918, kolejny rok niemieckiej okupacji trwającej do 11 listopada 1918 roku" – rozpoczął kolejne spotkanie, przygotowane na 100 lecie Odzyskania Niepodległości, Tomasz Kuba Kozłowski w DSH.


23 lutego 2018 r w Pałacu Belwederskim odbyła się debata, a właściwie omówienie przeprowadzonego w 2017 roku sondażu, mającego wykazać, czy i jak Polacy chcą obchodzić 100 lecie Odzyskania Niepodległości. Mamy już 53 dzień 2018 roku! Skąd ankietowani ( i zapewne ankieterzy) mogą wiedzieć, co i jak obchodzić, skoro stosownej wiedzy o wydarzeniach tamtych czasów nie przekazano im w szkole, na studiach , w TV, kinie, teatrze i w przestrzeni publicznej. Wiedzą zaś od byłego premiera, że zamiast historią, powinni interesować się ciepłą wodą w kranie. Obecni mieszkańcy Warszawy nie dowiedzą się o manifestacji ulicznej 14 lutego 1918 od przedwojennych warszawiaków, którzy są już nieliczni. W Warszawie mieszkają przybysze z innych rejonów Polski. Straciliśmy już 55 dni okazji do edukacji i choćby wspomnienia tych, którzy dla nas Polskę odzyskiwali. To smutne.


„Polacy nie mieli złudzeń czego mogą oczekiwać od niemieckiego okupanta, zwłaszcza na terenach wschodnich, na których Niemcy od 1915 r. tworzyli obszar wojskowo – administracyjny Ober Ost (od Kurlandii, przez Litwę, Grodno, Białystok, Suwałki). Pojawiły się niemieckie kopiejki, niemieckie znaczki pocztowe a w prasie wydawanej dla stacjonujących tam żołnierzy niemieckich, negatywnie pisano o polskich aspiracjach niepodległościowych, dość wyraźnie kokietując Litwinów, Białorusinów” – kontynuuje Tomasz Kozłowski. Zasadą niemieckiego okupanta, stosowaną od czasów rzymskich, było dziel i rządź, napuszczaj jednych na drugich by sprawować kontrolę, nie pozwalaj, by twoi poddani żyli w pokoju bo wtedy mogą się zwrócić przeciwko tobie. W początkowej fazie wojny Niemcy nie przewidywali, że będzie cokolwiek między Rosją a Niemcami. Dopiero w drugiej fazie wojny, gdy na Rosję nie można było już za bardzo liczyć, powstała niemiecka koncepcja utworzenia całego pasa satelickich, zależnych politycznie a także gospodarczo od Niemiec, krajów. Autorem tej koncepcji Mitteleuropa był Friedrich Naumann (fundacja niemiecka jego imienia działa do dzisiaj w Warszawie).
Do rokowań pozwalających ten plan zrealizować przystąpiono w grudniu 1917 r. w Brześciu. Polacy do rozmów nie zostali dopuszczeni. Na rozmowy z Niemcami i Austrią przybył na czele delegacji sowieckiej znakomity polityk, pochodzący z zamożnej rodziny kupców żydowskich, Adolf Abramowicz Joffe, jeden z najinteligentniejszych bolszewików. Niespodziewanie dla wszystkich, a zwłaszcza dla Rosjan, do rozmów dopuszczeni zostają Ukraińcy, którzy nie są stroną tego konfliktu, a którzy nieco wcześniej ogłosili deklarację niepodległościową, określając żądany obszar swej państwowości. Ale na tym polegała chytrość planu państw centralnych, nie dopuścić do pertraktacji Rosji z Ukrainą i jako pierwszy, podpisać traktat z Ukrainą. Dodatkowo panuje głód a zboże jest na Ukrainie, więc można zaoferować jej quasi suwerenną, autonomiczną pozycję za milion ton zboża. Niemiecki strateg wypowiedział się wobec delegacji sowieckiej jednoznacznie o położeniu Polski: „niepodległe państwo polskie uważam za utopię. Nie miałem żadnych wątpliwości i przyrzekłem Ukraińcom poparcie w sprawie chełmskiej. Domaganie się natomiast terytorium austriackiego z ich strony uważałem za bezczelność”. Ukraińcy domagali się bowiem nie tylko Podlasia, Chełmszczyzny, okolic Zamościa, Hrubieszowa, Tomaszowa Lubelskiego, całej Galicji ze Lwowem, Tarnopolem, Stanisławowem, Brześciem.

Ostatecznie dochodzi do podpisania traktatu w nocy z 8 na 9 lutego 1918 r. między państwami centralnymi a Ukraińską Republiką Ludową. Dla społeczeństwa polskiego po czteroletnich zmaganiach wojennych na różnych frontach, które liczy na ostateczne rozwiązanie sprawy polskiej, był to nie tyle zimny prysznic, ile czwarty rozbiór Polski! Wincenty Witos pisał : „pokojem tym podpisanym w Brześciu Litewskim w dniu 9 lutego 1918 roku rozdarto Królestwo Polskie oddając ziemię chełmską i podlaską. Bezprawie i gwałt niesłychany, te ziemie wchodziły zawsze do Królestwa stanowiącego integralną część i zamieszkałą prawnie wyłącznie przez ludność polską”. Maria Dąbrowska pisała w Dzienniku: „okropne wieści o pokoju z Ukrainą, granica ma przechodzić przez Królestwo, prawdziwy cios w serce! Tak się robi interesy na wielkich konfliktach świata. Na co przelewać krew! Jakże tu nie być Polakiem, gdy naprawdę to naród bardzo nieszczęśliwy”. Do dymisji podaje się Rada Regencyjna w Warszawie…”przygotowywano traktat pokojowy najżywiej dotykający interesu Polski a jak się okazało, uchwalający nowy rozbiór Polski, usuwając Polaków od wszelkich możliwości wpłynięcia na bieg układu”.


Jak wspomina Wincenty Witos „dzień 18 lutego 1918 r został wyznaczony jako termin narodowego protestu”. I rzeczywiście, w tym dniu stanęło życie na całym obszarze Galicji a także częściowo Śląska Cieszyńskiego. Stanęły koleje, praca w urzędach, fabrykach, zakładach, w wielu kościołach, synagogach, kościołach reformowanych odbywały się nabożeństwa żałobne z odpowiednimi kazaniami wygłaszanymi z dużą odwagą księży. W każdym mieście, miasteczku, wsi odbywały się masowe wiece i demonstracje (bez facebooka) pod hasłem : Ziemi nie damy! Specjalne znaczki patriotyczne drukowane, bite w metalu, miały przypominać o oporze przeciw tej decyzji. Urzędnicy w galicyjskich urzędach rezygnują z pracy (nie brali kredytów), odsyłają austriackie medale. Część medali jest przypinana do psich obroży lub ogonów (nie było obrońców zwierząt). Odrywa się herby, zrywa flagi państw centralnych, portrety zdrajców wieszane są jak za insurekcji kościuszkowskiej.

„Mroźny, słoneczny ranek wstał nad Krakowem. Miasto od samego rana miało odświętny wygląd. Zamknięto wszystkie sklepy, zupełna cisza, ani tramwajów ani dorożek. Odświętnie ubrani obywatele spieszący w skupieniu, wszystkimi ulicami, ze wszystkich stron miasta, ku Rynkowi, gdzie miała odbyć się manifestacja. O godz. 9 rano rozległ się przeraźliwy pisk maszyn lokomotyw na znak rozpoczęcia bezrobocia. Manifestacja się zaczęła. Stanęły wszystkie fabryki i zakłady przemysłowe, opustoszały wszystkie lokale”. Podobnie było w Przemyślu, gdzie złożono rotę przysięgi…”nie uronimy nic z polskości, ani ziemi, ani ludu, ani języka, ani praw, ani uczuć, ani obowiązku”. Ponoć sto tysięcy liczyła demonstracja we Lwowie. W Lublinie podczas demonstracji palone są portrety władców państw centralnych. W wyniku tłumienia tych protestów zginęło łącznie kilkadziesiąt osób, kilkaset zostało rannych, cztery tysiące trafiło do więzień. Austriackie dowództwo musiało ściągnąć z frontu całą dywizję by tłumić wystąpienia. Również wieś zareagowała na ten zdradziecki traktat, chłopi gromadzili się po wsiach, radzili, czekali na sygnał z Warszawy, na domach wieszano kartki „tu mieszkają Polacy”. „Tymi kartkami chcemy opatrzyć domy, drogi, drzewa, wszystko-niech czytają, niech wiedzą”. Aleksander Janowski, znakomity krajoznawca pisał do władz austro węgierskich: „boć niewątpliwie , że ziemie nadbużańskie posiadają ludność mieszaną, że są gminy po lewym brzegu Bugu liczące po 60% ludności rusińskiej, ale są też gminy czysto polskie po prawym brzegu, na terenie Wołynia i Podola. Przeklęty, kto w te różnoplemienne ziemie niesie zarzewie walki i nienawiści. Po trzykroć przeklęty kto czyni to z fałszywą pobożnością a zasłania się nauką Chrystusa głoszącego braterstwo i miłość bliźniego”.


Niemcy wywołując I wojnę światową nieśli nie tylko zarzewie walki i nienawiści. Tragiczny był los cywilnych mieszkańców na terenach prowadzonej przez Niemcy wojny, los „bieżeńców” , którym rodzinny majątek zniszczono, zrabowano i zmuszono do ucieczki w głąb Rosji. Tych strat Niemcy nigdy nam nie zrekompensowali.
„Piątego sierpnia 1915 roku Warszawa padła, a w związku z tym została zarządzona przez główne dowództwo przymusowa ewakuacja całej ludności wraz z całym dobytkiem żywym i martwym z Królestwa oraz zza Bugu na wschód. Po usunięciu ludności wojsko, a zwłaszcza kozacy doszczętnie puszczali z dymem opustoszałe wsie i miasteczka, łany stojącego na pniu lub zżętego już zboża. Ogromne połacie bogatego kraju w Koronie już zostały zamienione w pustkowia (oczyszczano teren by Niemcy nie mogli z niego korzystać dążąc na wschód). Wędrówka ludności zza Bugu spod Brześcia ku naszym powiatom poleskim dążyła trzema dużymi szlakami po obu stronach toru kolejowego Brześć- Homel oraz poza Prypecią przez Dawidgródek, lasy rządowe, nasze dobra. Każdy przechodzący tabor zobaczywszy przy naszej bramie studnię zwykł był się zatrzymywać, by napoić konie i bydło. Wszystkie zasiewy wzdłuż traktu zarówno dworskie, jak i włościańskie były zdeptane lub spasione przez wielotysięczny pędzony inwentarz żywy. Wszystkie trakty poza tym zasłane były padliną bydlęcą lub końską zwierząt, które od wycieńczenia i z braku sił iść dalej nie mogły i zdychały po drodze. Gdzieniegdzie można było napotkać niewielkie mogiłki z wyciosanym z brzozy lub dębu krzyżykiem i przybitą do niego deszczułką z napisem, że pochowali tu zmarłe w drodze dzieciątko, które nie wytrzymało tak długiej i uciążliwej od całych tygodni trwającej wędrówki…

Przeszło miesiąc trwała ta wędrówka ludności. Dziesiątki tysięcy ludzi zatrzymało się w Mozyrzu, wielu powędrowało jeszcze dalej w głąb guberni rosyjskich. W Mozyrzu rozpoczęły się różne epidemie, nawet kilkanaście było wypadków cholery. Na traktach fetor nie do zniesienia. Zanim władze miejscowe zarządziły we włościach zakopywanie padliny, my już swoimi siłami doprowadziliśmy do porządku okolice naszego dworu. Całe szczęście dla naszych okolic było to, że armia rosyjska cofała się szlakami dalszymi, bardziej na północ położonymi, czasami tylko mały oddział konnicy przeważnie kozackiej, przejeżdżał koło nas… W połowie lata 1918 roku wojska niemieckie doszły pod Moskwę. Niedługo jednak cieszyli się swoim triumfem na wschodzie. Ze względu bowiem na całkowitą już porażkę na froncie zachodnim, znamionującą bliskie zakończenie wojny, rozpoczęli wycofywanie się z frontu wschodniego, właściwie bez nacisku ze strony wojsk bolszewickich. …W miarę wycofywania się wojsk niemieckich, przeważnie wzdłuż torów kolejowych, w miejscowościach położonych dalej od kolei, rozpoczęły się grabieże, rabunki, morderstwa, dokonywane przez maruderów na ludności wiejskiej, miasteczkowej, a zwłaszcza w pozostałych z rzadka jeszcze dworach” . Tak wspomina te wydarzenia Antoni Kieniewicz, przed rokiem 1918 właściciel majątku Dereszewicze na Polesiu.
„Zastanawiałem się, jak to się stało, że w nocy 1 września 1915 nie spalono naszego domu. Przecie zniszczono wszystko, co mogło być zniszczone. Cała okolica spłonęła. I to nie tylko nie zrabowano i nie spalono domu, ale w czasie pożaru dworu i sąsiednich wsi nikt dosłownie nikt, nie pokazał się w pobliżu. Mogłem to stwierdzić, bo cały czas siedziałem na ganku z rewolwerem w ręku zdecydowany bronić wstępu do środka”- wspomina ten dzień Franciszek Wysłouch. W ich dworze stacjonował jeszcze rosyjski generał z kozackim oddziałem, który namawiał ojca by uciekał przed Niemcami. „Auto ruszyło. Oficer dosiadł konia i za chwilę owczarnia we dworze stanęła w płomieniach podpalona w trzech miejscach. Było to hasło, bo natychmiast płomienie ukazały się na wszystkich dworskich budynkach. Za chwilę płonęły okoliczne wsie. Naliczyłem czternaście wsi płonących równocześnie szerokim okręgiem ognia. …Dwór płonął. Wielkie stodoły pełne nie młóconego zboża gorzały wysokimi słupami ognia. Wir żaru zrywał snopy poszycia i rozrzucał je wokoło. Drewutnia, blisko domu, załadowana aż do stropu suchymi kłodami, wyglądała jak jedno olbrzymią ognisko. Czworaki, stajnie, obory, różne gospodarcze budynku płonąc, zamykały okręg ognia. Płomienie odbijały się w wodzie sadzawki pośrodku dworu tak, że odnosiło się wrażenie jednego, wielkiego stosu ognia. Głosu ludzkiego nie było, tylko sam ogień śpiewał swą potężną pieśń zniszczenia i zagłady. I właśnie brak jakiegoś głosu, ludzkiej postaci, zwierzęcia wreszcie na tle tego pożaru był czymś przerażającym”.


Po wojnie wracali na zgliszcza, również mieszkańcy z terenów Suwałk i Białegostoku, odbudowywali w zniszczonej wojną, ograbionej i wyjałowionej ziemi II RP, nie wszyscy zakończyli odbudowę gdy Niemcy wywołali II wojnę. 17 września 1939 roku wkroczyli bolszewicy, mordowali, wywozili, grabili, palili aż część ziem polskich zabrali. Gdy po wojnie mieszkańcy wsi pod Białymstokiem, którzy jako "bieżeńcy" w 1915 roku do Tuły zawędrowali, zabierali się do kolejnej odbudowy skomasowanego jeszcze za cara 16-hektarowego gospodarstwa, uznani zostali przez obecnych właścicieli latyfundiów, za kułaków. Niektórzy, jak Franciszek Wysłołuch, absolwent akademii malarskiej, zesłany w 1914 na Sybir, uczestnik Legionów Polskich, wojny bolszewickiej i kampanii wrześniowej, do dworu na Polesiu w Pirkowiczach wrócić nie mógł. Pozostał na emigracji, pracował fizycznie. Historia 100-lecia Odzyskania Niepodległości to historia setek tysięcy życiorysów wspaniałych Polaków różnych grup etnicznych, o których filmy, dramaty, musicale, książki , spoty, portale, debaty, bilbordy , konferencje, lekcje, wykłady powinny być nam prezentowane kilka razy dziennie!


Bożena Ratter

Zobacz równiez:





Informujemy, iż w celu optymalizacji treści na stronie, dostosowania ich do potrzeb użytkownika, jak również dla celów reklamowych i statystycznych korzystamy z informacji zapisanych w plikach cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Pliki cookies można kontrolować w ustawieniach przeglądarki internetowej. Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień w przeglądarce internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności.